10 lut 2021 | Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa

Tomas Pekhart od roku w Legii Warszawa. Od niedocenianego do niezbędnego

Tomas Pekhart (fot. Getty) — Tomas Pekhart (fot. Getty Images)

Bartosz Pilarczyk

Rok temu reakcje na transfer Tomasa Pekharta do Legii Warszawa były stonowane, by nie powiedzieć, że pojawiała się krytyka takiego posunięcia stołecznego klubu. Dziś bez Czecha nie sposób wyobrazić sobie Legię.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ

Raków Częstochowa – Lechia Gdańsk, mecz 17. kolejki PKO Ekstraklasy w TVP Sport

Majecki w końcu zagrał! Dobry występ Polaka

Czytaj też

Radosław Majecki wreszcie zagrał w barwach AS Monaco

Majecki w końcu zagrał! Dobry występ Polaka

193 cm wzrostu, 10 klubów w życiorysie, 19 występów i dwa gole w kadrze narodowej, ale ostatni siedem lat wcześniej – tak przedstawiały się liczby Pekharta, gdy 10 lutego 2020 podpisał kontrakt z Legią. Do Warszawy trafił z grającego w drugiej lidze hiszpańskiej Las Palmas, w którym przez półtora roku strzelił zaledwie sześć goli w 33 spotkaniach.

Wydawało się, że najlepsze lata ma za sobą, bo życiowy pod względem liczby bramek sezon miał miejsce dekadę wcześniej (18 goli dla Jablonca i Sparty Praga). Rok później zaliczył dobre wejście do Bundesligi, gdzie w barwach 1. FC Nuernberg trafił dziewięciokrotnie. Do bariery 10 goli dobił jeszcze dwukrotnie – w sezonie 16/17 w AEK Ateny (12) i rok później w izraelskim Hapoelu Beer Sheva (10).

Krytycy Czecha zarzucali mu, że to napastnik jednowymiarowy – dobrze grający głową, ale powolny i niezbyt dobry technicznie, mówiąc potocznym językiem "drewniany". W polskich realiach Pekhart poczuł się jednak jak ryba w wodzie.

Majecki w końcu zagrał! Dobry występ Polaka

Czytaj też

Majecki w końcu zagrał! Dobry występ Polaka

Mróz i ŁKS nie zatrzymały Legii. Mistrz w ćwierćfinale

Czytaj też

Legia Warszawa pokonała ŁKS Łódź 3:2 i awansowała do ćwierćfinału Pucharu Polski (fot. PAP / Grzegorz Michałowski)

Mróz i ŁKS nie zatrzymały Legii. Mistrz w ćwierćfinale

Wejście do zespołu miał bardzo dobre, bo gola strzelił już w debiucie z Jagiellonią Białystok, gdy wykończył szybką akcję zespołu, ustalając wynik na 4:0. Z kolei z Lechią Gdańsk zaraz po wejściu z ławki blisko był kolejnego trafienia. Z jego strzału wyszła asysta do Mateusza Cholewiaka.

Po pandemicznej przerwie zaliczył wejście smoka. Jego bramki rozstrzygnęły trudne dla Legii wyjazdowe mecze z Lechem Poznań i Wisłą Kraków. Ostatniego, piątego w sezonie gola strzelił z Cracovią. W tym meczu Legia po kilku nieudanych i nerwowych meczach zapewniła sobie w końcu tytuł mistrzowski.

Snajper wyborowy

Pomimo niezłych wyników nikt nie spodziewał się wystrzału formy, jaki obserwujemy w tym sezonie. Czech zadomowił się w pierwszym składzie Legii i strzela jak na zawołanie. W 15 meczach strzelił 14 goli i do najlepszego wyniku w karierze, licząc trafienia w jednym sezonie, brakuje mu już tylko czterech.

Po jego przyjściu wydawało się, że trudno będzie wygryźć ze składu dobrze spisującego się Jose Kante. Gwinejczyk nadal jest w kadrze Legii, ale kibice mogli go już zapomnieć, a Czech sprawia, że za nim nie tęsknią. W tym sezonie Legia wygrała w lidze tylko raz bez trafienia Pekharta (1:0 z Cracovią po golu Filipa Mladenovicia). Poza tym tylko czterokrotnie schodził z boiska z zerowym dorobkiem w PKO Ekstraklasie. Dobre występy zaowocowały pierwszym od lat powołaniem do reprezentacji. Występ uniemożliwiło mu zamieszanie z wynikami testów na koronawirusa.

Zabójcza głowa

Po 16 kolejkach odpowiada za ponad połowę zdobytych bramek (14 z 25). Co naturalne, większość padła po uderzeniach głową. W tym elemencie Czech nie ma sobie równych i jeżeli dostaje dobre podanie, to je wykorzystuje. Potrafi jednak także celnie uderzyć zza pola karnego, co pokazał w starciu z Zagłębiem Lubin (2:1), a z Rakowem Częstochowa (2:0) był bliski fantastycznego trafienia po uderzeniu nożycami.

Bez niego zespołowi gra się trudniej, co było widać w starciu z ŁKS Łódź w Pucharze Polski. Przy remisie 2:2 Czesław Michniewicz sięgnął po asa atutowego, a ten dał Legii awans golem po strzale głową. Chwilę później zobaczyliśmy jego inną stronę, bo po kopnięciu Macieja Dąbrowskiego obejrzał czerwoną kartkę.

Pekhart pewnie zmierza po koronę króla strzelców PKO Ekstraklasy. Na 14 meczów przed końcem ma pięć goli przewagi nad Jakovem Puljiciem i Jesusem Imazem z Jagiellonii. W niedzielę najlepsi snajperzy ligi spotkają się w bezpośrednim starciu w Białymstoku. Jeżeli Czech utrzyma impet do końca sezonu, zostanie pierwszym legijnym królem strzelców ligi od czasów Nemanji Nikolicia (2015/16) i czwartym w XXI wieku. A raczej po Pekharcie nikt się takiej sztuki tu nie spodziewał.

Mróz i ŁKS nie zatrzymały Legii. Mistrz w ćwierćfinale