{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Energa Basket Liga: David Brembly: trener Tabak robi z ciebie lepszego zawodnika. Potrafi sprawić, że dajesz z siebie więcej
Jakub Kłyszejko /
Dlaczego rzuty w końcu zaczęły wpadać? Co sprawia, że Żan Tabak jest tak wielkim trenerem? Jakie rzeczy najbardziej podobają mu się u Polaków? O czym najbardziej marzy w swojej karierze? Między innymi tego dowiecie się z rozmowy z Davidem Bremblym, jednym z bohaterów Enea Zastalu BC Zielona Góra.
Jakub Kłyszejko (TVPSPORT.PL): – Na początku chciałbym pogratulować awansu do finału. To jeden z ważniejszych momentów w twojej karierze?
David Brembly (Enea Zastal BC Zielona Góra): – Dzięki! Tak, na pewno. Moim marzeniem zawsze była walka o złoto. Dotychczas nie udało mnie się jeszcze wygrać mistrzostwa. Przyciągam srebrne medale już od młodzieżówki. Mam trzy srebra z tej kategorii wiekowej, wicemistrzostwo Niemiec, Polski i brąz w naszej ekstraklasie. Wygrałem Puchar Polski i brakuje mi tylko złota. Bardzo się cieszę, że będę miał szansę powalczyć o najcenniejszy medal.
– Po trzecim meczu ze Śląskiem twoją grę mocno komplementował trener Żan Tabak, który przecież rzadko chwali indywidualne występy poszczególnych zawodników. Co znaczą dla ciebie jego słowa?
– Mega się cieszę, że trener jest ze mnie zadowolony. To wiele dla mnie znaczy, że dostaję tyle szans i od początku otrzymałem duży kredyt zaufania. Cały sztab we mnie wierzy, dlatego też coraz bardziej swobodnie czuję się na boisku. Jeżeli taki trener, jak Żan Tabak mówi, że coś robisz dobrze, to nic, tylko bardzo się cieszyć. To wielka sprawa.
– Miałem wrażenie, że w play-off zobaczyliśmy dwa oblicza Davida Brembly’ego. Inny koszykarz grał ze Spójnią i w pierwszym meczu ze Śląskiem, bo od drugiego widzieliśmy na parkiecie "nowego" Davida. Skąd ta zmiana?
– Zaczęły wpadać mi rzuty. To była największa różnica. W rywalizacji ze Spójnią nie siedziała "trójka". Półfinał zacząłem od 0/4 i w końcu się przełamałem. Jeżeli popatrzymy na moją grę w obronie, to za wiele się nie zmieniło. Przeważnie jest tak, że większość kibiców za bardzo nie patrzy na defensywę (śmiech). Liczy się efektowna gra i atak. Trener podkreślał, że nie mieliśmy wcześniej czasu na trening. Dla nas był nim po prostu kolejny mecz. Z każdym kolejnym ja, Skyler i "Suli" czujemy się coraz lepiej. Nie jest łatwo wejść do drużyny dwa miesiące przed końcem sezonu. Tym bardziej, jak gra ona co trzy dni. Wszystkie zagrywki, cały system obronny… Wiem, że łatwo się mówi. Wszędzie piłka jest okrągła i są dwa kosze, ale to naprawdę nie jest takie proste. Myślę, że po rywalizacji ze Śląskiem cała nasza drużyna zrobiła duży krok do przodu.
– Powiedziałeś, że rzuty zaczęły wpadać. W jaki sposób się to dzieje? Lepiej musi pracować głowa, decyduje dyspozycja dnia? Coś się odblokowuje? Wytłumacz to z perspektywy strzelca.
– Hmm… Zadałeś dobre pytanie! Mieliśmy trudny okres, bo odkąd przyjechałem do Polski, to rzut w ogóle mi nie "siedział". Na pewno sporo dzieje się w głowie, bo mocno się denerwujesz, gdy wiesz, że masz otwarte pozycje, trafiasz na treningu dziesięć z rzędu, a w meczu piłka cały czas wykręca się z kosza. Trener ciągle powtarzał, że nadal muszę rzucać – to jedyna droga, żeby wyjść z tego. W końcu zacznie wpadać i u mnie wszystko zadziało się w najlepszym momencie.
– Lubisz, gdy nazywa się ciebie strzelcem? W tej roli najlepiej czujesz się na parkiecie?
– Twierdzę, że dobrze rzucam za trzy punkty i w poprzednich latach ten element się u mnie wyróżniał. W Zielonej Górze dotychczas tego nie pokazywałem, ale cieszę się, że zaczęło wpadać. Z czystych pozycji, ale i z tych trudniejszych.
– Niełatwo zmienia się klub w trakcie sezonu. Aż siedem lat spędziłeś w Niemczech. To, że Zastal tak mocno o ciebie zabiegał, miało duży wpływ na twoją decyzję?
– Tak, tym bardziej, że w MBC miałem umowę na kolejny sezon i byłem kapitanem zespołu. Nie było łatwo wyjechać z Niemiec, ale kiedyś pracowałem już z trenerem Tabakiem i bardzo chciałem mieć znów taką możliwość. To główny powód, dla którego zmieniłem klub. Zastal w tym roku dokonał ogromnych rzeczy i rzadko widzi się coś takiego. Gramy w VTB, walczymy o mistrzostwo, co jest dla mnie największą motywacją i … bardzo lubię Polskę! Wychowałem się tutaj, dlatego cieszę się, że mogę tu mieszkać i grać. Świetnie się czuję.
– Mógłbyś powiedzieć coś więcej o swoich korzeniach?
– Moja mama jest Niemką, bo tam się urodziła. Babcia przyszła na świat w Gdańsku, ale po wojnie uciekła do Niemiec. Z tego, co pamiętam, wtedy nazywało się to Wolne Miasto Gdańsk i nie należało do Polski. Mój dziadek był Polakiem. W 1999 roku mama poprosiła o paszport i potem przeprowadziliśmy się do Trójmiasta. Bardzo nam się tu spodobało. Nad morzem spędziłem większość swojego dzieciństwa. W Treflu Sopot przeszedłem drogę od rozgrywek młodzieżowych, aż po ekstraklasę.
– Masz trzy paszporty: polski, niemiecki i amerykański?
– Amerykański jest po ojcu. Mój tata pochodzi ze Stanów. Ja urodziłem się w Niemczech, a mama ma polski paszport, stąd mam trzy obywatelstwa.
– Najbardziej czujesz się Niemcem, Polakiem, czy Amerykaninem?
– Często odpowiadam na to pytanie! Powiem szczerze, że o tym nie myślę. Jestem "international" i tyle. Nie mam tak, że jestem bardziej związany z którymś z tych krajów. W Polsce jest mi świetnie. Odpowiada mi mentalność ludzi. Zawsze czułem się tu bardzo dobrze, dlatego cieszę się, że trafiłem do Zielonej Góry.
– Mówiłeś, że przyszedłeś do Zastalu ze względu na trenera Tabaka. Co możesz powiedzieć o współpracy z nim?
– Jego kariera zarówno zawodnicza, jak i trenerska mówi sama za siebie. Widział najlepszą koszykówkę na świecie. On po prostu robi z ciebie lepszego zawodnika. Pokazał to na przykładzie Jarka Zyskowskiego, Marcela Ponitki, czy "Iffe" Lundberga. Trener potrafi sprawić, że dajesz z siebie jeszcze więcej. Jest bardzo wymagający, zwraca uwagę na detale. Zawsze dążę do tego, aby być jak najlepszym koszykarzem. W tym momencie kariery nie mogłem otrzymać lepszej propozycji, niż praca z trenerem Tabakiem.
– Niektórzy mówią, że poziom polskiej ligi pozostawia wiele do życzenia. W jakiś sposób mógłbyś porównać ją z niemiecką?
– Jest na pewno trochę inna i w pewnym sensie bardziej fizyczna. W Niemczech wiele drużyn mocno "pressuje" i twardo stoi w obronie. Jest bardziej atletyczna z prostej przyczyny – każdy zespół ma sześciu obcokrajowców, a w większości są nimi Amerykanie. Gra jest szybsza, dynamiczna, kluby mają dużo pieniędzy, a za tym idzie poziom ligi. Alba Berlin, Bayern Monachium, Ratiopharm Ulm, Oldenburg dysponują wielkimi budżetami i mogą sobie pozwolić na klasowych zawodników. W Polsce wszystko jest wolniejsze. Przynajmniej ja to tak teraz odbieram. Trzeba szczerze powiedzieć, że Bundesliga jest po prostu bardzo mocna.
– Klub zaczął już drukować plakaty, na których widać jak fruniesz nad Olkiem Dziewą. Efektowna gra sprawia ci wiele radości?
– Powiem tak, zawsze lubiłem wsadzać do kosza. Z wiekiem myślenie się trochę zmienia, bo czasami pomyślisz "aaa, to przecież tylko dwa punkty". W tamtej sytuacji chciałem trafić do kosza, bo był to bardzo ważny moment meczu. Olek jest wysoki i dobrze skacze. Zobaczyłem trochę miejsca i pomyślałem, że muszę zrobić wsad. Gdybym tego nie zrobił, to mógłbym zostać zablokowany. Wyszło coś fajnego, a nieczęsto coś takiego się udaje. Takie punkty dają zespołowi mnóstwo energii. To było niezwykle ważne. Widzę po sobie, że gdy koledzy w taki sposób trafiają do kosza, to sam dostaję dodatkowej motywacji.
– Wygraliście ze Śląskiem 3:0, ale cała rywalizacja nie należała do najłatwiejszych. Tego się spodziewałeś, czy liczyłeś na jeszcze trudniejszą przeprawę?
– Byłem trochę zaskoczony, że Śląsk w każdym meczu miał szansę, aby nas pokonać. Doświadczenie było po naszej stronie, ale w pierwszym spotkaniu mieliśmy już –15. Mimo tego udało się wyciągnąć wynik. Było dużo walki, fizycznej gry i musieliśmy być mocno skupieni przez 40 minut. Za każdym razem, gdy wychodziliśmy na prowadzenie, to rywal potrafił wrócić do meczu. Walczył do końca i za to należy im się duży szacunek. Dla wszystkich zawodników i całego sztabu szkoleniowego Śląska. Pokazali dobrą koszykówkę.
– Jak będą wyglądały wasze kolejne dni? W międzyczasie lecicie do Nur-Sułtanu na ważny mecz w VTB.
– Musimy się skupić na tym spotkaniu, bo walczymy o jak najlepsze miejsce przed fazą play-off w VTB. Potem wracamy do Polski i zaczniemy przygotowywać się do finału. Później gramy jeszcze w play-offach VTB. Zostało nam sporo koszykówki, dlatego myślimy krok po kroku o każdym kolejnym meczu. Nie chcemy wybiegać daleko w przyszłość.
Przeczytaj też:
Filip Dylewicz: czuję się spełniony. Dopiero po czasie zdałem sobie sprawę, ile osiągnąłem
Krzysztof Szubarga: nie potrafiłem sam siebie oszukiwać. W tym wieku trzeba patrzeć na zdrowie
Energa Basket Liga: odrodzenie potęg. Legia Warszawa i Śląsk Wrocław po wielu latach przerwy powalczą o medale
Energa Basket Liga. Jakub Garbacz: nie potrafiłem wykorzystać swojego potencjału. Teraz wszystko "zaskoczyło"