Jako dziecko nienawidziłam piłki nożnej – wyznaje. A zaczynała od szermierki. Później pokochała siatkówkę. Ale to w tej znienawidzonej dyscyplinie realizuje się w roli sędzi. Zamiast gwizdka ma teraz chorągiewkę.
Aleksandra Parzonka, TVP Sport: - Niedawno zostałaś mamą.
Karolina Skalska-Jakubaszek: – Tak, Marcinek ma już kilkanaście tygodni.
– To dobre imię dla piłkarza.
– Moje męskie ulubione. "Od zawsze" wiedziałam, że jeżeli będę miała syna, to dam mu takie.
– Będzie mu z piłką po drodze, gdy nieco podrośnie?
– Czy z piłką to nie wiem, ale na pewno ze sportem tak. Jesteśmy z mężem bardzo mocno z nim związani. Lubimy aktywnie spędzać czas. Mąż również jest sędzią, ale w piłce siatkowej. Zainteresowanie syna sportem jest nieuniknione.
– Pani sędzia czy lepiej sędzia asystentka?
– Raczej nie ma to znaczenia. Zwracają się do mnie w różny sposób. Określenie nie jest istotne w tej pracy. Przyznam jednak, że częściej spotykam się ze zwrotem: "pani sędzio". "Pani asystentko" nie brzmi najlepiej.
- Do tego międzynarodowa…
– Tak, w 2019 roku dostałam nominację na międzynarodową sędzię asystentkę.
– Chorągiewka to pewnie coś innego niż gwizdek?
– Zdecydowanie coś innego, ale chorągiewka jest zależna od gwizdka, a gwizdek od chorągiewki. Bardzo ważna jest więc współpraca.
– Czy potrzebne są jeszcze inne rekwizyty?
– Sędzia główny ma żółtą i czerwoną kartkę. Ja mam notes i zegarek. Ten pierwszy służy mi do zapisywania istotnych danych z boiska np. nałożonych kar, zdobytych bramek, a drugi – pomaga kontrolować czas.
– Jedenaście sędzi na liście FIFA. Taka informacja pojawiła się tuż przed 2020 rokiem. Wśród nich weteranki (m.in. Monika Mularczyk i Anna Górska), ale też Karolina Skalska.
– Tak, byłam wtedy nową twarzą, bo nominację otrzymałam zaledwie rok wcześniej. W 2019 roku FIFA przyznała dwa dodatkowe miejsca dla sędzi asystentek, zwiększając ich liczbę do sześciu. Ja skorzystałam właśnie ze zwiększonego limitu.
– Z czego to wynikało?
– Trudno stwierdzić. Wpływ na taką decyzję miał być może fakt, że niektóre jeździły na mecze międzynarodowe wcześniej. Nie mając jeszcze oficjalnego statusu. Ja pierwsze spotkania tej rangi sędziowałam już od 2017 roku. Ich liczba oczywiście zwiększyła się po nominacji.
– Jak na nią zareagowałaś?
– Była prośba telefoniczna, aby przesłać dane i zdjęcia, bo zostałam nominowana na międzynarodową sędzię asystentkę. Byłam zaskoczona. Nie wiedziałam wtedy, że przydzielone zostały dwa dodatkowe miejsca. Zupełnie się tego nie spodziewałam, ale to bardzo przyjemna niespodzianka.
– W tym samym roku wytypowane zostały również Paulina Baranowska (jako asystentka) oraz Michalina Diakow (jako główna). Pewnie macie kontakt?
– Oczywiście. Z Michaliną sędziowałam już wiele razy. Znamy się bardzo dobrze. A kariera Pauliny nabiera tempa. Zaczęła jeździć nawet na męską Ekstraklasę. Była też sędzią asystentką w półfinale Ligi Mistrzyń. Myślę, że w kręgu sędziowskim jeszcze nie raz zaimponuje.
– W 2021 roku PZPN zarekomendował tę samą listę. Dodano jedynie Monikę Czudzinowicz (jako sędzię futsalową). Panie główne są cały czas cztery (Monika Mularczyk, Ewa Augustyn, Katarzyna Lisiecka-Sęk i Michalina Diakow). Najwięcej, bo sześć jest asystentek. Z czego to wynika?
– Liczba sędzi jest ustalana dla każdego kraju. U nas od lat są cztery główne. Podczas meczów zagranicznych rozmawiam z dziewczynami i te różnice są widoczne. O wszystkim decyduje FIFA. Myślę, że jest to uzależnione od tego, jaką pozycję ma państwo w rankingu.
– Ciągle "królują" mężczyźni.
– Tak, dominują w każdym kręgu piłki nożnej. Z roku na rok widać jednak zmiany. Kiedyś było przecież dużo mniej kobiecych drużyn. Piłka kobiet bardzo się rozwinęła w ostatnich latach. Ten rozwój obejmuje piłkarki, ale ma to też przełożenie na kobiety – sędzie.
– Czy Karolina chciałaby zostać najważniejszą na boisku?
– Kiedyś bardzo. Gdy zaczynałam pracę w zawodzie to zostanie główną było marzeniem. Po wielu próbach na środku stwierdziłam jednak, że dużo lepiej czuję się na linii. Z tej perspektywy sędziowanie daje mi więcej przyjemności.
– Na początku sędziowałaś sama?
– Tak, ale troszeczkę później. W debiutanckich spotkaniach występowałam w roli asystentki. Mój pierwszy mecz to była liga okręgowa juniora starszego w Jelczu - Laskowicach. Kolejne spotkania to także mecze dzieci. Początki były trudne. Sędziowanie nie jest bowiem łatwą pracą.
– Na jakie trudności natrafiałaś na początku?
– Przede wszystkim było zdziwienie wszystkich dookoła. 14 lat temu kobieta w roli sędziego piłkarskiego to nie był codzienny widok. W Kolegium Sędziów Wrocław było nas wtedy tylko pięć. Do tej pory pamiętam jak przed jednym z meczów 4 ligi siedziałam w szatni z kolegami i rozmawialiśmy z obserwatorem. W pewnym momencie wszedł kierownik drużyny gospodarzy z informacją, że sędziowie dostaną obiad po meczu. Spojrzał na mnie i zapytał: "Czy pani również zamówić?". Uznał, że jestem osobą towarzyszącą. Jego zdziwienie było ogromne, kiedy wyszłam z kolegami na rozgrzewkę. Po meczu przyszedł i przeprosił. Nie spodziewał się, że kobieta będzie sędziować. Przed meczami zawsze była jednak miła atmosfera. Czasami sytuacje podczas spotkania trochę ją psuły. Zawodnicy, ale też kibice niezadowoleni z decyzji często akcentowali płeć. Nie znam się, bo jestem kobietą. To były najczęstsze zarzuty. Niektórzy posuwali się nawet do stwierdzenia, że panie nie powinny sędziować. Teraz już trochę się zmieniło. Jesteśmy oceniane przede wszystkim za umiejętności.
– Czy była trudna sytuacja, którą na długo zapamiętałaś?
– Jedno z pierwszych spotkań. Mecz młodzików sędziowałam bez asystentów. Było trudno ze względu na kibicujących dzieciom rodziców. Wydawali się przede wszystkim bardzo zdziwieni widokiem 18-latki jako sędzi meczu. Miało miejsce nieustanne podważanie moich decyzji. Robili to przede wszystkim rodzice, ale za ich przyzwoleniem również młodzi pozwalali sobie na więcej.
– W przypadku dorosłych jest inaczej?
– Tak, inaczej, ale nie wiem czy lepiej... Pierwsze moje spotkania to była męska A klasa. Oczywiście zdziwienie na mój widok, potem podważanie decyzji. Grali mężczyźni, a ja byłam nastolatką. Pozwalali sobie na dużo. Nie miałam jeszcze pewności siebie. Bardzo to przeżywałam. Do tego dochodzą wyzywający kibice. Można usłyszeć ostre i przykre słowa. Z czasem da się do tego przyzwyczaić. Kluczowe jest nabranie pewności i uwierzenie w umiejętności. To daje odporność. Początki sędziów są zawsze bardzo ciężkie. Jeszcze bardziej odczuwają to dziewczyny.
– A mogłaś liczyć na wsparcie najbliższych?
– Tak, oczywiście. Przez dziewięć lat grałam w piłkę nożną. Chciałam być dobra. Występowałam na lewej obronie lub pomocy. Na kurs poszłam trochę przypadkiem. Podczas powrotu z jednego z obozów trener, który był międzynarodowym sędzią asystentem, opowiadał mi o tej pracy. Zapytałam go o przeszkolenie. Podpowiedział, że taki kurs niedawno się rozpoczął. Powiedziałam o tym w domu. Rodzice zachęcali mnie do spróbowania. Sędziowanie potraktowałam jako plan awaryjny. Byłam w zespole AZS Wrocław, kiedy zdobywał mistrzostwo Polski osiem razy z rzędu. Skład był bardzo mocny. Nie mogłam przebić się do pierwszej drużyny. Grałam głównie w drugim zespole. W tym pierwszym mogłam liczyć jedynie na wejścia z ławki. A grać chciałam bardzo. Stanęłam przed wyborem. Występy na wyższym poziomie umożliwiłaby mi zmiana klubu. Nie mogłam jednak opuścić Wrocławia. Na AWF-ie rozpoczynałam akurat studia. Zostałam więc w mieście i spróbowałam sędziowania. Pochłonęło mnie do tego stopnia, że w styczniu tego roku minęło 14 lat.
– Sport był ważny od dziecka?
– Tak, zawsze był na pierwszym miejscu. Zaczynałam od szermierki. Później pokochałam siatkówkę. Do niej cały czas mam sentyment. Będąc dzieckiem nienawidziłam piłki nożnej. Gdy tata oglądał mecz, to wychodziłam z pokoju. Wynikało to chyba z tego, że bardzo chciałam trenować siatkówkę. Byłam nawet na testach, ale ze względu na niski wzrost uznano, że mogę grać jedynie rekreacyjnie. To tam zasugerowano mi piłkę nożną. Byłam bardzo oburzona. Po usilnych namowach rodziny, poszłam jednak na trening. I w tej nożnej już zostałam.
– Czym cię ta piłka urzekła?
– Wielokrotnie stawiałam sobie to pytanie, ale nigdy nie potrafiłam na nie odpowiedzieć. To jak pytania do pasjonatów futbolu, co w nim kochają? Trudno wymienić, po prostu kocha się wszystko.
– A kiedy poznałaś dobrze zasady?
– Poznawałam je stopniowo grając w piłkę. Te dwa procesy się na siebie nałożyły. To gra nauczyła mnie zasad. Moim trenerem był przecież przez pewien czas sędzia asystent międzynarodowy. Pamiętam jak zrobił zawodniczkom quiz znajomości zasad. Połowa z nich tych przepisów do końca nie znała. To nadal jest częsta sytuacja na boisku. Zawodnicy z reguły wiedzą tylko, że piłka jest jedna a bramki są dwie. Wiedzą jeszcze, że na trawie oprócz nich są sędziowie. Oni gwiżdżą spalone i rzuty karne, ale w bardziej szczegółowe zasady ani piłkarze, ani trenerzy już się nie zagłębiają. Trzeba jednak zauważyć, że przez lata trochę się zmieniło. Przed sezonem jest coraz więcej szkoleń dla zespołów. Niektóre przepisy też ulegają zmianom. Sędzia ze wszystkimi korektami musi być na bieżąco. Inni niekoniecznie.
– Na czyją pomoc mogłaś liczyć najbardziej?
– Oprócz rodziców było to na pewno wsparcie trenera zespołu. Kiedy jeszcze łączyłam grę z sędziowaniem zawsze służył mi największą pomocą. Często podpytywałam go jak oceniłby konkretne sytuacje. Opowiadałam mu z czym spotkałam się na boisku, a on odpowiadał jak powinnam się wtedy zachować.
– A jak na twoją decyzję zareagowali znajomi?
– Wszyscy byli związani ze środowiskiem, dlatego wspierali mnie. Z drużyną byłam bardzo zżyta. Większość koleżanek rozwijała kariery, a ja w pewnym sensie przeszłam na drugą stronę. Później spotykałyśmy się na meczach już w tej nowej relacji. One jako zawodniczki, ja jako sędzia. Musiałam oceniać ich grę. Bywało różnie.
– Konflikty?
– Sprzeczki były. Na szczęście nie trwało to długo.
– Czy na kurs sędziowski przyjmują każdego?
– Nie do końca. Są kryteria, które kandydat musi spełnić. Trzeba mieć ukończone 16 lat. Złożyć oświadczenie o niekaralności. Na początku nie ma żadnych testów. Te pojawiają się dopiero na zakończenie kursu. Mają dwie formy: teoretyczną i sprawnościową.
– Czego można nauczyć się na takim kursie?
– Organizowane są zazwyczaj w weekendy. Doświadczeni obserwatorzy oraz sędziowie omawiają wszystkie artykuły przepisów gry. Pokazywane są też klipy meczowe przedstawiające przeróżne sytuacje boiskowe. Testy na zakończenie trzeba zaliczyć, ale ten "prawdziwy" czeka dopiero na boisku. Na pewno podczas kursu poznałam przepisy od podszewki. Kiedy omawialiśmy sytuacje boiskowe wielokrotnie uświadamiałam sobie, że kłóciłam się jako piłkarka z sędzią nie mając racji. W ostatnich meczach kariery już żadnemu błędu nie wytykałam. Zrozumiałam wreszcie jak trudnym zadaniem jest sędziowanie.
– Ukończyłaś kurs i co dalej?
– Zaczęłam sędziować i stopniowo zyskiwać doświadczenie. Początek to była okręgowa liga juniora młodszego i starszego oraz A klasa. Pojawiały się też mecze młodzieżowe. Później przyszedł czas na okręgówkę seniorów i tak stopniowo w górę – IV, III liga... Nie udałoby się bez wsparcia Dolnośląskiego Kolegium Sędziów. Moje duże zaangażowanie sprawiło, że sędziowanie szybko stało się pasją. Bardzo zależało mi, by dostać się na szczebel centralny kobiet.
– To było pierwsze ważne wyróżnienie?
– Tak, pamiętam jak bardzo przeżywałam wyjazd na pierwsze egzaminy.
– To one decydowały o dostaniu się na szczebel centralny?
– Egzaminy przechodzimy dwa razy w roku, przed każdą rundą. I znowu są dwie formy: teoretyczna i praktyczna. Udało mi się zaliczyć teorię, a później test biegowy i pojechałam najpierw na mecz I ligi, a po jakimś czasie na Ekstraligę.
– Jakie były te debiutanckie spotkania?
– Pierwszy mecz w Ekstralidze kobiet miałam w Gorzowie Wielkopolskim. Wyjazd był bardzo rano. Spotkanie zaplanowano na 11.00, a zawsze musimy być przynajmniej półtorej godziny wcześniej. Mimo wczesnej pory byłam bardzo szczęśliwa. Wszystko przebiegło sprawnie. Od tego meczu w Ekstralidze sędziowałam już systematycznie.
– Na konkretne mecze przychodzi "powołanie"?
– W PZPN jest osoba odpowiedzialna za obsadę. Co tydzień dostajemy rozpiskę kto, do jakiego spotkania został wyznaczony. Czasami sędziowie główni dobierają sobie asystentów.
– Kobiet sędziujących w Ekstralidze jest sporo?
– Do tej pory było tak, że kobiece rozgrywki na szczeblu centralnym sędziowały przede wszystkim panie. Mężczyźni pojawiali się tylko w sytuacjach awaryjnych.
– Czy zgadzasz się, że kobiety powinny sędziować kobietom, a mężczyźni – mężczyznom?
– Nie. Mecze dla sędziego są zupełnie inne. Męskie spotkania są szybsze. U kobiet jest dużo więcej nieprzewidywalności. W pełni rozwinąć się można tylko sędziując obu płciom.
– Które mecze wolisz?
– Wolę męskie. Są większym wyzwaniem i wydaje mi się, że więcej podczas nich się uczę.
– W 2017 roku przyszedł czas na Ligę Mistrzyń…
– Tak, miałam możliwość sędziowania kilku spotkań, nie będąc jeszcze asystentką międzynarodową.
– Które zapamiętałaś?
– Najbardziej to chyba mecz towarzyski Czechy – Anglia. Była straszna śnieżyca. Warunki do gry, a co za tym idzie też do sędziowania, były bardzo ciężkie.
– W tej rangi meczach współpracowałaś nie tylko z Polkami. Jak się układało?
– Na tym etapie rozgrywek każdy reprezentuje już wysoki poziom. Oczywiście jest tak, że asystent czuje się lepiej współpracując z tym samym sędzią głównym i odwrotnie. Jednak gruntowne, przedmeczowe omówienie pozwala uniknąć większych problemów. Wiadomo, inaczej czuję się z koleżankami, które znam od dłuższego czasu, niż z kimś kogo dopiero dzisiaj poznałam. W tej drugiej sytuacji trzeba być podwójnie skoncentrowanym.
– Co jest niezbędne, aby komunikacja była dobra?
– Najważniejsze jest omówienie współpracy przed meczem. Wydaje się, że wszystkie wyglądają tak samo. Jednak przed każdym z nich niezbędne jest wyraźne wskazanie kto za co jest odpowiedzialny. Teraz podczas większości spotkań dostępny jest system komunikacyjny, będący ułatwieniem. Zdarzają się jednak kłopoty techniczne. Dochodzi do zerwania połączenia z asystentem. Dlatego zawsze trzeba być przygotowanym tak, jak gdyby tego systemu nie było. Podział ról na boisku jest bardzo ważny.
– Czym musi charakteryzować się sędzia asystent w odróżnieniu od głównego arbitra?
– Mają podobne cechy. Sędziowie muszą być stanowczy, konsekwentni, odważni, odporni na stres.
– Obawiasz się bardzo przed meczami?
– Stresuję się, ale myślę, że jest to stres… motywujący. Na początku drogi był z pewnością większy. Teraz, kiedy są mecze większej rangi to też odczuwam napięcie, bo chcę na boisku zaprezentować się jak najlepiej.
– A błędy sędziowskie?
– Są, oczywiście, nikt nie jest nieomylny. Błędy są nieuniknione. Zdarzało się, że byłam pewna decyzji, a po sprawdzeniu na monitorze okazywało się, że nie była ona słuszna. Taki sposób odkrywania błędów pozwala rozwijać się sędziom. Wyciągać wnioski i eliminować podobne w przyszłości.
– Czy błędy zmieniały nastawienie do kolejnego meczu?
– Na pewno były motywacją do stawania się lepszą. Wiedziałam, że w kolejnym meczu muszę się poprawić.
– Sędziowałaś zarówno z kobietami, jak i z mężczyznami. Czy w tych zestawieniach są różnice?
– Uważam, że nie ma różnic. Wszyscy jesteśmy sędziami i profesjonalnie podchodzimy do pracy. Uczymy się tych samych przepisów, sędziujemy takie same mecze. Nie chcemy być postrzegani przez pryzmat płci.
– Asystowałaś podczas meczów męskiego Pucharu Polski.
– Tak, ostatnim moim meczem w PP było starcie Zagłębia Lubin z Miedzią Legnica. Skład był mieszany. Techniczną była wtedy moja koleżanka. Sędziowało się całkiem dobrze. Było to bardzo szybkie spotkanie, z walecznością po obu stronach. Zakończyło się rzutami karnymi.
– Czy tak długie spotkania są dla ciebie uciążliwe?
– Są bardzo ciekawe, ale odpowiednie przygotowanie fizyczne jest niezbędne.
– To jak wygląda trening sędziego?
– Do aktywności fizycznej przyzwyczajona jestem od dziecka. Mamy jednak teraz specjalne zajęcia przygotowane przez trenera sędziów. Dostajemy rozpiski, jakie ćwiczenia powinny być danego dnia. Te uzależnione są od tego, czy jesteśmy przed, czy też już po meczu. W tygodniu mamy kilka jednostek treningowych, ukierunkowanych na doskonalenie szybkości, wytrzymałości i siły. Trenujemy sprinty, mamy interwały, ale też ćwiczenia siłowe.
– Czy te dla głównych i asystentów czymś się różnią?
– Niektóre ćwiczenia są dedykowane tylko sędziom głównym, a inne – tylko asystentom. Wynika to z różnicy egzaminów. W przypadku asystentów wymagane są inne limity czasowe. Mają też dodatkowo test z kroku dostawnego, co wynika ze sposobu poruszania się w czasie meczu.
– A na urlopie macierzyńskim ćwiczysz intensywnie?
– Delikatnie zaczęłam, ale na razie są to ćwiczenia dla kobiet po ciąży. Stopniowo zwiększam obciążenia, ponieważ na jesieni chcę wrócić na boisko.
– A opuściłaś je…?
– W marcu ubiegłego roku, a więc nałożyło się to częściowo z zawieszeniem kolejek przez koronawirusa.
– Kobiet w tym środowisku jest coraz więcej. Co je tam przyciąga?
– Mnie przyciągnęło przede wszystkim to, że sędziowanie pomogło mi być dalej blisko piłki. W dalszym ciągu miałam wyzwania i cele. Wśród sędziów jest wielu byłych zawodników, ale także sporo pasjonatów. Będąc sędzią możesz czuć się nadal sportowcem, bo przygotowanie fizyczne jest kluczowe. Poza tym jest to fantastyczna przygoda, dzięki której poznałam wielu ciekawych ludzi.
– Piłkarze?
– Też, ale nie tylko. Kiedyś podczas powrotu z turnieju eliminacyjnego Ligi Mistrzyń spotkałyśmy w samolocie Annę Lewandowską. Miałyśmy okazję do rozmowy o piłce, Robercie, ale też o naszych pasjach.
– Sędziowanie traktujesz jak zawód czy bardziej jako pasję i przygodę?
– Jest to dla mnie w pierwszej kolejności pasja. Zawodem tylko wtedy, gdy myślimy o zarabianiu pieniędzy, ale one są bardziej dodatkiem. Oprócz bycia sędzią jestem też nauczycielem wychowania fizycznego w szkole podstawowej w Kiełczowie i właśnie to zajęcie nazywam zawodem.
– Czy coraz częstsza obecność kobiet jest próbą pokazania mężczyznom, że "kobieta też może"? To imponowanie?
– Myślę, że to jest indywidualna sprawa. Muszę przyznać, że na początku chciałam coś udowodnić. Zaciekle walczyłam o to, aby dostać się do męskiej ligi. Może coś w tym jest z imponowania… W decyzji o zostaniu sędzią przeważa jednak pasja, bo kobiety przecież też kochają piłkę.
– Odnajdujesz typowo kobiecy element w sędziowaniu?
– W samym sędziowaniu będzie pewnie trudno znaleźć, ale wiadomo, że kobieta zawsze chce wyglądać ładnie. Dlatego mam przy sobie kosmetyki. Dwa lata temu, w drodze na egzaminy, zdarzyła się niemiła przygoda. Podczas jazdy zaczęło dymić auto. Po zatrzymaniu na poboczu okazało się, że pali się silnik. Mimo prób ugaszenia przez przypadkowych ludzi, a następnie staż pożarną, auto doszczętnie spłonęło. Straciliśmy wszystkie rzeczy, w tym również sprzęt sportowy. Śmieszne było to, że jedyną rzeczą, która się nie spaliła była akurat różowa gąbka do makijażu.
– Na karierę kobiety – sędzi duży wpływ ma życie osobiste. Zmiana nazwiska po ślubie? Postawiłaś na dwuczłonowe!
– Tak, ale to wynikało raczej z tego, że bardzo lubiłam panieńskie i nie chciałam się z nim rozstawać. Myślę, że kwestia ta dotyczy nie tylko sędziowania, ale każdej zawodowej ścieżki kobiet. Przez jakiś czas pracują na swoje nazwisko, a po wyjściu za mąż stają przed niełatwym wyborem. Uważam, że każdy musi się jednak zmierzyć z tym indywidualnie.
– Przychodzi też czas na przerwę z powodu ciąży, a następnie opieki nad dzieckiem. Jak to wyglądało?
– Moja ciąża wypadła w dobrym czasie kariery. Miałam za sobą kilka oficjalnych spotkań jako sędzia asystentka międzynarodowa. Macierzyństwo nie jest problemem, mogę sędziować dalej. Na pewno wymaga to zorganizowania, co jest jeszcze przede mną. Trzeba będzie podzielić obowiązki z mężem. Mam kilka koleżanek, które zostały mamami i na spokojnie wróciły do sędziowania. Ciąża może przeszkodzić, gdy sędzię obserwuje się pod kątem większej imprezy np. mistrzostw świata. Wtedy występ staje się po prostu niemożliwy. W innych przypadkach każdy wie, że sędzia prędzej lub później będzie chciała urodzić, więc taka przerwa nikogo nie dziwi.
– Czy przez te lata dostrzegłaś zmiany w polskim arbitrażu?
– Tak, pewne zaszły. Piłka nożna kobiet znacząco ewaluowała. Teraz mamy już przecież mecze kobiet na żywo w telewizji. Gdy ja grałam, to tak nie było. Jest też więcej drużyn. To wiąże się ze zwiększeniem liczby sędzi w rozgrywkach. Zaczynają się one również stopniowo pojawiać w męskich spotkaniach i to coraz wyższych rangą. Do sędziów Ekstraklasy jako asystentka dołączyła Paulina Baranowska, ale również Katarzyna Wójs. To jest przełomowy moment w Polsce. Miałam już przyjemność sędziowania w II lidze, a podczas spotkań Pucharu Polski spotkałam się również z I ligą. Było to miłe wyróżnienie. Kobiety są jednak cały czas traktowane inaczej. Mężczyźni w najwyższej klasie rozgrywkowej są sędziami zawodowymi. My nie mamy tego statusu. Jesteśmy zmuszone łączyć dwa zajęcia. Najtrudniejsze jest połączenie sędziowania z pracą zawodową. Będąc nauczycielką wychowania fizycznego w roku szkolnym nie mam urlopu. Jeśli muszę jechać na mecz, to proszę dyrekcję o bezpłatny. Jestem bardzo wdzięczna za zrozumienie pasji i przychylność.
– W Europie jest lepiej?
– Europa jest przede wszystkim do przodu jeśli chodzi o dopuszczenie kobiet do prestiżowych męskich rozgrywek. Dano im szansę, a to bardzo dużo. Chyba każdy oglądał mecz z udziałem Stephanie Frappart. Z asystentkami udowodniła, że kobiety potrafią dobrze sędziować.
– Czy widzisz nasze kandydatki, które mogłyby sędziować w takich meczach?
– Oczywiście, mam bardzo wiele zdolnych koleżanek. Wierzę, że którąś zobaczymy podczas męskiego spotkania na europejskim boisku.
– A ty marzysz o męskiej Ekstraklasie?
– Nie ukrywam, że chciałabym tam trafić. Każdy sędzia podnosi sobie poprzeczkę. Ja pomału dochodziłam do sędziowania na coraz wyższym poziomie. Kto wie, może po powrocie uda mi się wspiąć jeszcze wyżej. Na razie skupiam się na odpowiednim przygotowaniu do jesieni. Praca będzie pewnie wyglądała trochę inaczej, bo nie wiem czy po każdym telefonie będę mogła pojechać na mecz. Jestem jednak dobrej myśli i wierzę, że wszystko uda mi się pogodzić. Najważniejszy jest teraz powrót i dalsze spełnianie się w pasji.
Rozmawiała Aleksandra Parzonka
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (991 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.