{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Holstein Kiel pokonało Bayern Monachium. Historia klubu, który walczy o Bundesligę
Marcin Borzęcki /Kilonia sportowo kojarzona jest przede wszystkim ze szczypiornistami THW, którzy tytuły mistrzowskie kraju kolekcjonowali w tym stuleciu seryjnie. Piłkarze Holstein robią jednak wszystko, by wyjść z ich cienia. Pierwszy krok postawili w środę, gdy Europa usłyszała o nich po wyeliminowaniu z Pucharu Niemiec Bayernu Monachium.
Cud w Niemczech. Usłyszał hymn HSV i wybudził się ze śpiączki
BOCIANY NA ISLANDII
Geneza tego przydomku nie jest dokładnie znana. Być może to białe spodenki i czerwone getry, które sprawiają, że piłkarze przypominają na murawie bociany, a być może historia sięga jeszcze ubiegłego stulecia. W jego pierwszych latach kilku studentów regularnie spotykało się w barze "Bocianie gniazdo" położonym przy Gutenbergstrasse, nieopodal lokalnego klepiska. To właśnie tam w ich głowach zaiskrzył pomysł sformalizowania własnej znajomości i ujęcia pomysłu na kopanie piłki w prawne ramy. Z czasem dołączali do nich kumple, nierzadko wręcz dzieci z lokalnych szkół, którzy zasilali świeżo powstały zespół i rozwijali go, wymyślając kolor strojów, poziome paski na pierwszych w historii koszulkach i szukający przeciwników chętnych do sprawdzenia swoich możliwości.
Jakiekolwiek więc jest pochodzenia Bocianów, mówimy o klubie, który lata świetności przeżywał dawno, dawno temu. Od mistrzostwa kraju w 1912 roku już nigdy nie udało się osiągnąć tak spektakularnego sukcesu. W 1930 roku Holstein został co prawda wicemistrzem kraju, ale gdy ponad trzy dekady później powstała Bundesliga, nie został do niej zaproszony. Protestował, złościł się na DFB, ale to wszystko na nic. Szansy rywalizacji z najlepszymi w kraju nie było, ale werwa i chęć gry w piłkę wciąż w zespole żyły. Piłkarze spakowali więc walizki i polecieli na Islandię. Zagrali kilka meczów towarzyskich z lokalnymi drużynami, zmierzyli się z reprezentacją kraju, przecięli się nawet z Ipswich Town i wrócili do ojczyzny. Od tamtego czasu regularnie walczyli na zapleczu najwyższej klasy rozgrywkowej, ale im bliżej było wejścia w XXI wiek, tym gwałtowniej Bociany obniżały loty. W aktualnie trwające stulecie weszli jako 4-ligowiec, choć już po kilku miesiącach świętowali awans na trzeci szczebel.
W Kilonii nigdy nie mieli ekstremalnie wygórowanych ambicji, bo nie mieli nawet ku temu powodów. Nawet stadion jest jednym z najstarszych w kraju i gdy w 2006 roku federacja zaprotestowała, że jest zbyt archaiczny, jak na warunki 3-ligowe, z trudem udało się wysupłać blisko dwa miliony euro na jego remont. Udało się zadaszyć trybuny, zwiększyć komfort oglądania meczu, ale odbiło się to na pojemności, bo z mniej więcej 15 tysięcy krzesełek trzeba było się ograniczyć do nieco ponad 11. Kilka lat później DFB znów wymogło na szefach działania. Tym razem trzeba było zainwestować w maszty oświetleniowe i skonfigurować konstrukcję tak, by pozwalała rozstawić się operatorom i transmitować mecze. Zresztą gdy dwa i pół roku temu pojawiła się szansa na awans do Bundesligi, jeszcze przed przegranymi z Wolfsburgiem barażami federacja pogroziła palcem i nie przyznała licencji na potencjalne przyjmowanie potęg na Holstein-Stadion. Powód? Za mało miejsc siedzących.
SZCZYPIORNISTA LICZY KASĘ
Kiedy myślimy dziś o sporcie w Kilonii, na myśl przede wszystkim przychodzą nam piłkarze, ale ręczni. Szczypiorniści THW w tym stuleciu aż 11 razy byli mistrzem Niemiec, trzykrotnie sięgnęli po Ligę Mistrzów. W równoległej rzeczywistości Holstein stawiał co najwyżej kroczki w rozwoju klubu. W 2013 roku awansował z czwartej do trzeciej ligi, w 2017 z trzeciej do drugiej. Na zaplecze Bundesligi wszedł z drzwiami, bo już w debiutanckim sezonie zajął trzecie miejsce i otarł się o Bundesligę. W barażach lepszy okazał się jednak VfL Wolfsburg. Ale Bociany z czołówki nie wypadły, bo rok później były szóste, dwa lata później jedenastce, a teraz znów są na podium.
Ale to nie jedyne związki Holstein ze szczypiorniakiem. Szefami klubu są Steffen Schneekloth i Wolfgang Schwenke, a fani piłki ręcznej kojarzyć mogą zwłaszcza tego drugiego. W klubie pracuje od 2009 roku, a wcześniej przez lata reprezentował barwy THW, z którym zdobył kilka trofeów, a w 1992 roku zagrał nawet na igrzyskach. Potem się jednak przebranżowił, poszedł w futbol i dziś odpowiada za finanse drugoligowca.
Holstein warto obserwować również pod kątem trenerskim, bo szatnią dowodzi 32-letni Ole Werner, a więc najmłodszy szkoleniowiec w Niemczech na poziomie centralnym. Kilkanaście lat temu próbował swoich sił jako piłkarz, lecz chroniczne problemy z biodrem sprawiły, że już jako 20-latek porzucił marzenia i zajął się trenerką. Na pocieszenie zostały mu wspomnienia z występów w młodzieżowym zespole Herthy, gdzie grał w jednej drużynie z Jeromem Boatengiem. Ciekawą przeszłość ma też jego asystent, 41-letni Fabian Boll, który dla futbolu porzucił pracę policjanta w Hamburgu.
Z GLIWIC I PŁOCKA
Klub przede wszystkim może jednak działać dzięki dwójce inwestorów, którzy w okolicy mają sieć supermarketów i centrów handlowych. Zasiadają w radzie nadzorczej, wspierają finansowo Holstein, reklamują się na koszulkach i wszyscy mają przekonanie, że bez ich wsparcia o poważnym futbolu na kameralnym obiekcie Bocianów nie byłoby mowy. Głośno nie mówią o marzeniach związanych z awansem do Bundesligi, ale jeśli dalej klub będzie rozwijał się równie efektywnie i harmonijnie, to prędzej czy później powinien przedostać się do elity.
Przede wszystkim jednak świat usłyszał o nich w środę. Wiadomo było, że Bayern ma pewne problemy, że można go ukąsić, że kłopoty sprawia mu zwłaszcza organizacja w gry w defensywie. Ale nikt nie spodziewał się, że pogrozić palcem najlepszej drużynie w Europie zdoła nawet 2-ligowiec, który jeszcze kilkanaście sekund przed końcem meczu przegrywał 1:2, by ostatecznie zremisować, doprowadzić do dogrywki, a szalę na swoją korzyść przechylić w rzutach karnych. Dla Bawarczyków to najgorszy wynik w DFB-Pokal od 2000 roku, gdy również odpadli w drugiej rundzie, choć z Magdeburgiem.
I wcale nie jest powiedziane, że to ostatnie słowo Bocianów w tym sezonie. Strata raptem punktu do lidera sprawia, że w zasięgu jest nawet bezpośredni awans do elity. A to wszystko przy relatywnie niewielkich nakładach finansowych i z kadrą, która jest pozbawiona gwiazd. Według Transfermarktu jest łącznie warta niespełna 18 milionów euro, czyli mniej więcej tyle, co Marc Roca z Bayernu, który zmarnował w środę jedenastkę na wagę awansu do kolejnej fazy. Najbardziej znany zawodnik? Lee Jae-Sung, bo przecież zagrał na mundialu w Rosji. Choć polscy kibice kojarzą pewnie znacznie lepiej Thomasa Daehne i Mikkela Kirkeskova, a więc byłych piłkarzy Wisły Płock i Piasta Gliwice...