| Siatkówka / Rozgrywki Ligowe

Marcin Janusz: spróbuję przekonać do siebie Vitala Heynena. Nie mam nic do stracenia

Marcin Janusz
Marcin Janusz (fot. PAP)

Długo pracował na to, by zaczęto myśleć o nim jak o dojrzałym zawodniku. Debiut w kadrze za nim, ale nie wymienia się go w gronie tych, którzy pojadą na igrzyska. – Wciąż wierzę, że mimo tego, że w zeszłym roku nie byłem w grupie, która trenowała w Spale, uda mi się znaleźć w kręgu zainteresowań trenera przed Tokio. Nie wiem, jak duża jest na to szansa, ale nie zmienia to faktu, że spróbuję przekonać do siebie Vitala – mówi w TVPSPORT.PL Marcin Janusz, rozgrywający Trefla Gdańsk i reprezentacji Polski.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ
Kariera mistrza w cieniu walki: brałem dużo leków

Czytaj też

Mateusz Mika

Kariera mistrza w cieniu walki: brałem dużo leków

Sara Kalisz, TVPSPORT.PL: – Kiedy naprawdę zaczęła się twoja kariera?
Marcin Janusz: – Myślę, że w pierwszym roku, w którym udało mi się podpisać kontrakt z Treflem Gdańsk. Rzecz jasna wcześniej również miałem okresy, gdy grałem dużo, byłem nawet pierwszym rozgrywającym, ale wydaje mi się, że prawdziwa kariera rozpoczyna się w momencie, gdy trzeba wziąć dużą odpowiedzialność za drużynę. Kiedy ta gra o coś, a nie tylko o to, by rozegrać kilka meczów i coś przy okazji wygrać. Gdy pojawia się presja, zaczyna się zupełnie inne granie. Pełen jej był pierwszy sezon w Gdańsku. Z drugiej strony ważny był też ten wcześniejszy w Bełchatowie, gdy kontuzji nabawił się Grzegorz Łomacz. To ja musiałem wejść w buty "pierwszego rozgrywającego". Wszyscy patrzyli jednak na mnie jak na kogoś w zamian. Miałem po prostu nie zepsuć i grać w miarę poprawnie, bo to gwiazdy dookoła troszczyły się o punkty.

Skrócenie ligi a reprezentacja Polski. Vital Heynen: straciłem trzy dni
– Fajna to była odpowiedzialność czy trudna? Jakiś czas temu powiedziałeś, że kiedyś Andrea Anastasi wziął cię na bok i powiedział, że jak zespołowi nie idzie, to zazwyczaj winą obarcza się trenera i rozgrywającego.
– Z perspektywy czasu była to fajna odpowiedzialność, ale tamten okres był trudny. Wtedy na pewno bym tak nie powiedział, bo nikt nie lubi być negatywnie oceniany. Miałem świadomość, że nie gram na tyle, na ile mnie stać. Myślę, że moim dużym atutem jest to, że szukam przyczyn, przez które coś mnie nie wychodzi. Nie tłumaczę się przed sobą, ale stawiam na rozwiązania. Po słabszym sezonie w Gdańsku dość szybko się pozbierałem i teraz moja gra wygląda tak, jakbym sobie tego życzył.

– Czytasz to, co o tobie piszą?
– Na pewno nie wszystko, ale czytam. Negatywne opinie zawsze dojdą, nawet kiedy ktoś stara się ich nie czytać. Czasami się z nimi zgadzam, czasami nie. Bolą te, w których nie zna się tła. W siatkówce nie mówi się o tym, z jakimi kontuzjami grają siatkarze. Powód? By nie pokazać przeciwnikom składu i słabości.

– Kiedy przestałeś być młody-zdolny?
– Sam nie wiem! (śmiech) Wiek zawodnika zazwyczaj określa się jednak po tym, ile on gra. Trudno mi określić, od kiedy nie jestem młodym zdolnym. Dwa lata temu, gdy zaczynałem grać w Gdańsku, czułem się młody. Na pewno nie miałem doświadczenia, co na mojej pozycji jest kluczowe. Dlatego wydaje mi się, że pierwszy rok w w Treflu mógł być czasem, kiedy byłem jeszcze młody i perspektywiczny. Teraz w naszym zespole jestem przecież jednym ze starszych! Jestem od tego, by pomagać młodszym kolegom, którzy dopiero wchodzą w dorosłą siatkówkę.

– Do siatkówki wprowadził cię tata, który jeździł na turnieje. Jak wyglądało twoje dzieciństwo siatkarskie?
– Przynajmniej raz w tygodniu tata zabierał mnie na turnieje w okolicach Nowego Sączą. Zawsze czekałem na to, by z nim na nie pojechać. To był taki "nasz" czas. Byłem tak zapatrzony w tatę i siatkówkę, że nawet kiedy już wróciliśmy do domu, wychodziłem na podwórko, by grać dalej z kolegami. Pasja do sportu była wtedy niesamowita. Dawała mi ona wiele radości.

– Komu wtedy kibicowałeś?
– Patrzyłem głównie na rozgrywających. Idole to Paweł Zagumny i Nikola Grbić. Nie chodziło mi o samo rozegranie, a o to, jaką rolę pełnili na boisku. To byli liderzy, ludzie, za którymi szły całe zespoły.
Jednak nie Polska! Włochy gospodarzem "bańki" Siatkarskiej Ligi Narodów
– Nie dziwi mnie więc, jakie plotki krążą wokół przyszłego sezonu w kontekście tego, kto jest obecnie trenerem ZAKSY.
– (śmiech) Plotek nie będę komentować. Okres transferowy jest gorący.

– Pochodzisz z Nowego Sącza. Wykorzystywałeś to w młodości?
– Nie żyliśmy w luksusach, ale moje dzieciństwo było przyjemne. Jestem za to bardzo wdzięczny rodzicom. Przyznam jednak, że nie doceniałem tego, co było w okolicy.

– Który najwyższy szczyt zdobyłeś?
– Oj nie, nie ma się czym chwalić! Chodziliśmy czasem po Krynicy, często kończyło się to jednak wjeżdżaniem wyciągiem. (śmiech) Byłem niezwykle oporny w kwestii wychodzenia w góry. Najchętniej siedziałbym w domu i grał w gry. Wyciągnięcie mnie na wycieczkę równało się temu, że byłem ostatni i wlokłem się na końcu, ale za to pierwszy namawiałem rodziców na postój czy przerwę na jedzenie. (śmiech) Przekupywali mnie słodyczami.

Kariera mistrza w cieniu walki: brałem dużo leków

Czytaj też

Mateusz Mika

Kariera mistrza w cieniu walki: brałem dużo leków

Marcin Janusz z Trefla Gdańsk
Marcin Janusz z Trefla Gdańsk (fot. PAP/Adam Warżawa)

– Jesteś muzykiem z przypadku?
– Tak, sąsiadka była nauczycielką w szkole muzycznej. Mama mnie do niej zapisała, nauczyłem się podstaw. Teraz gram sam dla sobie. Gdyby usłyszał to profesjonalista, to złapałby się za głowę. (śmiech) Jest to jednak dla mnie odskocznia i przyjemna opcja spędzania czasu. Wiem, że jakbym miał zagrać przed dwoma, trzema osobami, to zjadłaby mnie trema. Potrafię wyjść na parkiet przed wielotysięczną publicznością i nie mam z tym problemu. Gdy jednak mam muzycznie zaprezentować cokolwiek mojej narzeczonej, już się stresuję.

– Kto pierwszy powiedział ci, że masz talent?
– Kazimierz Mordarski. Nie wiem, czy nadal jest trenerem, ale był pierwszym, który mnie prowadził. Mocno namawiał mnie, bym przyszedł do jego klubu. Z reguły chodziło się tam, gdzie było najbliżej. Do niego miałem trochę dalej, ale jego słowa mnie przekonały. Miałem dziewięć lat, kiedy powiedział mi, że mogę dojść do czegoś więcej niż zwyczaje granie. Bardzo wcześnie wydał taką opinię, ale byłem wysoki, w miarę poukładany – może dlatego tak ocenił.

Najpierw grałem w minisiatkówkę, czyli dwójki i trójki. Zacząłem bardzo szybko, bo nie mogłem się doczekać zostania siatkarzem.

Zaszła w ciążę i została... pozwana. Historia Lary Lugli poruszyła włoską siatkówkę
– Pierwsze mecze kadry, które pamiętasz?
– Mistrzostwa świata 2006, kiedy zdobyliśmy srebro. Kibicowałem tez AZS-owi Częstochowa i PGE Skrze Bełchatów. Paradoksalnie lubiłem też Asseco Resovię Rzeszów i musiałem dokonać wyboru. (śmiech)

– Bycie w AZS to było bolesne zderzenie się z rzeczywistością?
– Było bardzo trudno. Klub miał olbrzymie problemy finansowe, oszczędzano na wszystkim. Nie mieliśmy trenera od przygotowania fizycznego, czego teraz sobie nie wyobrażam, bo wiem, jak przygotowanie jest ważne. Słabszej jakości były też hotele czy jedzenie. To wszystko miało wpływ na mecz. Kiedy sportowiec jest zmęczony warunkami dalekiej podróży na przykład do Gdańska, to wychodzi to na parkiecie.

Z drugiej strony, gdyby nie wspomniane problemy finansowe, prawdopodobnie nie byłoby mnie tak szybko. PlusLidze. Starsi zawodnicy bardzo często powtarzali, że mimo wszystko mamy ogromne szczęście, bo kiedyś, żeby grać w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce, należało być albo wyjątkowo uzdolnionym, albo starszym. W klubie byliśmy wtedy ja, Kacper Piechocki, Grzesiek Bociek czy Bartosz Bednorz.

Z wynikami było słabo, ale liczyło się dla mnie to, że udało mi się zdobyć doświadczenie. Rozegrałem pół sezonu, coś w moim wieku nie było oczywiste.

– Co się dzieje, gdy nie płaci klub?
– Jeśli zawodnik rozlicza się z nim na zasadzie działalności gospodarczej, co jest w tej chwili najpopularniejszym rozwiązaniem w Polsce, to podatek trzeba płacić nawet, jeśli nie otrzymuje się wynagrodzenia. To jest stała i w dodatku wysoka część dochodu. Warto uzmysłowić sobie również, że kontrakty w Polsce, szczególnie w biedniejszych klubach, nie są zbyt wysokie.

– Ile najdłużej nie dostałeś wypłaty?
– Pół roku? Trafiło jednak na okres, w którym nie miałem jeszcze działalności, bo dostawałem stypendium. W Bełchatowie, Kielcach i Gdańsku sytuacja była inna.
Włoska kuchnia, Warszawa i polska kadra. Andrea Anastasi: praca trenera Polaków jest marzeniem każdego
– Jak rodzice zareagowali na sytuację w Częstochowie?
– Nie mówiłem im o tym, bo wiem, że mogliby za mocno na nią zareagować. Chcieli dla mnie wszystkiego, co najlepsze. To był problem, ale nie spędzał mi on snu z powiek.

– Przejście do Bełchatowa to był organizacyjny szok?
– Liczba sprzętu, trenerów, jakość hoteli, w których spaliśmy na wyjazdach – wszystko było na najwyższym poziomie. Prezesi przychodzili i pytali się, czy wszystko jest ok. Było mi tam dobrze i chyba nawet zbyt dobrze. Trzy lata spędziłem w wygodnej pozycji. Gdybym odszedł wcześniej pewnie dostałbym szansę na szybsze bycie pierwszym rozgrywającym. Z drugiej strony, ostatni rok spędzony pod opieką Roberto Piazzy i Michała Winiarskiego też dał mi wiele. W Bełchatowie miałem niezwykłe zaplecze do rozwoju. Czekałem na swoją okazję, która niestety przytrafiła się przy kontuzji Grześka. Cieszę się, że ją wykorzystałem i dzięki temu mogę być teraz w Treflu Gdańsk.

– Co jest w twoim życiu poza siatkówką?
– Przede wszystkim narzeczona i muzyka. Kiedy skończy się lockdown, z wielką chęcią pójdę na koncert Ludovico Einaudi, włoskiego kompozytora, który stworzył ścieżkę dźwiękową do "Nietykalnych". Gram także w szachy. Partnerzy? Mateusz Mika, Wojtek Bańbuła czy Mateusz Janikowski. Oglądam historyczne partie i wkręciłem się w to mocno.

Kubiak: prezent? Ferrari. Może wywiozę do Polski
Michał Kubiak
Kubiak: prezent? Ferrari. Może wywiozę do Polski

– Jaka była najbardziej szalona rzecz, na którą sobie pozwoliłeś?
– Nie jestem zbyt szalony. (śmiech) Fajne były za to oświadczyny na plaży w Meksyku! Mieliśmy to szczęście, że przylecieliśmy do tego kraju w środku nocy i czasowo nie byliśmy przestawieni. Następnego dnia obudziliśmy się o 4:00 i poszliśmy na spacer. Pomyślałem, że to idealny moment, bo będziemy sami na plaży. Maiłem szczęście, bo dziewczyna się zgodziła i dziś jest moją narzeczoną.

– Kiedy wpadłeś w największe kłopoty?
– Raz spisała mnie policja! Uznaliśmy, że zabawa w chowanego w galerii handlowej to świetny pomysł. Okazało się, że do czasu. Ochroniarze nas złapali i wezwali funkcjonariuszy, by nas spisali. Miałem chyba dwanaście lat. Myślałem, że już po mnie, że pójdę do więzienia. (śmiech) Już miałem dzwonić i się żegnać z rodzicami. (śmiech)

A tak na poważnie, był taki czas w Częstochowie, kiedy nabawiłem się kontuzji kolana. Przeszedłem artroskopię, która wykluczyła mnie z gry na cały sezon. Miałem duże obawy czy uda mi się utrzymać w PlusLidze. W tamtym czasie prowadziłem rozmowy z klubem z Bydgoszczy, gdzie miałem mieć szansę pracy przy Pawle Woickim. Trenerem wtedy był Vital Heynen. Byłem zdecydowany, żeby podpisać kontrakt, niestety klub w ostatniej chwili zdecydował się na inną opcję. Wizja gry w I lidze nieco mnie przestraszyła, ponieważ zdawałem sobie sprawę z tego, jak ciężko będzie wrócić do PlusLigi na mojej pozycji. Na szczęście dostałem szansę od Effectora Kielce. Sporo pograłem, więc wszystko dobrze się skończyło.

Pokonał idola i... nie miał odwagi go zaczepić. Łukasz Kaczmarek
– Co zaskoczyło cię w kadrze Vitala Heynena?
– Sam trener! Takiego szkoleniowca jeszcze nie spotkałem. Jest strasznie rozgadany. Potrafi zaczepiać obcych ludzi i dziesięć minut z nimi rozmawiać. Raz założył się, że na lotnisku pogada z setką osób przed odlotem. Chyba mu się wtedy udało. Ja nie potrafiłbym czegoś takiego zrobić. Treningowo było też inaczej. Trzy, a nie dwa, ćwiczenia na siłowni były lżejsze niż w klubach.

Poza tym lubimy spędzać razem czas. Czasami grillujemy, innym razem Bartek Kurek zgromadza wszystkich na grach w planszówki. Codzienność jest przyjemna, kiedy ludzie się lubią.

– Najzabawniejsza sytuacja z kadry?
– Raz jeden z zawodników zapomniał, że miał pojechać na turniej Ligi Narodów. (śmiech) Czekaliśmy na niego na lotnisku, a ten był bardzo zaskoczony, że lot odbędzie się tego samego dnia. Nie chcę go usprawiedliwiać, ale w kalendarzach i składach jest sporo zmian.

– Jakie frycowe płaciłeś przy wejściu do kadry?
– Raczej ich nie było. Dobrze jest debiutować u Vitala, bo stałe obowiązki, jak rozkładanie siatki czy noszenie piłek lub prania, to obowiązek dzielony pomiędzy wszystkich zawodników. Nie jest tak, że wykonują go zawodnicy z najkrótszym stażem. W klubach bywało inaczej. Niekiedy jako najmłodszy musiałem nosić ciężki stół fizjoterapeuty. To było prawdziwe wyzwanie.

– Co było cenniejsze – brąz Ligi Narodów czy srebro Pucharu Świata?
– Dla mnie ten pierwszy medal, bo bardziej się do niego przyczyniłem. W Japonii nasza grupa grała tylko pierwsze trzy mecze. Cieszyłem się jednak, bo szybko po debiucie w kadrze zapisałem na swoim koncie pierwszy medal międzynarodowej imprezy. Kiedyś na takie szanse czekało się wiele lat. Niektórzy znakomici siatkarze i tak ich nie dostawali. Co było po medalu? Świętowanie w Chicago. Spotkaliśmy się na piwku na mieście. Co ciekawe, czas spędziliśmy też z innymi kadrami.

– Rozumieliście decyzję Vitala o wyjeździe do Zakopanego w czasie turnieju w Chicago?
– Wiedzieliśmy, że tak będzie, bo nas uprzedził.

– Ale czy rozumieliście?
– A kto rozumie Vitala? (śmiech) Wszystko nam jednak wytłumaczył. Wiedzieliśmy, że nie jesteśmy tą najważniejszą kadrą. Ta była w Zakopanem i przygotowywała się do kwalifikacji olimpijskich. My się przede wszystkim cieszyliśmy, że mogliśmy pojechać na turniej w Chicago. Decyzja trenera dla wielu kibiców była dziwna, ale wiem, że Belg chciał pokazać swoim przyjazdem chłopakom z Zakopanego, że są ważni. O nas było wtedy głośniej niż o grupie przygotowującej się do turnieju kwalifikacyjnego. Vital jest dobrym strategiem i wiedział, co zrobić. W finalnym rozrachunku kroki trenera nie były ważne. Istotny był efekt, a brąz Ligi Narodów i wyjazd do Tokio mówią same za siebie.

– Czujesz, że moment bycia najważniejszym w kadrze będzie po igrzyskach?
– Wciąż wierzę, że mimo tego, że w zeszłym roku nie byłem w grupie, która trenowała w Spale, uda mi się znaleźć w kręgu zainteresowań trenera przed Tokio. Nie wiem, jak duża jest na to szansa, ale nie zmienia to faktu, że spróbuję przekonać do siebie Vitala. Nie mam nic do stracenia.

Czytaj też:
Finał PlusLigi skrócony. Kryspin Baran i Sebastian Świderski o decyzji. "Genezą problemu są federacje światowe i kontynentalne"
Kat, magik i trener, który miał problem. Hubert Jerzy Wagner
Igor Grobelny: moja kariera dopiero się zaczyna

Trener rywali kadry Heynena: to Polska jest faworytem igrzysk
Polska - Włochy podczas MŚ 2018 (fot. Getty)
Trener rywali kadry Heynena: to Polska jest faworytem igrzysk

Zobacz też
Wielki sukces Polaka w Japonii. Nie może przeboleć jednego
Michał Mieszko Gogol i Vital Heynen (fot. PAP)

Wielki sukces Polaka w Japonii. Nie może przeboleć jednego

| Siatkówka / Rozgrywki Ligowe 
Polski gigant ma nowego trenera!
Andrzej Kowal (fot. PAP)

Polski gigant ma nowego trenera!

| Siatkówka / Rozgrywki Ligowe 
Duże nazwisko w PlusLidze. Cuprum ma nowego trenera
Hubert Henno był wielokrotnym reprezentantem Francji (fot. Getty)

Duże nazwisko w PlusLidze. Cuprum ma nowego trenera

| Siatkówka / Rozgrywki Ligowe 
PlusLiga: okres transferowy nabiera rumieńców
Norwid Częstochowa (fot. PAP)

PlusLiga: okres transferowy nabiera rumieńców

| Siatkówka / Rozgrywki Ligowe 
Wielki hit transferowy z udziałem Polki. Trafiła do giganta!
Agnieszka Korneluk zagra w Fenerbahce Stambuł (fot. Getty/Fenerbahce).

Wielki hit transferowy z udziałem Polki. Trafiła do giganta!

| Siatkówka / Rozgrywki Ligowe 
Polka w czołowej lidze świata. Wielki transfer reprezentantki
W środku Malwina Smarzek (fot. Getty)

Polka w czołowej lidze świata. Wielki transfer reprezentantki

| Siatkówka / Rozgrywki Ligowe 
Zagrają w innym mieście. Ważna zmiana w siatkarskiej lidze
Ukraińscy siatkarze zagrają w Elblągu (fot. PAP).

Zagrają w innym mieście. Ważna zmiana w siatkarskiej lidze

| Siatkówka / Rozgrywki Ligowe 
Sugestie kibiców są błędne. Nowe informacje ws. pozytywnego testu
Mikołaj Sawicki (fot. 400mm)

Sugestie kibiców są błędne. Nowe informacje ws. pozytywnego testu

| Siatkówka / Rozgrywki Ligowe 
Może powstać alternatywna Liga Mistrzów. Władze usiadły do stołu
Grot Budowlani Łódź (fot. PAP)
tylko u nas

Może powstać alternatywna Liga Mistrzów. Władze usiadły do stołu

| Siatkówka / Rozgrywki Ligowe 
Sprawa dopingu w finale mistrzostw Polski. Czy rywal się odwoła?
Mikołaj Sawicki (fot. Getty)

Sprawa dopingu w finale mistrzostw Polski. Czy rywal się odwoła?

| Siatkówka / Rozgrywki Ligowe 
Polecane
Najnowsze
Dymisja Probierza: oglądaj program specjalny!
Dymisja Probierza: oglądaj program specjalny!
| Piłka nożna / Reprezentacja 
Dymisja Probierza – program specjalny: transmisja na żywo online (12.06.2025)
Hit Ekstraklasy. Gwiazda reprezentacji zmieniła klub!
Mariusz Fornalczyk (fot. Getty Images)
nowe
Hit Ekstraklasy. Gwiazda reprezentacji zmieniła klub!
| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa 
Laskowski o wyborze nowego trenera. "Zmobilizuje drużynę, a nie świat przeciwko sobie" [WIDEO]
Jacek Laskowski (fot. TVP Sport)
nowe
Laskowski o wyborze nowego trenera. "Zmobilizuje drużynę, a nie świat przeciwko sobie" [WIDEO]
| Piłka nożna / Reprezentacja 
Błąd w meczu Polaków! Sędzia pomylił się na korzyść Gruzinów
Gruzini pokonali Polaków w kontrowersyjnych okolicznościach. (zdjęcie: Getty Images)
polecamy
Błąd w meczu Polaków! Sędzia pomylił się na korzyść Gruzinów
Fot. TVP
Rafał Rostkowski
Euro U21: Polska – Gruzja. Kulisy pracy komentatorów [WIDEO]
(fot. TVP SPORT)
Euro U21: Polska – Gruzja. Kulisy pracy komentatorów [WIDEO]
| Piłka nożna / Reprezentacja U21 
"Lewy" pod ostrzałem krytyki. "To nie jest kochana postać"
Robert Lewandowski (fot. Getty)
"Lewy" pod ostrzałem krytyki. "To nie jest kochana postać"
| Piłka nożna / Reprezentacja 
Zaskakujący kandydat na selekcjonera. "Mocny pod każdym względem"
Adrian Siemieniec i Michał Probierz (fot. PAP)
Zaskakujący kandydat na selekcjonera. "Mocny pod każdym względem"
| Piłka nożna / Reprezentacja 
Do góry