| Koszykówka / Rozgrywki ligowe
Najbardziej utytułowany koszykarz w historii krajowych rozgrywek ma za sobą najgorszy sezon w karierze. Przemysław Zamojski dotychczas wywalczył dziesięć tytułów mistrza Polski. W obecnych rozgrywkach pierwszy raz nie awansował nawet do fazy play-off. "Zamoj" opowiedział nam o przyczynach słabej gry, nowych i niekoniecznie pozytywnych doświadczeniach, trudnej sytuacji klubu, swojej przyszłości i sportowych marzeniach.
Jakub Kłyszejko (TVPSPORT.PL): – Słowo rozczarowanie odpowiednio podsumuje sezon w wykonaniu Anwilu?
Przemysław Zamojski (Anwil Włocławek): – Myślę, że tak. To dla nas spore rozczarowanie. Pod względem indywidualnym wyobrażałem to sobie zupełnie inaczej. Liczyłem, że drużyna, tak jak mówiło się przed sezonem, będzie walczyła o mistrzostwo Polski. Rozczarowanie, smutek, ale też sporo pecha i kontuzji w naszym zespole. Od początku sezonu nigdy nie mogliśmy wystąpić w pełnym zestawieniu, aby móc pokazać pełną moc tej ekipy.
– Miał pan dużo większe oczekiwania, jeśli chodzi o swoją grę?
– Jasne. Wymagałem od siebie zdecydowanie więcej. Przez sześć lat nie miałem żadnej kontuzji, a teraz przytrafiły mnie się dwie. Złamałem rękę. Potrzebna była operacja. Wróciłem do gry i złamałem kość piszczelową. Kolejna przerwa… To nie było łatwe. Do tego dochodziły różne problemy. Nie mogliśmy wygrywać spotkań. Nasze morale cały czas spadały. Wymienialiśmy zawodników i trenerów. Był to bardzo "rwany" sezon. Zanim się obejrzeliśmy, to już się skończył. Graliśmy fatalnie i to trzeba powiedzieć wprost. Wszyscy zarówno indywidualnie, jak i jako cała drużyna wypadliśmy zdecydowanie poniżej oczekiwań.
– W dotychczasowej karierze chyba nigdy nie pracował pan z trzema trenerami?
– Nie, nigdy się to nie zdarzyło. To nowa sytuacja dla mnie. To też pierwszy sezon w karierze, w którym nie awansowałem do fazy play-off, nie wystąpiłem w Pucharze Polski. Masa nowych doświadczeń (śmiech), ale niekoniecznie tych pozytywnych. Mam nadzieję, że rok nie będzie aż taki zły i uda się w nim awansować na igrzyska olimpijskie. Sezon nie wyszedł, ale mam jeszcze jeden do rozegrania w Anwilu i liczę, że będzie on zupełnie inny.
– Jak z perspektywy koszykarza wygląda praca z trzema trenerami? Uczysz się jednego, a za chwilę przychodzi ktoś nowy z kolejnymi pomysłami, taktyką…
– Nie jest to łatwe i przyjemne. Koszykówka jest bardzo inteligentną i skomplikowaną grą. Wymaga się w niej od zawodników poznania systemu, a w dwa-trzy tygodnie nie jesteś w stanie wszystkiego przyswoić. Później, gdy wszystkiego się nauczysz i lepiej funkcjonujesz, przychodzą kolejne zmiany, a system jest wywrócony do góry nogami. Na nowo musisz zaadaptować się do kolejnych zagrywek. Wtedy przyjdzie kolejny trener i wszystko się zmienia. Nie była to łatwa sytuacja, ale nie chcę też szukać usprawiedliwień. Na koniec to od nas wszystko zależy. Sami musimy wykonywać założenia, a z tym nie było za dobrze. Liczę, że w składzie nastąpi kilka zmian i mocno wejdziemy w kolejny sezon.
– Nawet jak popatrzymy na play-offy w tym sezonie, to widzimy, jak ważne są detale, pojedyncze zagrywki, gra w obronie. Mają ogromny wpływ na końcowy wynik.
– Dokładnie. Można to zauważyć na przykładzie Zastalu. Oni potrafią doskonale egzekwować założenia, są świetnie zgrani. Mieli kilka zmian w trakcie sezonu, a potrafią grać tak, jak wymaga od nich trener Żan Tabak. To podstawa, do której muszą dążyć wszystkie zespoły.
– W końcówce sezonu nie mieliście już szans na "ósemkę". Ciężko jest się zmotywować na takie spotkania, gdy wiesz, że sezon jest już przegrany?
– W pewnym stopniu da się "schować" takie rzeczy z tyłu głowy, ale to ciężka sytuacja. Wiedzieliśmy, że z miesiąca na miesiąc wszystko było coraz trudniejsze. Mentalnie ciężko podchodziło się nam do spotkań, bo z każdej strony docierały głosy, że wynik jest bardzo zły. Forma wszystkich zawodników na pewno nie była najwyższa. Chcieliśmy jak najlepiej wykonać swoją pracę. Szkoda, bo gdy walczysz, to chcesz wygrywać. Nasz wynik był sprawą drugorzędną, bo nie graliśmy o nic.
– Mieliście taki moment, w którym coś pękło i zdaliście sobie sprawę, że ciężko będzie uratować ten sezon?
– Nie. Dopóki mieliśmy jeszcze szansę, to myśleliśmy, że w końcu przyjdzie ten jeden mecz przełamania, wygramy dwa razy z rzędu i morale pójdą w inną stronę. To nie nastąpiło. Było nam przykro. Nie jest łatwo, gdy codziennie ostro trenujesz, poświęcasz swoje zdrowie, a nie idą za tym wyniki. Tym bardziej, jak wiesz, że drużynę personalnie stać na duże rzeczy, a to się nie dzieje.
– Wszystko jest jeszcze trudniejsze, gdy masz na swoim koncie dziesięć złotych medali mistrzostw Polski.
– Nie jest to pomocne. Chciałem spróbować czegoś nowego, poszukać kolejnego wyzwania. Odczułem wszystko na własnej skórze. Życie pokazuje, jak sport jest nieprzewidywalny i do czego prowadzi. Możesz mieć dobrych zawodników w zespole, a nie zawsze przekłada się to na boisko.
– No właśnie, tych medali jest w końcu dziesięć, czy dziewięć? Kibice z Zielonej Góry mieli pretensje o pana słowa w przedsezonowym wywiadzie. Nie uznawał pan ostatniego mistrzostwa z Zastalem.
– Kibice mogą mieć pretensje. To moje odczucia i moje życie. Mam prawo mówić, co czuję. Poprzedni sezon nie został dograny do końca. Dla mnie to nie jest tytuł zdobyty na sto procent. Cieszę się, że jest on na moim koncie i widnieje w życiorysie, ale chciałbym rozegrać wszystkie mecze do końca. Wtedy po końcowej syrenie ktoś zawiesza ci medal na szyi. To prawdziwe zdobywanie mistrzostw. Poza tym ciężko uznać mistrzostwo, jeżeli nie posiada się go fizycznie. Do tej pory nie otrzymałem tego złotego medalu.
– W tym sezonie przebywał pan na parkiecie średnio po prawie 26 minut. Jednak skuteczność rzutowa była najsłabsza od kilku lat. Wynikało to przede wszystkim z kontuzji, czy może inne czynniki miały na nią wpływ?
– Kontuzje dość mocno wybiły mnie z rytmu. Do momentu pierwszej czułem się bardzo dobrze. Pewność siebie była dosyć wysoka. Później wypadłem z gry na dłuższy czas. Wszystko się przedłużyło. Chciałem wrócić tydzień wcześniej i ponownie dostałem w rękę. Pauzowałem następne trzy tygodnie. Potem rozegrałem kilka spotkań, czułem się dobrze i... nabawiłem się kolejnego urazu. Nie było to łatwe mentalnie, ale takie jest życie. Każdy dzień uczy cię nowych doświadczeń. Mam nadzieję, że wyniosę z tego fajną lekcję na przyszłość i będę wiedział, jak lepiej wychodzić z problemów.
– Ma pan ważny kontrakt z Anwilem na kolejny sezon. To oznacza, że zostanie pan we Włocławku?
– Umowa jest podpisana i na razie nie wyobrażam sobie następnych zmian. Sytuacja w klubie jest gorąca. Wszyscy czekają na to, co przyniosą kolejne tygodnie. Dopiero wtedy możemy analizować sytuację i budowę składu na sezon 2021/2022. Teraz ciężko cokolwiek powiedzieć. Toczą się rozmowy i czekamy na ich finalizację.
– To oznacza, że sytuacja jest na tyle gorąca i nawet zawodnicy z ważnymi umowami nie mogą być pewni miejsca w składzie?
– Jasne, że tak. Nasz wynik był niezadowalający. Toczą się gorące rozmowy, a my na razie musimy czekać. Cieszę się, że przygotowuję się do turnieju kwalifikacyjnego z kadrą 3x3 i mogę się mentalnie od tego odłączyć. Chcę się skupić na kolejnym celu i jak najszybciej zapomnieć o dotychczasowych rozstrzygnięciach.
– Końcówka maja może sprawić, że ten sezon będzie dla pana zupełnie inny. Występ w Tokio byłby spełnieniem sportowych marzeń?
– Tak. Dla mnie byłoby to największe wyróżnienie i najważniejszy sukces w karierze. Dołożę wszelkich starań i dam z siebie wszystko. Chcemy przywieźć awans już z pierwszego turnieju.
– Jesteście brązowymi medalistami mistrzostw świata. Czujecie się jednym z faworytów do awansu?
– Zdajemy sobie sprawę, że jesteśmy jedną z najlepszych drużyn na świecie. Czujemy się mocni i wielokrotnie już to potwierdziliśmy. Mam nadzieję, że ze składu, w którym trenujemy, wyłoni się najlepsza "czwórka", która da upragniony awans. Wszyscy zawodnicy bardzo mocno pracują i wiedzą, jaki cel jest przed nami. Każdy zostawi wszystko, co ma najlepsze. Podczas treningów, zgrupowań i meczów. Jedziemy tam po awans!
Przeczytaj też:
Filip Dylewicz: czuję się spełniony. Dopiero po czasie zdałem sobie sprawę, ile osiągnąłem
Krzysztof Szubarga: nie potrafiłem sam siebie oszukiwać. W tym wieku trzeba patrzeć na zdrowie
Energa Basket Liga: David Brembly: trener Tabak robi z ciebie lepszego zawodnika. Potrafi sprawić, że dajesz z siebie więcej
Energa Basket Liga. Jakub Garbacz: nie potrafiłem wykorzystać swojego potencjału. Teraz wszystko "zaskoczyło"
85 - 67
WKS Śląsk Wrocław
104 - 109
Trefl Sopot
85 - 92
MKS Dąbrowa Górnicza
73 - 70
King Szczecin
84 - 92
Anwil Włocławek
97 - 82
Enea Abramczyk Astoria Bydgoszcz
73 - 102
BM Stal Ostrów Wielkopolski
81 - 104
Grupa Sierleccy Czarni Słupsk
84 - 86
Polski Cukier Pszczółka Start Lublin
58 - 62
Anwil Włocławek