{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Ostatni sezon Małachowskiego. "Trudno cokolwiek zaplanować"
PAP /
To będzie ostatni sezon dwukrotnego wicemistrza olimpijskiego w rzucie dyskiem Piotra Małachowskiego. Przygotowania idą do przodu, choć nie bez bólu, forma rośnie, ale... trudno powiedzieć, gdzie i kiedy będzie startował. Najważniejsze są igrzyska w Tokio.
Przed Małachowskim ostatnie zgrupowanie przed sezonem. Zresztą słowo ostatnie w tym sezonie będzie mu towarzyszyć dosyć często – ostatnie mityngi, ostatnie igrzyska, ostatnie treningi. Bo trzykrotny medalista mistrzostw świata kończy karierę. Tak miało być przed rokiem, ale z powodu przełożenia olimpijskiej rywalizacji z powodu pandemii postanowił jeszcze dać sobie rok.
– Ważne było dla mnie, że w tej decyzji wspierała mnie rodzina. Czy teraz żałuję? Z punktu widzenia sportowca z takim peselem jak mój, to oczywiście każdy miesiąc robi różnicę. Nie żałuję jednak decyzji, bo chciałem powiedzieć koniec po igrzyskach i tak się też stanie – powiedział PAP Małachowski.
Czy z Tokio przywiezie trzeci w karierze medal olimpijski? Trudno powiedzieć i trudno... oczekiwać. Jest wielu zawodników młodszych, robiących stałe postępy.
– Przecież ja sobie z tego zdaję sprawę i wiem, że jestem typem dyskobola, który przede wszystkim korzysta ze swojej dynamiki. A właśnie ona spada najszybciej i najtrudniej jest ją utrzymać. Gdybym był typem wysokiego zawodnika z dużą rozpiętością ramion, to można coś kombinować, ale nie w moim wypadku – ocenił.
Mimo wszystko Małachowski nie ma zamiaru odpuszczać. Nie chcę jechać na wycieczkę. Ambicje mam większe – zapewnił.
Zawodnik WKS Śląsk Wrocław w sobotę leci do tureckiego Belek. Tam będzie już tylko szlifować ostatnie elementy, bo sezon chciałby zacząć 15 maja od mityngu w Halle.
– Chciałbym, ale czy do tego dojdzie? Teraz wszystko jest pisane patykiem na wodzie. Jednego dnia mityng jest w kalendarzu, innego już go nie ma. Trudno cokolwiek zaplanować, ale ja nie mam problemu z tym, żeby startować w Polsce, nawet w mniejszych mityngach – podkreślił trenujący z Gerdem Kanterem zawodnik.
I to właśnie w Estonii – ojczyźnie szkoleniowca – Małachowski spędził dużą część przygotowań.
– W Tallinnie jest naprawdę fajnie. Można rzucać w hali pod balonem, jest dobra siłownia. To super miejsce, mimo że to nie jest żaden ośrodek. To zwykły kompleks miejski, z 200–metrową bieżnią, gdzie ludzie przychodzą sobie poćwiczyć – opowiedział.
Ten okres przygotowawczy nie jest jednak dla niego łatwy.
– Tu boli, tam strzyka. Wieku człowiek nie oszuka. Operowane kolano daje cały czas o sobie znać, choć wiem, że to nic poważnego. Trzeba zacisnąć zęby i robić. W praktyce wygląda to tak, że po dwóch tygodniach mocnego treningu, muszę na parę dni odpuścić. Potem przestaje boleć i znowu ruszamy z robotą – przyznał.
Zresztą, gdyby po igrzyskach w Rio de Janiero w 2016 roku, gdzie zdobył drugi srebrny medal, ktoś by mu powiedział, że w 2021 roku będzie jeszcze trenować, trudno byłoby mu w to uwierzyć.
– Po Rio wydawało mi się, że nie ma szans, bym dotrwał do kolejnych igrzysk. Minęło pięć lat, a ja nadal rzucam dyskiem... Im bliżej było Tokio, tym częściej sobie powtarzałem, że jeszcze chciałbym dociągnąć. Będzie mi brakować sportu, adrenaliny, bo uwielbiam rywalizację – podsumował Małachowski.
