Jakub Kosecki o powrocie do PKO Ekstraklasy: mam pewien pułap finansowy, ale tym razem była to cena promocyjna
Anna Kozińska
Jakub Kosecki zimą wrócił do PKO Ekstraklasy, wiążąc się z Cracovią półrocznym kontraktem. O motywach tej decyzji, a także poziomie ligi oraz rezygnacji z social mediów opowiedział Annie Kozińskiej. – Mam wyznaczony pułap, jeśli chodzi o pieniądze. Zazwyczaj na nie patrzę, bo nie będę grał do 60. roku życia, dlatego wybrałem Adanę Demirspor. Teraz można powiedzieć, że dla Cracovii była to taka promocja, bo finanse tym razem nie grały roli – powiedział pomocnik.
LM: Lewandowski znów strzela! Oglądaj mecz Bayern vs. Lazio
Wie, jak walczyć o utrzymanie
W jaki sposób Jakub Kosecki znalazł się w Cracovii? – Zadzwonił do mnie trener Probierz. Był zainteresowany i szybko doszliśmy do porozumienia. Jak już byłem po słowie z trenerem to pojawiły się oferty z różnych krajów egzotycznych, ale nie byłem zainteresowany. Czuję się młodo, wiem jak o siebie grać, więc ładnych kilka lat gry przede mną – mówi. – Mam swój wyznaczony pułap jeśli chodzi o pieniądze i zazwyczaj zwracam na to uwagę. Nie będę grał w piłkę do 60 roku życia. Muszę ten okres wykorzystać jak najlepiej, by jak najwięcej pieniążków zarobić, aby zabezpieczyć rodzinę. Dlatego wcześniej wybrałem Adanę Demirspor. Teraz jednak była promocja na Koseckiego, bo tym razem finanse w ogóle nie miały znaczenia – dodaje.
W ten sposób trafił do klubu walczącego o utrzymanie. – Od początku byłem zdecydowany na półroczny kontrakt, ale nie dlatego, że Cracovia może spaść z ligi. Mam za to wrażenie, że niektóry nie radzą sobie z tyn, że trzeba walczyć o utrzymanie, bo pierwszy raz znaleźli się w takiej sytuacji. Ja miałem "przyjemność" walczyć o utrzymanie w Śląsku czy Lechii. Udawało mi się te cele wywalczyć. Jestem przyzwyczajony do presji. W tym sezonie spada jedna drużyna, a Cracovia – spośród drużyn walczących o utrzymanie – ma największą jakość – przekonuje.
Kosecki zapewnia, że nie przeszkadza mu duża liczba obcokrajowców w zespole Pasów. – Dla mnie taka szatnia to nic nowego. Byłem w Niemczech, teraz prawie trzy lata w Turcji. Poznałem wiele kultur. Przychodząc tutaj bardziej zdziwiłem się, że są Polacy z którymi mogę po polsku rozmawiać. Niż to, że jest tak dużo obcokrajowców – mówi.
Zapewnia, że z Michałem Probierzem szybko znalazł dobry kontakt. – Bardzo lubię i cenię ludzi z charakterem, którzy nie pozwalają sobie wejść na głowę i nie zmieniają zdania. Trener Probierz jest taką osobą, która trzyma krótko zespół. Jesteśmy podobni, ja też lubię mieć kontrolę nad swoim życiem i nad tym, co się wokół mnie dzieje. Nie dam sobie wejść na głowę. Nikogo nie krzywdzę swoimi wyborami. Czasami powiem coś głupiego, albo głupio się ubiorę i tyle – zwraca uwagę.
Kownacki w kadrze, ale czy zasłużenie? Przeciętna forma Polaka
Jak chomiki w klatce
30-letni piłkarz usunął jakiś czas temu swoje profile na mediach społecznościowych. – Zrozumiałem, że to jest jak chomik biegający w kółku w klatce. Ludzie gonią, aby mieć jak najwięcej "lajków", bo to pokazuje twój status, jaki jesteś fenomenalny. Teraz wszystkie dziewczyny są chudziutkie, pięknie wyglądają na tych zdjęciach, do tego dąży teraz świat. A potem patrzysz na taką dziewczynę na żywo i zupełnie inaczej to wygląda. A mi więcej szczęścia daje, gdy mój syn biegnie uśmiechnięty, rzuca mi się w ramiona i mówi, że mnie kocha – zapewnia. Nie czyta na swój temat. – Nie interesuje mnie, czy ktoś mi słodzi, "hejtuje", czy jest jakaś "szyderka". Dla mnie najważniejsza jest moja rodzina, mój syn. Zrobię wszystko, by on był szczęśliwy, ale też zrobię wszystko, bym ja był szczęśliwy. Jeśli mi sprawia radość jeżdżenie super furą to nie widzę problemu, by nią jeździć. Jeśli sprawi mi radość tatuaż Kosecki na przedramieniu, nie widzę problemu, by go zrobić – dodaje.
Nowy piłkarz Cracovii twierdzi, że w ostatnich latach mocno się zmienił. – W życiu popełniłem wiele błędów i dużo się z nich nauczyłem. Jestem mądrzejszym człowiekiem niż pięć, sześć lat temu. Teraz rozumiem, że z każdej trudnej sytuacji można wyjść dzięki rodzinie. Żona z synem na razie są w Turcji, gdzie korzystają z uroków pogody. Dołączą do mnie 25 marca i już bardzo za nimi tęsknię – zapewnia.
Pobyt w Turcji nie był dla niego zbyt udany. – Zbyt dużo nie pograłem. Pierwszy rok był inny. Do momentu kontuzji – zerwałem więzadła trójgraniaste, kostkę miałem strasznie poharataną – grałem praktycznie w każdym meczu, gdy byłem zdrowy. Problem polegał na tym, że jako zespół nie mogliśmy się dobrze poznać, bo w każdym okienku transferowym dochodziło do dużych zmian. Bolało mnie, że jak już z kimś złapałem dobry kontakt – spotykaliśmy się po treningach, wychodziliśmy na obiady lub graliśmy w pokera – zaraz nadchodziło okienko i mojego kolegi już nie było. W pewnym momencie byłem tam stary wyjadaczem – tylko dwóch zawodników było tam tak długo, jak ja. Mam nadzieję, że prezes Cracovii będzie inaczej zarządzać, ale to nie moja robota – mówi.
A jak ocenia poziom Ekstraklasy? – Stanął w miejscu. Dużo walki jest. Niedawno graliśmy z Rakowem i jest to naprawdę fenomenalnie ustawiona i złożona drużyna. Ciężko się z nimi grało. Zagłębie dla odmiany prezentowało zupełnie inny styl gry. Wydaje mi się, że wcześniej drużyny prezentowały bardziej podobny styl gry. Choć może wynika to z faktu, że wówczas grałem w Legii i każdy rywal nastawiał się na kontratak. Teraz muszę oglądać Ekstraklasę,by wiedzieć, jak gra nasz najbliższy rywal – dodaje.