W 1981 zaszokował świat. Francuski komentator stwierdził jedynie, że to niemożliwe i zamilkł. Konrad Bartelski osiągnął największy sukces w dniu ogłoszenia stanu wojennego. Jeździł na nartach z Romanem Polańskim i był pierwszym sponsorem... Eddiego "Orła" Edwardsa. A jego ojciec uciekł z Polski podczas wojny.
– Uważa pan, że to najlepszy moment w karierze?
– Były trzy kluczowe. W wieku szesnastu lat pojechałem do Szkocji na juniorskie mistrzostwa Wielkiej Brytanii. Barclays przeznaczył na nagrody 150 funtów. Wygrałem te zawody i na drugi dzień poczułem, że to znak, by iść do przodu. Przed igrzyskami olimpijskimi w 1972 roku znów mieliśmy krajowe mistrzostwa. Przez dwa tygodnie trenowałem w Szkocji i wyraźnie poprawiłem wyniki. To był ten moment, gdy wraz z Peterem Fuchsem i Williem Bailey’em uznaliśmy, że łączymy siły i od tego czasu będziemy trenować codziennie. Dwa lata później – w 1974 roku – dwóch z nas ukończyło zawody Pucharu Świata w pierwszej dwudziestce. To było coś z niczego. Szwajcarska telewizja uznała nasze wyniki za wydarzenie imprezy. A Val Gardena było jak zwieńczenie tej historii. Jak ostatnia strona książki, która domknęła fabułę.
– Brytyjska prasa pisała, że musieliście zapłacić 500 funtów za miejsce w zespole narodowym.
– Musisz mieć kasę, jeśli chcesz być narciarzem alpejskim. Kanadyjka polskiego pochodzenia, Erin Mielzynski, niedawno musiała zapłacić 45 tysięcy dolarów za miejsce w zespole. Uwielbiam narciarstwo alpejskie, ale rozwój dyscypliny poszedł w złym kierunku. W latach siedemdziesiątych – dziewięćdziesiątych widoki były świetlane. Cały świat zachwycał się takimi indywidualnościami jak choćby Alberto Tomba. Potem jednak popularność spadła. Międzynarodowa federacja popełniła wiele błędów, dziś np. Formuła 1 jest o wiele popularniejsza, a kiedyś oglądalności tych dyscyplin były na porównywalnym poziomie. Ja zawsze walczyłem ze sportowymi organizacjami. Przez dwa lata reprezentowałem Holandię, bo w Anglii powiedzieli mi, że sprawiam za dużo problemów. Ciągle domagałem się trenera, pokazywałem, gdzie popełniają błędy. Udało się wrócić do brytyjskiej drużyny i udowodnić, że mój plan był właściwy. W Val Gardena poczułem nie tylko szczęście. To była także ulga. Wreszcie wiedziałem, że nie zmarnowałem dwunastu lat życia.
– Był pan kiedyś w polskich górach?
– O tak! Nas odwiedzała babcia i kuzyni, a my też jeździliśmy do Warszawy, a stamtąd do Zakopanego. W latach sześćdziesiątych Polska była zupełnie inna. Niemal codziennie jedliśmy pierogi, a nie jestem ich wielkim fanem. Po powrocie do Holandii nie byłem w stanie wytłumaczyć, jak to jest żyć w komunistycznym reżimie. Zacząłem jednak doceniać wszystko, co mam. Powiedziałem kiedyś tacie, że chciałbym nauczyć się polskiego. Ale on stwierdził, że to nie ma większego sensu, bo polski nigdy mi się nie przyda. Tata nie wierzył, że Mur Berliński upadnie. Bardzo smuciło go, to co się dzieje w Polsce, ale nie wierzył w zmianę. W 1973 roku przyjechaliśmy naszym vanem z Austrii, przez Czechy do Zakopanego. Atmosfera była przerażająca. Chciałem kupić coś tacie, dlatego postanowiłem sprzedać komplet nart. Facet, który kupił je ode mnie zaraz został aresztowany za cinkciarstwo. Wokół naszego hotelu roiło się od tajnej policji. Byli wszędzie i bardzo łatwo można było ich rozpoznać. Czułem się jak w filmie o Jamesie Bondzie. Ale to nie było zabawne. Bałem się i byłem przygnębiony tym, jak wygląda Polska. Pamiętam, że kuzyn – po przyjeździe na Zachód – czuł się dziwnie, był przytłoczony agresywnymi reklamami na każdym kroku. W Warszawie wtedy wszystko było brudne i szare. Porównanie życia w tych dwóch realiach było czymś bardzo interesującym. A ostatni raz byłem w Warszawie przy okazji premiery kanału EPSN Classic. Teraz to zupełnie inne miejsce.
– W angielskiej prasie wyczytałem, że to pan, jako jeden z pierwszych, poznał się na talencie Eddiego Edwardsa. Pytam o niego, bo w Polsce też jest popularny.
– Jest popularny wszędzie! To jeden z najpopularniejszych brytyjskich sportowców. Po zakończeniu kariery rozkręciłem interes związany z narciarstwem. Ludzie byli przekonani, że jako alpejczyk zarobiłem mnóstwo kasy, a tak nie było. Musiałem się szybko odnaleźć i próbowałem różnych możliwości, zacząłem m.in. współpracę z telewizją, zajmowałem się też importem nart Atomic. Pewnego dnia zadzwonił do mnie Eddie i mówi, że jest w Austrii i właśnie pobił brytyjski rekord w skokach. Niedługo potem w Londynie zorganizowano "Ski Show", więc pojechałem zobaczyć go w akcji. Przekonałem ludzi z Atomic, by dali mu narty, a potem zaalarmowałem gazety. Tak to się zaczęło. Temat chwycił. Bardziej niż się spodziewałem. Byłem w życiu na jednej premierze filmowej i to był film o Eddiem. To świetny, emocjonalny człowiek. Byliśmy trochę podobni, ale była też jedna fundamentalna różnica. On chciał pojechać na igrzyska olimpijskie, a ja chciałem pojechać, by nawiązać rywalizację. Fajnie, że mu się ułożyło.
– Przez zupełny przypadek spotkałem na nartach Romana Polańskiego. Spędziliśmy tydzień w tym samym resorcie. On byłby świetnym instruktorem i bardzo dobrym narciarzem. Miał do tego oko. Podczas tych kilku dni dowiedziałem się od niego więcej niż od wszystkich trenerów. To były szalone czasy. Część z tych historii umieściłem w autobiografii, ale nie wszystkie. Pewnie podbiłyby sprzedaż książki, ale część z nich musiałem zachować dla siebie.
– No właśnie – poszedł pan w ślady taty i wujka i również został pisarzem. Powstała autobiografia, ale też poradnik "Nauka narciarska w weekend". Została wydana także po polsku i pamiętam, że była w moim domu rodzinnym.
– Książka ukazała się bodajże w 80 tysiącach egzemplarzy. Oprócz polskiej, są też na pewno edycje włoskie, francuskie i japońskie. Często widzę tę książkę w różnych stronach świata. W Anglii została wyśmiana jako zbyt głupia, zbyt prosta. OK, była prosta, ale chodziło mi o to, by dać podstawy w trakcie jednego weekendu. Narty są bardzo naturalne. Mam wrażenie, że dziś – na siłę – robi się z tego coś bardzo skomplikowanego. Narciarstwo zamieniło się w biznes – chodzi o to, by ludzie wydali jak najwięcej pieniędzy. A prawda jest taka, że umiesz jeździć na nartach, zanim po raz pierwszy założysz je na nogi. Przecież tu chodzi o utrzymanie równowagi, a to robimy od dziecka. OK, masz dziwny sprzęt na nogach, ale nic więcej. Twoje ciało instynktownie zadba o równowagę. A im bardziej będziesz w to ingerować, tym będzie to trudniejsze.
– Po zakończeniu kariery narciarskiej próbował pan sił m.in. jako kierowca rajdowy.
– Znałem dyrektora w Rothmans. Miałem okazję przejechać się samochodem rajdowym na fotelu pilota. Poczułem się jak w odrzutowcu. Prędkość, hałas, jazda bokiem... Pokochałem to od razu, a oni stwierdzili, że chcą zobaczyć, jak narciarz poradzi sobie za kierownicą. Na drugi dzień dostałem do podpisu kontrakt i wyjechałem na trasę – ćwiczyłem m.in. kontrolę samochodu na nawadnianej płycie poślizgowej. Po dziesięciu minutach trener, który się mną opiekował (Brian Culcheth) stwierdził, że dam radę. Nigdy wcześniej nie prowadziłem rajdówki, ale jeżdżąc na zawody narciarskie mnóstwo czasu spędziłem na krętych górskich trasach, często w trudnych warunkach. Dziesięć miesięcy po pierwszym szkoleniu wziąłem udział w rajdzie we Francji (8. Rallye Rothmans) za kierownicą opla manty. To nie był łatwy do prowadzenia samochód. Starałem się jechać szybko na prostych i ostrożnie na zakrętach. W kabinie było bardzo gorąco, 40 – 45 stopni Celsjusza. Dojechałem do mety, ale byłem całkowicie wyczerpany. Ukończyłem rajd na siódmym miejscu, zostawiając za sobą kilku ze znanymi nazwiskami, choćby Malcoma Wilsona. Menedżer naszego zespołu powiedział, że jeden z zakrętów pokonałem najlepiej ze wszystkich. Potem było jeszcze kilka rajdów. Bardzo mi się to podobało, ale musiałem zrezygnować, bo nie byłem w stanie znaleźć sponsora, który pozwoliłby mi wejść na wyższy poziom.
– Co najbardziej pociągało pana w narciarstwie?
– Po prostu kocham góry. Narciarstwo daje ci poczucie, że góra należy do ciebie. A ściganie się na nartach to dodatkowo zastrzyk adrenaliny. Oczywiście, zdarzają się wypadki, ale właśnie to ryzyko jest gwarantem dodatkowych emocji. To uzależniające. Nie da się tego porównać ze zwykłą jazdą na nartach. To taka sama różnica jak między zwykłą jazdą samochodem, a jazdą autem rajdowym po torze. Dwa różne światy. Po zakończeniu kariery nadal jeździłem na narty, cieszyłem się, że jestem w górach, ale czułem, że jestem coraz wolniejszy. Wtedy uwiódł mnie ski touring, który gwarantuje fantastyczny kontakt z naturą.
– Problemem dzisiejszego świata jest przeludnienie. Ludzie są dziś wszędzie, a dzika natura jest spychana na coraz mniejszy margines. Gdy się urodziłem, to na świecie było 2,9 miliarda ludzi. Teraz jest nas prawie 8 miliardów. Zdominowaliśmy naturę i zdążamy do punktu, w którym ta tendencja nas zabije. Bardzo mnie to martwi. Przeludnienie wynika m.in. z ideologii religijnych, które są oparte na ciągłej ekspansji i bogaceniu się. Jeśli będzie nas 10 miliardów, to będzie już za dużo. Będziemy coraz bardziej ściśnięci, a problemy psychiczne będą coraz głębsze. Pamiętajmy o naturze – to ona stymuluje i sprawia, że jesteśmy bardziej kreatywni. Jeśli nasze dzieci pokochają naturę, to potrafią też o nią dbać. Dziś moją pasją jest fotografia. Uwielbiam wybierać się góry i robić zdjęcia narciarzom złapanym w perspektywie ogromnego, wspaniałego krajobrazu. Do tego ta cisza. Próbuję uwieczniać naturalne piękno naszej planety. Musimy o nią dbać znacznie bardziej niż obecnie.
Zdjęcia Konrada Bartelskiego można znaleźć na jego profilu na Instagramie.
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1009 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.