| Piłka ręczna / ORLEN Superliga

Tałant Dujszebajew o podróżach, wnuku, Kirgistanie oraz... kwiatach [WYWIAD]

Damian Pechman, Michał Jaśkiewicz

Pracuje już w Polsce ponad siedem lat, ale nadal niewiele o nim wiemy. Dzięki transmisjom z meczów Łomży Vive Kielce mamy obraz trenera, który biega i krzyczy wzdłuż bocznej linii. A jaki jest, gdy gasną światła w hali? Jakim jest mężem, ojcem i od niedawna także dziadkiem? I dlaczego musi słuchać krytyki za podejście do wnuka? Wreszcie jak wspomina swoje dzieciństwo w Kirgistanie i czy doczeka się kiedyś w tym kraju swojej ulicy?

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ

Damian Pechman, TVP Sport: – Co my o panu wiemy? Tylko tyle, co zobaczymy w telewizji podczas meczów.
Talant Dujszebajew, Łomża Vive Kielce: – Oczywiście, tak jest. Gdy ludzie spotykają mnie na ulicy, to pytają, czy na pewno jestem trenerem Łomży Vive. Myślą, że jestem dużo mniejszy. Tłumaczę im, że to nie ja jestem mały, ale moi zawodnicy są tacy wysocy. Co do mojego charakteru, to już taki jestem. Nie mogę wszystkich zadowolić. Jednemu podoba się miękki charakter, drugiemu twardy i woli, żeby trener krzyczał. Jestem, jaki jestem i jestem z tego zadowolony. Od moich zawodników zawsze wymagam 100-procentowego zaangażowania i instynktu "killera". Ale w normalnym życiu jestem innym człowiekiem.

– Właśnie po to tutaj przyjechałem. Chciałbym się dowiedzieć, co się z panem dzieje, gdy kończy się mecz, opuszcza pan Halę Legionów i wraca do domu.
– Mam żonę, z którą jestem już ponad 30 lat. Mam wnuka, przy którym zapominam, co było pół godziny temu. Taki przykład. Przegraliśmy w Lidze Mistrzów z Flensburgiem i byłem załamany. Wróciłem jednak do domu, a tam czekał na mnie wnuczek, który chciał się zwyczajnie pobawić z dziadkiem. Dla niego nie jestem trenerem, ale bliskim człowiekiem, który bardzo go kocha. W życiu jestem bardzo szczęśliwy, cieszę się z każdej minuty. Gdy jestem w Kielcach – jestem bardzo szczęśliwy, gdy jestem w Hiszpanii – jestem bardzo szczęśliwy. To samo byłoby, gdybym pracował w innym miejscu, na Kubie czy w Afryce. Najważniejszy jest szacunek do pracy i radość z każdego dnia.

– I naprawdę krótko po meczu zapomina pan o tym, co było na boisku?
– Nie ma szans, to niemożliwe. Oglądam nasze mecze, przeżywam i wiem, co mogliśmy zrobić lepiej. Ale podkreślam: to po meczu. Bo w trakcie, siedząc przed telewizorem, łatwo mówić, co powinien zrobić Robert Lewandowski, Leo Messi czy Cristiano Ronaldo. Sam, gdy byłem jeszcze zawodnikiem, podjąłem wiele razy złą decyzję w trakcie meczu i później tego żałowałem. To samo, gdy zostałem trenerem – wiele razy popełniłem błąd i przegrałem. Ale najważniejsze to się podnieść i walczyć dalej. Bo życie toczy się dalej. Za to gdy wygrywasz, to nie potrzebujesz do szczęścia niczego więcej.

Z trenerem Dujszebajewem nie ma żartów. Gębala musiał... przerwać wywiad
Tomasz Gębala, rozgrywający Łomża Vive Kielce (fot. TVP)
Z trenerem Dujszebajewem nie ma żartów. Gębala musiał... przerwać wywiad

– Czy potrafi pan powiedzieć, gdzie jest pana dom?
– Mój dom jest tam, gdzie pracuję. Teraz jest w Kielcach. Ale gdy myślę o wakacjach, to tylko w Hiszpanii…

– Czyli sercem już w pełni Hiszpan?
– Mieszkam tam od 1992 roku. Zostałem bardzo dobrze przyjęty przez ludzi, potraktowali mnie jak jednego z nich. Moi synowie się tam urodzili. Podoba mi się hiszpańska mentalność i to wszystko, czego się od nich nauczyłem.

– Nie wszyscy wiedzą, że kocha pan podróże i Polskę zna lepiej niż niejeden Polak.
– Może tak być. Poza Kielcami bardzo lubię Kraków, bardzo lubię Warszawę, bardzo mi się podobały Toruń, Malbork i Trójmiasto. Do tego Wrocław, Poznań... Polska to piękny kraj z wielkimi tradycjami i historią.

– Wymienił pan wiele miast, a czy są takie, których pan jeszcze nie odwiedził?
– Wymieniłem Poznań, ale byłem tam tylko przy okazji meczów czy wizyty u lekarza. Chciałbym pojechać do Poznania, na 3-4 dni, jak prawdziwy turysta i zobaczyć wszystko, co warto zobaczyć. Sporo słyszałem też o Zamościu i Zakopanem. Mam nadzieję, że będę miał czas i okazję, żeby tam pojechać.

– Ma pan 53 lata...
– O, jeszcze nie! Dopiero skończę w tym roku.

– Tyle mówi metryka, a jak jest naprawdę? Gdy kiedyś pana pytałem, to mówił, że czuje się jakby miał 30. To podobno zasługa młodzieży w zespole.
– Fajnie, gdy możesz pracować z młodymi zawodnikami. Mamy takich, którzy urodzili się w 2001, 2002 czy nawet 2004 roku. To są dzieci, ale cieszę się, że są w moim zespole. Zawsze będę za nimi sercem. Wiele się też mogę od nich nauczyć.

– Wychował pan dwóch synów, a teraz w rodzinie pojawił się wnuk. Jak się pan odnalazł w roli dziadka?
– Od dawna czekaliśmy, od dawna prosiliśmy z żoną Aleksa, żeby dał nam wnuka. Od 18 miesięcy, za chwilę już od 19, jest z nami Hugo. To wielkie szczęście, że mieszkamy w Kielcach w tym samym budynku, tylko piętro niżej. Mogę codziennie widzieć, jak się rozwija, jak się cieszy z tego, co ma w życiu. Na pewno nie brakuje mu miłości ani ze strony dziadka, ani babci, ani mamy, ani taty czy wujka.

– Fantastyczny trener, mąż, ojciec, a teraz jeszcze dziadek. Prawda?
– Nie wiem, czy fantastyczny, ale cieszę się, że go mam. Synowie, podobnie jak żona, czy moi rodzice, są najważniejszym, co pojawiło się w moim życiu. Zawsze traktowałem synów nie tylko jak dzieci, ale również jak przyjaciół. Podobnie będzie z wnukiem. Alex i Irene są czasami niezadowoleni, bo twierdzą, że pozwalam mu na wszystko. Ale mogę, bo ja jestem dziadkiem, a nie ojcem.

– Czyli to pan najbardziej rozpieszcza wnuka?
– Praktycznie tak. Może dlatego Alex i Irene zwracają mi uwagę. Słucham ich, staram się jak mogę, ale co robić? To w końcu mój wnuk.

– Jest na razie dzieckiem, przed nim długa droga, ale czy chciałby pan, aby został kiedyś piłkarzem ręcznym?
– Ma dużo piłek, bawimy się razem. Co będzie kiedyś? Nie wiem. Pamiętam co było, gdy urodzili się moi synowie. Przede wszystkim chciałem, żeby byli zdrowymi dziećmi, żeby mieli szacunek do starszych i do życia. Żeby byli dobrymi ludźmi i gdy ktoś będzie potrzebował ich pomocy, żeby mu bez zastanowienia pomogli. Dopiero później chciałem, żeby znaleźli swoją drogę, którą będą chcieli podążać. Nie miało dla mnie znaczenia, czy zostaną sportowcami, lekarzami, inżynierami czy jeszcze kimś innym. Bo w życiu najważniejsze jest zdrowie i szczęście.

– Mając w domu takiego ojca, a obok takiego dziadka i wujka, to chyba trudno będzie mu wybrać w życiu inną drogę...
– Hugo musi mieć wolność w swoich wyborach. Jeśli będzie kochał piłkę ręczną – super, jeśli wybierze inny sport – też dobrze. Nigdy nie namawiałem Aleksa i Daniela, żeby zostali piłkarzami ręcznymi. Sami podjęli taką decyzję. Próbowali innych dyscyplin – koszykówki, golfa, tenisa czy piłki nożnej. Tyle, że w tamtym czasie mieszkaliśmy w Ciudad Real, takim małym, 70-tysięcznym mieście w centrum Hiszpanii, a tam co drugie dziecko grało w piłkę ręczną. Dlatego, chociaż ich do tego nie namawiałem, ostatecznie sami wybrali taki sport. Chciałbym, żeby z wnuczkiem było podobnie. To jego życie i to musi być jego samodzielna decyzja.

– Piłka ręczna i tak będzie dla niego na początku formą zabawy. Jeszcze chwila i zacznie pana odwiedzać na treningach.
– Szkoda, że gramy bez kibiców. Gdy miał trzy miesiące, to już się pojawiał na naszych meczach. Oczywiście, niewiele jeszcze rozumiał. Gdy tylko będzie możliwość, minie pandemia, to na pewno będzie przychodził ze mną do hali. Tak było też z Aleksem i Danielem, gdy mieli 2-3 lata. A wie pan, że z synami nie rozmawiam w domu o piłce ręcznej? Mamy inne tematy. Jeśli jest to sport, to raczej mecz piłki nożnej.

– Mówił pan o więzach z Polską i Hiszpanią. A czy pamięta pan jeszcze swoje podwórko, swoich kolegów i miejsce, gdzie się wychował?
– Każdy wie i pamięta, skąd jest. A ja jestem ze Związku Radzieckiego, czyli czegoś więcej niż z Kirgistanu. Wychowałem się w takich czasach. Wszystko, co było kiedyś w ZSRR, traktuję jak dom. Czuję się tak samo dobrze, gdy odwiedzę Azerbejdżan, Gruzję, Ukrainę czy Białoruś. Pamiętam bardzo dobrze podwórko i przyjaciół, z którymi się wychowałem.

– Nie zapomniał pan o swoich prawdziwych korzeniach.
– Oczywiście, że nie. Co roku odwiedzam Kirgistan. Bracia, mama i tata spoczywają tam na cmentarzu. Dla mnie to niesamowicie ważne, aby tam pojechać, usiąść obok... To naturalny ciąg do ziemi, na której się urodziłem.

– Czyli jakaś cząstka pana została w Kirgistanie...
– Tak! Gdybym tylko miał możliwość, to chciałbym tam wrócić i zamieszkać. Ale to nie takie łatwe. Moja żona nie jest z Kirgistanu, synowie urodzili się w Hiszpanii. Irene jest Hiszpanką, podobnie jak wnuk. Dla mnie najważniejsze, żeby być blisko nich, a to oznacza, że nasza przyszłość jest raczej związana z Hiszpanią.

– A czy zwykli ludzie w Kirgistanie wiedzą, kim jest Tałant Dujszebajew i jakie odnosi sukcesy?
– Pewnie, że tak. Piszą o każdym naszym meczu w Lidze Mistrzów, o każdym meczu Aleksa i Daniego w reprezentacji Hiszpanii. Mamy XXI wiek, Internet, więc dostęp do informacji jest dużo łatwiejszy. Gdy przyjeżdżam do Kirgistanu, to zawsze jestem zapraszany do telewizji, mam spotkania z prezydentem czy ministrami.

– Ale swojej ulicy w Kirgistanie jeszcze pan nie ma?
– Nie mam i wcale jej nie chcę! Ulice dostają zwykle ludzie, których już nie ma na świecie, a ja chcę być zdrowy i jeszcze trochę pożyć. Jeśli mają mi dać ulicę, to niech to zrobią za 40-50 lat.

– Na co dzień widzimy pana w dresach, ale w pana szafie są też koszule i marynarki.
– Dresy są wygodne, ale chodzić w nich 365 dni w roku? To nie jest fajne. Tęsknię już za czasami, żeby ubrać się ładnie, wyjść z domu, pójść na kolację i być z ludźmi. Brakuje mi tego. Wcześniej nie było takiego weekendu, żebyśmy nie wychodzili do restauracji z rodziną albo przyjaciółmi z klubu. Zawsze w większym gronie. Bo czy można być szczęśliwym tylko we dwoje? No nie. Życie jest piękne i cudowne, gdy można się tym szczęściem podzielić. Także w klubie. Dla mnie ważne, aby ludzie, z którymi pracuję wiedzieli, że ich szanuję i kocham.

– No dobrze, ale teraz restauracje są zamknięte i można co najwyżej zaprosić gości do domu. Potrafi pan gotować?
– Bardzo często zapraszam zawodników albo mój sztab. Nie jestem aż tak dobrym kucharzem, ale kilka dań potrafię. Na przykład ryż czy sałatki, które mi całkiem dobrze wychodzą.

– Kuchnia hiszpańska czy rosyjska?
– Bardziej rosyjska. Jeśli chodzi o hiszpańską, to lepiej gotuje moja żona.

– Podobno najchętniej zostałby pan w Kielcach do końca trenerskiej kariery. Aż tak nie lubi pan przeprowadzek?
– Nie o to chodzi. Gdy w styczniu 2014 roku przyjechałem tutaj po raz pierwszy, nie sądziłem, że zostanę tak długo. Pierwszy kontrakt obowiązywał do 2017 roku, więc pomyślałem, że popracuję kilka lat, a później zobaczymy. Prawda jest taka, że mam w Kielcach wszystko. Wspaniałych kibiców. Wspaniały zarząd, który mnie wspiera i mi pomaga. Pierwszym momentem, w którym zastanawiałem się nad odejściem było wygranie Ligi Mistrzów w 2016 roku. Osiągnęliśmy wtedy szczyt i pomyślałem, że może czas na zmianę. Jednak zostałem. Zrobiliśmy zmianę pokoleniową, udało się zbudować nową drużynę. Były też trudne momenty, gdy ze względów finansowych byliśmy na krawędzi. Wtedy byłoby mi pewnie najłatwiej odejść. Jednak znowu zostałem. Chciałem dalej walczyć. Jestem z tego powodu bardzo dumny. Chciałbym tutaj pracować tak długo, jak to możliwe.

– Do 70. roku życia?
– Nie, najwyżej do 65. Proszę mnie źle nie zrozumieć – miałem i pewnie będę miał oferty z innych klubów i innych krajów. To normalne. Nigdy jednak nie zdradzę, o jakie kluby chodzi. Mam propozycje i koniec. Chcę jednak zostać w Kielcach.

– Dobrze, nie proszę więc o nazwy klubów, ale o kraje. Najbardziej pewnie kusi Hiszpania?
– Wcale nie. Mam wiele ofert z Rosji, Francji, Niemiec czy Węgier. Z Hiszpanii oczywiście też, ale nie jest ich najwięcej. Problem polega na tym, że czuję się ważną częścią projektu, który mamy w Kielcach. Przychodzą do nas nowi zawodnicy, rozmawiają ze mną, wiedzą, że jestem tutaj trenerem. Nie mogę później odejść, bo dostałem lepszą ofertę. Jakby to wyglądało? Przecież ja ich przekonuję do tego, żeby zagrali w Kielcach. A skoro tak, to będę z nimi do końca. Oczywiście najważniejsze są wyniki sportowe. To one decydują, czy jesteś w klubie czy nie. Z drugiej strony, nie ma takiego sezonu, w którym nie byłbym zwalniany po 10-12 razy.

– Przez kogo?
– Przez "znawców" piłki ręcznej, jak ich ładnie nazywam. Ale nie przejmuje się nimi, skupiam na mojej pracy. Mam świadomość, że gdy nie będzie wyników, to mogę zostać zwolniony. To część życia każdego trenera.

– Zgoda, ale na razie prezes Servaas nie ma powodów, żeby pana pożegnać. Odkąd trafił pan do klubu, to nie było sezonu, w którym nie wygrałby pan mistrzostwa i Pucharu Polski. Do tego jeszcze raz triumfował w Lidze Mistrzów. Czego chcieć więcej?
– Zawsze można wygrać więcej. Dobrze, że pracuję jako trener piłki ręcznej, a nie nożnej, bo wtedy to byłby dramat. Na szczęście prawdziwi kibice mnie wspierają. I gdy są na trybunach, i gdy spotykamy się na ulicy. Nie skłamię, jeśli powiem, że są najlepsi na świecie. Bardzo ich cenię.

"Święta wojna" dla Łomży Vive. Zobacz skrót meczu!
(fot. PAP)
"Święta wojna" dla Łomży Vive. Zobacz skrót meczu!

– Proszę jednak za bardzo nie narzekać. Prowadzi pan drużynę, która nie ma sobie równych w Polsce.
– Coś panu powiem, ale proszę nie traktować tego jako wymówki. Jeśli porównać nas do Orlen Wisły Płocku, Azotów Puławy czy Górnika Zabrze, to tak – mamy większe możliwości. Inaczej wypadamy jednak na tle Barcelony, PSG, Veszprem czy THW Kiel, a to im chcemy dorównać pod względem sportowym. Jak to zrobić, skoro mamy mniejszy budżet? Nie możemy, tak jak te kluby, sprowadzać gotowych, doświadczonych zawodników. My musimy szukać innej drogi. Owszem, mamy 6-7 doświadczonych zawodników w kadrze, ale obok nich są młodzi. Oni potrzebują czasu, aby walczyć o najwyższe cele, a dla nas tym celem jest wygranie Ligi Mistrzów.

– Od trenerów Barcelony czy Veszprem wymaga się tego w każdym sezonie.
– Oczywiście. Tam nikt nie będzie czekał i nikt nie da trenerowi kilku lat, żeby zbudował zespół. Te kluby mają jednak inne możliwości. Z całym szacunkiem dla naszej młodzieży, ale tam stawiają już na ukształtowanych zawodników, gotowych grać od zaraz o Final Four. Kiedy przychodzili do nas Blaż Janc czy Luka Cindrić, też byli młodzi, nie prezentowali się tak, jak teraz. Byli jednak ważnymi postaciami, z którymi wiązaliśmy przyszłość. Trudno było ich jednak zatrzymać, gdy dostali ofertę z Barcelony. Na szczęście został z nami Artiom Karaliok, chociaż też chciała go Barcelona. Podobnie Alex. Takie są realia. Musimy mieć swoje priorytety, nie uda nam się zatrzymać każdego zawodnika. Najważniejsze, to utrzymać tych 6-7, a do nich dobrać młodszych i... czekać. Nie każdy z nich osiągnie poziom, który byśmy chcieli. Zawsze powtarzam: jeśli tylko 20 procent spełni nasze oczekiwania, to już możemy to uznać za sukces.

– Rozmawiamy o piłce ręcznej, a tak się zastanawiam... Nigdy nie chciał pan kopać piłki?
– Kiedyś tak, podobnie jak każde dziecko. Ale w listopadzie 1980 roku poznałem piłkę ręczną i stała się dla mnie najlepszym sportem na świecie.

– Jako zawodnik wygrał pan wszystko, co można było wygrać. Do tego indywidualnie został wybrany dwukrotnie najlepszym zawodnikiem na świecie. Jako trener też zgromadził kolekcję medali i pucharów. Mało panu?
– Nie wygrałem wszystkiego, zawsze można było więcej. Piłka ręczna to sport drużynowy i najcenniejsze są zawsze medale olimpijskie czy mistrzostw świata i Europy. To się liczy. Oddałbym bez zastanowienia moje tytuły dla najlepszego zawodnika za jeden medal mistrzostw świata albo za zwycięstwo w Lidze Mistrzów.

– Czy czuje się pan doceniony w Polsce? Czy uważa się pan za najlepszego trenera w PGNiG Superlidze?
– Czy czuję się doceniony? Oczywiście. A czy czuję się najlepszym trenerem? To nie ma dla mnie żadnego znaczenia.

– Dlaczego?
– Naprawdę, proszę mi wierzyć, nie ma to znaczenia. Były sezony w Hiszpanii, gdy wygraliśmy wszystko, co było do wygrania – i w lidze, i w Europie. A tytułu dla najlepszego trenera nie dostałem… Nie było mi z tego powodu smutno. Ważniejsze było to, co zdobyłem z drużyną.

– Nie obrazi się pan, jeśli znowu Gladiatora otrzyma inny trener?
– Jeśli za to wygram ligę i Puchar Polski, to proszę bardzo – niech dostanie go ktoś inny. Gdyby ktoś mi zagwarantował, że co roku wygram właśnie i ligę, i Puchar Polski, a do tego będę w Final Four Ligi Mistrzów, a raz na pięć lat wygram Ligę Mistrzów, to mogę do końca życia podpisać taką umowę i oddać indywidualne nagrody komuś innemu.

Wszystkie twarze Tałanta. "Uśmiecham się tylko po..."
(fot. TVP Sport / PAP/EPA)
Wszystkie twarze Tałanta. "Uśmiecham się tylko po..."

– Wrócę jeszcze do początku naszej rozmowy. Został pan dziadkiem, ma młodych zawodników w drużynie... Czy to znaczy, że zmienił się pan nie tylko jako trener, ale też jako człowiek?
– Oczywiście! Jeśli ktoś mówi, że jestem gorący, że biegam i krzyczę, to nie widział mnie w 2005 czy 2006 roku. Jestem totalnie innym człowiekiem. Zmieniłem też jako trener. Jestem nadal wymagający, ale jest we mnie więcej cierpliwości. Kto wie, może dlatego, że zostałem dziadkiem. Jestem już starszy, a zauważam to też po tym, jak się ubieram. Kiedyś lubiłem kolory, wybierałem bardziej nowoczesne ubrania. Teraz stałem się skromniejszy. Moja żona szybko to zauważyła.

– Niedawno obchodziliśmy Dzień Kobiet, jeszcze wcześniej Walentynki. Czy z takich okazji obdarowuje pan żonę kwiatami?
– Tutaj mamy problem. Nie chcę, żeby kobiety się na mnie obraziły, ale... Tylko jeden raz dałem żonie kwiaty – w dniu ślubu i na tym koniec. Dla mojej żony przez 365 dni w roku muszą być Walentynki, Dzień Kobiet i urodziny. Największym szczęściem jest to, że całe życie jesteśmy razem. 5 marca obchodziliśmy 30. rocznicę ślubu. Muszę robić wszystko, żeby ona w żadnej chwili nie pomyślała, że zrobiła błąd będąc moją żoną.

– Nie pomylę się więc, jeśli powiem, że dwa najważniejsze wybory w pana życiu to żona i piłka ręczna?
– Na milion procent! Zawsze najpierw dziękuję Bogu, że mama i tata mnie urodzili i wychowali, a później dziękuję Bogu za piłkę ręczną. Bo dzięki niej poznałem moją żonę. Najważniejszego i najlepszego człowieka w moim życiu...

– Mimo wszystko czasami mógłby się pan złamać i wręczyć jej kwiaty. Choćby tulipany... W ogóle pan wie, który kraj jest ich prawdziwą ojczyzną?
– Eeeee... To proste. Ile razy byliśmy z żoną w Amsterdamie, tyle razy odwiedzaliśmy rynek z kwiatami. W naszym domu, obok róż, zawsze rosną tulipany.

– Mamy w Polsce takie powiedzenie: "Cudze chwalicie, swego nie znacie". Owszem, Holandia jest kojarzona z tulipanami. Owszem, holenderskie tulipany są piękne. Ale ich prawdziwą ojczyzną jest między innymi... Kirgistan.
– Naprawdę? To mnie pan zaskoczył, tego nie wiedziałem. Wychodzę z założenia, że człowiek każdego dnia powinien się uczyć. Dziś też dowiedziałem się czegoś nowego nie o piłce ręcznej, ale o tulipanach. Ciekawe, czy prezes Servaas o tym wie? Pewnie nie, ale przy najbliższej okazji mu o tym powiem.

Jakim trenerem jest Sławomir Szmal? "Ani katem, ani cudotwórcą"
Bramkarz Sławomir Szmal (fot. Getty Images)
Jakim trenerem jest Sławomir Szmal? "Ani katem, ani cudotwórcą"

Zobacz też
"Dzidziuś" kończy karierę. Zobacz jego popisowe akcje [WIDEO]
Michał Jurecki podczas meczu reprezentacji Polski (fot. Getty)

"Dzidziuś" kończy karierę. Zobacz jego popisowe akcje [WIDEO]

| Piłka ręczna / Reprezentacja mężczyzn 
Barlinek Industria mistrzem po raz 20. Zobacz ceremonię [WIDEO]
(fot. PAP)

Barlinek Industria mistrzem po raz 20. Zobacz ceremonię [WIDEO]

| Piłka ręczna / ORLEN Superliga 
Gladiatory rozdane. Oto najlepsi sezonu 2022/23 PGNiG Superligi [WIDEO]
(fot. PAP)

Gladiatory rozdane. Oto najlepsi sezonu 2022/23 PGNiG Superligi [WIDEO]

| Piłka ręczna / ORLEN Superliga 
PGNiG Superliga, 26. seria: Barlinek Industria Kielce – Orlen Wisła Płock [MECZ]
PGNiG Superliga, Barlinek Industria Kielce – Orlen Wisła Płock: transmisja na żywo online

PGNiG Superliga, 26. seria: Barlinek Industria Kielce – Orlen Wisła Płock [MECZ]

| Piłka ręczna / ORLEN Superliga 
Gębala: wiedzieliśmy, że ten mecz to będzie walka w obronie
(fot. TVP)

Gębala: wiedzieliśmy, że ten mecz to będzie walka w obronie

| Piłka ręczna / ORLEN Superliga 
Krajewski: szkoda tej dwubramkowej zaliczki
(fot. TVP)

Krajewski: szkoda tej dwubramkowej zaliczki

| Piłka ręczna / ORLEN Superliga 
Moryto do reportera: jestem zmęczony... nie pamiętam pytania
(fot. TVP)

Moryto do reportera: jestem zmęczony... nie pamiętam pytania

| Piłka ręczna / ORLEN Superliga 
Tałant Dujszebajew w stronę Płocka: bądźcie sportowcami do końca! [WIDEO]
(fot. TVP)

Tałant Dujszebajew w stronę Płocka: bądźcie sportowcami do końca! [WIDEO]

| Piłka ręczna / ORLEN Superliga 
PGNiG Superliga, 26. seria: Barlinek Industria Kielce – Orlen Wisła Płock [SKRÓT]
(fot. PAP)

PGNiG Superliga, 26. seria: Barlinek Industria Kielce – Orlen Wisła Płock [SKRÓT]

| Piłka ręczna / ORLEN Superliga 
Przechwyt na wagę tytułu. To była kluczowa akcja "świętej wojny" [WIDEO]
(fot. TVP)

Przechwyt na wagę tytułu. To była kluczowa akcja "świętej wojny" [WIDEO]

| Piłka ręczna / ORLEN Superliga 
Najnowsze
Rekordowy transfer! Wielka kasa za kadrowicza
nowe
Rekordowy transfer! Wielka kasa za kadrowicza
| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa 
Dominik Sarapata ma się przenieść do Kopenhagi
Oni też nie poprowadzą kadry! Wykruszają się kolejne nazwiska
Cezary Kulesza (fot. Getty Images)
Oni też nie poprowadzą kadry! Wykruszają się kolejne nazwiska
| Piłka nożna / Reprezentacja 
Mbappe był w szpitalu. Nowe informacje ws. gwiazdy Realu
Kylian Mbappe (fot. Getty Images)
Mbappe był w szpitalu. Nowe informacje ws. gwiazdy Realu
| Piłka nożna 
Sensacja w meczu PSG! Pierwszy taki wynik od 13 lat
Piłkarze PSG nie będą dobrze wspominać potyczki z Botafogo (fot. Getty)
Sensacja w meczu PSG! Pierwszy taki wynik od 13 lat
| Piłka nożna 
Znamy wszystkich uczestników Pucharu Polski. Są debiutanci!
Beskid Andrychów uzupełnił grono uczestników Pucharu Polski (fot. 400mm.pl)
Znamy wszystkich uczestników Pucharu Polski. Są debiutanci!
Jakub Ptak
Jakub Ptak
Polska trenerka podbija świat tenisa. Nie myśli o pracy ze Świątek
Sandra Zaniewska podbija świat tenisa jako trenerka Marty Kostiuk (fot. Instagram:
tylko u nas
Polska trenerka podbija świat tenisa. Nie myśli o pracy ze Świątek
fot. Facebook
Sara Kalisz
Sulęcki przed walką o pas WBC: im ciężej, tym dla mnie łatwiej [WIDEO]
Maciej Sulęcki (fot. TVP SPORT)
Sulęcki przed walką o pas WBC: im ciężej, tym dla mnie łatwiej [WIDEO]
| Boks 
image