10 lut 2021 | Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa

Jagiellonia Białystok: szeroka kadra, ale brakuje jakości

Piłkarz Wisły Kraków Yaw Yeboah (P) i Bogdan Tiru (L) z Jagiellonii Białystok (fot. PAP)

Robert Bońkowski

Żółto-czerwoni przeciętnie rozpoczęli wiosenną rundę PKO Ekstraklasy. Wróciła stara przyjaciółka – sinusoida. Zaczęło się od zwycięstwa w Gdańsku, a dobra passa dobiegła końca w Krakowie. Po części to wina rezerw.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ

Mecz o przełamanie. Transmisja meczu Raków – Lechia w sobotę 13 lutego w TVP Sport

PKO Ekstraklasa: sprawdź plan transmisji w TVP i terminarz

Czytaj też

PKO Ekstraklasa 2020/21 w TVP: plan transmisji i terminarz rozgrywek

PKO Ekstraklasa: sprawdź plan transmisji w TVP i terminarz

Od Mamrota do Zająca ten sam kłopot

Z problemem słabej dyspozycji wśród rezerwowych Jagiellonia boryka się już kilkanaście miesięcy. Wszystko miało swój początek jesienią 2019 roku, kiedy przyszłość Ireneusza Mamrota zaczęła być stawiana pod dużym znakiem zapytania. Już wtedy szkoleniowiec żółto-czerwonych nie mógł liczyć na pomoc piłkarzy zasiadających na ławce, a Mamrot miał intuicję i wiedział kogo wpuścić, by odmieniać losy meczu. Tak było na przykład latem 2019, gdzie jokerem trenera był Patryk Klimala – później sprzedany do Celticu.

Z kolejnymi miesiącami zaczynało brakować zespołowi zaangażowania, a rezerwowi nie wygrywali Mamrotowi meczów. Kłopot odziedziczył w spadku następca Iwajło Petew. Braki w rezerwach widoczne były zwłaszcza w rundzie finałowej PKO Ekstraklasy. Żółto-czerwoni przez słabszą dyspozycję musieli pogodzić się z ósmym miejscem w tabeli i zwolnieniem bułgarskiego szkoleniowca.

Zaradzić problemom z nieskuteczną ławką nie potrafi też Bogdan Zając. Rezerwowi piłkarze Jagielloni wchodzący w drugich połowach meczów nie potrafią zdobyć bramki przy korzystnym wyniku, ani tym bardziej pomóc zespołowi w trudnej sytuacji, gdy drużyna musi odrabiać straty. Tu za przykład może posłużyć jesienny mecz ze Śląskiem Wrocław przegrany 0:1 czy porażka przeciwko Pogoni Szczecin 0:3.

Zakładnik własnych pomysłów?

Trener Jagiellonii nie kryje swojego niezadowolenia z dyspozycji piłkarzy rezerwowych nawet po zwycięstwach. Tak było na przykład po meczu w Gdańsku. – Nie jestem zadowolony z tego, co prezentowaliśmy na boisku pod koniec pierwszej połowy i przez około 20 minut po zmianie stron. Nie tak miało to wyglądać. Przeprowadzone zmiany miały w nieco inny sposób wpłynąć na naszą grę. Niemniej chwała dla drużyny i jeszcze raz brawa dla Xaviera Dziekońskiego, który w bardzo trudnym momencie gry świetnie spisał się przy rzucie wolnym wykonywanym przez Rafała Pietrzaka. Zdobyta później przez Jakova bramka na 2:0 zamknęła to spotkanie – komentował Zając zwycięstwo w Pomorskiem.

PKO Ekstraklasa: sprawdź plan transmisji w TVP i terminarz

Czytaj też

PKO Ekstraklasa: sprawdź plan transmisji w TVP i terminarz

Trener Bogdan Zając (fot. PAP)

Rezerwy mają dać impuls drużynie wtedy, gdy nie jest realizowany plan gry. Tak miało być w trakcie ostatniego meczu żółto-czerwonych. W Krakowie Jagiellończycy mieli swoje szanse w pierwszej połowie, ale w drugiej brakowało im sił i umiejętności. Inna sprawa, że murawa pozostawiała wiele do życzenia. Była po prostu oblodzona. Jagiellonię dobiła bramka zdobyta przez Sadloka. Trener Zając przeprowadził wtedy zmiany, ale te na nic się nie zdały. Na murawę weszli Wojtkowski, Matysik, Wdowik, Twardek i Bortniczuk. Piłkarze prezentowali się z solidnej strony na obozie przygotowawczym, ale gra kontrolna to zupełnie inna sprawa, niż mecz ligowy. Spotkanie przeciwko Wiśle Kraków to potwierdziło.

Jaga nie była w stanie przeprowadzić w drugiej połowie ani jednej składnej akcji. Twardek, Wdowik i Wojtkowski gubili piłkę, a ponadto źle ustawiali się do podania, przez co często byli wykluczani z udziału w akcji. Bogdan Zając na konferencji słabą dyspozycję piłkarzy usprawiedliwiał, ale też podkreślił, że nie jest zadowolony z gry zmienników. – Wchodząc na boisko w momencie, kiedy twoja drużyna przegrywa, nie jest łatwo odmienić losy meczu. Niemniej z wiarą w taki obrót spraw dokonujemy zmian w składzie. Po to na treningu pracujemy, żeby mieć możliwość korzystania z szerokiej grupy zawodników. Kto jest na boisku, ten musi zespołowi dawać jakość i napędzać naszą grę. Po dzisiejszych zmianach widać było, że niewiele to nam dało. Brakowało płynności – podsumował trener.

Płynność rezerwowych będzie wymagana zwłaszcza w najbliższym meczu. Do Białegostoku w Walentynki przyjedzie wicelider PKO Ekstraklasy Legia Warszawa. Trener Zając ponownie będzie musiał przemyśleć, jak zbudowana będzie na ten mecz jego kadra. Twardek z Wojtkowskim i Bortniczukiem mogą nie wystarczyć na defensywę wystawioną przez Czesława Michniewicza.

Sytuacja z rezerwowymi w Białymstoku wygląda tak, jakby Bogdan Zając stał się poniekąd zakładnikiem własnych pomysłów. Żółto-czerwoni mają szeroką kadrę, ale składającą się w dużej części z piłkarzy, którzy nie są gotowi na rywalizację nawet na poziomie PKO Ekstraklasy. Sprowadzani byli między innymi przez trenera. Tu przykładem może być Mateusz Wyjadłowski, który odbił się od ligowych ścian i został niedawno wypożyczony do Puszczy Niepołomice.

Jagiellonii i Bogdanowi Zającowi potrzeba asa w rękawie takiego jak Klimala czy jeszcze wcześniej Świderski. Póki co nie zanosi się na to. Jeden z ogranych w lidze, młodych i perspektywicznych, czyli Bartosz Bida zmaga się z brakiem formy, a kolejnych utalentowanych i przygotowanych na PKO Ekstraklasę w Jagiellonii nie widać.