11 kwi 2021 | Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa

Śledziliśmy poczynania sędziego Frankowskiego. Jak w klasyku spisał się arbiter?

PKO Ekstraklasa. Bartosz Frankowski w trakcie prowadzenia meczu Lech – Legia — Bartosz Frankowski w trakcie prowadzenia meczu Lech – Legia (fot: 400mm.pl)

Bartosz Frankowski i Legia Warszawa? Takie połączenia budziło w ostatnich tygodniach wiele kontrowersji. Sprawdziliśmy, jak arbiter z Torunia spisał się w trakcie prowadzeniu hitu, w którym Lech Poznań podejmował Wojskowych.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ

KLASYK ROZCZAROWAŁ, BRAMKARZ BOHATEREM

Ponad miesiąc temu Legia Warszawa domagała się, by Bartosz Frankowski nie był uwzględniany przy ustalaniu obsady sędziowskiej na jej mecze. PZPN i Zbigniew Przesmycki z Kolegium Sędziów nie posłuchali apelu mistrzów kraju. Zbigniew Boniek od początku narzekał na takie roszczenia.

Spiski, rezerwy i dziwny klimat. Taki trener Lecha był w Legii

Czytaj też

Maciej Skorża w czasach pracy w Legii Warszawa (fot: PAP)

Spiski, rezerwy i dziwny klimat. Taki trener Lecha był w Legii

– Kluby i trenerzy chcą wybierać sędziów. Może po 18 sierpnia. Na razie niech nauczą swoich piłkarzy strzelać z dwóch metrów do pustej bramki. Albo niech się zastanowią, dlaczego do tej ligi nie sprowadzili jednego piłkarza zagranicznego, na którego byłby jakiś popyt – twierdził prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej.

Wybory sędziów

Legia mogła "odpocząć" od Frankowskiego przez 41 dni. Głos mistrzów Polski był jednym z kilku, które w ostatnich miesiącach dotyczyły sędziowania. Znacznie wcześniej Cracovia skrytykowała prowadzenie meczów z jej udziałem przez Daniela Stefańskiego i Piotra Lasyka. Pasy wydały oświadczenie 5 grudnia. Od tamtego czasu obaj arbitrzy nie mieli okazji spotkać się z piłkarzami Michała Probierza.

W marcu na Lasyka oraz Jarosława Przybyła narzekał z kolei Marek Papszun, szkoleniowiec Rakowa Częstochowa. Obaj także od tamtego czasu omijają spotkania z udziałem trzeciej drużyny ligi. Pamiętny jest też przykład Lechii Gdańsk. Klub z Trójmiasta w 2019 roku uważał, że Stefański źle prowadził spotkanie z Legią (1:3). Przerwa arbitra potrwała wówczas szesnaście miesięcy, a konkretnie mowa była o 505 dniach.

Bez wielu emocji

Frankowski znów poprowadził mecz z udziałem Legii, ale tym razem mistrzowie Polski nie mogli narzekać. Arbiter z Torunia w spotkaniu Wojskowych z Lechem Poznań nie był główną postacią widowiska.

Sędzia niedzielnego klasyku prowadził spotkanie zwracając uwagę na wiele małych fauli. W niektórych sytuacjach gwizdek nie musiał być słyszalny, ale dostrzegalne było, że Frankowski chce tonować nastroje i od razu przerywać grę przy choćby minimalnym przekroczeniu przepisów. 35–letni arbiter 29 razy dopatrzył się fauli. Dziewiętnaście razy rywali niezgodnie z przepisami powstrzymywali gospodarze.

Spiski, rezerwy i dziwny klimat. Taki trener Lecha był w Legii

Czytaj też

Spiski, rezerwy i dziwny klimat. Taki trener Lecha był w Legii

Dlaczego Magiera wybrał Śląsk? Trener odpowiada

Dlaczego Magiera wybrał Śląsk? Trener odpowiada

Szlagier rozczarował. Boruc zatrzymał Lecha Poznań

Czytaj też

Artur Boruc był bohaterem spotkania z Lechem Poznań (fot. 400mm.pl/Piotr Kucza)

Szlagier rozczarował. Boruc zatrzymał Lecha Poznań

Siedmiokrotnie trójka sędziowska dopatrywała się także pozycji spalonych. Za każdym razem decyzje były słuszne, ale kluczowa była sytuacja z 72. minuty. Filip Mladenović zagrał wówczas do Tomasa Pekharta, a Czech posłał piłkę do siatki. Arbiter szybko użył gwizdka i… nie uznał bramki. Decyzja była prawidlowa

Przed meczem sędziowie na ogół zwracają uwagę na zawodników, którzy mogą doprowadzić do problematycznych sytuacji. Za jednego z takich w niedzielę uznano Artura Jędrzejczyka. Kapitan Legii był wnikliwie obserwowany przez asystentów Frankowskiego. Przy każdym rzucie wolnym i rożnym liniowi powtarzali przez zestaw do komunikacji, że patrzą na postawę środkowego obrońcy mistrzów Polski.

Kontrowersje

W niedzielnym spotkaniu trudno było doszukiwać się wielu kontrowersji. Gol Pekharta nie został uznany z uwagi na pozycję spaloną. Większość podyktowanych rzutów wolnych po faulach także nie mogła prosić się o większe dyskusje.

Frankowski wysoko zawiesił za to poprzeczkę w kontekście żółtych kartek. Pewne było, że arbiter nie był zdecydowany, by karać za uporczywe faulowanie konkretnych zawodników. Często przez lechitów powstrzymywani byli Luquinhas (sześć razy) oraz Andre Martins. Za przekroczenie przepisów w starciach z Brazylijczykiem napominani byli Bartosz Salamon oraz Jesper Karlstrom. W przypadku tego drugiego dostrzegalne było spóźnienie wobec szybszego skrzydłowego Legii, ale do czerwonej kartki wiele zabrakło. W przypadku Lecha regularnie przepisy przekraczano wobec Mikhaela Ishaka. Napastnik Kolejorza był faulowany trzykrotnie. Do rozważenia pozostawała jeszcze sytuacja, w której Martins został sfaulowany przez Pedro Tibę. W starciu rodaków początkowo wydawało się, że lechita jedynie popchnął gracza Legii. Zbliżenia pokazały, że piłkarz Kolejorza dodatkowo kopnął rywala w ścięgno Achillesa. Takie zagranie mogło zasługiwać na karę.

Mecz Lecha z Legią rozczarował. Spotkanie miało przebłyski, pojedyncze akcje mogły się podobać, ale przez większość czasu brakowało wysokiego tempa. Hit ponownie miał bliżej do kitu i zakończył się bezbramkowym remisem. Dla sędziego kluczowy może być fakt, że wszelkie dyskusje na temat jego występu nie są tym razem uzasadnione. Frankowski wtopił się w tło i nie wzbudzał kontrowersji.

Szlagier rozczarował. Boruc zatrzymał Lecha Poznań