{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Energa Basket Liga. Łukasz Kolenda: gra w dobrym zagranicznym klubie jest moim marzeniem. Jestem na nią gotowy
Jakub Kłyszejko /
Łukasz Kolenda, rozgrywający Trefla Sopot i reprezentacji Polski opowiedział nam o rywalizacji ze Śląskiem i zakończonym już dla niego sezonie. Wysłał też jasny sygnał wielu zainteresowanym nim klubom.
Jakub Kłyszejko (TVPSPORT.PL): – Byliście bardzo blisko doprowadzenia do remisu. Co poszło nie tak, że wypuściliście ten wynik z rąk?
Łukasz Kolenda (Trefl Sopot): – Przegraliśmy wygrany mecz. Zrobiliśmy dwie głupie straty. Śląsk miał szansę, żeby wyrównać i to zrobił. Ciężko jest coś powiedzieć, bo w takich sytuacjach są emocje i adrenalina. Każdy chciał dobrze, ale wyszło, jak wyszło.
– W końcówce mieliście trzy punkty przewagi i piłkę w rękach. Wystarczyło dać się sfaulować rywalom…
– No tak. Głupi błąd, prosta strata, która zaważyła o tym, że rywal doprowadził do dogrywki, a w niej postawił kropkę nad i. Bardzo przykra sytuacja, bo to drugi mecz w serii, gdzie wygrywamy, mamy przewagę pod koniec czwartej kwarty i sami pozwalamy Śląskowi wrócić do gry.
– Przed dogrywką to Śląsk miał mentalną przewagę, a wy nie wyglądaliście najlepiej. Ciężko było wrócić na parkiet z myślą straconej szansy?
– Oczywiście. Przeciwnik był wtedy w gazie. Wyszło mu kilka akcji z rzędu. Nakręcali się, rosła ich pewność siebie. Nie powiem, że u nas wiara upadła, ale w takiej sytuacji nie jest łatwo podnieść głowę i udawać, jakby się nic nie stało.
– Co w tym momencie czujesz? Największy żal i smutek w karierze?
– Jako zawodnicy i cały klub nie możemy narzekać na to, jak graliśmy w sezonie. Trzeba patrzeć też na pozytywną stronę, a nie tylko na to, jak skończyliśmy. Mieliśmy apetyt na bardzo duży sukces. Wiedzieliśmy, że mamy odpowiednią drużynę do tego, aby w tym roku osiągnąć dobry wynik. Niewiele nam zabrakło. Jestem przekonany, że gdybyśmy doprowadzili do 2:2, to przywieźlibyśmy z Wrocławia trzecie zwycięstwo. Oni wtedy czuliby dużo większą presję.
– Żal musi być bardzo duży, bo byliście minimalnie gorsi. W każdym meczu decydowały detale.
– Dokładnie, tak jak mówisz. Taki jest sport. W niektórych sytuacjach potrzeba szczęścia. My akurat go nie mieliśmy.
Energa Basket Liga: Śląsk Wrocław pierwszym półfinalistą
– Nie byliście trochę źli na Nikolę Radicevicia? Pudłował na potęgę, a mimo to w końcówce oddawał decydujące rzuty.
– Zrobił tak, jak uważał. Postawił na siebie. To nie wyszło…
– W poprzednim spotkaniu brałeś odpowiedzialność za grę na siebie i nieźle ci to wychodziło. Teraz w najważniejszych momentach oglądałeś mecz z ławki. Byłeś tym rozczarowany?
– Nie byłem jakoś bardzo zły, bo zależało mi przede wszystkim na zwycięstwie zespołu. Nie skupiałem się na tym, czemu nie gram w ostatnich minutach. Wiem, że nie miałem dobrej skuteczności. Trener tak zadecydował i nie czułem żadnej złości. Trzeba uszanować decyzję trenera i tyle.
– Za tobą kolejny sezon w Energa Basket Lidze. Jak go podsumujesz?
– Jeszcze nie zastanawiałem się nad tym tak na spokojnie. W trakcie sezonu nie analizowałem dokładnie swoich statystyk. Liczyły się dla mnie zwycięstwa drużyny. Jestem zadowolony, w jakiej pozycji skończyliśmy sezon, jako zespół. Chodzi mi o rundę zasadniczą, a nie play-off. Będąc podstawowym graczem, mogę powiedzieć, że solidnie wykonałem swoją pracę. Uważam, że zrobiłem bardzo duży krok do przodu w mojej karierze. Jestem zadowolony, że mogłem być częścią tego teamu. Zasłużyliśmy na więcej i wiedzieliśmy o tym, że TOP 4 to nasze miejsce. Nie wyszło, ale kilka akcji mogło zaważyć, żebyśmy rozmawiali teraz w innych nastrojach. Niestety, musimy się z tym pogodzić.
– Jak zapatrujesz się na swoją przyszłość? Za tobą już ósmy rok w Sopocie. Czas na zmiany?
– Na razie nie rozmawiałem ze swoim agentem. Kończy mi się kontrakt w Sopocie. Czekam na informacje. Zobaczymy, co się stanie i czy otrzymam oferty z zagranicy. Nie ukrywam, że moim marzeniem jest wyjazd do dobrego klubu. Chciałbym spróbować swoich sił na zupełnie innym terenie. Jestem bardzo długo w Sopocie. Za mną cztery lata w ekstraklasie. Nie obraziłbym się, gdybym mógł odświeżyć sobie wszystko, aczkolwiek życie tutaj i granie w koszykówkę nad morzem jest rewelacyjne. Nie dziwię się, że wielu koszykarzy chce tu być.
Mistrz NCAA i najlepsza uczelnia w Stanach będzie nowym domem Jeremy'ego Sochana
– Z twoich słów wynika, że jesteś już gotowy na wyjazd? Gdybyś otrzymał oferty z najlepszych polskich klubów to i tak wybierzesz zagraniczną?
– Tak. Moim celem jest wyjazd. Co z tego będzie, czas pokaże. Jeżeli nie uda się teraz, to może za rok? Ciężko mi w tym momencie stwierdzić, bo nie prowadziłem jeszcze rozmów. Jestem otwarty, aby spróbować czegoś nowego.
– W najbliższym czasie chcesz trochę odpocząć od koszykówki, czy zostaniesz w mocnym treningu?
– Nie lubię robić sobie przerw. Zostanę w rytmie treningowym. Nie będzie meczów, ale nie zrobię sobie odpoczynku, który spowodowałby, że musiałbym budować wszystko od początku. Chcę podtrzymać swoją formę i jeszcze wzmocnić się fizycznie. Pod koniec sezonu nie było czasu na spokojną pracę na siłowni. Teraz będę chciał to nadrobić.
– Jesteś zaskoczony rywalizacjami w pozostałych parach? Kto jest twoim faworytem do mistrzostwa?
– Podobają mi się te serie. Widać, że możesz być nawet pierwszą drużyną, to i tak mocno walczysz z ósmą o przejście dalej. Tak naprawdę, gdyby Zastal przegrał, to piąty mecz mógłby być bardzo ciekawy. Uważam, że Zielona Góra jest mocnym faworytem. Będę zaskoczony, jeżeli Zastal nie zdobędzie złota. Lubię oglądać serię Legii ze Szczecinem i Ostrowa z Lublinem. Z przyjemnością zasiądę przed telewizorem i zerknę na nie. Teraz nie mam swojego faworyta. Zastal pomimo odejścia Marcela oraz "Iffe" jest niesamowitą drużyną. Myślę, że dociągnie do końca i zostanie mistrzem.
Przeczytaj też:
Filip Dylewicz: czuję się spełniony. Dopiero po czasie zdałem sobie sprawę, ile osiągnąłem
Krzysztof Szubarga: nie potrafiłem sam siebie oszukiwać. W tym wieku trzeba patrzeć na zdrowie