08 mar 2021 | Skoki

"Nie ma niczego". Wychowali Raskę, Sakalę, Jandę, dzisiaj nie mają nawet gdzie skakać

Cestmir Kozisek, czeskie skoki — Żaden z Czechów nie wszedł w Oberstdorfie do drugiej serii. O występie drużyny lepiej nie mówić (Fot. Getty)

Z poprzednich mistrzostw świata w Oberstdorfie Jakub Janda wyjeżdżał z dwoma medalami. Teraz reprezentacja Czech w konkursie drużynowym walczyła z... Rumunami. Ze skokami u naszych południowych sąsiadów dzieje się gorzej niż fatalnie. – Nie ma skoczni, nie ma wyników, nie ma pieniędzy – boleje Pavel Mikeska, niegdyś trener Adama Małysza.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ

Skład Polski na Puchar Kontynentalny w Zakopanem. Jest uczestnik mistrzostw świata

Wygrani i przegrani MŚ. Żyła, a na drugim biegunie...

Czytaj też

Piotr Żyła, Halvor Egner Granerud, MŚ w Oberstdorfie

Wygrani i przegrani MŚ. Żyła, a na drugim biegunie...

Dwadzieścia lat temu Pucharu Świata w Polsce nie było, bo Wielka Krokiew nie spełniała wymogów. Małysza kibice znad Wisły jechali oglądać w Czechach. Na przestrzeni dwóch ostatnich dekad Harrachov dwukrotnie organizował też mistrzostwa świata w lotach, a Liberec te w narciarstwie klasycznym. Jakub Janda zdobył dwa medale mistrzostw świata, wygrał Turniej Czterech Skoczni i zdobył Kryształową Kulę.

Minęło kilkanaście lat, a czeskich skoków właściwie nie ma. Zawodnicy z Czech byli w Oberstdorfie, ale prezentowali się niczym przedskoczkowie. Drużynowo ledwie pokonali Rumunię, indywidualnie na dużym obiekcie przegrali z Ukraińcem. To najlepsze podsumowanie. A mowa o nacji, która dała Jiriego Raskę, Pavla Ploca, Jaroslava Sakalę, Jakuba Jandę. Bolesny upadek.

Wygrani i przegrani MŚ. Żyła, a na drugim biegunie...

Czytaj też

Wygrani i przegrani MŚ. Żyła, a na drugim biegunie...

Zimą skocznie nie są gotowe, latem... za drogie

– Nie ma żadnych warunków! Nie ma skoczni, nie ma wyników, a przez to nie ma pieniędzy. Sam już nie wiem, co powiedzieć... – zaczyna rozmowę o kondycji czeskich skoków Mikeska. Kiedyś prowadził Małysza, potem starał się coś zdziałać w Czechach. Dzisiaj mówi o sobie "kibic". Odsunął się od skoków, śledzi je głównie w telewizji i załamuje ręce. Kiedy opisuje realia, wcale nie rozmija się z faktami. Za naszą południową granicą funkcjonują dosłownie dwie skocznie.

– Teraz, zimą, czynne są dwie w Harrachovie – K70 i K90 – przyznaje w rozmowie z TVPSPORT.PL. Liberec? Nie tak dawno miał organizować Puchar Świata, ale nic z tego nie wyszło. Nie dziwi, skoro na Jested nie mogą skakać nawet Czesi. Kiedy stopnieje śnieg i już nie trzeba jeździć ratrakiem, dbać o zeskok, na przeszkodzie stają, a jakże, pieniądze. – Skocznie są nieczynne. Zarządza nimi jakaś spółka ze Słowacji, która ma prawa do całej areny. Przygotowują praktycznie tylko trasy zjazdowe, skocznie nie są gotowe. A latem nie opłaca się tam skakać, jest tak drogo – mówi Mikeska.

Czyli słynną zapowiedź "nie będzie niczego" gdzieś udało się zrealizować. Nie tak daleko od Polski. Nie ma klasowych zawodników, nie ma czynnych skoczni i nie ma środków. – Jacyś sponsorzy są, ale wielkich pieniędzy z tego nie ma. A jak nie ma pieniędzy, to brakuje systemu. To nie jest jeden problem. To błędne koło, z którego nie ma wyjścia. Przynajmniej moim zdaniem – przedstawia czarną wizję Mikeska. A skoro brakuje pieniędzy, to brakuje też skoczków. Bo z czegoś muszą żyć, a taki luksus – jak na czeskie standardy – ma bardzo nieliczne grono. – W Polsce są stypendia, u nas nie. Trzeba dostać się do klubu wojskowego, żeby mieć zapewnione jakieś pieniądze, ale na to może liczyć pięć, sześć osób. Muszą się jakoś uczyć, ciężko im jest – ciągnie dalej były trener Małysza.

Może znalazłyby się jakieś skocznie, pojawiły się nawet ambitne plany, ale jak na złość, w podobnym czasie w Europie zjawił się koronawirus. I nici z tego. – Planowali dużą rekonstrukcję obiektów we Frenstacie. I Frenstat funkcjonuje, tyle że nie zimą. Chcieli skocznie na światowym poziomie, a przez koronawirusa nie ma na to pieniędzy – mówi nam Czech.

Czescy skoczkowie są w cieniu Polaków, Niemców czy Austriaków, ale jak tak dalej pójdzie, będą też w cieniu choćby... Rumunów (Fot. Getty)

Dyskwalifikował 2000 razy. Stały bywalec opuszcza PŚ

Czytaj też

Dyskwalifikował 2000 razy. Stały bywalec opuszcza PŚ

W Polsce się uczą, w Czechach od razu do kadry

Nie sposób nie zapytać o myśl trenerską, skoro Michal Doleżal z Polakami jeszcze z żadnej imprezy nie wrócił bez trofeum. I słuchając słów Mikeski, dobrze zrobił, że opuścił ojczyznę, bo tamtejszy związek wielkich możliwości rozwoju nie daje. – U nas wygląda to tak, że jak zawodnik skończy karierę, to idzie od razu do kadry. W Polsce byli skoczkowie przechodzą kursy, szkolenia, uczą się. Ale kto u nas zapłaci trenerom? Tylko Dukla, czyli wojskowy klub, ale to kwestia dwóch, trzech osób. Związek sprawia wrażenie, jakby nie miał ochoty opłacać trenerów. Jeśli nie zatrudni ich Dukla, to nie przeznaczą żadnych pieniędzy – opowiada poprzednik Apoloniusza Tajnera na stanowisku trenera reprezentacji Polski.

Zresztą, tuż po zwycięstwie Kamila Stocha w Turnieju Czterech Skoczni Mikeska przekonywał, że Doleżal w Polsce sukcesy faktycznie osiąga, ale w Czechach nie zrobiłby niczego. – Mówiło się, że nasz występ wypadł smutno, a Polacy z czeskim trenerem mieli powody do radości. Tyle że nie ma wielkiej różnicy, że to Doleżal prowadzi Polaków, bo gdyby był u nas, niczego by nie zrobił. Nie ma infrastruktury, nie ma skoczni, nie ma bazy trenerów – odpowiedział, zapytany, czy Czesi zauważyli, jak dobrze radzi sobie ich rodak, prowadząc Stocha i spółkę.

Może obawiamy się, co po erze "trzech muszkieterów", co po Stochu, Dawidzie Kubackim i Piotrze Żyle, ale losu Czechów raczej nie podzielimy. Dlaczego? Powstał system. – W Polsce skoczkowie są już starsi, ale macie ekipę. U nas nie ma niczego. Jak nasi skoczkowie pojadą na Puchar Kontynentalny albo FIS Cup, nie wiadomo, czy wejdą do "30", a w Pucharze Świata, czy w ogóle awansują do konkursu. Teraz weszły nowe kwoty. Czesi mogą wystawić już tylko dwóch zawodników w Pucharze Świata i trzech w Pucharze Kontynentalnym – smuci się Mikeska, by po chwili dodać: – Jeżeli nie będzie dużej reformy, nie widzę tego.

Dyskwalifikował 2000 razy. Stały bywalec opuszcza PŚ

Czytaj też

Dyskwalifikował 2000 razy. Stały bywalec opuszcza PŚ

Szesnaście lat temu Czesi cieszyli się w Oberstdorfie z dwóch medali Jakuba Jandy (Fot. Getty)

"Najwięcej o czeskich skokach czytam w polskich mediach"

Dramatyczna zapaść, fatalne występy kilkanaście lat po wielkich sukcesach Jandy, najwidoczniej aż tak nie poruszyły Czechów. – Były pomysły, ale od paru lat niczego sensownego nie widzę. Najwięcej o czeskich skokach przeczytam w polskich mediach. Czeski zespół ma jakąś stronę, pojawiają się krótkie wzmianki, pod tym wywiąże się mała dyskusja. Ale napiszą "Kozisek 42." i to wszystko. Żadnej analizy. Musiałby pan zadzwonić do Jakuba Jandy, ja nie widzę wyjścia – sugeruje były trener Polaków.

Postać Jandy wymienia nie bez powodu. Po zakończeniu kariery belkę startową zamienił na ławę poselską, ale czeskim skokom wielkiego pożytku, przynajmniej według Mikeski, to nie przyniosło.

– Nie ma szans. Janda jest w opozycji w naszym parlamencie. Teraz funkcjonuje taki urząd, coś na kształt waszego ministerstwa. Dostali ogromne pieniądze i już są jakieś kombinacje. To, co mieli robić sami, robi jakaś firma, której płacą wielkie sumy. Janda bardzo krytykuje takie działanie. W tym roku będą wybory, ale nie wiadomo, czy coś się zmieni. Teraz Czechy są już tak zadłużone, że raczej się nie znajdą pieniądze na żadne inwestycje – kończy mało optymistycznym akcentem Mikeska.

Mafia "Pietera" i rekord Geigera. The best of MŚ w Oberstdorfie