{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Ronald Koeman opowiedział o Luisie Suarezie, Leo Messim i problemie braku prezesa FC Barcelona

Byłoby lepiej, gdyby Luis Suarez przeszedł do Juventusu zamiast Atletico – przyznał menedżer Barcelony Ronald Koeman. – Potrzebujemy prezesa, który zajmie się przyszłością klubu – dodał w wielowątkowej rozmowie dla "The Athletic".
Czytaj też:

La Liga. FC Barcelona zapłaciła za Pedriego więcej. "Las Palmas dostanie od 30 do 35 milionów euro"
Koeman opowiedział o wielu sprawach, m.in. odejściu Luisa Suareza. Ten strzelił w tym sezonie już czternaście goli w szesnastu ligowych występach, a jego Atletico ma w tabeli dziesięć punktów przewagi nad Barceloną. Opuścił ją właśnie na wniosek Holendra, który broni swojej decyzji.
– Gdy przyszedłem do Barcelony, znałem pewne opinie i miałem informacje spoza klubu. I koniec końców musiałem podjąć pewne decyzje. Bo gdy idzie dobrze, jest OK, ale jeśli nie idzie, to musi być tak, jak chcę, po mojemu – zaznaczył.
Choć nie do końca po jego myśli poszło. – Oczywiście, że byłoby lepiej, gdyby Luis Suarez przeszedł do Juventusu zamiast Atletico, a tak został w lidze hiszpańskiej. To była trudna decyzja i musieliśmy ją podjąć, ale okazaliśmy szacunek zawodnikowi. I wciąż zgadzam się z tym, co wtedy zrobiliśmy – podkreślił menedżer Barcelony.
Nawiązał także do ewentualnego odejścia Messiego. – Był to trudny czas, ponieważ to wciąż najlepszy piłkarz, ale denerwowały go pewne sprawy w klubie – nawiązał do letniego zamieszania. – Przede wszystkim powiedziałem w klubie: "OK, to nie jest mój problem. To sprawa między klubem a Leo Messim. I musicie ją rozwiązać".
Trener spotkał się z Messim w domu piłkarza. – Zaczęliśmy planować i był pełen entuzjazmu. Powiedziałem mu: "Będę szczęśliwy, jeśli zostaniesz. Jeśli nie, to twoja decyzja i musisz to załatwić z klubem. Jeśli zostaniesz, będziesz częścią zespołu i dawać z siebie wszystko". Powoli zaakceptował sytuację – wspominał Koeman.

Jak wiemy, Barcelona nie puściła Messiego do Manchesteru City. – Spójrzcie jak gra w ostatnich tygodniach, naprawdę jest zaangażowany w klub, w zespół. Ale nikt nie wie, co się stanie w przyszłości. Mam nadzieję, że zostanie, ale nie jestem tego pewny. Ale wciąż nie widzę Leo Messiego w innej koszulce niż Barcy – zaznaczył trener dodając, że świetnie się dogadują i omawia z nim taktykę.
Problem Messiego rozwiązał się, przynajmniej czasowo, za to pojawił się kolejny. W październiku prezes Josep Maria Bartomeu podał się do dymisji, a wybory nowego z powodu koronawirusa przesunięto na marzec. Od ponad trzech miesięcy klub nie ma więc sternika, co jest ewenementem w przypadku tak wielkich.
– Potrzebujemy prezesa, który zajmie się przyszłością klubu. Najtrudniejsze dla mnie jako menedżera jest to, że teraz takiej osoby nie ma. Nie ma numeru 1, który by decydował. Wszystkie tego typu decyzje muszą być podejmowane przez menedżera, a to dodatkowo utrudnia pracę – zwrócił uwagę.
Bo Koeman wie, że sam nie może przecież decydować o dalekosiężnej polityce. – Nie ma teraz kogoś, z kim mógłbym rozmawiać o przyszłości klubu. Potrzebujemy prezesa tak szybko jak to tylko możliwe – podkreślił.
Holender zna doskonale realia finansowe. – Nie możemy sprowadzać nowych zawodników – przyznał. Dodał, że Barca to "największy z klubów, który ma najwięcej problemów przez koronawirusa. – Na meczach nie ma kibiców, w Barcelonie nie ma turystów, którzy wydawaliby pieniądze na koszulki, chodzili do muzeum, oglądali stadion itp. – zwrócił uwagę.
Jest przekonany, że "gdy skończy się COVID-19, Barcelona będzie największa, czyli taka jaką być powinna". Ale w tym sezonie raczej nie. – Nikt mi nie powiedział: "Musisz wygrać to i to". Każdy w klubie zdaje sobie sprawę, że jesteśmy w trakcie zmian. Oczywiście chcemy walczyć o tytuły, ale nikt nie oczekuje, że wygramy Ligę Mistrzów. Może w 1/8 wyeliminujemy PSG, może dojdziemy do półfinału, ale są obecnie zespoły lepsze od nas, mające większe szanse – przyznał.