19 marca odbędzie się gala MB Boxing Night 9, a jednym z bohaterów wieczoru będzie Patryk Szymański (20-4, 10 k.o.). Powrót do ringu pięściarza z Konina, który w ostatnich pięciu pojedynkach zaliczył cztery porażki, spotkał się z mieszaną reakcją kibiców. – Nie przejmuję się nieprzychylnymi komentarzami. Nikt za mnie nie umrze, dlatego nikt nie będzie mówił mi czy powinienem wracać – powiedział nam Szymański. Więcej o boksie w piątkowym magazynie "Ring TVP Sport". Zapraszamy od godziny 17:55 do TVP Sport, TVPSPORT.PL i naszej aplikacji mobilnej.
Mateusz Fudala, TVPSPORT.PL: – Na początek zapytam nieco prowokacyjnie. Będziesz zaglądał do Internetu przez najbliższe trzy miesiące?
Patryk Szymański: – Dużo korzystam z Internetu i nie zamierzam tego zmieniać. Wiem co masz na myśli, ale nie zwracam uwagi na komentarze ludzi, którzy często nie mają zbyt wielkiego pojęcia o tym, co piszą. Zza klawiatury każdy jest mądry, ale mnie to nie rusza i nie będę się tym przejmował.
– Długo zastanawiałeś się nad powrotem?
– Decyzja zapadła już we wrześniu. To nie jest tak, że nagle po nowym roku wymyśliłem sobie powrót do ringu. To była świadoma decyzja i myślę, że jestem w lepszej formie, niż przed ostatnimi pojedynkami.
– Po walce z Przemysławem Gorgoniem (w czerwcu 2020 roku Szymański przegrał niejednogłośnie na punkty – red.) nie wyszedłeś do dziennikarzy, a potem długo nie publikowałeś niczego w mediach społecznościowych. Zapadłeś się pod ziemię.
– Nie wyszedłem do dziennikarzy, bo tak naprawdę nie miałem zbyt wiele do powiedzenia. Moim zdaniem, ten werdykt nie był sprawiedliwy, ale tak naprawdę to nie miało dla mnie znaczenia, bo bolało mnie to, jak się zaprezentowałem. Patrząc na moje aspiracje, powinienem zdeklasować Przemka, albo nawet wygrać przed czasem. Szacunek dla Przemka, ale nawet, gdybym to ja ostatecznie wygrał, to miałbym do siebie pretensje za styl. Przed kolejną walką nie chcę dużo gadać, obiecywać, bo co bym nie powiedział, to dam pożywkę krytykom. To moje życie, wiem na co mnie stać i po prostu liczę, że coś w tym moim boksie się odblokuje i wrócę na właściwe tory.
– Po tamtym pojedynku miałeś myśli, by raz na zawsze rozstać się z boksem?
– Skłamałbym, gdybym powiedział, że było inaczej. Miałem takie myśli i utrzymywało się to długo. Dużo dłużej, niż po poprzednich porażkach. Po walce z Robertem Talarkiem (w kwietniu 2019 roku Szymański po dramatycznej walce przegrał przez techniczny nokaut w piątej rundzie – red.) czułem sportową złość. A w ostatnim pojedynku byłem po prostu słaby. Czułem się, jakbym doszedł do jakiejś ściany i nie mogłem robić, tego, co bym chciał. Nie chcę mówić, że dokonałem wielkich zmian i wreszcie będzie inaczej, bo i tak, co bym nie powiedział, będą się śmiać. Zrobiłem jednak coś, co uważam za słuszne, mam nadzieję, że to przyniesie sukces i będę mógł zamknąć usta niedowiarkom.
– Wydaje mi się, że przed walką z Gorgoniem sam nałożyłeś sobie presję, mówiąc o końcu kariery.
– To rzeczywiście było niepotrzebne, ale też nie ma co zrzucać na to winy. Presja mnie nakręca, choć wiadomo, że w takim momencie kariery może być ona zabójcza. Teraz po prostu chcę wyjść do ringu, cieszyć się boksem i uważam, że nikt nie ma prawa oceniać tej decyzji o powrocie, bo to moje życie. Ja nikomu życia nie planuję. Po walce, jeśli będzie źle, niech krytykują, ale samej decyzji nie powinni. Myślę, że w Polsce są zawodnicy, którzy przegrywali w gorszym stylu i ze słabszymi zawodnikami. Ja obrywam za to, jakie mam ambicje i dlatego, że większość ludzi kojarzy mnie z dużo lepszym boksem. Gdy już zaniżyłem pułap, staje się to bardzo widoczne, dlatego wielu mnie skreśla. Rozumiem to, ale nie myślę o tym.
– Jak na decyzję o powrocie do ringu zareagowali twoi bliscy?
– Długo dojrzewałem do decyzji o powrocie, a później długo dusiłem to w sobie. Najbardziej ucieszył się tata, bo wie, że mogę naprawić to, co było złe. Mama i narzeczona… zawsze będą się martwić, ale wspierają mnie, widzą, ile boks daje mi radości i chcą, bym się spełniał.
– Z kim przygotowujesz się do walki?
– Z trenerem Wojciechem Komasą, który tak naprawdę mnie wychował boksersko. To z nim osiągałem największe sukcesy w boksie olimpijskim. Przed poprzednią walką też mi pomagał, a teraz stanie w moim narożniku. Po kilku miesiącach wspólnych treningów czuję, że boks znowu sprawia mi radość. Dla mnie to swego rodzaju powrót do korzeni.
– Domyślam się, że nie zdradzisz nazwiska kolejnego rywala, ale co możesz o nim powiedzieć?
– Promotor Mateusz Borek zna moje ambicje i wie, że kogokolwiek mi nie wybierze, nie będę narzekał. Nigdy nie narzekałem, czasem nawet jak były trzy opcje do wyboru, to celowałem w to najtrudniejszą. Co mogę powiedzieć o rywalu? Na pewno nie będzie gorszy od mojego ostatniego rywala. A wracając do Przemka, pierwszą propozycją jaką otrzymałem, był rewanż z nim. Nie ukrywam, że w tym pojedynku ucierpiała moja duma i oczywiście się zgodziłem. Jednak do tej walki nie dojdzie i tak naprawdę nie wiem czy nie zgodził się jego promotor, czy sam Przemek.
– Wrócicie do tego tematu?
– Jeśli wygram następną walkę, to chciałbym mierzyć już dużo wyżej.