Do Milanu Mario Mandzukić trafił zimą, ale jak na razie częściej leczył się niż był zdrowy. Chorwat postanowił zatem za okres rekonwalescencji nie zarobić nic.
Trudno to sobie z obecnej perspektywy wyobrazić, bo Milan ma w tabeli 11 punktów straty do Interu, ale w styczniu Rossoneri byli liderem i mieli pełne prawo myśleć o pierwszym od wielu lat scudetto. Zespół z San Siro szukał więc sposobów na utrzymanie wysokiej dyspozycji, a jednym z nich było wzmocnienie drużyny. Z wolnego transferu zakontraktowano więc Mandzukicia, który miał być alternatywą dla Zlatana Ibrahimovicia i dać od czasu do czasu odpocząć temu zawodnikowi.
Znany z końskiego zdrowia snajper jak na razie jednak zawodzi. Zagrał w czterech meczach Serie A, w których spędził na placu raptem 76 minut, dorzucił też do tego 82 minuty w Lidze Europy. W dużej mierze wynikało to jednak nie tyle ze słabej gry Chorwata czy jego nieskuteczności, ale problemów zdrowotnych. Jeszcze pod koniec lutego 34-latek doznał urazu, który wyeliminował go z gry na kolejne tygodnie.
Mandzukić w Milanie za darmo jednak nie grał, choć powinno się powiedzieć: za darmo się nie leczył. Podpisał krótkoterminowy, ale bardzo atrakcyjny kontrakt, lecz teraz niezwykle zaimponował fanom Milanu. Otóż ogłosił, że marcową wypłatę przekaże na konto Fondazione Milan, czyli funkcjonującej w sercu Lombardii organizacji, która wspiera potrzebujących.
W najbliższych tygodniach Milan nie ma co myśleć o scudetto, powinien się raczej skupić na tym, by awansować w ogóle do Ligi Mistrzów. Po 30 spotkaniach ma co prawda 63 punkty w dorobku, ale już tylko cztery przewagi nad piątym Napoli.