Czy odsiadujący wyrok za napad z bronią w ręku może zostać gwiazdą boksu? A może jego walki będą pokazywać największe stacje telewizyjne, a kolejni wysoko notowani rywale nie będą mieli problemu, by walczyć z nim na jego terenie – czyli w jednym z najpilniej strzeżonych więzień? Brzmi jak fantastyka, ale... Taki scenariusz miał już miejsce w latach siedemdziesiątych w USA. Nie wszystko poszło jednak zgodnie z planem i James Scott nie został mistrzem świata.
Jeśli więzienie można uznać za kuźnię talentów w jakiejkolwiek dyscyplinie, to boks zdecydowanie wysuwa się na plan pierwszy. Epizody za kratami mieli królowie wagi ciężkiej różnych epok – Jack Johnson, Sonny Liston i Mike Tyson. A Bernard Hopkins – do dziś najstarszy mistrz świata w historii – zaczął odsiadywać wyrok jako 17-latek, który nie miał pojęcia o boksie. Po pięciu latach wychodził jako więzienny mistrz z planem zrobienia kariery wśród zawodowców. Miał tylko jedno marzenie – by już nigdy nie znaleźć się w podobnym położeniu.
– Boks musiał być czymś ważnym dla mnie, bo jakie były inne opcje? Więzienie nauczyło mnie wykorzystywania każdej sekundy. Dzięki niemu jestem bardziej świadomy upływającego czasu. Nie zdobyłbym takiej dyscypliny na ulicy. Życie w zamknięciu nie było przyjemne, ale przeżyłem. Śniłem wtedy o wielu rzeczach, ale takim jak ja sny rzadko się spełniają. Teraz – gdy naprawdę żyję tamtymi marzeniami – nigdy nie poczuję się na tyle komfortowo, by zapomnieć o przeszłości – tłumaczył Hopkins u szczytu kariery.
Więzienne historie są też mocno zakorzenione w polskim boksie. W 1961 roku po bójce z nietrzeźwymi milicjantami zatrzymano Mariana Kasprzyka. Brązowy medalista olimpijski z Rzymu, mimo wstawiennictwa trenera Feliksa Stamma, nie mógł liczyć na taryfę ulgową. Szkoleniowiec – wbrew oczekiwaniom polityków – dał potem krnąbrnemu pięściarzowi kolejną szansę. Nieoczekiwanie zabrał go na igrzyska do Tokio, z których ten wrócił ze złotem.
Współczesne tropy prowadzą w nieco innym kierunku. W październiku 2009 roku 42-letni Wojciech Bartnik miał się spotkać z młodszym o ponad 20 lat Arturem Szpilką. Tuż po ceremonii ważenia młokos został jednak zatrzymany, a potem trafił do więzienia na półtora roku. Część tego wyroku spędził w placówce o zaostrzonym rygorze. Po wyjściu na wolność nawiązywał często do tego okresu promując hasło "pozdrowienia do więzienia". Skrót PDW zdarzało mu się pokazywać nawet na… bokserskiej szczęce.
Gdy amerykański sen zamienia się w koszmar
Żaden z wymienionych pięściarzy nie mógł jednak liczyć za kratami na takie traktowanie jak James Scott. Pierwszy raz podpadł jako 13-latek, gdy przestał chodzić do szkoły. Trafiał do różnych placówek wychowawczych, ale nikt nie potrafił mu pomóc. W 1965 roku miał zaledwie 18 lat, gdy zbłądził kolejny raz i usłyszał pierwszy wyrok. Trafił do Rahway – jednego z nielicznych więzień, które próbowało resocjalizacji poprzez boks.
Na więziennym ringu sparował między innymi z Rubinem Carterem (27-12-1) – wysoko notowanym swego czasu pięściarzem kategorii średniej, który został niesłusznie skazany za potrójne morderstwo. Boks spodobał się Scottowi, ale nie na tyle, by trwale zmienić styl jego życia. Wyszedł na wolność w listopadzie 1968 roku, ale wkrótce znów podpadł wymiarowi sprawiedliwości. Za napad z bronią skazano go na wyrok od 13 do 17 lat.
– Dopiero wtedy tak naprawdę pokochałem boks – tłumaczył kilka lat później. W 1974 roku warunkowo wyszedł na wolność i został objęty specjalnym programem, który miał mu pomóc stanąć na nogi i żyć zgodnie z prawem. Szybko zadebiutował w gronie zawodowców i pokonywał kolejne szczeble. Po nieco więcej niż roku imponował bilansem 10-0-1, a połowę zwycięstw stanowiły nokauty. Magazyn "The Ring" uznawał go w pewnym momencie ósmym najlepszym półciężkim na świecie.
Wtedy nastąpił jednak przykry przełom. Na stole pojawiła się oferta walki o mistrzostwo świata, za którą Scott miał dostać 100 tysięcy dolarów. – Myślałem, że sen właśnie się spełnia... Na czwartek zaplanowano konferencję prasową promującą walkę, ale w środę zostałem zatrzymany – wspominał pięściarz.
Co się stało? Numer rejestracyjny jego samochodu został zanotowany przez jednego ze świadków w pobliżu miejsca zabójstwa. Na karoserii był widoczny ślad po kuli, a wewnątrz auta odkryto plamy krwi. Scott tłumaczył, że pożyczył samochód koledze i nie wiedział co się z nim działo. Na początku śledztwa traktowano go jako świadka, ale potem postawiono mu zarzuty. Według śledczych pretendent w kategorii półciężkiej tuż przed odebraniem największej wypłaty w krótkiej karierze pięściarza miał bez powodu zastrzelić kogoś, by pomóc w kradzieży... 238 dolarów.
HBO za kratami
Kryminalna przeszłość raczej nie pomogła Jamesowi i w marcu 1976 roku wrócił do więzienia jeszcze bez nowego wyroku. Uznano, że naruszył ustalenia związane z warunkowym zwolnieniem. Osadzono go w Rahway z numerem 57735. Ten splot wydarzeń Scott potraktował jako dodatkową motywację i nie zaprzestał treningów. Według relacji osadzonych trenował jak szaleniec. Podliczono mu, że przez pierwszych 16 miesięcy przebiegł za kratami 900 mil, zrobił 51 tysięcy pompek i 16 tysięcy brzuszków.
Dość szybko pojawił się kłopot – wśród 1150 więźniów nie było już chętnych na sparingi ze Scottem, który wykorzystywał program resocjalizacji w stopniu do tej pory nieznanym. Wszyscy dobrze widzieli, że jest po prostu za dobry. Do podobnych wniosków doszli także zarządzający placówką. Najważniejszym z nich był Robert Hatrak – wielki fan boksu. Po sprawdzeniu wszystkich jego kontaktów pomocną dłoń wyciągnął promotor Murad Muhammad i okazało się, że w Rahway można organizować zawodowe walki.
Nie było wątpliwości – bukmacherzy i eksperci spodziewali się wygranej Gregory'ego. – Dla mnie ta walka to jak powrót do domu. Nie będę przecież walczył z systemem więziennictwa tylko z Jamesem Scottem. Sam siedziałem za podpalenia, nękanie i pobicie czterech policjantów... Takie drobiazgi – tłumaczył Eddie. Jego rywal miał inne podejście, co podkreślił w telewizyjnym wywiadzie tuż przed walką.
– To moja szansa, by pokazać szerszej publiczności co czai się w mroku. Czekałem na tę okazję i myślę o niej 24 godziny na dobę. Jem, śpię i żyję boksem. Eddie jest w sali treningowej parę godzin, potem zajmują go dziewczyny, sprawy reklamowe... Ja nie mam takich zmartwień. Jeśli on będzie gotowy, to ja też. Będzie musiał mnie zabić jeśli chce wygra
– ostrzegał Scott.
Arena zmagań też była wyjątkowa. Siedem lat wcześniej w tym samym miejscu doszło do głośnego buntu więźniów. Ponad 500 osadzonych wzięło sześciu zakładników – w tym naczelnika. Domagali się lepszego jedzenia, poprawy więziennej edukacji oraz łatwiejszego dostępu do... aspiryny. Wszystko skończyło się po 24 godzinach. Nikt nie zginął, a rannych zostało sześciu strażników.
Dotykając wielkości…
12 października 1978 roku zamieszek nie było. Zabrakło jednak specjalnych ringowych atrakcji i… nokautu. Scott z zimną krwią wypunktował rywala i pewnie zwyciężył na kartach wszystkich sędziów. Jeden z nich – doświadczony Harold Lederman – zapisał więźniowi dziewięć z dwunastu rund. Wiele lat później zdradził, że tamto doświadczenie w Rahway miało dla niego wymiar historyczny.
– Tamtego dnia miałem wrażenie, że James Scott był najlepszym pięściarzem wagi półciężkiej jakiego kiedykolwiek widziałem. Naprawdę był tak dobry! Nie widziałem tak wyjątkowego występu. Nie wydaje mi się, by Bob Foster i Archie Moore byli na tym poziomie... W życiu nie widziałem tak dobrze przygotowanego do walki pięściarza – zdradził w 2012 roku późniejszy ekspert HBO.
Pobity Gregory przyznał, że przegrał z niewygodnym i niedocenianym rywalem. W odpowiedzi usłyszał wyrazy szacunku i zapewnienie, że Scott po wywalczeniu mistrzowskiego tytułu da mu szansę w podzięce za podjęte ryzyko. Niedługo potem pokonany przeszedł na islam i już jako Eddie Mustafa Muhammad spełnił większość sportowych marzeń – także te o tytule.
Tamtego wieczora jednym z 450 widzów wpuszczonych do Rahway był Jimmy DiPiano – ojciec i menedżer Mike'a Rossmana (35-5-4), nowego mistrza świata kategorii półciężkiej. Po tym wszystkim zafascynowani kibice i eksperci zasypywali go pytaniami, czy możliwe jest zaproszenie do więzienia czempiona. – Na stole musi się pojawić cholernie dużo pieniędzy zanim puszczę syna do ringu z tym potworem – odpowiedział DiPiano.
Rossman niedługo potem stracił tytuł, jednak przygoda Scotta trwała. Jego walki pokazywały kolejne stacje – NBC i CBS. Wyniki oglądalności za każdym razem były imponujące, ale nie wszystkim podobała się ta niecodzienna inicjatywa. Kanał ABC odmówił przekazu nie chcąc, ze względów moralnych, promować więźnia skazanego za poważne przestępstwo.
Oszukany przez system?
Niewiele zabrakło, by walka z Lopezem toczyła się o mistrzowski tytuł. Byli notowani na pozycji numer 1 i 2 w rankingu WBA. Pas stracił wówczas Victor Galindez, więc wydawało się, że to Scott z Lopezem powalczą o wakujące trofeum. Jednak właśnie wtedy panom w garniturach nagle zaczęło przeszkadza
, że mistrzem mógłby zostać więzień. Zarządzono głosowanie i stosunkiem 60 do 1 usunięto skazanego z rankingu.
– Poczekali aż wygram kilka ważnych walk i wtedy zabrali mi wszystko... Czarnoskórzy w tym kraju nie mogą liczyć na sprawiedliwość. Jeśli organizacja WBA nie chciała mojej walki o tytuł, to nie powinna umieszczać mnie w rankingu – żalił się nie bez racji Scott. Po wygranej z Lopezem krzyczał, że jest mistrzem, ale mogli w to uwierzyć już tylko współwięźniowie.
Zdrada środowiska podcięła mu skrzydła i złamała serce. Zmieniły się także realia – sprzyjający mu dyrektor Hatrak został odwołany. Zarzucano mu, że zaniedbuje obowiązki i za bardzo skupia się na promowaniu więźnia-boksera. Jego następcą został ten, z którym Scott od dawna miał na pieńku. Pół roku później stoczył wprawdzie kolejną walkę, ale na tle Jerry'ego Martina (18-1) nie wyglądał już na najlepszego półciężkiego w historii. Przegrał na punkty, dwukrotnie upadając na deski.
Koniec tej historii był przewrotny. We wrześniu 1981 roku w ostatnim zawodowym występie Scott spotkał się z Dwightem Braxtonem (14-1-1), który... boksu uczył się podczas sparingów z Jamesem w Rahway! To był najlepszy dowód, że program resocjalizacyjny dyrektora Hatraka działał. Braxton po wyjściu na wolność w 1978 roku został zawodowcem i trzy lata później wrócił na walkę ze swoim więziennym mistrzem, już jako czołowy pretendent.
Symbolika tej sceny dawała do myślenia. Trzy miesiące po tej wygranej Braxton został mistrzem świata, a kumpel stał się kolejną zapomnianą historią. Nie miał nawet szans na przedwczesne zwolnienie. Jedyny człowiek, który mógł pomóc mu wyjść z więzienia, zmarł zanim został przesłuchany. Scott opuścił Rahway w 1984 roku, przenosząc się do innej placówki. Na wolność wyszedł dopiero w 2005 roku już jako 58-latek.
– Grałem takimi kartami, jakie rozdał mi los. Te karty były złe, ale na inne nie mogłem liczy
. Nauczyłem się żyć tak, by we wszystkim doszukiwać się pozytywów. Jest takie stare powiedzenie, że świat jest sceną, a ludzie tylko aktorami. Wierzę, że taka rola była mi po prostu pisana – opowiadał już z wolnej stopy. Jedno trzeba mu przyznać – nigdy wcześniej ani później boks takiej historii już nie poznał.
KACPER BARTOSIAK
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1012 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.