Szalony Gang z Wimbledonu. Ta drużyna – w dużym stopniu za sprawą lidera, Vinnie Jonesa – przeszła do historii futbolu. Dziś mało kto pamięta, że w jej składzie był Polak, który początkowo nie wiedział, gdzie trafił, bo na pierwszy trening przyszedł bez ochraniaczy. Zbigniew Kruszyński przez trzy sezony miał w Szalonym Gangu całkiem mocną pozycję, rozegrał ponad 70 meczów i dobrze wpisał się w charakter tego zespołu.
W takiej oto drużynie niespodziewanie pojawił się Polak. Chyba początkowo Zbigniew Kruszyński nie wiedział, gdzie trafił, bo na pierwszym treningu pojawił się… bez ochraniaczy. Na treningu Szalonego Gangu bez ochraniaczy? To brzmi jak samobójstwo. Kruszyński kilka kolejnych dni miał z głowy, ale zacisnął zęby i szybko udowodnił, że pasuje do tego zespołu.
Rola pomocnika w Wimbledonie była specyficzna. Drużyna nie rozgrywała akcji – kolejne ataki były wynikiem długich piłek posyłanych wprost z obrony do linii ataku. Pomocnicy mieli więc dwa podstawowe zadania – zbierać drugie piłki wracające z linii ataku oraz przerywać ataki rywali.
Nazwisko Kruszyński wystarczająco mocno dało w kość angielskim dziennikarzom. Wyglądało jak zbiór losowo wybranych liter. A do tego Zbigniew? "Zbi-What?". Tego było za dużo. Angielskie media niemal od samego początku nazwały Polaka "Detzi" lub "Detsi" i pod tym imieniem funkcjonował na Wyspach przed dobrych kilka lat. A to nie wszystko. Pewnego dnia spiker na stadionie Stafford nazwał go "Nico". Detzi, Nico czy Zbigniew? Co za różnica, gdy potrafisz grać w piłkę? I cóż, to kolejny dowód na podejście Brytyjczyków do tego co obce. Po latach, gdy Kruszyński będzie nosił się z zamiarem opuszczenia Wysp, jedna z gazet napisze, że przenosi się do Strasbourga w... Niemczech.
A to skrót tego spotkania z bramką Polaka.
Wkrótce potem gazeta "Liverpool Echo" zaproponowała, by reprezentacja Anglii – zamiast wybierać się na egzotyczne wyjazdy, jak choćby wówczas do Algierii – rozegrała spotkanie towarzyskie z drużyną złożoną z zagranicznych gwiazd ligi. Dziennikarz sugerował, że w składzie tej drużyny powinien pojawić się Polak, obok takich nazwisk jak Jan Molby czy Ronny Rosenthal. Wybór był wówczas znacznie mniejszy. Warto pamiętać, że w latach osiemdziesiątych w Anglii grało znacznie miej obcokrajowców niż obecnie. Premiership powstała dopiero w 1992 roku, a kosmopolityczny wymiar zyskała jeszcze później.
W 1992 roku odchodzi z Wimbledonu. Ma już 32 lata i gra coraz rzadziej. W marcu, w ostanim dniu okienka transferowego na zasadzie wypożyczenia przenosi się do Brentford. "Holder signs Polish ace!" – oznajmia gazeta "Middlesex Chronicle".
– Bardzo się cieszę, że go mamy. Ma umiejętności, siłę i szybkość. Jeśli ktoś jest w stanie przywrócić nas na właściwe tory, to właśnie on – zapowiadał menedżer Phil Holder. – Kruszyński oczywiście chce grać na najwyższym poziomie i to jeden z powodów, który go do nas przyciągnął. U nas będzie jak w oknie wystawowym. W najbliższych tygodniach na naszych meczach nie będzie brakowało skautów – dodawał.
Brentford złapało zadyszkę i wydawało się, że awans do Second Division wymsknie im się z rąk. Przyjście Polaka miało świetny wpływ na zespół. Z nim w składzie Brentford zanotowało dwa remisy i sześć wygranych z rzędu co zakończyło się awansem.
– Zawsze mówiłem, że jeśli wykaże właściwe podejście, może walczyć o odzyskanie miejsca, ale widać, że nie jest tym zainteresowany. A czas ucieka – dodawał. Zdaniem gazety Kruszyński bezskutecznie szukał klubu w Niemczech i wróżono mu szybki koniec kariery. Spekulowano, że po takim incydencie Polak szybko nie znajdzie nowego klubu. A on wcale nie musiał odchodzić.
Zgodnie z ówczesnymi przepisami, klub nie mógł rozwiązać kontraktu z zawodnikiem nawet jeśli ten jawnie lekceważył swoje obowiązki. Kruszyński poprosił o wolne i pojechał szukać klubu do Niemiec. Na to liczono w Brentford. – Ma jeden z najwyższych kontraktów w drużynie i nie będziemy mu stawali na drodze, jeśli będzie potrafił rozwiązać tę sprawę. Dostał pozwolenie na przedłużenie pobytu w Niemczech – tłumaczył Holder.