Przejdź do pełnej wersji artykułu

Telefon od prezydenta, przecieranie szlaków i życie na walizkach. Poznajcie Marynę Gąsienicę-Daniel – nadzieję alpejskich MŚ

/

Już w poniedziałek 8 lutego ruszają mistrzostwa świata w narciarstwie alpejskim. Liczyć może się w nich polska jedynaczka, która jest w absolutnie życiowej formie. Poznajcie Marynę Gąsienicę-Daniel od strony, od której nie poznał jej jeszcze nikt. Czego zazdrości skoczkom, co czuła, gdy z gratulacjami zadzwonił do niej prezydent, czy jest gotowa na "Marynomanię" i jak cieszy się z pokonywania najlepszych alpejek świata. O to – i nie tylko – w Tarvisio Marynę spytał Jakub Pobożniak.

Zobacz też: Król nart, bliźniaczki i Maryna. TOP 10 najlepszych polskich alpejczyków w historii

Czytaj też:

Polskie narciarstwo alpejskie: Maryna Gąsienica-Daniel, zdolni juniorzy i nadzieja na więcej (fot.PAP/Getty/TVP)

Polskie narty alpejskie. Maryna, ambicje rodziców, brak systemu i... wiara w lepsze jutro

W Pucharze Świata w narciarstwie alpejskim Maryna Gąsienica-Daniel zadebiutowała już prawie 10 lat temu. W grudniu 2011 roku, jeszcze jako 17-latka, pojawiła się na starcie slalomu giganta w Lienzu. Na mistrzostwach świata startowała dotychczas czterokrotnie, a największym sukcesem było 21. miejsce w superkombinacji w Are (2019). Teraz ma być dużo, dużo lepiej. 26-latka wróciła na stoki po złamaniu kości piszczelowej. Sezon 2019/20 spędziła na rehabilitacji. Gdy już wróciła, zrobiła to w wielkim stylu.

W obecnym sezonie Pucharu Świata Gąsienica-Daniel zajęła 9. miejsce w slalomie równoległym w Lech/Zuers, zaś w swej koronnej konkurencji, slalomie gigancie na dobre wskoczyła w okolice pierwszej dziesiątki. W Courchevel była 11., w Kranjskiej Gorze 10. i 11., zaś w ostatnich zawodach przed mistrzostwami świata zajęła 11. lokatę. W Kronplatz zaimponowała zwłaszcza drugim przejazdem – w nim miała najlepszy czas. W tyle pozostały takie tuzy jak Marta Bassino, Mikaela Shiffrin, czy Petra Vlhova.

Czytaj też:

Tak Maryna Gąsienica-Daniel cieszyła się z drugiego przejazdu w Kronplatz (fot. PAP/EPA)

Maryna Gąsienica-Daniel przed mistrzostwami świata. "Pierwsza dziesiątka? Przyzwyczajam się i chcę coraz więcej"

Takie wyniki to doskonały prognostyk przed mistrzostwami świata, które 8 lutego ruszają w Cortina d’Ampezzo. Polka wystartuje w nich w czterech konkurencjach: superkombinacji, supergigancie, slalomie gigancie równoległym i slalomie gigancie. Zwłaszcza w dwóch ostatnich 26-latka ma szanse na miejsce w czołowej dziesiątce. Gdyby je osiągnęła, stałaby się pierwszą biało-czerwoną od... 1985 roku, której się to udało. Ostatnie szlify przed najważniejszą imprezą sezonu Maryna zbierała w Tarvisio. Wybraliśmy się tam z kamerą TVPSPORT.


Po kontuzji nie spodziewałam się, że tak szybko dotrzemy do punktu, w którym możemy mówić o moich szansach na pierwszą dziesiątkę. Jestem dumna, że wmieszałam się w czołówkę gigantową, że będę startowała z dużo niższym numerem, co daje większą szansę i większą motywację. Ona jest jeszcze większa niż zwykle. Dlatego że jestem na starcie między najlepszymi dziewczynami na świecie, wiem, że jest o co walczyć i mogę się z nimi ścigać – przyznaje 26-latka. Te mistrzostwa będą dla niej inne niż zwykle. Szanse na poprawę życiowego wyniku są ogromne. Ostatnio w gronie pokonanych była nawet mistrzyni świata w gigancie – Petra Vlhova.

Nie biorę tych zwycięstw personalnie. Po prostu bardzo się cieszę, że trafiłam do tej czołówki, że mogę się z nią ścigać i walczyć o najlepsze lokaty. Nie mówię sobie, że muszę wygrać z Petrą Vlhovą czy innymi. Bardzo bym się cieszyła, gdybym wygrała z Petrą, gdzie ja będę pierwsza, a ona druga. Ja po prostu się cieszę, że mogę się ścigać z najlepszymi dziewczynami, że dorosłam do tego poziomu i to jest najważniejsze – skromnie przyznaje zakopianka, której największą idolką była... siostra, Agnieszka Gąsienica-Daniel. Teraz Maryna wzoruje się na zawodniczkach o podobnej posturze: filigranowych Tessie Worley z Francji i Larze Gut-Behrami ze Szwajcarii. Technicznie docenia też Mikaelę Shiffrin. Sama natomiast jest idolką wszystkich młodszych zawodniczek w Polsce. Najlepszy dowód – w Szczawnicy podczas mistrzostw kraju każda z mistrzyń stwierdzała, że wzoruje się na Marynie.

Czytaj też:

Narciarstwo alpejskie. Małgorzata Tlałka-Długosz o Marynie Gąsienicy-Daniel: powoli może zacząć myśleć o podium

Bardzo się cieszę, że mogę być wzorem dla młodszych zawodniczek, przykładem że da się, że wejście do Pucharu Świata czy zwycięstwa w Pucharze Europy nie są barierą nie do przeskoczenia. Cieszę się, że pokonaliśmy tą granicę i że pokazujemy, iż da się to zrobić – i to teraz, a nie lata temu – mówi Maryna, która trochę czuje się osobą przecierającą szlaki. – Te wszystkie Austriaczki, Włoszki, Norweżki mają utorowaną drogę do Pucharu Świata. A ty sam po prostu musisz ją torować. Nie wiem, czy kiedyś szedłeś na skiturach w góry, gdzie trzeba było przebijać się przez śnieg po kolana. Wtedy zdajesz sobie sprawę ile jest łatwiej, kiedy idziesz jako drugi, a nie wtedy, kiedy musisz tę drogę torować – szczerze przyznaje nasza jedynaczka.

Jednego możemy być pewni. Marynie Gąsienicy-Daniel motywacji nie zabraknie. – Wydaje mi się, że jedną z większych motywacji jest to, że tyle czasu poświęciłam nartom. Wiem, że teraz jest czas, a którym powinnam się najbardziej na tym skupić, bo to ostatnie lata, w których mogę coś zrobić. Przecież nie da się trenować wiecznie. Mogłabym dużo innych ciekawych rzeczy robić, mieć fun ze znajomymi, być w domu, chodzić po górach, które kocham. Wydaje mi się że największą motywacją jest to, że jesteśmy w dobrym miejscu, w dobrym czasie, mamy kilka lat w których mogę zrobić coś fajnego – i bardzo chcę to zrobić. Polka jest w najlepszym dla narciarza wieku. Kiedy osiągnąć historyczne sukcesy, jak nie teraz, nie w takim sezonie?

W końcu też można zacząć mówić o zyskach ze startów w Pucharze Świata. – Przez lata narciarze uprawiają dyscyplinę jako wolontariusze. Robią to z pasji, za pieniądze rodziny. Zarobków nie ma, wręcz odwrotnie. Czasem jest więcej dokładania niż zarabiania. Dopiero na najwyższym poziomie się to opłaca. Wiem, że dużo narciarzy kończy karierę zanim do tego punktu dojdzie. Dla pasjonatów nie te pieniądze są najważniejsze – szczerze przyznaje Polka, która narciarstwem się pasjonuje. Ze względu na chęć ciągłego rozwoju poza domem przebywa ponad 200 dni w roku. Sama przyznaje, że do życia na walizkach trzeba umieć przywyknąć. Do tego przywyknąć muszą też członkowie jej trzyosobowego sztabu: trener Marcin Orłowski, asystent Przemysław Buczyński oraz serwismen German Sagastume Pinedo.

Z Marcinem współpracujemy od igrzysk w Soczi. Muszę przyznać że ta współpraca się dobrze układa. To młody trener, któremu bardzo zależy, który zawsze szukał nowych rozwiązań, chciał więcej i więcej. To nie było tak, że przyszedł super doświadczony trener, nałożył mi reżim i nie dawał negocjować. Razem, wspólnymi siłami wypracowaliśmy model współpracy, znaleźliśmy dużo dobrych kontaktów, wsparcia. Dzięki Marcinowi i jego otwartości mogliśmy podpatrywać innych, zwłaszcza Norwegów. To bardzo nam pomogło w poszukiwaniu dobrej drogi – opowiada Gąsienica-Daniel. Asystent oraz hiszpański serwismen z najlepszą polską alpejką współpracują krócej, bo dwa lata. Zespół wygląda jednak na bardzo zgrany.

Team Maryny Gąsienicy-Daniel: od lewej German Sagastume Pinedo, Marcin Orłowski, Maryna Gąsienica-Daniel, Przemysław Buczyński


Narciarstwo alpejskie to taka dyscyplina, że trzyosobowy sztab ma tyle na głowie, że od rana do wieczora jesteśmy zajęci. Współpracujemy jednak nie tylko zawodowo, ale znamy się od lat i przyjaźnimy. To jest dodatkowy atut. Jesteśmy rodziną, w rodzinie nie zawsze jest pięknie i cudownie, ale gra kompromisów nam wychodzi. Raz jedna strona musi ustąpić, raz druga – i to wychodzi – przyznaje Buczyński. – Marynie trzeba ustępować częściej, ale nie jako zawodniczce, a jako kobiecie – dodaje. Dżentelmen.

Pracy trzyosobowy sztab ma dużo. Mimo, że działa z jedną zawodniczką, to jeden z mniejszych zespołów w stawce Pucharu Świata. Dla porównania Petra Vlhova na każde zawody jeździ z ośmioosobowym zespołem. – Przez to, że jesteśmy w trójkę, nie możemy ograniczać się do jednej dziedziny. Trener ogarnia hotele, stoki, treningi. Poza analizą techniczną dochodzi wiele innych kwestii. Jeden serwismen na głowie ma nie tylko wszystkie narty, ale i testy, kontakty z fabryką, wszystkie sprawy techniczne. Jest to bardzo czasochłonne – wtóruje asystentowi główny trener Maryny. Czasem ludzi brakuje – gdy alpejka trenuje supergiganty, o pomoc w filmowaniu proszeni są trenerzy innych zawodników. We troje nie da się obstawić całej trasy.

Czytaj też:

Zimowe igrzyska olimpijskie Pekin 2022: rok do otwarcia. Polskie szanse na medale

Minimalna liczebność kadry ma też swoje minusy w przypadku sukcesów lub ich braku. – Zazdroszczę skoczkom tego, ze jest ich tak wielu w świetnej formie i że wymieniają się sukcesami. Gdy jednemu nie pójdzie, inny osiągnie sukces. Jak ten sukces jest, to cieszą się tym całą grupą zawodników. Ja się cieszę, z trenerami. Jesteśmy malutką grupką, ja i trzech trenerów i cieszymy się razem. A jak coś nie pójdzie to wszystko odbija się na mnie. W takiej grupie jak skoczków te niepowodzenia są zamaskowane sukcesami innych – zauważa Gąsienica-Daniel. Podczas mistrzostw świata ewentualną radość będzie mogła dzielić z Magdaleną Łuczak, która wystartuje w slalomie gigancie. Inne dziewczyny jeszcze nie nadążają za postępem Maryny. O męskim narciarstwie alpejskim w Polsce na poziomie Pucharu Świata możemy na razie tylko pomarzyć. W Cortina d’Ampezzo nie pojawi się żaden z naszych panów. Wszyscy przyglądać się będą Marynie.

Podchodzimy do MŚ z lepszą pozycją wyjściową. Numer będzie lepszy, szanse będą większe. Dobrze jeździmy, jesteśmy dobrze przygotowani, chcemy jak zawsze pokazać się z jak najlepszej strony, z tym, że tym razem ta najlepsza strona może dać jeszcze lepszy wynik niż zwykle. Maryna z presją radzi sobie najlepiej z całej naszej grupy. To jest typ zawodniczki, która lubi rywalizację, która lubi się ścigać – więc o radzenie sobie z presją jesteśmy spokojni – przyznaje trener Orłowski.

Plan na mistrzostwa jest prosty. – Zawody składają się z dwóch przejazdów. Na pewno cieszy najlepszy czas przejazdu w Kronplatz czy splity na zielono. To pokazuje, że idziemy w dobrym kierunku. Czekamy tylko, żeby złożyć dwa przejazdy na najwyższym poziomie, może dwa razy pierwszy czas – wtedy będzie super – dodaje szkoleniowiec. Tego życzymy na mistrzostwach świata. I dobrze, że slalom gigant i slalom gigant równoległy będą rozgrywane w drugim tygodniu imprezy. Wówczas pogoda ma być nieco lepsza. Przejdą deszcze, pojawi się mróz, a trasa będzie bardziej zmrożona. To właśnie na zbitym i twardym śniegu najlepiej radzi sobie Maryna Gąsienica-Daniel. Wtedy o sukcesy może być łatwiej. A jeśli pojawią się sukcesy, to... – Marynomania? Wolałam Małyszomanię. Ale jeśli tak będzie, to przekonam się, czy jestem na to gotowa – śmieje się narciarka.

Maryna – powodzenia!

Źródło: TVPSPORT.PL
Unable to Load More

Najnowsze

Zobacz także