{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
El. MŚ 2022. To nie był mecz przyjaźni. Węgry – Polska z poziomu murawy
Radosław Przybysz /
Mówi się, że z góry lepiej widać. Ale za to z dołu lepiej słychać. Puste, pandemiczne trybuny i akredytacja licencjonowanego nadawcy pozwalają uszczknąć nieco więcej z pobliża kadry. Na meczu Węgry – Polska ponownie postanowiłem z tego skorzystać.
Pierwszą połowę meczu z Węgrami spędziłem na trybunie prasowej. Chciałem sprawdzić, jak działa nowa koncepcja taktyczna Paulo Sousy. Nie działała. Po 20 minutach wydawało się, że na dobre postanowił wrócić jednak do czwórki z tyłu, ale potem, gdy wynik nas do tego zmusił, graliśmy bardzo ofensywnym 3-4-3 z trzema, klasycznymi napastnikami i Kamilem Jóźwiakiem i Arkadiuszem Recą na bokach.
Jak zdenerwować Lewandowskiego
Na drugą połowę zszedłem na poziom trybun, blisko polskiej ławki rezerwowych. Chciałem podsłuchać jak zachowuje się Sousa i jego liczny sztab. Szybko wysłał na rozgrzewkę Kacpra Kozłowskiego, Kamila Glika i Jóźwiaka. Z tego pierwszego ostatecznie nie skorzystał.
Glik zastąpił Michała Helika, który był na granicy wylecenia z boiska. Zaraz po przerwie żółtą kartkę za brutalny faul dostał też Bartosz Bereszyński. Polacy faulowali ostro, bo byli spóźnieni, zagapieni albo odskakiwała im piłka. Zdarzyło się to też Krychowiakowi czy Milikowi. Węgrzy faulowali, bo taką mieli koncepcję. Wbrew zapowiedziom, to nie był mecz przyjaźni.
Siedząc blisko linii widać było, jaki pomysł miał Marco Rossi na zatrzymanie Polaków, zwłaszcza Roberta Lewandowskiego. "On nie lubi kontaktu z obrońcami. Trzeba dać mu plaster, który nie da mu się odkleić, będzie cały czas uprzykrzał mu życie, łapał go rękoma" – pisało przed meczem "Nemzeti Sport" w tekście "Jak zdenerwować Lewandowskiego". Za przykład podawało choćby grę Sergio Ramosa z meczów Ligi Mistrzów.
Węgrzy nie mieli Ramosa, ale mieli świetnie działający kolektyw obrońców, którzy cały czas pomagali sobie łokciami i dłońmi, dosłownie uwieszając się na "Lewym". Już po 30 minutach nerwowo kręcił głową. Marco Rossi nawet się z tym nie krył, krzycząc do swoich piłkarzy, by przerywali akcje Polaków faulami.
– Te rozgrywki potrzebują VAR-u. Gdyby dzisiaj był do dyspozycji, zapadłoby wiele zupełne innych decyzji. Zwłaszcza na naszą korzyść. Nasi rywale bazowali na dobrej obronie, przewidywaniu i kontratakach. Bronili się głęboko. Pracowaliśmy nad tym, ale niestety tylko przez jeden trening. Musimy być w tym lepsi – ocenił Sousa na pomeczowej konferencji.
Spokojniejszy niż Brzęczek
Rzeczywiście, sędzia Felix Brych i jego asystenci nie dostrzegli paru fauli i podjęli kilka dziwnych decyzji. Ale w czasie meczu Sousa nie oceniał nadmiernie ich pracy. Częściej robili to jego asystenci. Skupiał się na indywidualnych uwagach, głównie do Recy, Szymańskiego, Jóźwiaka czy Modera. Na razie sprawia wrażenie trenera spokojniejszego niż Jerzy Brzęczek, który przez 90 minut praktycznie nie siadał, bardzo się denerwował. Sousa przyjmował wydarzenia tego, pokręconego przecież spotkania, raczej na chłodno.
Na takie obserwacje pozwalało moje umiejscowienie w drugiej połowie. Po pojawieniu się na boisku Glika, ten doświadczony obrońca od razu zaczął głośno podpowiadać kolegom. I w okolicach 80. minuty, zaraz przed golem na 3:3, zaiskrzyło między nim i Lewandowskim, który jest dużo mniej "wokalny".
Tradycyjnie mocno udzielał się też Grzegorz Krychowiak (podpowiadał mniej doświadczonym kolegom, ale też parę razy zrugał ich za niedokładne zagranie) i Wojciech Szczęsny, który od 80. minuty do końca cały czas krzyczał: "Panowie, gramy do końca, z wiarą w wynik".
Wiary i walki naszym nie można było odmówić. Widać było, że przy nowym szefie każdy daje z siebie maksa. Widząc z odległości kilku metrów na jak dużej intensywności rozgrywany jest taki mecz, można się tylko zaśmiać na komentarze o "braku walki", które czytałem na Twitterze przed golami Piątka i Jóźwiaka. Naprawdę, to nie jest kwestia walki.
W czwartek mierzyliśmy się z ograniczoną piłkarsko, ale skoncentrowaną, solidną drużyną, która miała swój styl i plan na to spotkanie. Na szczęście nie do końca udało jej się go zrealizować. Brawa dla zmienników i dla trenera za decyzje. To był dziwny mecz. Ale przynajmniej nie było nudy.
Paulo Sousa o występie Helika, Modera, Szymańskiego i Recy:
Przed meczem Sousa unikał komentowania indywidualnych decyzji personalnych, ale po spotkaniu nie miał z tym problemów. Oto fragmenty jego wypowiedzi z krótkiej, pomeczowej konferencji prasowej:
– Helik to nowy zawodnik, musi lepiej współpracować z kolegami i poprawić wyprowadzanie piłki. Grał zbyt bezpiecznie, nie chciał za dużo ryzykować. A potrzebujemy tego w środku. Ale pomocnicy też zbytnio nie pomagali, zwłaszcza Moder. "Krycha" generalnie był znakomity, za to Moder był za daleko od obrońców, brakowało mu szybkości i dobrych decyzji. Ale to część procesu.
– Trenerowi łatwiej byłoby zacząć budowę zespołu z najbardziej doświadczonymi zawodnikami i po meczu na nich zrzucać błędu. Nie, my akceptujemy błędy, one będą się zdarzać. Nie przegraliśmy przez Helika, tylko przez to, że nie byliśmy wystarczająco solidni, równi jako drużyna. Musimy grać bliżej siebie, na większej intensywności i szybciej się poruszać. Będziemy nad tym pracować.
– Wahadłowi zrobili za mało pod polem karnym rywala. Zwłaszcza "Szymi", który ma duży talent, ale pokazał się tylko raz czy dwa w pierwszej połowie. Musi to robić częściej i wierzyć w siebie. Musi dostarczać więcej piłek dobrym piłkarzom czekającym w polu karnym. To samo tyczy się Recy. Na początku był nieco nerwowy. Pod presją podejmował nie najlepsze decyzje. W drugiej połowie był innym piłkarzem, ale stać go na dużo więcej. We Włoszech daje dużo asyst. Musi to dawać też w reprezentacji. Musi bardziej w siebie wierzyć, więcej od siebie wymagać i dużo pracować nad grą w obronie.