Były spotkania z dziewczynami i kolegami. Zakopane żyło cały czas. Żyło inaczej niż w tych latach. Dużo gorzej, jak obecnie. Kiedy upomniałem się o kasę po zawodach, jeden z towarzyszy mi powiedział: "Jak Wam nie odpowiada, to nie startujcie" – wspomina starty w Zakopanem w latach 70. Wojciech Fortuna, który dokładnie 49 lat temu został w Sapporo mistrzem olimpijskim.
Stolica polskich Tatr od lat przyciąga najlepszych skoczków świata. Przez dekady pod skocznią im. Stanisława Marusarza przewinęły się setki tysięcy kibiców. Zakopane to miejsce magiczne. "Królestwo" polskiego narciarstwa, gdzie urodził się między innymi mistrz olimpijski z Sapporo.
– Zakopane to moje miasto! Urodziłem się tam. Zawsze będę wracał, jeśli zdrowie pozwoli. Gdy już odwiedzam stolicę Tatr, to zapalam świeczkę na grobie mamy i brata. Moja siostra nadal tam żyje. Mam tam też rodzinę i przyjaciół. Przez lata zauważyłem, że to miasto stało się deweloperskie, nie sportowe. Budowa i sprzedaż przeważają. Nic poza tym. Pandemia wiele kwestii zniszczyła. Kiedy minie, trzeba będzie mocno pracować, żeby nadrobić straty. Mimo wszystko mam ogromny sentyment do tego miejsca – mówił Fortuna w rozmowie z TVPSPORT.PL.
Trzykrotny medalista mistrzostw Polski zaczynał przygodę z nartami na małej skoczni na Antałówce i w jej okolicach. Tydzień po zakończeniu mistrzostw świata w 1962 roku zapisał się do klubu Wisła-Gwardia Zakopane. – Wszystko odbywało się na Ciągłówce. Były terenowe skocznie. Jako 10-letni chłopiec trafiłem do klubu. Tam mnie "wynalazł" trener Jan Gąsiorowski i szkolił przez kolejne dziesięć lat, do igrzysk w Sapporo. Do drużyny zapisałem się w 1962 roku. Wtedy każdemu zaczęły się podobać skoki narciarskie. U mnie było tak samo. Wszystko miało podłoże w obserwowaniu rywalizacji podczas MŚ. Dla Polski to była jedna z największych imprez w tamtych latach. Wcześniej poza studenckimi mistrzostwami świata nie było nic. Miasto reklamowało się tym, że chcemy organizacji igrzysk olimpijskich. Robili to jednak w taki sposób, żeby one nie doszły do skutku – przytaczał 68-latek.
Na początku w krajowych zawodach, junior z Zakopanego zajmował kolejno 22., 7., 8., 3., 23., 11., 45., 32., 14. i 30. miejsce, był też 33. w Kowańcu. Niedługo potem przeniósł się na Średnią, a następnie, w wieku 13 lat, na Wielką Krokiew. Jego pierwszy skok na niej miał odległość 75 metrów. Nie chciał opuszczać stolicy Tatr. Korzystał z każdej chwili.
– Wzorem dla młodzieży w tamtych latach był Stanisław Marusarz. To człowiek, od którego zaczęło się prawdziwe skakanie. Był wszędzie. Każdy mógł go napotkać na drodze. Lubił skoki, pojawiał się na obiekcie. Kiedy ja skakałem jako junior na dużym obiekcie, to i on od czasu do czasu potrafił założyć narty i oddać próbę. Otwierał nam również Memoriał Bronisława Czecha w wieku 60 lat. Ikona! Każdy chciał być jak on. To pierwszy medalista MŚ w historii polskiego narciarstwa. Dążyło się do tego, żeby być jak on. Każdy młodzieniec o tym marzył – dodał.
Fortunę do pierwszej reprezentacji Polski w sezonie 1970/1971 dołączył trener Janusz Fortecki. Przygotowania kadry prowadzone były na obozach w Wałczu, Cetniewie, Oliwie, a także na skoczni w Warszawie, obiektach w Szczyrbskim Jeziorze, Bańskiej Bystrzycy i w NRD. W lecie Fortuna oddał ponad sześćset skoków na igelicie. Przegrywał jednak wewnętrzną rywalizację w polskiej drużynie i nie pojechał na przedolimpijską próbę do Sapporo. W marcu zerwał przyczep mięśnia pod kolanem. Ściągnął gips zbyt wcześnie i podczas skoku na Krokwi odnowił kontuzję. – Były momenty, w których nie szło, ale w Zakopanem zawsze można było "podrasować" dyspozycję. Była to jedna z ulubionych skoczni dla większości zawodników – kontynuował.
Po wyleczeniu urazu i powrocie do zmagań nadszedł wymarzony czas. 1972 rok, igrzyska w Japonii. Złoto i pamiętny dyplom oraz rzeźba samuraja. Fortuna przyznaje, że z każdym miesiącem coraz mniej przeżywa tamte wspomnienia. Cały czas ma pewien niedosyt. Chodzi o to, że nigdy nie przyszło mu walczyć o najważniejsze trofea na polskiej ziemi. – Żałuję, że w tamtych latach nie udało się zorganizować igrzysk w kraju. Medale uciekały, a forma była znakomita. Z "zawiązanymi oczami" skakaliśmy przecież na tej starej Krokwi. Wiedzieliśmy o tym obiekcie wszystko. Kiedy na Memoriale Czecha pojawiała się cała światowa czołówka, skakaliśmy znakomicie. Sam zająłem raz drugie miejsce, pokonałem mistrza olimpijskiego, podwójnego mistrza świata – Hansa-Georga Aschenbacha. Niestety, źle zabiegaliśmy o najważniejszą imprezę czterolecia. Ja nie skorzystałem, nie skorzystał Adam Małysz. Nie skorzysta zapewne i Kamil Stoch. Pozostaje żal i czekanie – oznajmił.
Skoczek najlepiej wspomina występ na Wielkiej Krokwi z 20 lutego 1972 roku. Po skokach na 109 metrów i 108,5 metra cieszył się ze złotego medalu mistrzostw Polski. Jak wspomina tamte chwile? – Mówiło się, że na mistrzostwach świata w 1962 roku było sto tysięcy kibiców. Na mistrzostwach Polski po igrzyskach w Sapporo też pojawiło się mnóstwo osób. Myślę, że więcej niż teraz na zawodach w ostatnich latach. Stali gdzie się tylko dało. Na polach, na drogach. Było duże zainteresowanie. Cała Polska się zjeżdżała. Złoty medal z Sapporo dał wiarę w lepsze czasy. Znowu młodzież zapisywała się do klubów, żeby naśladować najlepszych i zdobywać medale. Świetne chwile. Minęło tyle lat, że przestałem tym już żyć. Nie myślę już o tym, nie opowiadam. Niektóre rzeczy uciekają z głowy. Teraz jestem kibicem. Oglądam i wspieram naszą kadrę. Liczę na kolejne sukcesy, bo Kamil i spółka muszą wykorzystać umiejętności, póki mają taką możliwość – podkreślił.
Fortuna zdradził również, jak w latach 70-tych wyglądało świętowanie po zajęciu wysokich miejsc w Pucharze Świata i nie tylko tam. – Były spotkania z dziewczynami i kolegami. Zakopane żyło cały czas. Żyło inaczej niż w tych latach. Dużo gorzej, jak obecnie. Kiedy upomniałem się o kasę po zawodach, jeden z towarzyszy mi powiedział: "Jak Wam nie odpowiada, to nie startujcie". Takie były czasy. Teraz pod tym względem jest o niebo lepiej. Sport został skomercjalizowany. Można go traktować jako zawód. Można zarobić wielkie pieniądze. To dodatkowa motywacja. Za moich czasów trzeba było walczyć o należyte wynagrodzenia. Ostrych imprez nie było, ale czas na świętowanie zawsze się znalazł. Oby za kilka dni znowu były ku temu powody – zakończył.
1
813.4
2
809.3
3
802.5
4
762.1
5
699.9
6
681.3
7
667.2
8
601.6
9
383.9
10
382.6
11
382.3
12
380.8
1
543.5
2
539.5
3
535.4
4
507.2
5
471.2
6
453.5
7
445.8
8
412.2
9
383.9
10
382.6
11
382.3
12
380.8
13
178.5
14
163.0
15
153.6
131.6
129.8
129.6
129.0
126.5
121.4
121.1
8
117.9
117.7
10
117.6
11
112.2
12
111.6
13
110.6
110.5
15
109.9
108.7
108.3
18
106.7
19
106.2
20
106.0
21
104.1
22
103.9
23
101.7
24
101.0
25
100.5
99.8
27
98.7
28
98.4
95.0
93.3
1
328.8
2
277.4
3
274.4
4
273.3
5
270.1
6
262.8
7
260.2
8
259.3
9
254.0
10
248.6
11
244.8
12
241.0
13
232.0
14
230.6
15
230.0
16
228.6
17
228.0
18
220.5
19
214.3
20
210.8
21
207.5
22
204.1
23
200.2
24
195.0
25
193.5
26
190.6
27
188.5
175.8
29
174.0
30
170.3