Reprezentacja Polski w meczu eliminacji MŚ 2022 z Węgrami (3:3) popełniła wiele błędów w obronie. Dyskusje wywołuje też zachowanie Wojciecha Szczęsnego przy pierwszym trafieniu rywali. – Nie uważam, że każdy gol wpuszczony przy bliższym słupku to wina bramkarza – zaznaczył Andrzej Dawidziuk, w przeszłości trener golkiperów w drużynie narodowej.
Węgrzy objęli prowadzenie w 6. minucie. Attila Fiola posłał prostopadłe podanie za plecy wysoko ustawionych obrońców, a Roland Sallai znalazł się w sytuacji sam na sam i strzałem w kierunku bliższego słupka pokonał Wojciecha Szczęsnego. Nie brakuje opinii, że bramkarz biało-czerwonych w tamtej akcji mógł ustawić się lepiej. – Występ Szczęsnego był katastrofalny. Przy golu odsłonił róg, ale szwankowały też wznowienia nogą. Grał niepewnie – mówił w piątkowym Magazynie Sportowym RDC Arkadiusz Onyszko.
Inną opinię ma Andrzej Dawidziuk.– Trudno spojrzeć na tę sytuację jednoznacznie. Obrona ustawiona była wysoko, przez co i Wojtek zagrał wyżej. Wszystko działo się bardzo szybko, dlatego nie był w stanie przyjąć optymalnej dla tej sytuacji pozycji. Gdyby Węgrzy wyprowadzili atak pozycyjny, Szczęsny miałby więcej czasu na poprawienie ustawienia. Przy kontrataku tego czasu było za mało – tłumaczył były trener bramkarzy kadry.
– Wiele osób mówi o tym, że jeśli bramkarz przepuści strzał w "krótki" róg, to jest to jego wina. Ja nie podzielam tej opinii. Gra bramkarza się zmieniła, teraz ma on zrobić wszystko, by obronić uderzenie. Niezależnie od tego, w którą część bramki kopie przeciwnik. Spójrzmy na trafienie Kamila Jóźwiaka. Peter Gulacsi skupił się na tym, by chronić bliższy słupek, ale przez to zostawił naszemu zawodnikowi autostradę przy dalszym słupku. I w przypadku Szczęsnego i Gulacsiego efekt był ten sam – stracony gol. Nie czepiałbym się o to Wojtka, chociaż oczywiście zachowanie mogło być lepsze – dodał Dawidziuk.
Szczęsny w spotkaniu z Węgrami wpuścił trzy bramki. Przy pozostałych miał już znacznie mniej do powiedzenia. W dodatku, niepewnie spisywała się cała obrona, która nie pomagała bramkarzowi. – Defensywa była do poprawy. Na stracone gole patrzyłbym jak na reakcję łańcuchową. To kilka błędów doprowadzało finalnie do tego, że Węgrzy pokonywali naszego bramkarza. Przy pierwszym trafieniu obrona była zbyt wysoko. Defensorzy nie zdążyli wrócić, a to z kolei doprowadziło do nie najlepszego ustawienia Wojtka – podkreślił Dawidziuk.
Paulo Sousa jeszcze przed marcowym zgrupowaniem kadry ogłosił, że Wojciech Szczęsny będzie numerem jeden w bramce reprezentacji. Poprzedni selekcjoner stosował rotację. Łukasz Fabiański i Szczęsny grali na zmianę. Czy decyzja Portugalczyka nie "zabiła" rywalizacji o miejsce w podstawowym składzie?
– Nie ma złotej metody. Najważniejsze, żeby bramkarze zawsze mieli jasny komunikat, bo niepewność to najgorsze, co może ich spotkać. Sousa wybrał inną drogę niż Brzęczek. Na żadnego z nich nie podziała to jednak źle. Są bardzo doświadczeni, to wielcy profesjonaliści. Zarówno Szczęsny, jak i Fabiański, mieli okazję pełnić w kadrze funkcję podstawowego gracza i rezerwowego. Trzeba cieszyć się z tego, że wzajemnie się szanują. Żaden bramkarz nie ma łatwo, gdy słyszy, że jest drugim wyborem. Najważniejsze jest to, że w naszej reprezentacji obaj się wspierają, a rywalizacja sprawia, że cały czas muszą dawać z siebie maksimym – spuentował Dawidziuk.