Przejdź do pełnej wersji artykułu

"Wyśmiewali jego słowa, szło mu coraz gorzej. A on cały czas wierzył". Maciej Maciusiak o Andrzeju Stękale

/ Andrzej Stękała, Stękała podium, Stękała Zakopane Andrzej Stękała w sobotę po raz pierwszy stanął na podium zawodów Pucharu Świata (Fot. PAP)

Był wyrzucony z centralnego szkolenia, zmarł jego ojciec, w sporcie nie szło, musiał coś wybrać. Mimo młodego wieku życie dało mu w kość, ale dał radę – mówi Maciej Maciusiak, trener, który wyciągnął z dołka Andrzeja Stękałę. W sobotę jemu też popłynęły łzy szczęścia.

Sprawdź plan transmisji PŚ w Zakopanem

Czytaj też:

Andrzej Stękała

PŚ w Zakopanem. Kazimierz Długopolski: Andrzej Stękała pokazał, że jest bardzo zdolnym zawodnikiem

Antoni Cichy, TVPSPORT.PL: – Były łzy wzruszenia?
Maciej Maciusiak: – Były! Najpierw pojawił się lekki zawód, zrobiło nam się go szkoda z całym sztabem, z Michalem Doleżalem, kiedy wyszło, że przegrał o 0,3 punktu. Ale po następnym skoku przyszła taka ulga, bo Bor Pavlovcić spadł za Andrzeja. Czuliśmy szczęście. Po tych emocjach, po całych zawodach, trochę puściły nerwy i na pewno było wzruszenie.

– Czy Andrzej może teraz poczuć, że zamknął pewien etap w życiu? Że jego wysiłki w końcu przyniosły chwilę, na którą tyle czekał?
– Myślę, że tak. On sam nie narzucał na siebie presji, to było zresztą dało się zauważyć podczas wywiadów w telewizji. Widzieliśmy go codziennie i cały czas był tak samo pewny siebie. Nawet jak trochę oddalił się od podium, to wciąż robił swoje. Większa presja pojawiała się może u dziennikarzy, wszyscy mówili że po tym, co pokazuje w tym sezonie, podium naprawdę mu się należy. Stał już na nim na mistrzostwach świata, w Pucharze Świata, ale drużynowo. Nie indywidualnie. Myślę, że to wiele dla niego znaczy, to było jedno z jego marzeń. A po drugie, zobaczył, że wystarczy oddawać takie swoje, dobre skoki i wtedy przyjdzie podium. Tak się dzisiaj stało. Sądzę, że nastąpi odblokowanie psychiczne, Andrzej pójdzie za ciosem.

– Uwierzyłby pan 13 lutego 2020 roku, dokładnie dwanaście miesięcy temu, że Andrzej Stękała będzie stał na podium Pucharu Świata, będzie miał już medal mistrzostw świata?
– Z ręką na sercu? Nie. Ale też widziałem, jaki wysiłek wkładał w to przez ostatnie lata kariery. To, jak podchodził do treningów, jaką drogę przeszedł. Zawsze wierzyłem, że ma wielki talent do skoków. A to, co pokazuje w tym sezonie, zaskoczyło nie tylko mnie, chyba cały sztab. Że aż tak skacze! W tym tkwi piękno skoków narciarskich, każdy musi wierzyć i czekać w kolejce.

Maciej Maciusiak, Michal Doleżal, Andrzej Stękała, Maciusiak Stękała Maciej Maciusiak (z lewej) i Michal Doleżal pozwolili Andrzejowi Stękale uwierzyć, że w jego karierze przyjdą piękne chwile (Fot. PAP)

– Pan wierzył, a Andrzej? Już prawie rzucił skoki, zaczął pracę w restauracji.
– Myślę, że wierzył. Ba, na pewno wierzył. Widziałem, jak podchodził do treningów. Pamiętam taki wywiad, w którym powiedział, że jeszcze kiedyś wygra Turniej Czterech Skoczni, że jeszcze wróci. To było w jego poprzednim najlepszym sezonie, już chyba pięć lat temu. Wszyscy trochę wyśmiali jego słowa, potem się to odbiło echem. Mówili, że chciał wygrać Turniej Czterech Skoczni, a idzie mu coraz gorzej. Może rzucił to bardziej w żartach, ale takie słowa coś pokazywały. On cały czas wierzył. Profesjonalny sportowiec, przychodząc codziennie na trening, wylewając siódme poty, musi wierzyć. Starty w zawodach są wisienką na torcie, najtrudniejsza jest codzienna praca.

– Co się stało po sezonie 2015/16? Czy Andrzej potrzebuje komuś zaufać tak, jak zaufał panu? A ze Stefanem Horngacherem nie było chemii?
– Trudno mi powiedzieć. Razem z moim sztabem decyzją i Stefana, i związku zostaliśmy wtedy przesunięci do kadry juniorskiej. Spotykaliśmy się, widywaliśmy na treningach, po nich, ale wiadomo, że to były inne relacje. Ciężko powiedzieć, nie chcę wspominać o tym, co się działo. Andrzej się jednak zawziął i został do dzisiaj. Chwała mu za to.

– Był pan dla niego takim kołem ratunkowym. Zrobiło się panu po ludzku żal Andrzeja? Nie chciał pan dopuścić do tego, by rzucił skoki?
– Oczywiście. Byliśmy wtedy w kadrze juniorskiej, on został odsunięty od centralnego szkolenia. Pamiętam pierwszą rozmowę ze swoim sztabem. Zapytałem, czy zgadzają się, żebyśmy wzięli dwóch dodatkowych zawodników. Chodziło też o Krzyśka Bieguna. Później rozmawialiśmy z Apoloniuszem Tajnerem i Adamem Małyszem, którzy doprowadzili do tego, że tych dwóch mogło z nami trenować. Już byli seniorami, zostali wyrzuceni z centralnego szkolenia, ale dostaliśmy pozwolenie. Za główny cel postawiliśmy sobie, żeby zachować ich przy skokach, poczekać na następny sezon i cały czas minimalnymi kroczkami wszystko szło w lepszą stronę. Ale chyba nikt nie wierzył w tamtym momencie, że przyniesie to aż takie sukcesy u Andrzeja.

– Który moment był kluczowy? Ten, w którym dostał szansę i zobaczył, jak ktoś dalej w niego wierzy, chce mu pomóc?
– Trudno powiedzieć. Każdy jest inny. Wszyscy starają się wykonywać w stu procentach swoją pracę, ale nie zawsze przynosi ona efekty i to frustruje trenerów, samego zawodnika. Trudno wskazać taki jeden moment, nie podejmę się tego. Złożyła się na to cała sytuacja Andrzeja. Był wyrzucony z centralnego szkolenia, zmarł jego ojciec, w sporcie nie szło, musiał coś wybrać. A to, że jest pracusiem, już pokazał. I poukładał sobie życie sportowe z życiem prywatnym, chodził do pracy, przy tym trenował. Mimo młodego wieku życie dało mu w kość, ale dał radę. Oby tak dalej.

– Pewnie ciężko łączyć pracę z treningami. Musiał jednocześnie koncentrować się na skokach i myśleć, jak zarobić na życie.
– Biorąc pod uwagę obecny system treningu, platformy dynamometryczne, trenowanie mocy, zawodnik musi być wypoczęty. Ilościowo nie ma tego dużo, ale musi być jakość. Wszyscy, cały sztab szkoleniowy, przykładamy do tego wagę, żeby zawodnik był na każdym treningu dawał z siebie wszystko, 120 procent na treningu w sali, poza skocznią. Andrzej musiał chodzić do pracy, nie miał stuprocentowej regeneracji, wypoczynku. Też dobrze o tym wiedzieliśmy, musieliśmy to połączyć, ale okazywało się, że praca mu służy. Towarzystwo, w którym się obracał, sprawiało mu przyjemność. I nikt nie chciał mu tego zabraniać.

– Praca pozwoliła mu oderwać się od myśli? Tak siedziałby w domu i przeżywał, że nie idzie mu w sporcie?
– Z jednej strony, tak. A z drugiej, miał środki do życia. Miał na przysłowiową kawę, miał za co wlać paliwo do baku, żeby przyjechać na trening. I wszystko jakoś się poukładało.

– Andrzej pokazał, że trudno przewidzieć, czego się po nim spodziewać. Ale czego się pan spodziewa?
– Tak szczerze, to ja już sam nie wiem! Jego skoki tej zimy przechodzą jakiekolwiek wyobrażenia. Może już nie dzisiaj, ale tak było na początku, kiedy szło mu coraz lepiej po ostatnim zagranicznym zgrupowaniu w Oberstdorfie w sezonie letnim. Teraz już sam nie potrafię powiedzieć, czego się po nim spodziewać.

– Jeśli wygra, nikogo nie zdziwi?
– Mnie już na pewno nie!

Rozmawiał Antoni Cichy

Źródło: TVPSPORT.PL
Unable to Load More

Najnowsze

Zobacz także