Miałem to z tyłu głowy od ostatnich zawodów w Zakopanem. I właśnie dlatego można było zobaczyć, jak emocjonalnie reaguję po skokach – mówi w rozmowie z TVPSPORT.PL Halvor Egner Granerud. 24-letni Norweg nie może uwierzyć, że zrównał się w liczbie zwycięstw w jednym sezonie z Adamem Małyszem.
Nie powiodło mu się w styczniu, nie powiodło w pierwszym lutowym konkursie, ale za trzecim razem już był najlepszy na Wielkiej Krokwi. Wygrał po raz jedenasty w tym sezonie. A liczby nie kłamią. Tyle samo zwycięstwo miał rekordowej zimy 2000/01 Adam Małysz. I też potrzebował do tego 21 zawodów.
– Wiesz, kto też wygrał 11 z 21 konkursów? – usłyszał. Dobrze wiedział. – Szczerze mówiąc, to dla mnie surrealne. Mówimy o jednym z największych skoczków w historii, o kimś, na kogo patrzyłem, kiedy dorastałem. Był jednym z moich idoli. To niesamowite, że się z nim zrównałem – przyznał kilka godzin po kolejnym triumfie. Do Małysza jeszcze daleko, ale dominuje w tym sezonie jak Polak za najlepszych lat. I jak inni wielcy pokroju Gregora Schlierenzauera czy Janne Ahonena.
A wielkość pokazał nie samym zwycięstwem. Potrafił zmierzyć się z koszmarem. W styczniu w ogóle nie radził sobie na Wielkiej Krokwi, uzyskiwał fatalne prędkości na progu i lądował bliżej niż na innych skoczniach. Znaleźli rozwiązanie. – Starałem się jeździć trochę wyżej. Moje narty wciąż ocierały się o kanty torów, ale już nie tak mocno. Nadal miałem słabe prędkości, jednak wyglądało to już znacznie lepiej. Wczoraj nie spisałem się pod tym względem rewelacyjnie, ale skoczyłem dobrze w pierwszej serii. Dzisiaj osiągałem trochę lepsze prędkości, miałem dwa niezłe skoki – tak podsumował niedzielne zwycięstwo.
To było coś, co leżało mu na sercu. Potrafił odlecieć w Titisee-Neustadt, Lahti, Willingen czy Klingenthal, ale nie Zakopanem. – Miałem to z tyłu głowy od ostatnich zawodów w Zakopanem. I właśnie dlatego można było zobaczyć, jak emocjonalnie reaguję po skokach. Dość ciężko mi się tutaj skakało, musiałem poprawić kilka elementów w technice. Wczoraj w drugiej serii to było już dla mnie za wiele. A dzisiaj poradziłem sobie dużo lepiej. Tak, Zakopane stanowiło dla mnie wyzwanie – przyznał Norweg, który jest na ostatniej prostej, by sięgnąć po pierwszą Kryształową Kulę w karierze.
Trzeci w niedzielę był Robert Johansson. Trzeci tak jak w styczniu. Na półmetku zajmował dwudziestą pozycję, w drugiej serii zaatakował i to jakże skutecznie. To nie pierwszy raz w tym sezonie, kiedy po pierwszym skoku jest daleko, po drugim staje na podium.
– To naprawdę detale, jak choćby dzisiaj w pierwszej serii. Popełniłem mały błąd w fazie lotu. Trochę za długo czekałem aż podejdą narty, byłem za bardzo z tyłu, za dużo powietrza podeszło na biodra. To szczegół, ale niesie za sobą spore konsekwencje. Myślę, że potrzebuję więcej skoków na najwyższym poziomie, żeby złapać pewność siebie. Mimo wszystko, za mną udany weekend z dwoma dobrymi seriami kwalifikacyjnymi, a finałowy skok w niedzielę był naprawdę fajny. Wyjeżdżam z wieloma pozytywami – mówił o tym, co nie do końca zagrało na Wielkiej Krokwi.
To on może być podczas mistrzostw świata w Oberstdorfie tym zawodnikiem, który zagrozi Granerudowi. Widać, że jego forma rośnie. – Moje najlepsze skoki stoją na wysokim poziomie. Oczywiście, to mój cel. Chcę walczyć o najwyższe miejsce. Mimo wszystko, to dla mnie dobry sezon, ale jak sam powiedziałeś, zdarza mi się za dużo słabych pierwszych serii i muszę gonić w drugich. Spokój, robić swoje i wtedy mogę walczyć o najwyższe pozycje – mówi Johansson w rozmowie z TVPSPORT.PL.
Byłego rekordzistę świata ucieszyły pogłoski o tym, że Raw Air miałyby zastąpić m.in. dodatkowe konkursy w Planicy. A mówi się nawet o czterech konkursach na "mamucie", w tym trzech indywidualnych, i jeszcze trzech na normalnej skoczni. – Oczywiście, to fantastyczna wiadomość. Chcielibyśmy skakać w Norwegii, ale informacje, że Planica chciałaby zorganizować dodatkowe zawody, są w tym sezonie jak jakiś bonus. Na razie mamy szczęście i czekamy na każde zawody, w których mamy szansę rywalizować – przyznał Norweg.
Następne
