{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Halowe Mistrzostwa Europy w Toruniu. Marcin Lewandowski: Norwegowie szantażowali resztę

Do dużego zamieszania doszło po biegu na 1500 metrów podczas halowych mistrzostw Europy w Toruniu. Jakob Ingebrigtsen dobiegł do mety pierwszy, ale został wykluczony po tym, jak sędziowie dopatrzyli się przekroczenia toru. [Aktualizacja] – dopiero około północy ogłoszono, że to jednak Norweg został złotym medalistą, a Marcin Lewandowski wywalczył srebro. Sprawie przyglądali się wcześniej dziennikarze TVP Sport: Szymon Borczuch i Aleksander Dzięciołowski.
Szalone chwile ma za sobą najlepszy polski biegacz na dystansie 1500 metrów. Przez dłuższą chwilę wydawało się, że Lewandowski zdobył złoto, przez dyskwalifikację Norwega. Potem zmieniono decyzję i biało-czerwonemu przyznano srebro.
33-latek, jeszcze pełen emocji, odniósł się do tych wydarzeń kilka godzin po przekroczeniu linii mety. – Trochę mi zajęło, żeby odnieść się do piątkowej sytuacji. Trudny okres był. Duże zamieszanie. Początkowo zdyskwalifikowali mnie, potem Jacoba. Byłem pierwszy, potem drugi. Pojawiały się kolejne protesty. Dekorację medalową też przełożyli, bo były walki i protesty. Nikt nie wiedział, o co chodzi. Koniec końców wszystko zostaje bez zmian. Norweg pierwszy, ja drugi, Hiszpan trzeci – mówił.
Zamieścił również wpis w mediach społecznościowych, gdzie tłumaczy, jak się czuł. Zdradził również szczegóły odwołań sztabu szkoleniowego reprezentacji Norwegii. – Bardzo kontrowersyjna decyzja. Dziwnie, że tak się stało. Wszyscy sędziowie stwierdzili jednogłośnie, że powinna być dyskwalifikacja Norwega. Następnie, bez podania powodu, końcowa komisja zdecydowała, że nic się nie zmienia. Złoto trafia do Jacoba. Różne były opcje... szantaże ze strony Norwegów, że jeśli Ingebrigtsen nie wygra, nie wystartuje na 3000 metrów, a to jest gwiazda. Dziwne historie. Mimo wszystko cieszę się z medalu. Pobiegłem bardzo odważnie za Jacobem. Oderwaliśmy się od stawki. Cieszę się z podjętej decyzji. Przez ułamek sekundy nie byłem pewny, co zrobić. Czy lecieć za nim, czy odpuścić. Dotarło jednak do mnie, że nie interesuje mnie drugie miejsce. Gdybym nie zaryzykował, plułbym w sobie w twarz. Cieszę się, że dowiozłem do mety srebrny medal – dodał.
Mimo wielkich starań, polskiego biegacza nie zobaczymy na bieżni w zmaganiach na 3000 metrów. Wspólnie z lekarzem kadry podjęli decyzję, że nie ma po co ryzykować i prosić się o kontuzje. – Nie wystartowałem na 3000 metrów. Coś mi "walnęło" w plecach, w grzbiecie. Zapewne ze stresu. Wszystko się nałożyło. Przykro mi, że nie obejrzycie mnie na tym dystansie – podsumował.
"Lewy" dodał również w rozmowie z Aleksandrem Dzięciołowskim, dziennikarzem TVP Sport, że odchodzi z Komisji Zawodniczej European Athletics. Powód? Biegacz jest zły, że nie była zastosowana zasada fair play. Do sytuacji odniósł się także Ingebrigtsen.
– Zbyt dużo biegaczy wzięło udział w finale. Był zbyt duży tłok. Od początku było wiadomo, że będą kłopoty, przepychanki. Coś naturalnego. Taka sytuacja nie zniweczyła szans żadnego z zawodników na zwycięstwo – stwierdził w rozmowie z TVP Sport.