{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Energa Basket Liga. Kamil Łączyński: nie wiem dlaczego zmieniliśmy swój styl gry. Stal faworytem, ale chcemy piątego meczu!
Jakub Kłyszejko /
Wicemistrz Polski Pszczółka Start Lublin przegrywa w serii ćwierćfinałowej z Arged BM Slam Stalą Ostrów Wlkp. 1:2. Rozgrywający lublinian Kamil Łączyński mówił nam o przyczynach porażki w trzecim meczu i prosił, żeby jeszcze nie skreślać jego zespołu.
Jakub Kłyszejko (TVPSPORT.PL): – Wydawało się, że macie wszystko pod kontrolą i jesteście blisko zwycięstwa. Ostatecznie to rywal okazał się lepszy. Niedosyt, rozczarowanie. Jakie uczucia panu towarzyszą?
Kamil Łączyński (Pszczółka Start Lublin): – Jedno i drugie. Przez większość meczu kontrolowaliśmy to, co się działo. W końcówce wszystko wymknęło się spod kontroli. Oczywiście nie bez udziału ostrowian, ale prawda jest taka, że zaczęliśmy grać zupełnie coś innego, niż w pierwszej połowie. Nie wiadomo z jakiego powodu, bo przed przerwą przynosiło nam to dobry efekt. Nagle to zmieniliśmy. Przestaliśmy grać na Kacpra Borowskiego i pozostałych graczy podkoszowych. Rywale nabrali wiatru w żagle, trafiali i mieli bardzo dużo posiadań skończonych punktami. W czwartej kwarcie rzuciliśmy chyba jedną z dziewięciu prób za trzy. Powinniśmy częściej dogrywać pod kosz. Na dystansie pozycje też były. Kwestia trafiania, ale w tym meczu to nie wychodziło.
– Teraz na chłodno może pan powiedzieć, skąd wynikały te zmiany w waszej grze? Mieliście za dobry wynik, że zaczęliście trochę kombinować?
– Na pewno wymusiła je obrona Stali. Wypychali nas i zagęszczali mocno środek. Rzucaliśmy z otwartych pozycji na obwodzie. Nie mieliśmy niestety swojego dnia. Zabrakło skuteczności. Nic nie mogliśmy trafić, szczególnie w drugiej połowie. Rywal się napędzał, bo wyprowadzał po tym szybkie kontry. Zbyt łatwo zaprzestaliśmy penetracji oraz gry pod koszem. Pomimo zagęszczonego środka i tak powinniśmy skupiać się na tym, aby zdobywać punkty z "pomalowanego". Devin Searcy miał świetną skuteczność, tak samo jak Kacper Borowski w pierwszej połowie. Potem mniej z ich korzystaliśmy, no ale… mądry Polak po szkodzie. Wiemy, na co teraz mamy zwrócić uwagę. Seria nie jest jeszcze przegrana.
– Pana skuteczność również nie jest najlepsza. Z czego może to wynikać?
– Wydaje mi się, że tu bardziej chodzi o dyspozycję dnia. Miałem pozycje, nie były one zachwiane, dostawałem piłkę przed kozłem, miałem miejsce. Raczej było to złe wykończenie z mojej strony. Mam nadzieję, że to tylko dyspozycja rzutowa. Tak się zdarza. Inni gracze, teoretycznie lepsi strzelcy ode mnie również mają takie mecze. Nie zawsze świeci słońce. W tym dniu akurat padał deszcz. Liczę, że w kolejnym spotkaniu będzie padał deszcz, ale deszcz "trójek"!
Jarosław Mokros: nie zawsze trzeba "przerzucić" przeciwnika. Czasami należy wygrać obroną
– Mnóstwo problemów w całej serii sprawia wam Chris Smith. W jaki sposób zamierzacie go powstrzymać w czwartek?
– Musimy bardziej go atakować, jeszcze na stronie bronionej. Robiliśmy tak w drugim meczu. Graliśmy agresywnie, on łapał faule i musiał zejść z boiska. Potem nie potrafił złapać rytmu. Nie kończył swoich akcji. Przez to, że my dobrze go wyłączyliśmy. Zatrzymanie go w ataku nie będzie jednak łatwe. Musimy się skoncentrować na tym, aby podwajać obronę albo starać się w ogóle odcinać go od piłki. Należy jak najbardziej zmęczyć Smitha i zmusić do faulowania. Wtedy będzie miał ograniczone siły, a najlepiej gdyby szybko miał problemy z faulami i siedział na ławce.
Czytaj też:
Energa Basket Liga: Marcin Stefański: chcę, żeby Karol Gruszecki był mentalnym liderem zespołu
– Co może być waszym kluczem do zwycięstwa?
– Jeszcze mocniejsze wykorzystanie zawodników podkoszowych. Do tego większa ilość penetracji i rozrzucanie przeciwnika. Również nasi obwodowi muszą wrócić z lepszą skutecznością. Wierzę, że potrafimy rzucać w meczu dziesięć, a nawet więcej "trójek". To jest bardzo ważne dla balansu gry. Do tego mniej paniki i więcej dokładności. Musimy też zostawiać sobie więcej czasu na akcje, a nie rzucać w ostatnich sekundach.
– Stoicie teraz pod ścianą. Presja może wam pomóc, czy wręcz przeciwnie?
– Po ostatnim meczu pozostał spory niesmak. Wcale nie graliśmy fatalnie i to my mogliśmy prowadzić w serii. Wszyscy będą nastawieni pozytywnie. Stal Ostrów nadal jest faworytem tej serii i wiedzieliśmy to nie od wczoraj. Oni od dłuższego czasu są w świetnej dyspozycji i grając z takim zespołem, nie można mówić o przewadze własnego parkietu. Będziemy chcieli wygrać i doprowadzić do piątego meczu. Wtedy o zwycięstwie zadecyduje dyspozycja dnia.
Mistrz NCAA i najlepsza uczelnia w Stanach będzie nowym domem Jeremy'ego Sochana
– Pan wielokrotnie wychodził z opresji w najważniejszych meczach sezonu. Doświadczenie może pomóc w takim momencie?
– Myślę, że tak, ale przede wszystkim mogę pomóc chłopakom mentalnie. Wszystko rozstrzyga się na boisku. Grałem już mecze z nożem na gardle. Mam dobre i złe wspomnienia. To sytuacja, po której wygrywasz lub kończysz sezon. Musimy rzucić na parkiet wszystko to, co mamy najlepsze. Nie możemy kalkulować i zostawiać cokolwiek na kolejne spotkanie, bo do niego może nie dojść.
– Zapytam jeszcze o pozostałe pary ćwierćfinałowe. Coś pana zdziwiło, zaskoczyło?
– Nie. Tak myślałem, że nawet Spójnia urwie jeden mecz Zielonej Górze. Na razie nic mnie nie zaskoczyło. Wszędzie po trzech meczach jest 2:1. Sprawa awansu jest otwarta. Przed rozpoczęciem play-off mówiło się, że mamy taki sezon, w którym każdy może wygrać z każdym. Czwarte mecze będą szalenie ciekawe.