12 kwi 2021 / Motorowe / Żużel
Rodzina Zmarzlików od zawsze trzyma się razem. W teamie Bartka
jest jego starszy brat Paweł. Swoje zadania mają również rodzice. Wszyscy są ze sobą niezwykle zżyci. Na każdym kroku podkreślają, jak ważne są rodzinne relacje i wspólne spędzanie czasu. Państwo Paweł i Dorota Zmarzlikowie chcieli wychować synów na dobrych ludzi. W rozmowie z TVPSPORT.PL wspominał o tym tata dwukrotnego mistrza świata. Opowiedział nam nieznane historie z życia syna, który w poniedziałek 12 kwietnia obchodzi swoje 26. urodziny.
Jakub Kłyszejko, TVPSPORT.PL: – Syn lubi niespodzianki? Prezent jest już wybrany?
Paweł Zmarzlik senior, tata dwukrotnego mistrza świata: – Wybrany, a nawet kupiony! Jednak nie zdradzę, co nim będzie. Niespodzianki? Lubi, chyba jak każdy.
– Od najmłodszych lat Bartek otrzymywał "samochodowe" prezenty?
– Jak był bardzo mały, to najbardziej się cieszył, jak dostał… misia. Motory miał praktycznie cały czas. Radość sprawiało mu coś innego. Pytałem się: "może chcesz taki pistolet albo samochodzik?" Odpowiadał, że woli misia. Był wtedy malutki.
– Syn najpierw otrzymał samochodzik czy motorek?
– Pamiętam, jak kupiłem mu na giełdzie małe autko na akumulator. Bardzo się cieszył, ale czegoś mu w tym samochodziku brakowało, a mianowicie otwieranych drzwi. Bartek postanowił to zmienić i takim sposobem przeciął auto na pół.
– Od małego podobała mu się motoryzacja?
– Wszystko, co jechało, było dla niego najważniejsze. Jak był mały, to praktycznie nie chodził, tylko jeździł.
– Podobno kiedyś specjalnie przerabiał pan motocykle i quady, żeby Bartek mógł na nie wsiąść?
– Był malutki i bardzo chciał jeździć. Dlatego z czegoś małego musiałem zrobić coś jeszcze mniejszego. Mam swój warsztat i nie miałem z tym problemu. Cieszyłem się, że mogłem sprawić wiele radości synowi.
– Już wtedy widział pan jego talent i smykałkę do ścigania?
– On zawsze miał czym jeździć. Bardzo to lubił. Od motocykli akumulatorowych po spalinowe… Miłość do żużla przyszła przypadkowa. Zobaczył zawody pokazowe i chciał spróbować jeździć na żużlu jak jego koledzy. Robiłem mu motocykle. On rósł, a sprzęt razem z nim. Do dzisiaj tak jest.
– Skąd w waszym domu pojawił się żużel?
– Chłopcy zaczęli najpierw jeździć na miniżużlu. Bardzo im się to podobało. Potem chcieli posmakować prawdziwego żużla. Nie zabranialiśmy im tego. Mówiliśmy: "chcecie, to bawcie się". Na wsi nie było za wielu rozrywek. Zależało nam, aby się nie nudzili. Postawili akurat na żużel.
– Tor do miniżużla zbudował pan praktycznie sam.
– Zrobiłem mu tor, żeby miał gdzie jeździć i nie musiał tylko trenować w Wawrowie. Miał wszystko koło domu. Spędzał tam całe dnie.
– W oczach rodziców nie było strachu? Żużel jest bardzo niebezpiecznym sportem.
– On miał siedem lat, gdy zaczął jeździć na miniżużlu. Traktowaliśmy to jako zabawę i kontakt z rówieśnikami. Synom bardzo się spodobało, a Bartek od początku miał do tego duże zacięcie. Nie myśleliśmy wtedy o strachu. Miał 12 lat i już siadał na dużym motocyklu. Jego starszy brat na takim jeździł, no i on też chciał.
– Po wypadku starszego syna podobno pana żona chciała wyrzucić z domu wszystkie motocykle. Tak rzeczywiście było?
– Tak. Było to nagłe i przykre zdarzenie. Żona chciała, aby synowie przestali jeździć. Było to bardzo niebezpieczne. Jednak Paweł nie chciał, aby jego wypadek miał wpływ na młodszego brata. Prosił, żebyśmy nie karali Bartka za jego zdarzenie.
– Na każdym kroku widać, że rodzina jest u was na pierwszym miejscu. W taki sposób od małego wychowywaliście synów?
– Powiem tak. Nie żałuję, że synowie zaczęli jeździć. Zawsze miałem z nimi bliski i dobry kontakt. Do teraz tak pozostało. Bartek mieszka koło nas. Od małego byliśmy, jesteśmy i zapewne będziemy razem. Nigdy nie będę tego żałował. Kontakt z synami jest dla mnie najważniejszy.
– Bartek często podkreśla, że najlepiej czuje się w rodzinnym domu. W nim króluje tylko żużel?
– Prowadzimy zakład ślusarski i jesteśmy z nim związani. Bartek jeździ na żużlu, uprawia to zawodowo. W wolnych chwilach pomaga nam w warsztacie. Praktycznie cały czas jesteśmy razem.
– Jak wygląda dokładny podział obowiązków w teamie Zmarzlików?
– Staramy się pomagać na tyle, na ile tylko możemy. On wszystko ma dobrze poukładane. Dwóch chłopaków pomaga mu przy sprzęcie. Ja od czasu do czasu też pojawiam się w warsztacie. Żona dba o sprawy finansowe i negocjacje kontraktowe. Wszystko mamy zamknięte we własnym gronie.
– Słyszałem, że jest pan świetnym kierowcą i kluczyk do busa pozostaje w kieszeni taty?
– Nie wiem, czy świetnym, ale bardzo lubię jeździć. Frajda z prowadzenia samochodu jeszcze nie przeszła. Gdy tylko mogę, to staram się pomagać. Teraz przez pandemię jeżdżę znacznie mniej, ale mam nadzieję, że niedługo to minie.
– Każdy kolejny sukces syna cieszy tak samo?
– Mnie przede wszystkim zawsze cieszyło to, że on jest radosny. Trzeba umieć wygrać i przegrać. Dla mnie najważniejsze jest to, aby zawsze towarzyszył mu uśmiech i zdrowie.
– Kiedy najmocniej się pan denerwował?
– Zawsze denerwuję się tak samo. Nie ma mniejszych i większych nerwów. Kiedyś myślałem, że to przejdzie, ale widzę, że jednak nie. To wszystko z ojcowskiej miłości.
– O czym pan pomyślał, gdy syn pierwszy raz został mistrzem świata?
– Cieszyłem się, bo wiem, ile trudu, wyrzeczeń, wysiłku i treningów go to kosztowało. Wszystko się opłaciło.
– W drodze po tytuł mieliście wiele trudnych chwil?
– Trudności są wtedy, gdy coś nie pasuje, silnik nie chce jechać czy pojawią się problemy, które uniemożliwiają mu jazdę na wysokim poziomie. Starałem się zawsze zachowywać spokój. Mówiłem "Bartek, jak nie dziś, to jutro". To chyba najlepsza recepta. Trzeba pokornie czekać na swój czas.
– Cierpliwość nie tylko w żużlu jest bardzo ważna.
– Cierpliwość, pokora, ale i odrobina szczęścia.
– Sukcesy w jakimś stopniu zmieniły syna?
– Nie. On się lubi cieszyć i potrafi to robić. Wszystko przyjmuje z dużą pokorą. My tak samo staramy się na to patrzeć.
– Jaki jest Bartek prywatnie? Przez 24 godziny na dobę żyje tylko żużlem?
– Tak. On zajmuje się tym chyba najbardziej profesjonalnie, jak tylko można. W domu rozmawiamy o wszystkim. W wolnych chwilach Bartek lubi pójść ze mną na polowanie czy na strzelnicę. Czasami przejedziemy się rowerem. Żużel mamy codziennie, a w domu staramy się robić coś innego.
– Syn lubi piłkę nożną. W domu oglądacie mecze? Kto komu kibicuje?
– Kibicujemy zawsze Polsce. Oglądamy przede wszystkim mecze naszej reprezentacji.
– Trzy najlepsze i najważniejsze cechy Bartka?
– Uczciwość, szacunek jaki ma do nas i to, że jest po prostu dobrym człowiekiem.
– On ma jakieś wady? Czegoś nie potrafi zrobić, denerwuje się czymś?
– Myślałem kiedyś, że nie będzie umiał poradzić sobie z domowymi czynnościami. Z tym też jest naprawdę super (śmiech).
– Z gotowaniem też?
– Akurat tego nie robi, ale wszystkie pozostałe domowe czynności wykonuje z dużą radością.