{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Medal historyczny "Morgiemu" zawdzięczany. 8 lat od brązu drużyny z Val di Fiemme
Rafał Majchrzak /
Kamil Stoch najpierw nie wierzył, że drużyna polskich skoczków wylądowała tuż za podium konkursu mistrzostw świata w Val di Fiemme. Później jednak innym brakowało wiary w to, że los uśmiechnął się do biało-czerwonych. Dawid Kubacki mówił tylko: "Nie mogę uwierzyć, po prostu się cieszę". Mówił po wywalczeniu brązowego medalu, pierwszego drużynowego w historii. Polacy zdobyli go w 2013 roku, czyli dokładnie osiem lat temu.
Już w piątek skoczkowie powalczą o medale mistrzostw świata na dużej skoczni w Oberstdorfie! Oglądaj w TVP Sport!
Około 20 minut dzieliło dwie rozmowy z zawodnikami Łukasza Kruczka na skoczni w Predazzo. Podczas pierwszej z nich nastrój był daleki od ideału. Polacy byli o krok od historycznego, pierwszego w historii medalu mistrzostw świata zdobytego w rywalizacji drużyn. Stoch uważał za niesprawiedliwość fakt, że drużyna zajęła tylko czwarte miejsce. Zabrakło 0,8 punktu. – Nie wiem, powiedzcie mi… jak to się stało? To nie może być prawda – kręcił głową Polak, który zaledwie dwa dni wcześniej wygrał na dużej skoczni i został złotym medalistą po raz pierwszy w karierze.
Do czasu, gdy nagle okazało się, że punkty zostały źle policzone. W drugim przypadku panowało już wtedy zaskoczenie połączone z radością.
Błąd sędziów to jedno. Konkurs sprzed ośmiu lat pamiętany jest też choćby z lądowania Manuela Fettnera. Austriak zgubił nartę i dojechał dalej na jednej nodze. W samych zawodach Polacy robili, co mogli. Szczególnie rozczarowany swoją próbą był Maciej Kot, który między wierszami uważał się za winnego rozczarowującego wyniku. – Pierwszy skok nie był taki, jakiego oczekiwaliśmy. Gdybym normalnie skoczył w pierwszej serii, myślę, że byłby medal. Przyczyna jest jasna – twierdził Kot. Później jednak mówiono też o samej sprawie, która pomogła Polakom. I tu należy się stosowne rozszerzenie opisu.
To były już czasy, kiedy w skokach narciarskich obecne były przeliczniki za korzystny lub niekorzystny wiatr, a także bonifikaty lub odjęcia punktów za skrócony bądź wydłużony rozbieg. W pierwszej serii mistrz świata ze skoczni normalnej, Anders Bardal otrzymał dodatkowe punkty za swój skok. Według ówczesnej relacji trenera Kruczka, potraktowano próbę Norwega tak, jakby startował z belki obniżonej o dwie pozycje. A tak nie było.
Dodatkowo w konkursie dochodziło też do zmian położenia platformy startowej na prośbę trenerów. Wtedy bowiem istniała taka możliwość. Stąd całościowo wzięła się pomyłka w zliczaniu pełnej noty, której Polacy pierwotnie nie zauważyli. Problem dojrzeli za to… Austriacy, którzy zdobyli złoty medal podczas tego właśnie konkursu na dużej skoczni. – Widziałem, że coś jest nie tak, ale nie byłem pewny. Poprosiłem o przeanalizowanie zapisu wideo. Okazało się, że miałem rację. Sędziowie pomylili się – wspominał Thomas Morgenstern. Austria i tak wyprzedziła Niemcy o 14,1 punktu, więc ich gest nie wpływał w żaden sposób na losy zwycięstwa. Norwegów zepchnięto na miejsce czwarte, ze stratą 3,7 punktu do polskiej drużyny.
To spostrzegawczość mistrza olimpijskiego z Turynu pomogła w Predazzo. Uradował Polaków na tyle, że Piotr Żyła był gotów nagrodzić go butelką symbolicznego trunku o zawartości alkoholu etylowego. Właśnie Żyła, Kubacki, Stoch oraz Kot zostali w końcu medalistami mistrzostw świata. Przez lata Polska czekała na medal imprezy rangi mistrzowskiej zdobyty przez drużynę skoczków. Doczekała się.