Przejdź do pełnej wersji artykułu

Alfabet sezonu skoczków. Na cześć mistrza świata: A jak "Aaaa!"

/ Sezon 2020/21 w skokach ma dla nas twarz Piotra Żyły. (fot. Getty) Sezon 2020/21 w skokach ma dla nas twarz Piotra Żyły. (fot. Getty)

Kwarantanny, brak kibiców, sensacyjni bohaterowie i wielcy przegrani. Ach, i dwa razy loty w Planicy, choć te marcowe jakby mniej udane. Przedstawiamy nietypowe podsumowanie sezonu Pucharu Świata 2020/21 w skokach. Przypomnijmy go sobie od A do Z, od Malinki po Letalnicę, od orła po bażanta.

Na wybory największego wygranego i przegranego, odkrycia i zaskoczenia sezonu Pucharu Świata skoczków 2020/21 przyjdzie pora. Na ocenę pierwszego roku działalności Sandro Pertile także. Na razie wspominamy, a wspominać było co. W alfabetycznym porządku TVPSPORT.PL przywołuje najciekawsze momenty minionych czterech miesięcy w skokach narciarskich.

Czytaj też:

Kamil Stoch, Adam Małysz Planica 2011

Dekada Stocha, dekada nie-Małysza. Skoki niby takie same, a kompletnie inne

A jak AAAAA! 

Choć pasowałoby też dać "U jak UJ, UJ, JAK MAGICZNIE", "K jak KURCZAK STYLE", "P jak PJOTER" i pewnie wiele innych. Mamy mistrza świata. I kto by pomyślał, że będzie to akurat Piotr Żyła? Skokowi asceci byli w szoku. Tyle poświęcają, prowadzą tak profesjonalne życie, a na końcu pulę zgarnął gość, który po nocach buduje miasta w grze na telefon. Wiślanin został najlepszym skoczkiem MŚ i najstarszym mistrzem świata w historii. Łączny dorobek medalowy stawia go pomiędzy legendami. Tak, tak, tego śmieszka z Ustronia. Ładnie zamknął usta krytykom, a możliwe, że to nie koniec. Za rok igrzyska. Tam jest do wzięcia jego ostatni skalp.

B jak BAŻANT. 
W trakcie Turnieju Czterech Skoczni Złoty Bażant był co najmniej tak samo ważną nagrodą, co Złoty Orzeł. Polacy wzięli do domów oba, bo pierwsza z klasyfikacji dotyczyła bitwy między Żyłą a Andrzejem Stękałą. Gdybyście państwo widzieli, jak mu się świeciły oczy, gdy specjalną statuetkę otrzymał za to osiągnięcie z rąk reporterów TVP Sport!


C jak COVID. 
Przejdźmy do poważnych kwestii. Polski Związek Narciarski według wstępnych szacunków wydał na testy wykrywające COVID-19 blisko 800 tys. złotych. W Krakowie płakali i płacili, bo nie było wyjścia. W samym Oberstdorfie organizatorzy natłukli testów za ponad 2 mln euro, bo testowanie nakazano co dwa dni. W sumie mowa o kilkudziesięciu badaniach u każdego w stawce. Od listopada do marca wszyscy żyli w strachu, czy pozytywny wynik nie spotka akurat ich. Na przykład w dalekiej Rosji. Koniec końców przeszliśmy przez tę zimę względnie bezboleśnie, ale nie brakowało wątpliwości, skandali, niejednoznacznych wskazań diagnostyki i stresu. Marita Kramer straciła przez błąd pomiarowy kryształową kulę, Polacy o mały włos cały TCS. Nie tak powinno to wyglądać. Za przykład może służyć świat biathlonu. Tam federacja nie umyła rąk od ustalenia reguł gry w trudnych czasach. Sama wydała 3 mln euro na samo opłacenie testów dla ekip.

Czytaj też:

Dlaczego jury skoków na siłę ciągnie pierwsze serie? Żeby uniknąć strat

D jak DODO. 

Dodo jest debeściak – słyszeliśmy to już przecież po medalu drużyny w Oberstdorfie. Aha, jego mafia też!

E jak EUROPA. 
Tu bije serce skoków narciarskich. Niestety był to jedyny kontynent, na którym odbyły się zawody najwyższej rangi. Daleka Azja wypadła przez obostrzenia, a w Ameryce Płn. ostatnie zawody elity widzieli w 2004 roku. Oby kolejna zima była już normalna. Podobno do pucharowego kalendarza ma wrócić Iron Mountain, ale z zapewnieniami u FIS to różnie bywa. Coś już o tym wiemy.

F jak FARSA.
Zbiorczo możemy w ten sposób nazwać wszystko, co wydarzyło się po mistrzostwach świata w Oberstdorfie. Najpierw brak żadnego zastępstwa za odwołany turniej Raw Air i dwa tygodnie wakacji, a potem – zamiast nagrody i festiwalu lotów – antywidowisko w Planicy. Od czwartkowego upadku Daniela-Andre Tande było już tylko gorzej, a sobotnia drużynówka stała się symbolem fatalnego sezonu w wykonaniu ekipy FIS. Stefan Horngacher, patrząc, jak za wszelką cenę próbuje się dokończyć choć jedną serię kosztem bezpieczeństwa zawodników, postanowił wszcząć bunt i wycofał Niemców zanim jury odwołało konkurs. Trochę szkoda, że podobnie twardy nie był na normalnej skoczni w Pjongczangu. Ale co zrobić, człowiek w końcu uczy się na błędach.

G jak GAWIEDŹ.
Letnie Grand Prix w Wiśle było jedynymi zawodami mężczyzn, które z trybun obejrzała choć garstka kibiców. Potem – zimą – tych już w Beskidach nie było. W Kuusamo obostrzenia i tak nie zrobiły żadnej różnicy, ale już na TCS, w Zakopanem, Willingen, a ponad wszystko dwukrotnie w Planicy widok był wyjątkowo smutny. To oczywiście wiązało się ze stratami finansowymi organizatorów. Dopiero pod koniec zimy przyszło światełko w tunelu – publiczność obejrzała konkurs pań w Niżnym Tagile. Tylko co z tego, skoro kilka dni później w Czajkowskim znowu było pusto? Na pocieszenie były telewizory i telebimy z nagraniami od fanów z domów, Niemcy na MŚ postawili kartonowe awatary. Ale to uśmiech łzami kryty.

H jak HALVOR. 

No dobrze, ustalmy: największy wygrany czy przegrany tego sezonu? Jego jedyne trofea są z grudnia i MŚ w lotach. Złoto jednak tylko z drużyną, bo indywidualnie przegrał je o 0,5 punktu. Potem Granerud zagotował się na TCS, a na koniec na mistrzostwach w Oberstdorfie. Na normalnej skoczni dominował w treningach, żeby w konkursie dać sobie odebrać "pewny" medal. Rewanż na dużym obiekcie zabrał mu COVID-19. Halvorze, i po co było denerwować się na to, że nagrywała cię nasza kamera? Mówiąc jednak już zupełnie poważnie, jego 11 wygranych (plus jedna odebrana przez kontrolę sprzętu) to wielki wyczyn, godny największych nazwisk w tej dyscyplinie. Nikt mu tego nie zabierze. Historia dominatorów pokazała jednak, że prawdziwa weryfikacja nastąpi kolejnej zimy – w tym wypadku olimpijskiej. Czekamy.

I jak IDENTYCZNI. 
Stało się. Kamil Stoch odniósł kolejne trzy wygrane w Pucharze Świata. Wygrywa już 11. rok kalendarzowy z rzędu (jak nikt inny!), ale nie to jest najważniejsze. Mistrz dobił licznik do 39, czyli tylu, ile przed nim razy zwyciężał Adam Małysz. Gdy wystrzelił z formą na TCS i wygrał w nim po raz trzeci, licytowano się: to może teraz wynik Mattiego Nykaenena (46 wygranych), a może do wzięcia jest Gregor Schlierenzauer i jego 53 triumfy w cyklu? Rzeczywistość już tak kolorowa nie była, skoki formy mistrza z biegiem czasu są coraz częstsze. A w Planicy to w ogóle spotkał go dramat, jak sam przyznał. I zero radości. W styczniu w niedzielę w Titisee-Neustadt Kamil jakby zgasł. Później odpalał już sporadycznie, przegrał oba weekendy w Zakopanem oraz Oberstdorf. Ale za sezon, panie Kamilu, i tak należą się brawa, potwierdza to podium generalki. W końcu w listopadzie zauważył pan: – ja już nic nie muszę, jedynie dużo chcę.


J jak JURY. 
Tej zimy, w skali od 1 do 10, zasługuje na ocenę minusową. Od listopada do marca oglądaliśmy tańce z belkami, niezrozumiałe obniżanie platformy po skokach dużo bliższych niż rozmiar obiektu. Wiele zawodów było kompletnie nieczytelnych. Na FIS spadł grad krytyki. W większości zasłużonej, bo momentami skoki odpychały zamiast czarować. Finał w Planicy dostarczył emocji jak przy zbieraniu porzeczek.

Czytaj też:

Na wojennej ścieżce. Jewgienij Klimow kontra trenerzy i federacja. "Nie chcą mnie wystawiać"

K jak KONTROLER. 

Koniec epoki, legendarny i wszechpotężny Sepp Gratzer przeszedł na emeryturę. Od polskiej delegacji, na czele z Michalem Doleżalem, dostał na tę okazję okolicznościowy kombinezon. Do końca zastanawialiśmy się, czy na ostatni dzień ma zaplanowaną jakąś dyskwalifikację... Kopę lat, drogi Panie!


L jak LIDER. 
Odejście Gratzera to kolejny etap zmiany warty w męskich skokach, zresztą mówiło się, że kontroler sprzętu odejdzie wraz z Walterem Hoferem po zimie 2019/20. Za Austriaka przyszedł Włoch. I trzeba przyznać, że Sandro Pertile zrobił mieszane wrażenie. Hofer potrafił walnąć pięścią w stół, był kolorowy, stanowczy, wszędzie widoczny z krótkofalówką i opaską. Sandro, chociaż jest przesympatycznym człowiekiem, szczególnie w trudnych czasach dał się poznać jako mało asertywny i skuteczny w działaniach, niedecyzyjny i niewystarczająco silny autorytetem, aby kierować całą dyscypliną. Może się dopiero rozkręci, a może się nie rozkręci. Tak jak słyszeliśmy w lutym o Raw Air – może uda się znaleźć za ten turniej zastępstwo, a może nie? Cytując klasyka, "step by step, we will work on that"!

Ł jak ŁUKASZ. 
Kruczek, bo o nim mowa. Miał tej zimy wprowadzić nasze panie do światowej czołówki, zdaniem krytyków nie wykonał skoku naprzód. A krytykujący mniej lub bardziej otwarcie są także w prowadzonej przez niego grupie. Eskalację kwaśnej atmosfery obserwowaliśmy na MŚ w Oberstdorfie. I był to dziwny spektakl. Naszym zdaniem sezon pań nie był taki zły, szczególnie jeśli spojrzeć na postępy Anny Twardosz, Wiktorii Przybyły czy Nicole Konderli. Oczywiście, nie wszystko trenerowi poszło idealnie, m.in. nie wiedzieć czemu posypała się forma Joanny Szwab. Liderki drużyny (na czele z Kamilą Karpiel) mają jednak o czym myśleć. Na razie, z całym szacunkiem, mają delikatnie za małe CV, żeby stawiać w tym układzie warunki.

M jak MEDAL. 
Tu chwilę o Andrzeju Stękale. Bo to jedna z najmilszych historii, jakie spotkały polskie sporty zimowe w ostatnich latach. Facet, który był już na aucie w PZN, zaparł się, pracował i wrócił do kadry. Uratował drużynie niejedne zawody, nie bał się odpowiedzialności. A przy okazji poznaliśmy go jako świetnego lotnika. Efekt? Pierwsze podium w karierze, dwa medale mistrzostw świata, płacz i długie podziękowania. Największe dla Macieja Maciusiaka – to on kazał mu trzymać rygor, wiedząc, jaki to talent. My dziękujemy za ciekawe rozmowy. "Było git", jak to mówisz.

Czytaj też:

Skoki narciarskie. Puchar Świata: ile zarobili polscy skoczkowie w sezonie 2020/2021?

N jak NORWEGOWIE. 

Dominatorzy w Pucharze Narodów, na mistrzostwach świata przygaszeni. Tak jak Polacy, którzy wygrali PN w sezonie 2018/19, ale nie zdobyli medalu w drużynie na MŚ, tak teraz powtórzyła to kadra Alexandra Stoeckla. Wygrali łącznie w PŚ 15 konkursów – to wielki kapitał, zasłużenie zakończony trofeum. Dziw, że z Oberstdorfu przywieźli tylko dwa medale. Ta ekipa zasługuje na oddzielną literkę, bo pod wieloma względami jest wyjątkowa. Z jednej strony kibice w ich kraju traktują skoki jako sport drugiej kategorii, z drugiej oni rok w rok godnie starają się o uwagę. Ale przykuwają głównie wzrok fanów z zagranicy. Kilkadziesiąt procent ich "followersów" w mediach społecznościowych to Polacy. Dla nas to jedna z najbardziej otwartych, towarzyskich i uczynnych kadr w stawce. Zawsze staną pogadać, zawsze formułują celne uwagi. Ich oficer prasowy wysyła numery telefonów skoczków po kilku sekundach od przesłania prośby. Ci, jeśli poprosimy, czytają nawet po polsku książki, czego dowiódł Granerud w Zakopanem. Stoeckl ma zespół-monolit. Nawet gdy wypada jeden, zaraz w jego miejsce wskakuje drugi. Znakomita, zgrana paczka.

O jak OPALANKO. 
Albo O jak OBERSTDORF. Nieważne, bo temat ten sam. Tam to się oddychało! Poranki chłodne, lecz gdy zza Schattenberg w końcu wychodziło słońce, to i w koszulce było za ciepło. Wakacje na śniegu – żartowaliśmy, a jeszcze mocniej śmieszkowaliśmy z tych, którzy zapomnieli do Niemiec okularów. Przy takiej pogodzie gospodarze walczyli o utrzymanie śniegu na obiektach, Dawid Kubacki jeździł zdalnie sterowanym autkiem i uczył kolegów O jak ODPOWIEDZIALNOŚCI za pożyczany sprzęt. – Dasz się jeszcze przejechać? Ej, Dawid, mogę, czy już lepiej nie? – to pytanie Andrzeja Stękały do Dawida jest jednym z cytatów sezonu. Dawid dał, ale po drodze musiał reperować maszynę. Maszynę w Oberstdorfie na ostatnią chwilę zreperował też Stoch, bez którego nie udałoby się Polakom wywalczyć medalu w drużynie. A my po powrocie reperowaliśmy nosy. Test antywirusowy co dwa dni był nieśmiesznym żartem ze śluzówek. Na szczęście się zagoiło i wspomnienia po tej delegacji mamy całkiem miłe, nawet jeśli przez obostrzenia nigdzie nie chcieli nas wpuszczać. Reporter onet.pl Tomasz Kalemba pod tą literą z pewnością napisałby O jak ODPADY. Kosz na nie był bowiem na skoczni jego biurkiem, dlatego że podobnie jak inni miał zakaz wejścia do... biura prasowego.

P jak POMARAŃCZE. 

Była papryka, były skarpetki, były śmieszne czapki, są pomarańcze. Piotr Żyła kupował je na potęgę i w trakcie zawodów przetwarzał na sok. Nie zauważyliśmy, aby zrobił się po drodze pomarańczowy na cerze. Wszystko jest OK.

R jak REANIMACJA. 
Widok spadającego bezwładnie po zeskoku Letalnicy Daniela-Andre Tande był najgorszą rzeczą, którą widziały skoki tej zimy. Norweg stracił równowagę w powietrzu i z całym impetem uderzył w bulę. Natychmiast stracił przytomność, do szpitala odwiózł go helikopter. Długo nie podnoszono go ze śniegu, bo potrzebna była reanimacja. Niby skoki mamy coraz bardziej bezpieczne, ale czujności to nie usypia. Ku przestrodze komentuje Andrzej Stękała: – To sport ekstremalny. Idąc na górę, każdy wie, na jakie pisze się ryzyko.

S jak SĘDZIOWIE. 
Wiemy, że się starają, wiemy, że chcą dobrze i od FIS dostają za pracę marne grosze. Ale wiemy też, że od ich osądów zależy los medali, duże pieniądze, miejsce w historii. Tej zimy – generalizując – obejrzeliśmy miejscami żenujący obraz formy arbitrów skokowej elegancji. Amen.


T jak TŁUM. 
Polska kadra w sezonie 2020/21 liczyła 13 zawodników. Aż 11 z nich zdobyło punkty do klasyfikacji Pucharu Świata. Pomysł z połączeniem obu reprezentacji – początkowo przyjęty ostrożnie – okazał się strzałem w dziesiątkę. Oczywiście, nie wszyscy mogą mówić o zimie marzeń, wielu na dłużej koczowało w drugiej lidze. Niektórzy nadal noszą w sobie frustrację. Ale takie mamy prawa rynku. Wymienność, przejrzysty dobór składu i zasady nominacji – Jan Ziobro o taką kadrę walczył! Według wstępnych zapowiedzi podobny układ ma zostać utrzymany na następne lato. Kadra B w końcu przestała czuć się tą gorszą. Bo przestała istnieć.

U jak UPS! 

Granerud raczej nie w ten sposób zareagował, gdy przemyślał na spokojnie, co powiedział w Innsbrucku po wygranej Kamila Stocha. Ale nam brzydziej napisać nie wypada. To był początek ostrzału kibiców na Norwega, mimo że potem ten przeprosił, wielu Polaków nie zmieniło już nastawienia do lidera PŚ. Szkoda, bo współpraca z tamtejszą kadrą z naszej perspektywy jest od dawna wzorowa. Halvor też potrafi być w porządku!

W jak WILLINGEN. 
Po sieci przez lata krążył żart, że "największym Polakiem" bez podziału na kategorie jest Adam Małysz, bo skoczył na Muehlenkopfschanze 151,5 metra. Klemens Murańka jest już w takim razie większym, bo skoczył tam 153 m. I to nie na innej skoczni. Od 2001 roku obiekt w Willingen nie był w żaden sposób przebudowywany. Klemensie, zostałeś legendą. Post scriptum: Mickiewicz czy Piłsudski nie mogli być większymi Polakami niż Murańka, ponieważ nie wystartowali nigdy w Willingen.

V jak VIKERSUND. 
Nie dość, że po wymogu FIS, aby przeprofilować dół skoczni i de facto zamknąć możliwość bicia tam rekordów świata Norwegowie swoje wypłakali, to od dwóch lat pakują pieniądze w przygotowanie skoczni na darmo. Najpierw przez COVID-19 konkursy na olbrzymie odwołano z dnia na dzień, tym razem rząd Norwegii postanowił o tym na kilka tygodni wcześniej. Jeden z najbardziej imponujących obiektów na świecie stoi nieużywany od dwóch lat. A zdaje się, że nie po to władowano w niego miliony koron.

Z jak ZHANGJIAKOU. 
Na koniec lekcja języka chińskiego. Proszę uczyć się wymowy nazwy tej miejscowości, bo za rok będzie najważniejszą w całym kalendarzu. To miasteczko, gdzie zimą 2022 poznamy nowych mistrzów olimpijskich. Obiekt oddano do użytku jesienią, był gotowy na próbę z udziałem elity. Ale FIS opierała się przed tą podróżą, mając na uwadze drakońskie ograniczenia, jakie przygotowali dla wjeżdżających Chińczycy. Plan B zakłada, że elita pojawi się tam podczas Letniego Grand Prix. Chyba nigdy wcześniej letnie zawody nie miały takiego znaczenia i obsady. No, oczywiście poza Wisłą i Zakopanem!

Źródło: TVPSPORT.PL
Unable to Load More

Najnowsze

Zobacz także