W tabeli Premier League Manchester United ma tyle samo punktów co Liverpool – czyli 33. Ole Gunnar Solskjaer znów jest na fali wznoszącej, a przebudzenie jego zespołu stało się czymś niekwestionowanym także po wczorajszym zwycięstwie nad Aston Villą (2:1). United jako pierwszy zespół w tym sezonie ligi angielskiej zanotowało 10 zwycięstw w sezonie, ma też 9 punktów więcej po 16 meczach ligowych niż w tym samym etapie sezonu rok temu. Wobec ciągłych nawoływań o zwolnienie Solskjaera i zwątpień w jego osobę, jest to sygnał dający trenerowi nadzieję.
�� "The first game is just as important as the last game, they all count the same"
— Football Daily (@footballdaily) January 1, 2021
Ole Gunnar Solskjaer plays down title race talks after United go level on points with Liverpool pic.twitter.com/NWT49pYdkR
Manchester United players all over Eric Bailly at full-time �� pic.twitter.com/Rpebu03IuJ
— Football Daily (@footballdaily) January 1, 2021
Problemem, który miał przez okres po wznowieniu rozgrywek Premier League Ole Gunnar Solskjaer była zbyt mała głębia kadrowa. Praktycznie od spotkania z Sheffield United wygranego w czerwcu 3:0 w meczach pojawiała się ta sama jedenastka. Zmianę wymusiła dopiero kontuzja Luke’a Shawa w meczu z Southampton. Czy dziś United posiada tę głębię? Donny van de Beek, a także późno sprowadzeni Alex Telles i Edinson Cavani pozwolili często odetchnąć piłkarzom podstawowego składu, a być może przyjdzie także moment, że sami się nimi staną. Zwiększyli oni też rywalizację na swoich pozycjach, co widać choćby na przykładzie Shawa i Tellesa. Z kolei Axel Tuanzebe stał się jednym z wyborów na pozycję środkowego obrońcy i prawego defensora. Wielokrotnie też Solskjaer wykorzystuje w meczach wariant bezpieczniejszy, kiedy do gry w środku pola posyła Freda Rodriguesa oraz Scotta McTominaya, graczy o atutach bardziej fizycznych niż kreacyjnych.
Wciąż jednak nie zmienia się jedno. To zespół uzależniony mocno od jednego zawodnika, którego słabsza dyspozycja kończy się czymś na miarę przegranej w Lidze Mistrzów z Istanbul Basaksehirem (1:2). Najgorszy mecz Bruno Fernandesa okazał się być najgorszym meczem Manchesteru United tej jesieni. A wkład 26-letniego Portugalczyka jest niezaprzeczalny. 19 goli i 14 asyst w 30 meczach Premier League, jakie zaliczył od przyjścia pokazują, jak ważnym zawodnikiem stał się dla zespołu. Z przyjściem Fernandesa United zyskało też skutecznego wykonawcę rzutów karnych. Również tych otrzymuje drużyna bardzo dużo od chwili, gdy zespół przejął Solskjaer. We wszystkich rozgrywkach podyktowano aż 42 rzuty karne dla Man. United. Jak tłumaczył to swego czasu Gary Neville, były obrońca Czerwonych Diabłów? – To jest kwestia, którą poruszamy przy wielkich zespołach. Skoro są częściej w polu karnym niż rywal, to wzrasta liczba rzutów karnych dla nich dyktowanych. To przed nimi bronisz się częściej, to prosta sprawa – stwierdził były angielski obrońca.
Wraz z Fernandesem zmienił się jednak także styl gry. Napastnicy otrzymali w końcu człowieka, któremu mogą ufać, że ich dostrzeże. United oddaje się też wiele razy szaleństwu bramkowemu, tak było chociażby przeciwko Leeds United (6:2) czy też RB Lipsk (5:0). Tak wysokie wyniki powróciły po wielu latach. Dość powiem powiedzieć, że Anthony Martial po strzeleniu hat-tricka Sheffield United był pierwszym zdobywcą takowego od czasu Robina van Persiego i meczu z Aston Villą z kwietnia 2013 roku.