Piłkarska wiosna rozpoczęła się 20 lutego – mówił komentujący to spotkanie w TVP2 Janusz Basałaj, do października 2021 dyrektor ds. mediów i komunikacji Polskiego Związku Piłki Nożnej. Oczywiście mowa o sezonie 2002/2003 i najcieplej pamiętanej eskadrze spod Wawelu pod wodzą Henryka Kasperczaka. Wisła Kraków po raz pierwszy podejmowała Lazio w 1/8 finału Pucharu UEFA i walczyła jak równy z równym. Od tamtego spotkania na Stadio Olimpico mija już 19 lat.
– Jezu, to naprawdę już tyle?
Redaktor Basałaj był lekko w szoku, kiedy usłyszał, że te właśnie spotkania osiągają już pełnoletniość.
Jeden z najbardziej wyczekiwanych meczów w najnowszej historii klubu ze stadionu przy ul. Reymonta 22 zakończył się wówczas wynikiem 3:3. Biorąc pod uwagę, że na Stadio Olimpico jeszcze w 2000 i 2001 roku odpowiednio właśnie Lazio i znienawidzona przez "Biancocelesti" Roma przywoziły puchar za mistrzostwo Włoch, był to wynik przyjęty nad wyraz pozytywnie.
Biała Gwiazda zachowywała szanse na awans do najlepszej ósemki rozgrywek po naprawdę dobrym spotkaniu, okraszonym golami Kalu Uche i Macieja Żurawskiego. Tego samego Żurawskiego, którego występ w tym spotkaniu nie był do samego końca pewny.
Żeby dokładnie wgryźć się w realia i nakreślić oś czasu, musimy uzmysłowić sobie kilka spraw. – Przygotowywaliśmy pod to spotkanie i wiedzieliśmy, jaka jest sytuacja w kalendarzu, byliśmy wręcz na nią gotowi. Ostatni mecz ligowy w rundzie jesiennej Wisła rozegrała 23 listopada. Decydujący mecz w Gelsenkirchen (4:1) odbywał się 10 grudnia. Graliśmy więc z Schalke po lidze, a z Lazio jeszcze przed wznowieniem gry w ekstraklasie – wspominał w rozmowie z TVPSPORT.PL Maciej Stolaczyk, wówczas lewy defensor Wisły, a dziś selekcjoner reprezentacji Polski U21.
Ze względu na panujące w Polsce warunki atmosferyczne Prezydium Zarządu PZPN przełożyło spotkania tej pierwotnej 16. kolejki z 8 i 9 marca na 19 marca. Liga miała zaś ruszyć jeszcze kilka dni wcześniej, 14-16 marca. Wisła nie miała możliwości złapania mitycznego już rytmu meczowego. Dla niej starcia z Lazio miały być pierwszymi meczami o stawkę od chwili, gdy cała Polska pokochała Wisłę Kraków, materiały o niej lądowały w głównym wydaniu "Wiadomości", a kibice przed meczem na Olimpico jechali na audiencję do papieża Jana Pawła II.
Wiślacy zaczynali od treningów na Cyprze, gdzie rozegrali m. in. sparing z Apollonem. Później obrali kurs do bazy wypadowej pod La Grande-Motte niedaleko Montpellier, na południu Francji, przy samym Morzu Śródziemnym. Tym razem sparingpartnerami była choćby drużyna Olympique Marsylia, a także koreańskie Suwon Bluewings. Choć gry wewnętrzne wskazywały, że piłkarsko wszystko wciąż się zgadza, od strony mentalnej nastąpił kryzys.
W pewien sposób nieco nadszarpniętych relacji między niektórymi zawodnikami dopatrywać się można właśnie w tym zamknięciu piłkarzy na zagranicznym obozie. Istnieje teoria nt. tamtego obozu, którą przedstawiono w książce Mateusza Migi pt. "Wisła Kraków. Sen o potędze". Piłkarze przebywali w swoim otoczeniu na tyle często i tyle zdążyli się tam sobą zmęczyć, że po jakimś czasie frustracje potrafili okazywać właśnie w bezpośrednich kłótniach.
Dodatkowo Henrykowi Kasperczakowi podebrano kilku reprezentantów kraju. 12 lutego 2003 roku selekcjoner Paweł Janas potrzebował ich bowiem na mecz towarzyski z Chorwacją (0:0). Kolejny sparing z Macedonią rozgrywany już 14 lutego wiślacy odpuścili. Znów można było korzystać z Marcina Baszczyńskiego, Arkadiusza Głowackiego, Macieja Stolarczyka, Kamila Kosowskiego i Macieja Żurawskiego. Zaledwie osiem dni od meczu z Chorwatami piłkarze Kasperczaka mieli zmierzyć się z kolejną wielką firmą. Obaw było jednak znacznie więcej.
Do czasu dwumeczu z Lazio Żurawski miał na swoim koncie 7 goli. A tymczasem nie był pewny występu, choć ostatecznie na dzień przed meczem ogłaszano, że zagra przeciwko Włochom.
– Czy wyjdzie Żurawski, czy wyjdzie Żurawski?
Takie nerwowe pytanie padało non stop, a sam "Żuraw" jeszcze parę minut przed początkiem meczu mówił trenerowi, że nadal boli. Chodziło o naciągnięte mięśnie brzucha, z którymi problem miał już od obozu we Francji. Wisła miała właśnie wychodzić na murawę, Kasperczak awizował Żurawskiego, a tutaj usłyszał niezbyt dobrą wiadomość. Polak wystąpił w spotkaniu. Jak się okazało, miał odegrać kluczową rolę.
Jeśli bowiem zagłębiamy się w to, co utrudniało sprawę Wiśle, to należy powiedzieć, że Lazio w odniesieniu do pierwszego meczu rzucało sobie samo kłody pod nogi. Lazio w weekend poprzedzający mecz w Pucharze UEFA grało z Milanem w lidze włoskiej. Mecz rozegrany przeciwko przyszłemu zwycięzcy Ligi Mistrzów przyniósł remis 2:2. Europejskie puchary rzymianie traktowali jako pole do sprawdzianu dla zmienników.
Początkowo blefowali. Na Wisłę mieli wyjść składem, który nazwać można hybrydowym. La Gazzetta dello Sport przewidziała do gry następujące zestawienie: Luca Marchiegiani – Massimo Oddo, Colonnese, Fernando Couto, Giuseppe Pancaro – Lucas Castroman, Diego Simeone, Fabio Liverani, Dino Baggio, Nikola Lazetic – Enrico Chiesa. Ostatecznie chybiła z dwoma wyborami, gdyż Stefano Fiore zastąpił Castromana, a na boisko na środku obrony ten, który 20 lutego świętuje swoje urodziny – Sinisa Mihajlović. W rezerwie trzymano też za to najlepszego środkowego pomocnika, Dejana Stankovicia.
– Nie było wśród nas obawy, jeśli chodzi o przeciwnika. Mieliśmy do niego szacunek, ale nie towarzyszył nam strach. Czas pokazał, że ostatecznie padło w Rzymie sporo bramek, a my potrafiliśmy zagrać równie ofensywnie, jak nasz rywal, tworząc pamiętne i ciekawe widowisko – mówił TVPSPORT.PL Stolarczyk.
Jak się okazało, także w pierwszym meczu przez wszystkie przypadki odmieniano rzeczownik "murawa". Była ona w słabym stanie po meczu Roma – Valencia w Lidze Mistrzów. Tutaj w negatywny sposób dał o sobie znać fakt, że rzymskie drużyny dzielą między sobą stadion i w tym samym tygodniu grają mecze domowe w europejskich pucharach.
– Boisko jest najgorsze na świecie – marudził wówczas Roberto Mancini, ówczesny trener Lazio.
Baggio (ten sam, którego w Krakowie w 1998 roku raniono rzuconym z trybun nożem) i Chiesa mieli znów zmierzyć z Polakami, podobnie jak zresztą Mancini. W 1991 roku mierzył się jako piłkarz z Legią w Pucharze Zdobywców Pucharów i odpadł w ćwierćfinale, reprezentując Sampdorię. Po latach trenował też Manchester City, który najpierw pokonał w 2010 roku Lecha Poznań, a później przegrał z nim w Wielkopolsce 1:3.
Zbigniew Boniek był pewny, że jeśli Lazio wystawi skład odbiegający od rezerwowego, to Wisła na pewno wygra. Po meczu, widząc remis, mówił, że zabrakło ostatniego skalpu. "La Reppubblica" z kolei wskazywała, że nie da się z taką drużyną, jak Wisła wygrać, gdy do gry wychodzi się 3 zawodnikami z podstawowego składu.
W tym starciu każdy ze środkowych pomocników z Rzymu nie sprostał oczekiwaniom. Na niewypełnionym Olimpico najgłośniej było za każdym razem, gdy gola zdobywała Wisła. Kilkutysięczna grupa kibiców (do dziś nie jest ona przybliżona liczbowo, szacunki różnych źródeł podają od 2 tysięcy do 10 tysięcy wskazywanych przez "Corriere della Sera").
Henryk Kasperczak posłał w bój zestawienie: Angelo Hugues – Marcin Baszczyński, Arkadiusz Głowacki, Mariusz Jop, Maciej Stolarczyk – Kalu Uche, Mauro Cantoro (dla którego był to pierwszy występ od 1. minuty od meczu z Parmą we Włoszech), Paweł Strąk, Kamil Kosowski – Marcin Kuźba i wreszcie Maciej Żurawski. Nieobecny był z kolei Mirosław Szymkowiak, który jeszcze na bieżąco przybliżał na obozie mediom, w jakim jest stanie i opisywał sparingi z Marsylią i Bluewings.
Wolno w mecz w Rzymie wszedł Żurawski. To on odpuścił krycie Lazeticia przy trafieniu dla Lazio na wagę prowadzenia 1:0. Czy to w jakiś sposób podłamało Wisłę? Raczej ją pobudziło. Marcin Kuźba w tym meczu mógł wręcz udzielać lekcji z rozgrywania piłki. Każda groźna akcja krakowian odbywała się z jego udziałem. To on podawał do Uche przy golu na 1:1, gdzie Nigeryjczyk oszukał defensorów Lazio po świetnym zwodzie.
Pech spotkał za to Mariusza Jopa, który zaliczył samobójcze trafienie na 1:2. Wisła niejako sama nakręcała się odrabianiem strat, powodując tylko, że mecz stawał się coraz bardziej szalony. Prezenty wręczał za to rezerwowy bramkarz, Luca Marchegiani, który grał wówczas w miejsce Angelo Peruzziego. To on faulował Kuźbę, a Żurawski trafił z karnego na 2:2. Drugiego karnego sprokurował także Marchegiani, a nawet chwilę wcześniej był bliski zagrania piłki ręką poza polem karnym i osłabienia Lazio na resztę meczu.
Gol pobudziła wciąż czującego ból Żurawskiego, który został przez bramkarza powalony na ziemię. Przy drugim uderzeniu z jedenastu metrów zmylił rywala i miał już wtedy 9 goli na koncie. To była zaledwie faza 1/8 finału, a tymczasem najlepszego polskiego napastnika tamtych czasów wyprzedzili w klasyfikacji strzelców tylko Henrik Larsson (Celtic) i Derlei (Porto) – odpowiednio 11 i 12 goli na koncie. Chodzi oczywiście o piłkarzy, którzy zagrali w finale Pucharu UEFA w Sewilli, który wygrała ekipa Jose Mourinho.
W pewnym momencie statystyka meczu pokazywała aż 10:0 w spalonych po stronie Lazio. Frustracja Włochów, którzy zderzyli się z dobrze zorganizowaną Wisłą, rosła. – Mieliśmy poczucie, że możemy grać z jedną z najlepszych drużyn we Włoszech. To było nawiązanie do najlepszych tradycji Górnika Zabrze i Legii Warszawa z lat 70., a wtedy dochodziły one do półfinałów i finałów w europejskich pucharach. To było poczucie dowartościowania – wspominał dla TVPSPORT.PL Basałaj. – Dla mnie Kalu Uche był takim symbolem tej piłkarskiej zawieruchy, jaką Wisła stworzyła wtedy w Rzymie. Nie da się zapomnieć takiego występu. Mówi się, że Danijel Ljuboja był najlepszym obcokrajowcem na polskich boiskach, ale dla mnie zdecydowanie Uche jest faworytem w tej kategorii – dodał.
Prowadzenia Wiśle utrzymać się jednak nie udało. Sędziujący to spotkanie Konrad Plautz z Austrii mógł wręcz nie nadążyć za tym, co się działo. Wystarczyło, że lewą stroną urwał się rezerwowy Claudio Lopez, a gola na 3:3 strzelił ten, który nękanie Polaków sobie bardzo upodobał. Strzelał trzy gole w meczu Parma – Widzew Łódź w roku 1997, miał na koncie jednego gola w spotkaniu Parma – Wisła z roku 1998, a także jedno trafienie w starciu Fiorentina – Widzew Łódź w 1999 roku. Wisłę dopiero napoczął w starciu w stolicy Włoch. Był to oczywiście Enrico Chiesa.
– Poziomem sportowym nie odbiegamy – mówił Kamil Kosowski.
– Gwiazdy calcio? Gwiazdy dobrze wyglądają w czasopismach – wtórował mu Paweł Strąk.
– Mogło być lepiej, pozostał niedosyt – twierdził Henryk Kasperczak.
Piłkarze znów pojechali do Francji z uczuciem, że można było zrobić więcej. W pamięci pozostawały też sytuacje Kuźby, który mógł nawet trafić na 4:3 i dać Wiśle jeszcze większą zaliczkę przed rewanżem.
To samo poczucie, co piłkarze i trener miał Jarosław Krzoska, były dziennikarz TVP, który wówczas pracował już od roku w Wiśle jako rzecznik prasowy. Zaczynał jako reporter Radia Kraków, komentował sport wszelaki w telewizji, występował w roli rzecznika prasowego, by wstąpić ponownie na ścieżkę dziennikarską, a następnie wrócić do Krakowa i zostać kierownikiem drużyny (w tym tej ostatniej mistrzowskiej Wisły Kraków z 2011 roku). W styczniu 2022 roku obchodził 20. rocznicę podjęcia pierwszej pracy przy Reymonta.
On sam jednak musiał zażegnać inny kryzys. Jeśli bowiem Mancini narzekał na stan boiska na Olimpico, ale widząc krakowską nawierzchnię, musiał zobaczyć – jak na swój standard – coś bardziej koszmarnego. Od czego jednak zaczęło się zamieszanie z przełożeniem rewanżu?
Jedyne zadanie, jakie przy ograniczonych warunkach infrastrukturalnych miał nadzorca obiektu Białej Gwiazdy, to pościągać śnieg z murawy w ostatniej chwili. Cały czas sprawdzano prognozę pogody i uznano, że to jedyna możliwość. Marek Gorączko, ówczesny dyrektor Towarzystwa Sportowego Wisła, przekonywał, że "kołderka" śniegowa jest warstwą ochronną dla murawy przed jej ewentualnym stwardnieniem. W czasie, gdy na mecz z Lazio kibice wykupili wszystkie możliwe bilety, trwały prace nad tym, aby nie przegapić momentu, gdy śnieg trzeba będzie sprzątnąć z murawy w obawy przed odwilżą.
– W lecie nie mieliśmy z murawą żadnych problemów. Tymczasem przyszła zima, równie sroga jak obecnie, i pojawił się kłopot – opowiadał TVPSPORT.PL Krzoska. – Wszystko wywróciło się do góry nogami, bo rewanż odsunięto w czasie. Z mojej perspektywy, na pewno wpłynęło to na losy drugiego meczu i to, jak się potoczył – dodał, wspominając po latach feralne zamieszanie.
Jeszcze w piątek po meczu w Rzymie na stadionie im. Henryka Reymana leżał śnieg. W sobotę do pracy ruszyli porządkowi, którzy ściągali warstwę białego puchu ręcznie, przy użyciu łopat. Wśród nich, był nawet znany m.in. z roli Wielkiego Szu aktor Jan Nowicki, który był obecny na meczu w Rzymie. – Kopię grób dla Lazio – mówił wówczas z przekąsem. Niedziela upłynęła na kolejnych działaniach związanych z porządkowaniem murawy – rozbijaniem lodu, sprzątnięciem śmieci i walcowaniem. Zaangażowano nawet kierowcę specjalnego traktorka z zamontowaną szczotką. Różnice temperatur sprawiły, że i tak sytuacja była ryzykowna, albowiem mróz przeplatał się ze wzrostem temperatur do plusowych wartości. W środę miały odbyć się treningi.
W samym czasie Lazio znów zanotowało słabszy rezultat w Serie A. Nie umiało strzelić gola Atalancie, a fatalny mecz zakończony wynikiem 0:0 zaliczył m. in. Claudio Lopez. Włosi nie wierzyli wręcz, że mistrzowie Włoch z sezonu 1999/20 mogą awansować dalej w Pucharze UEFA. Na pomoc do Krakowa przylatywał Jaap Stam, który nie grał w pierwszym spotkaniu. Wkroczyć mieli do składu Cesar, Stankovic, a także Paolo Negro oraz Giuseppe Favalli (kapitan w drugim meczu – przyp. red.). W kadrze był także chociażby aktualny trener Interu, Simone Inzaghi. Po przylocie do Krakowa "Biancocelesti" rozmowni jednak nie byli.
Podobnie było z wiślakami. Wciąż pojawiały się obawy o Żurawskiego i jego formę zdrowotną. Nadeszła jednak środa, dzień sesji treningowych. Zapanowała histeria ze strony włoskiej. Goście zgłosili pretensje, a delegat techniczny UEFA, Norweg Trygve Bornoe się do nich przychylił. Twardość murawy sprawdzał kluczem, próbując sprawdzić, na jaką głębokość jest w stanie go włożyć. – Murawa jest zbyt twarda, zagraża zdrowiu zawodników – mówił później na konferencji prasowej.
Krzoska musiał stanąć przed kamerami i powiedzieć, że w Wiśle nawet nie znają odpowiedzi na pytanie, gdzie zagrają i czy tutaj właśnie będzie to termin 4-5 marca, jeden z niewielu możliwych przed wznowieniem ekstraklasy, gdzie krakowianie chcieli przecież zdetronizować Legię Warszawa.
Ówczesny prezes, brat Janusza Basałaja, Bogdan Basałaj nie mógł powstrzymać emocji. – Gramy od Islandii do Tel Avivu, a futbol to nie tylko słoneczna Italia – krytykował niejako samolubne z jego perspektywy podejście Włochów.
Wisła była zmuszona nawet do poszukiwania boiska zastępczego. Nie pomogły kontakty Michała Listkiewicza, a z ówczesnym prezesem PZPN krakowianie pozostawali wciąż na łączach. Decyzji nie zmieniono, dopiero kilka dni przed nowym terminem 5 marca pojawiła się zgoda na to, by zagrać rewanż przy Reymonta. Pojawiło się pytanie, kto tak naprawdę nie chciał zagrać tego meczu. – My chcieliśmy grać, nawet w czwartek o 14:00 – mówił podenerwowany Kasperczak. Wiedział, że Lazio na rękę jest wcześniejszy powrót na mecz ligowy, którego przełożyć nie zamierzyli.
Dodatkowo, mógł w to wszystko być włączony aspekt finansowy, który zaczynał rzymskiemu klubowi doskwierać. Jak wspominał Mateusz Święcicki, już w listopadzie 2002 roku Lazio było w stanie niewypłacalności, a w styczniu 2003 roku Banca di Roma (później nazwany Capitalia) został właścicielem bankrutującego dawnego mistrza, którego w tę sytuację wpędził Sergio Cragnotti, były prezes. Po latach można się przestać dziwić, skąd pojawiała się desperacja w niektórych poczynaniach rzymian.
– Włosi mają wypożyczony samolot i jeszcze tego samego dnia muszą go oddać po meczu – niejako nakreślił też sytuację szkoleniowiec Białej Gwiazdy. Z swojej strony, również czuł presję. Kasperczak był gotowy nawet organizować pokazowe ćwiczenia swojej drużyny, aby udowodnić, że boisko nadaje się do gry.
Nie udało się nic wskórać, UEFA była po stronie Włochów. Dopiero 3 marca było jasne, że mecz odbędzie w Krakowie. Murawa stała się bardziej miękka. – Tak naprawdę jednak i wtedy nie była w idealnym stanie. W pierwszym tygodniu była twarda na skutek mrozu i braku podgrzewanej płyty, bez którego też sytuacja mogła się ułożyć inaczej. W drugim terminie stała się z kolei błotnista – wyjaśniał po latach Krzoska.
– Włosi używali swoich wszelkich koneksji, swojego lobby i pozycji w piłce międzynarodowej. Sytuacja z naciskami odnośnie przełożenia meczu tylko to odzwierciedlała – zaznaczał Janusz Basałaj. – Polska nie była wtedy w Unii Europejskiej, a dodatkowo UEFA patrzyła wtedy na kraje ze słabszą infrastrukturą i zachęcała do tego, żeby jednak budować nowoczesne stadiony i przystosować się do wymogów. Takiego obiektu wtedy na Wiśle nie było. Takie decyzje wymuszały na polskich klubach modernizację swoich obiektów. Kalendarz UEFA jest przecież nie do podważenia, organizator zrobi wszystko, aby doprowadzić rozgrywki do końca – dodał. Tak właśnie było. Unia Europejskich Związków Piłkarskich twardo stawiała wymagania, a Lazio to wykorzystało. Zobaczyli, że słabością Wisły może być jej własny stadion, którego przebudowę – trybuna po trybunie – rozpoczęto dopiero w 2004 roku, a ukończono siedem lat później.
Historia samego rewanżu należy już jednak do tych smutniejszych. Wiślaccy kibice przywitali Lazio napisem "Porzućcie wszelką nadzieję" pochodzącym z "Boskiej komedii" autorstwa Dante Aligheriego. Nadzieja miała opuścić Lazio, a być po stronie Białej Gwiazdy. Odżyła na pewno w czwartej minucie, gdy sportowa złość krakowian dała o sobie znać za sprawą Marcina Kuźby. Urodzony w Tomaszowie Mazowieckim piłkarz miał wszelkie prawo odczuć ulgę. Trafił do siatki na 1:0, przełamał swój impas i zaznaczył ogromną rolę w całym dwumeczu. Z rytmu jednak obie drużyny wytrąciła… kontuzja sędziego Stuarta Dougala, którego musiał zastąpić Kenneth William Clark.
Mancini już zestawieniem personalnym pokazywał, że żarty się skończyły. Tak jak jednak Marchiegiani postanowił być dwunastym graczem Wisły w Rzymie, tak do dziś wspominane są przedziwne zachowania Angelo Huguesa. To on zawinił przy golu na 1:1 Fernando Couto, gdy wyszedł niepotrzebnie z bramki przy rzucie rożnym. Lazio wyszło na prowadzenie dopiero po przerwie, kiedy z kolei Hugues dał się zaskoczyć kozłującym strzałem z dystansu, który oddał po wybiciu przez Mariusza Jopa… ponownie Enrico Chiesa. Ojciec Federico miał po prostu patent na polskie zespoły.
Powracając do tego meczu pamięcią w cyklu "Retro TVP Sport", nie można było jednak zapomnieć o sytuacji z 48. minuty. Cała Polska krzyczała do Macieja Żurawskiego: "Podaj!" Nie podał do Marcina Kuźby, przestrzelił. – Wyszedł ze mnie egoizm napastnika – przyznał Żurawski po latach w rozmowie z Przemysławem Babiarzem.
Jedyną równie dobrą okazję Wisła miała z czystego przypadku. Chodzi bowiem o podbitą piłkę po strzale Kamila Kosowskiego z rzutu wolnego, którą mógł skierować do bramki Kalu Uche… niestojący nawet do niej przodem.
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1004 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.