| Koszykówka / Rozgrywki ligowe
Co kryje się pod hasłem specyficzna obrona? Dlaczego Legia dobrze zbiera, grając bez typowego centra? Warszawa będzie miała europejskie puchary? Z jakiego powodu stał się bardziej spokojny? Między innymi na te pytania odpowiedział nam trener Legii, Wojciech Kamiński.
Jakub Kłyszejko, TVPSPORT.PL: – Trenerze przytrafiła się wam niespodziewana przerwa przed ostatnim meczem. Jak na nią zareagowaliście?
Wojciech Kamiński, trener Legii Warszawa: – Wolelibyśmy grać. Bardzo chcieliśmy spotkać się z Kingiem od razu w niedzielę i już myśleć o fazie play-off, bo i tak czekamy na nią dość długo. Rok temu jej nie było. Nieszczęście rywala sprawiło, że musimy jeszcze trochę poczekać najpierw na ostatni mecz kolejki, a potem na decydujące granie. Dla nas to sytuacja mało komfortowa. Myślę, że dla nich również. Aczkolwiek nie wiem, jak ma się sytuacja w Szczecinie i zajmuję się swoją drużyną.
– To ostatni mecz rundy zasadniczej, ale bardzo ważny dla układu całej tabeli. Możecie wybrać sobie przeciwnika, ale zwycięstwo daje wam przewagę własnego parkietu jeszcze w półfinale. Jakiekolwiek kalkulacje wchodzą w grę?
– Nie. My nigdy nie kalkulujemy i dobrze na tym wychodzimy. Nie zamierzam tego zmieniać. Chcemy zająć drugie miejsce po rundzie zasadniczej. Mamy jednak szacunek do rywala. To tylko sport i wszystko może się zdarzyć. Nie będzie tak, że odpuścimy mecz albo zagramy tak, aby zająć czwarte miejsce. Nie taki jest nasz cel.
– Cały wasz sezon można podsumować słowami regularność i stabilizacja? Co sprawiło, że potrafiliście grać na równym poziomie?
– Najbardziej zawodnicy, którzy mimo różnych kontuzji i wyjazdów, najpierw dobrze przepracowali okres przygotowawczy, a potem dawali z siebie wszystko na treningach. Potrafiliśmy szybko uzupełnić luki po ubytkach. Druga rzecz to stabilizacja. Nie mieliśmy żadnych kłopotów finansowych i organizacyjnych, za co należą się słowa podziękowania dla prezesa Jarosława Jankowskiego i wszystkich pracowników klubu. Wszystko mieliśmy zorganizowane na super poziomie. Praca lekarzy, masażystów, trenera przygotowania fizycznego, drugiego trenera czy kierownika drużyny… Mieliśmy wszystko to, czego potrzebowaliśmy. Wtedy pracuje się dużo łatwiej.
Gortat o Lewandowskim: Włodarczyk i Fajdek są sporo przed nim
– Zdradzi pan, w jaki sposób zaczarowaliście obręcze na Bemowie? W waszej hali rywale rzucają za trzy punkty z bardzo niską skutecznością.
– Bardziej chyba chodzi tu o obronę. Od początku graliśmy specyficzną defensywę. Jednym wychodzi ona lepiej, innym gorzej. Gramy bez kibiców, a obręcze dla wszystkich drużyn są takie same. Nam też zdarzały się mecze, w których nie trafialiśmy. Wynika to z tego, że pewne rzeczy sobie kalkulujemy. Patrzymy, kto jak rzuca, gdzie musimy podejść bliżej z ręką, gdzie można kogoś odpuścić. Wynika to z taktyki.
– Mógłby pan powiedzieć coś więcej o tej specyficznej obronie?
– Teraz trochę zmieniamy i ćwiczymy dwie-trzy różne defensywy, jeżeli chodzi o pick and rolle. Nie podwajamy w sytuacjach w pobliżu kosza. Wydawałoby się, że każda drużyna ma nad nami przewagę, bo nie gramy z typowym centrem i nie mamy wysokiego zawodnika. Po to, żeby nie otwierać pozycji na obwodzie. Zawsze staraliśmy się grać agresywnie na "pickach". Nie chcieliśmy pozwolić przeciwnikowi swobodnie rozgrywać. Nie zawsze się to udawało. Były mecze, gdzie mieliśmy z tym problem. W przekroju całego sezonu jestem zadowolony z naszej gry.
– Wspomniał trener o centrach. Ciekawe jest to, że wasi podkoszowi nie zdobywają wielu punktów, a jesteście na drugim miejscu pod względem zbiórek. Z czego to wynika?
– Mamy Darka Wykę, który świetnie zbiera. Earl Watson i Grzegorz Kulka są bardzo dobrze zastawiającymi zawodnikami. Każdy z nich kilka piłek zawsze zbierze, a jak nie oni, to skorzystają z ich ciężkiej pracy inni zawodnicy. Doszedł też Walerij Lichodiej. Zawsze mieliśmy problemy z centymetrami. Przez to, że wszyscy przykładali się do zbiórek, to udawało się nam łapać dużo piłek. Aczkolwiek w meczu ze Śląskiem przegraliśmy przez brak zbiórek w obronie. Gdyby nie tamto spotkanie, to już teraz moglibyśmy być pewni drugiego miejsca. Nie lubię chwalić naszego zespołu, bo gdy tylko to zrobię, to od razu tracimy na koncentracji i słabiej wyglądamy. Po przyjściu Lichodieja mówiłem, że jesteśmy najlepiej zbierającą drużyną i nie przegrywamy walki na tablicach. Od tej pory zaczęliśmy to robić (śmiech).
– No właśnie, jak udało się wam odczarować Lichodieja? To zupełnie inny gracz niż w Anwilu.
– Nie wiem, jak to wyglądało we Włocławku. Cieszy mnie to, że u nas się przydaje, pomaga i tym się zajmujemy. Nie robiliśmy specjalnych rzeczy. Pokazaliśmy mu swoje zasady w obronie i ataku. Do tego doszły treningi. Może to miało znaczenie. W każdym klubie trenuje się inaczej. Jednym zawodnikom pewne rzeczy odpowiadają, inne mniej. Może to do niego trafiło? Może nasza taktyka i jego rola w zespole. Dużo czynników mogło mieć znaczenie.
Starogard Gdański traci ekstraklasę, ale zrobi wiele, żeby w niej zostać
– Jak się panu pracuje w Warszawie? Legia to wielka marka w świecie sportu i w koszykówce chce też odgrywać znacznie większą rolę.
– Zawsze podkreślałem, że jestem bardzo zadowolony z propozycji prowadzenia Legii. Kiedyś powiedziałem, że dłużej prezes Jankowski zastanawiał się, żeby złożyć mi ofertę, niż ja, aby ją przyjąć. Miałem wtedy półtoraroczny kontrakt w Niemczech. Mogłem tam zostać i Mitteldeutscher BC przez ten czas płaciłby mi. Mimo wszystko zdecydowałem się na przyjście do Warszawy. Pasuje mi ona z wielu względów. Cieszę się, że udaje mi się wykonywać tutaj dobrą pracę. Legia to duża marka i zasługuje na koszykówkę na jak najwyższym poziomie.
– Część zawodników ma dłuższe umowy. Pan również zostaje na kolejny sezon. Kontynuacja i stabilizacja, tego chcecie w przyszłym roku?
– Dokładnie tak. Wiadomo, że będą pewne zmiany, ale ma to być ewolucja, a nie rewolucja. Trzeba pamiętać, że być może wymagania niektórych zawodników pójdą w górę i nie będziemy mogli ich spełnić.
– Z tyłu głowy myślicie już pewnie o nowym sezonie. Legia będzie chciała zagrać w europejskich pucharach?
– Taki jest plan. Mamy zagrać w Europie. To stanie się faktem, bo miejsce, które zajmiemy na koniec sezonu, na pewno nam na to pozwoli. Wtedy dowiemy się, w jakich rozgrywkach będziemy mogli wystąpić.
– Ma pan swój ulubiony kierunek?
– Mam, ale zachowam to dla siebie. Wszystko zależy od naszego miejsca.
– Może być nim liga VTB?
– Niekoniecznie. Liga Mistrzów bądź VTB byłyby dla nas fajnym kierunkiem, ale też trzeba powiedzieć, że musimy być do tego przygotowani finansowo. Skład jest wtedy inaczej budowany. Chciałbym to robić na spokojnie, krok po kroku. Nie chcemy od razu rzucać się na głęboką wodę. Lepszym rozwiązaniem jest zagranie sezonu w nieco słabszych pucharach, żeby popracować nad budżetem, zawodnikami, strukturą klubu, akademią. Dopiero potem można przystąpić do szturmu.
Marcel Ponitka: umawialiśmy się jakiś czas temu. Termin dawno minął. Chciałbym utrzymać nasze dobre relacje
– Zajął pan drugie miejsce w głosowaniu na najlepszego trenera ligi. Takie wyróżnienia cieszą?
– Jest to miłe wyróżnienie i dziękuję za oddane na mnie głosy. Z drugiej strony wiem, że to bardzo subiektywne. Czasami ktoś może kogoś bardziej lubić bądź nie i dlatego dostaje się więcej głosów. Nie świętowałem z tego powodu.
– W tym sezonie otrzymuje pan znacznie mniej przewinień technicznych. Trener stał się spokojniejszy, czy sędziowie przyzwyczaili się już do boiskowych reakcji?
– Przez rok nie pracowałem w lidze i stałem się chyba spokojniejszy. Poza tym powiększyła mi się rodzina i muszę szukać spokoju, a nie nerwów i dodatkowych komplikacji. Walka z sędziami nie ma sensu. Oni swoich decyzji nie zmieniają.
– Jaki jest Wojciech Kamiński prywatnie? W domu pojawiają się koszykarskie tematy? Zostaje trochę czasu na coś innego niż sport?
– Dużo spokojniejszy niż na meczu. Żona jest naszym wiernym kibicem, a temat koszykówki i Legii pojawia się w naszym domu prawie codziennie. Dziękuję jej za to, że jest ze mną i towarzyszy mi podczas moich wyjazdów za pracą. Czas wolny to pojęcie abstrakcyjne. Każdą wolną chwilę wypełniają nam nasze córeczki.
– Ewentualny medal zdobyty z Legią smakowałby wyjątkowo?
– Najpierw przejdźmy pierwszą rundę play-off. Gdy to zrobimy, to wtedy o tym pogadamy!
85 - 67
WKS Śląsk Wrocław
104 - 109
Trefl Sopot
85 - 92
MKS Dąbrowa Górnicza
73 - 70
King Szczecin
84 - 92
Anwil Włocławek
97 - 82
Enea Abramczyk Astoria Bydgoszcz
73 - 102
BM Stal Ostrów Wielkopolski
81 - 104
Grupa Sierleccy Czarni Słupsk
84 - 86
Polski Cukier Pszczółka Start Lublin
58 - 62
Anwil Włocławek