Pewnego dnia uznał, że za pośrednictwem bazy danych Football Managera poszuka piłkarzy, którzy mają polskie korzenie i są rozsiani po świecie. W ten sposób znalazł już kilkuset zawodników i do większości z nich napisał wiadomość, która miałaby na celu poznanie ich przeszłości. Część się odezwała, część nie, lecz dzięki temu poznał multum historii i stworzył światową mapę piłkarzy, którzy w drzewie genealogicznym mają biało-czerwone naleciałości i teoretycznie mogliby występować z orzełkiem na piersi. O tym niecodziennym, trwającym już od ponad 10 lat hobbystycznym przedsięwzięciu, opowiedział nam researcher FM-a oraz współpracownik Wisły Płock – Arkadiusz Stelmach.
Marcin Borzęcki, TVPSPORT.pl: – Football Manager otwiera wiele dróg, dla ciebie jedną z nich było przeszukiwanie bazy danych gry pod kątem piłkarzy, którzy mają polskie korzenie.
Arkadiusz Stelmach (Wisła Płock): – W jednej ze starszych wersji utworzyłem nowego gracza i zatrudniłem go jako selekcjonera reprezentacji Polski. Kojarzyłem kilku zawodników, których można było naturalizować i w ten sposób podnieść jakość zespołu i w zależności od edycji były to znane mi już nazwiska typu James Wesolowski, Lukas Jutkiewicz, potem Sonny Kittel czy Paulo Dybala. Zauważyłem, że takich piłkarzy jest w rozgrywce multum i – idąc tym tropem – zainteresowałem się ich pochodzeniem. W filtrach zaznaczałem drugą narodowość jako polską, a wówczas rzuciło mi się w oczy, że – poza oczywistymi przypadkami, czyli piłkarzami grającymi w Niemczech – jest też wielu graczy z egzotycznych wtedy dla mnie rejonów, właściwie z każdego kontynentu. Któregoś razu postanowiłem się od nich wszystkich dowiedzieć, z czego wynika ten zapis w grze, że mają polskie pochodzenie. Musiałem odnaleźć ich na portalach społecznościowych i rozesłać pytania. To było jesienią 2018 roku i przez kolejne miesiące zbierałem sobie te nazwiska.
– Trudno było tych zawodników odnaleźć w sieci? Zakładam, że w większości mowa o ludziach względnie anonimowych w świecie sportu.
– Na początku szukałem ich głównie za pośrednictwem Facebooka, jeśli tam danego nazwiska nie mogłem namierzyć, przegrzebywałem Twittera, Instagrama. Lwia część dała się złapać bardzo łatwo, zwłaszcza, że mowa głównie o czynnych sportowcach, a tacy starają się być aktywni w internecie. Ale do niektórych rzeczywiście dotrzeć było ciężko, są też tacy, do których nigdy nie znalazłem. Zdarzały się też przypadki ograniczonych dostępów do kont, co oznaczało, że jako osoba nieznajoma nie mogłem wysłać wiadomości. Poza tym było też ryzyko, że moje zapytanie wyląduje w folderze "Inne" lub "Spam". Strzelam, że mniej więcej połowa osób w ten sposób nie zauważyła, że do nich napisałem i moja zaczepka zginęła gdzieś w odmętach skrzynki odbiorczej.
– Kiedy ustawiłeś filtr w grze, ile nazwisk pokazało się twoim oczom?
– Jeśli dobrze pamiętam, to mowa o 300-400 piłkarzach z polskimi korzeniami. Ale to mówimy o narodowości zaznaczonej w FM-ie, a potem zacząłem też szukać w inny sposób. W wyszukiwarce umieszczałem charakterystyczne dla nas końcówki nazwisk typu "-ski", "-cki", "-wicz”, a do tego różne zagraniczne modyfikacje, gdzie zamiast liter "i" czy "w" mamy "y", "v" i tak dalej. W ten sposób chciałem znaleźć kogoś, kogo baza gry nie uwzględnia, a jednak ma coś z nami wspólnego. Dzięki temu rozwiązaniu poszerzyłem swoją bazę o co najmniej kilkadziesiąt nazwisk. Przeglądałem też kadry zespołów, ich drużyny młodzieżowe, akademie wielu klubów. Warto dodać, że wtedy chodzi o jakieś swojsko brzmiące nazwisko, czyli powiązanie z Polską za sprawą taty, po którym się nosi nazwisko. A gracz może przecież mieć z Polski na przykład mamę, po której nazwiska już nie ma.
– Da się mniej więcej oszacować, ilu piłkarzy ci odpisało?
– Prowadzę od początku tej zabawy arkusz w Excelu, gdzie zaznaczam, ile osób odpowiedziało, ile nie i tak dalej. Zweryfikowanych piłkarzy – niezależnie czy się w odpowiedzi rozpisali, czy tylko lakonicznie potwierdzili pochodzenie – zebrałem na tę chwilę dokładnie 201. Drugi arkusz gromadzi z kolei graczy, których udało się zlokalizować, ale z różnych względów nie złapałem kontaktu. Są tam jednak również tacy piłkarze, o których i tak wiadomo, że to polskie pochodzenie na sto procent występuje, a ich potwierdzenie to formalność. Ten arkusz ograniczyłem do zawodników U21, a i tak liczy na tę chwilę 141 nazwisk.
– Zakładam, że – tak jak wspomniałeś – największa liczba takich zawodników gra w Niemczech. Ciekaw jestem jednak, w jakich innych krajach znalazłeś potencjalnych reprezentantów naszej kadry.
– Niemcy rzeczywiście są niezwykle "popularne", mówimy o zdecydowanej większości i o dość logicznym kierunku. Poza tym sporo zawodników zlokalizowałem w Ameryce Południowej, oczywiście z naciskiem na Brazylię i Argentynę, czego przyczyną są ucieczki przodków w obliczu wojny. Kilka przypadków namierzyłem również w innych państwach, takich jak Chile. W Europie najczęściej korespondowałem z ludźmi z Włoch, ze Skandynawii i Francji. To już pewnie naturalna konsekwencja emigracji rodziców w celach zarobkowych. Do tego oczywiście Stany Zjednoczone, gdzie mowa głównie o młodych piłkarzach, ale nie tylko.
– Pewnie mało kto był w stanie porozmawiać z tobą po polsku.
– A tu cię akurat zaskoczę, przerosło to moje oczekiwania i całkiem sporo piłkarzy mi tak odpisywało. Wśród nich był między innymi Tomasz Sokolowski, 1-krotny reprezentant Norwegii, który całą karierę klubową spędził w tym kraju. To syn Kazimierza, byłego piłkarza Pogoni Szczecin i pracownika sztabu szkoleniowego warszawskiej Legii. Po polsku odpisał mi też na przykład Omer Senior, choć po czasie okazało się, że wyręczył go dziadek, któremu dał telefon. Ale było bardzo miło, prosił żebym pozdrowił Roberta Lewandowskiego. Może kiedyś się uda! Z reguły ci gracze odpisywali dość łamaną polszczyzną, coś na zasadzie "Kali jeść, Kali pić", ale tak naprawdę to było właśnie fajne – autentyczna treść, a nie wrzucona przez translator. Taki Aleksandru Longher jest synem Gerwazego Longhera. To prezes Związku Polaków w Rumunii, więc cała rodzina komunikuje się w naszym języku. Danny El-Hage jest z kolei byłym młodzieżowym reprezentantem Libanu, ale urodził się we Wrocławiu, gdzie studiował jego ojciec. Wyjechali do Libanu, gdy był mały, lecz mama nauczyła go polskiego i szczerze mówiąc, gdybym nie wiedział, że mieszka gdzie indziej, nigdy bym nie zgadł. Składnia, gramatyka, ortografia – wzorowo. Większych problemów z naszym językiem nie ma też Alexander Borto. Młody bramkarz wysłał mi zresztą specjalne krótkie wideo dla polskich kibiców z życzeniami na Święta i Nowy Rok, które wstawiłem na Twitterze.
Kiedyś pisałem tu, że Alexander Borto czuje się Polakiem. Urodzony i wychowany w USA bramkarz występuje w Premier League U-18 w barwach Fulham FC. W sumie dostałem życzenia od 38 piłkarzy z 23 różnych krajów, ale Alex poprosił jeszcze, by przekazać coś polskim kibicom ��
— Arek Stelmach (@arek_stelmach) December 25, 2020
���������� pic.twitter.com/oljDx4AqrD
– Jednego zawodnika udało się sprowadzić do kraju, bo Alex Krawiec próbował sił w rezerwach Wisły Płock. Czy ktoś jeszcze prosił cię o pomoc w znalezieniu klubu?
– Sporo było osób, które na samym początku górnolotnie stwierdzały, że ich marzeniem byłaby gra w Polsce i reprezentowanie kraju przodków. Proponowałem czasem pomoc i załatwienie testów w jednym z klubów trzeciej ligi, ale gdy zaczynaliśmy rozmawiać konkretnie, okazywało się, że miłość do Polski nie jest tak duża, a barierą są finanse. Alex problemu jednak nie miał żadnego – spróbował, nie udało się, ale obaj zebraliśmy nowe doświadczenie. Dla odmiany na przykład Martin Kuittinen, z którym rozmawiałem jesienią 2019 roku, od razu zaznaczył, że jego interesują tylko najwyższe krajowe ligi, choć wówczas grał jedynie na zapleczu islandzkiej ekstraklasy. Okazało się, że w styczniu 2020 roku jednak przybył do Polski, ale na testy do Jagiellonii Białystok, potem Widzewa Łódź i… słuch po nim zaginął.
– Kilku piłkarzy z niezłym CV jednak się przewinęło w twoich poszukiwaniach.
– Zgadza się, pewnie jednym z najlepszych przykładów jest Vladimir Golemić z Crotone, a zatem klubowy kolega Arkadiusza Recy. To doświadczony, ceniony obrońca, który jest Serbem, a w tym sezonie ważnym piłkarzem drużyny z Serie A. Opowiadał mi, że na początku ubiegłej dekady był na testach w Górniku Łęczna, lecz stwierdzono, że jest zdecydowanie za słaby. Bywa, chociaż teraz znajduje się na trochę innym pułapie niż Górnik. Poza tym mamy na przykład Dario Del Fabro, który swego czasu uchodził we Włoszech za duży talent i został kupiony przez sam Juventus. Obecnie występuje na wypożyczeniu w holenderskim ADO Den Haag. Może przesadzam, ale wydaje mi się, że gdy panowała moda na naturalizowanie piłkarzy, tacy piłkarze mogliby być już "pompowani" przez media. W aktualnych czasach ich obecna czy poprzednia przynależność klubowa nie robi jednak już wrażenia. Poza tym w 2. Bundeslidze bardzo dobre liczby drugi sezon z rzędu robi Marvin Wanitzek, który jest rówieśnikiem Sonny’ego Kittela. Niedawno zrobiło się głośno o jednym z francuskich piłkarzy polskiego pochodzenia, Adrienie Hunou. Udzielony przez niego wywiad to kompletny absurd. Z jednej strony chciał się zareklamować, a z drugiej strony otwarcie przyznał, że paszportu nie ma, języka chyba też nie zna, ale poczyni jakieś kroki, jak ktoś z federacji się nim zainteresuje. Od dawna pisało się o jego transferze do USA, a jeden dziennikarz napisał do mnie na Twitterze, jak z jego powołaniami do kadry, bo martwi się, że Hunou musiałby wtedy opuszczać mecze MLS…
Podobno świetnym bramkarzem jest Peruwiańczyk Patrick Zubczuk. Co ciekawe jego klubowym kolegą jest Urugwajczyk polskiego pochodzenia – Hernan Novick. Wcześniej grał on w CA Penarol, gdzie występował jego brat Marcel oraz inny gracz naszego pochodzenia – Hernan Petryk. Niezłe okresy mieli też Argentyńczycy Esteban Rolon i Franco Troyansky. Przypomniało mi się jeszcze, że sympatycznie odpisała mi inna dwójka Latynosów, czyli Bruno Dybal i Franco Mazurek. Pierwszy z nich miał kiedyś łatkę wielkiego talentu i polski paszport miał mu ułatwić transfer do AC Milan, z kolei drugi jeszcze niedawno świetnie sobie radził w lidze greckiej i, jak sam mi napisał, rozmawiał nawet z jednym polskim klubem. Wspomnę jeszcze o Kacprze Pasztaleńcu, który stał się popularny dzięki serii "Kowal Manager" na YouTube’ie. Ja byłem pewny, że to jest jakiś zwykły junior z Podbeskidzia Bielsko-Biała. Wyszukałem go w FM-ie i okazało się, że gra w Royalu Antwerp. Odezwałem się do niego i przyznał, że urodził się w Kraśniku i kilkukrotnie trenował nawet z pierwszą drużyną. Jest też parę innych interesujących przykładów, bo Kristian Legiec jest legendą reprezentacji Szwecji w futsalu, a Francisco Fydriszewski grając w CD Lugo na koszulce napisał sobie zamiast nazwiska "Polaco", bo irytowały go ciągle literówki. Skan swojego nieważnego już polskiego wysłał mi za to Gabriel Cichero, kapitalna rzecz. To obrońca, który rozegrał kilkadziesiąt meczów w reprezentacji Wenezueli.
– Wiesz coś o piłkarzach, którzy byli kiedyś przymierzani do kadry?
– Na początku tej przygody odezwał się Enzo Kalinski, jego pewnie kojarzy wielu fanów Football Managera, bo do tej pory jest świetnym środkowym pomocnikiem, który zgromadził kilkaset występów w Ameryce Południowej. Maciej Chorążyk wspominał o nim w rozmowie na YouTube’owym kanale "Trzecia połowa" Tomasza Moczerniuka, że rzeczywiście temat tego zawodnika w kadrze pojawił się przed Euro w Polsce i na Ukrainie. Wówczas panowała moda na takich piłkarzy, ale Kalinski nie został powołany. W 2009 roku można było przeczytać bodajże w "Przeglądzie Sportowym" na temat Germano Schwegera, Brazyljczyka z przeszłością nie tylko w japońskim Cerezo Osaka, ale przede wszystkim brazylijskim Santosie. Z nim miałem przyjemność porozmawiać, podobnie jak z Robertem Aquafrescą, którego temat był chyba najchętniej podgrzewany przez polskie media, gdy sam zawodnik jawił się jako jeden z bardziej uzdolnionych snajperów we Włoszech. Kariera mu co prawda nie wypaliła tak, jak tego oczekiwano, ale kilka wiadomości udało się wymienić.
– Byli też tacy, którzy okazali się niezwykle serdeczni.
– Wiadomo jak było z Alexem, bo to w ogóle odrębna historia, a przy okazji takie pierwsze skautingowe doświadczenie, gdzie zawsze chciałem się spróbować sprawdzić. Teraz wrócił do Norwegii i podpisał kontrakt z Flint Fotball, gdzie trenerem jest John Arne Riise. Wracajac do pytania, Nikolaj Hansen to napastnik, który występuje w barwach islandzkiego Víkingur Reykjavík. Przyznał, że nie spodziewał się, iż ktokolwiek zainteresuje się jego osobą, strasznie było mu miło i wysłał mi swoją koszulkę z czasów gry dla duńskiego FC Vestsjaelland. Koszulka meczowa, używana, z pozdzieranym numerem, więc mimo że nie ma na sobie herbu Realu Madryt albo FC Barcelony, jest dla mnie bardzo wartościowa. Ma duszę. A jego związek z Polską to mama, która pochodzi z Pabianic. Upominki podesłał również wspomniany El-Hage. Ciekawostka jest taka, że do kadr U20 i U23 powoływał go Giuseppe Giannini, czyli ceniona we Włoszech postać. Od niego również dostałem koszulkę oraz dwie znakomite czekolady i pocztówki. Generalnie mówił również na temat przyjazdu do Polski, rozmawiał z jednym 2-ligowcem, lecz ostatecznie nic z tego nie wyszło. Poza tym z kilkoma udaje się utrzymać luźny, okazjonalny kontakt.
– W jakich najbardziej nieoczywistych krajach znalazłeś piłkarzy z polskimi korzeniami?
– Kilka tygodni temu odpisał mi Imanuel Rumbiak, indonezyjski lewy obrońca, który gra w klubie Persipura Jayapura. Okazało się, że to młody chłopak, 1998 rocznik. Poza tym mamy Conrada Szymanskiego z Hong-Kongu, gdzie zagrał nawet w młodzieżowej reprezentacji. Z kolei Dai Podziewski ma za sobą nawet debiut w… seniorskiej kadrze Marianów Północnych. Janusz Ciachowski gra za to w lidze Makau, którą nota bene polecam sobie przejrzeć pod kątem nazw klubów, które są dość ciekawe. Inna historia to Muad Zwed, który jest Libijczykiem urodzonym w Polsce, ale dorastającym w Australii. Nigdy pewnego poziomu na trawiastym boisku nie przeskoczył i teraz jest profesjonalnym graczem FIFA w e-sportowej sekcji Melbourne Victory. Takich przypadków jeszcze było kilka. W Chile jest Martin Genskowski i mowa o absolwencie akademii Colo-Colo, więc to już fajny wpis do piłkarskiego CV. W Peru dla Alianza Lima gra Eitan Blumen. Skoro mowa o takich renomowanych pojedynczych klubach, to jeszcze w Newell’s Old Boys, skąd wywodzi się Leo Messi, gra Ezequiel Chwojewski. Przy okazji warto też wspomnieć o kilku zawodnikach, którzy "łączą" w sobie kilka krajów. Nathan Okoye na przykład Izrael, Anglię, Nigerię, i Polskę, Alan Wszeborowski Hiszpanię, Gibraltar, Wielką Brytanię i Polskę, Miłosz Fernandez-Kępka USA, Meksyk i Polskę. Jakiś czas temu dotarłem też do Michała Pekowskiego, który urodził się w Toruniu, gdzie studiuję, i jest wychowankiem Puskás Akadémia. Okazało się, że jego ojciec jest prezesem firmy Bella-Hungaria, należącej do spółki Toruńskich Zakładów Materiałów Opatrunkowych. Świat jest mały!
– Miałeś też kontakt z piłkarzami, których przodkowie powinni być wielu kibicom, zresztą nie tylko, znani.
– Fenomenem jest Matias Vitkieviez. Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek będę rozmawiał z kimś z tej rodziny Witkiewiczów. Nazwisko brzmi bardzo polsko, więc zacząłem szukać informacji na jego temat. Po nitce szedłem do kłębka, chociaż co chwilę trafiałem na zupełnie inne wersje jego powiązań z Polską, aż w końcu uznałem, że sprawdzę to u źródła. Odpisał mi, że tak naprawdę oryginalne nazwisko to "Witkiewicz", ale uległo transformacji w czasach wojny. Okazał się bardzo sympatycznym człowiekiem i w trakcie rozmowy ustaliliśmy, że wujkiem jego dziadka był Stanisław Ignacy Witkiewicz, czyli legendarny polski malarz i pisarz znany pod pseudonimem "Witkacy". Znanego przodka ma Ludwig Malachowski Thorell. Podczas rozmowy powiedziałem do niego luźno, że u nas w Płocku jest Liceum Ogólnokształcące im. Marszałka Stanisława Małachowskiego. Zastanowiło go to, bo słyszał kiedyś, że ma jakieś znane osobistości w rodzinie. Porozmawiał z dziadkiem i okazało się, że herb jego rodziny to Gryf i wywodzi się z dokładnie tego samego rodu, co na przykład Soter-Jaxa Małachowski, polski malarz.
Ogółem to znany ród, a należał do niego między innymi Aleksander Małachowski, w przeszłości znany polityk i działacz opozycji. Mama tego piłkarza jest Polką i jak sam przyznaje, jego "favourite food is pączki". Swoją drogą to zawodnik uważany za ogromny talent IF Brommapojkarna i stopniowo przeskakuje kolejne szczeble w młodzieżowych drużynach narodowych Szwecji. Można powiedzieć, że kilku zawodników skłoniłem do przekopania własnej historii. Bramkarzem Athletico Paranaense jest Bento Krepski, do którego napisałem, a w odpowiedzi dowiedziałem się, że ma rodzinę za granicą, ale we Włoszech. Po kilku godzinach napisał, że zainteresował się tematem i okazało się, że ma połączenie z Polską ze strony dziadka. W rezerwach DC United gra z kolei Tyler Gabarra, który dzięki mnie zaczął drążyć temat i ostatecznie wydrążył korzenie nad Wisłą. Kilka rzeczy udało się też zweryfikować. Pisząc do niektórych byłem przekonany, że mają polskie korzenie, a na przykład Marek Szotkowski z Czech opowiadał mi, że zupełnie nie ma pojęcia, kto połączył go z Polską, skoro nie ma z tym krajem nic wspólnego. Dużym talentem w CSKA Sofia jest z kolei Martin Smolenski, gdzie naturalnie nasuwa się biało-czerwone skojarzenie. Przyznał zresztą, że multum osób go o to pyta, ale z naszym krajem nie ma nic wspólnego.
Jednym z tropów poszukiwań różnych graczy było też to, że znając jakiegoś starszego piłkarza polskiego pochodzenia, warto było sprawdzić, czy ma potomstwo. I w ten sposób na przykład bracia Mateo i Eder Borelli są wnukami Vladislao Capa, dużej postaci argentyńskiego futbolu, którego rodzina pochodzi spod Sanoka. W Ameryce Południowej mamy też Patricka Ogamę, który jest synem legendy meksykańskiego Tigres, czyli Anselmo Vendrechovskiego. Pamiętam, że bardzo duży research robiłem po social mediach w sprawie Iago Ibagazy Pawlaka, no bo tutaj w oczy rzuciło się znajome nazwisko, plus drugie typowo polskie. Okazało się, że Ariel Ibagaza poślubił Polkę Monikę Pawlak, stąd też urodzony w Hiszpanii Iago ma w sobie krew argentyńską i polską. Do tego pół życia spędził w Grecji i obecnie jest juniorem Olympiakosu Pireus. Chciałbym kiedyś dotrzeć do rodziny Rivaldo, ponieważ z drugą żoną, która pochodzi z Kurytyby, ma dwóch nastoletnich synów, a ów kobieta ma na nazwisko "Kaminski". Tyle, że na jedną ze Stories wstawiła, że wyrobiła sobie paszport, ale niemiecki. Czasem zdarzały się też trochę inne powiązania z Polską, gdzie ktoś z rodziny już tu nawet grał. I tym sposobem na testach w Górniku Zabrze był w 2005 roku Gustavo Pyziak, którego syn Lucas dobrze zapowiada się w Velez Sarsfield, a na przykład inny Argentyńczyk Maximiliano Rogoski trafił niedawno z niższej ligi do ekstraklasowego Arsenalu Sarandi. Jego kuzynem jest Irek Rogoski, który kiedyś grał w Sole Oświęcim. Przy okazji w tym Arsenalu gra też Facundo Kruspzky, brat Lucasa. Wypada tutaj też wspomnieć o Mateo Klimowiczu. Byłem zdziwiony, jakie poruszenie wywołało jego powołania do reprezentacji Niemiec, te wszystkie tytuły typu "mógł grać dla Polski, wybrał Niemcy". Rozczarowani mogą być raczej w Argentynie, gdzie się urodził i był powoływany do młodzieżówek. Polskie pochodzenie było tutaj raczej tylko ciekawostką, bo przecież nawet jego ojciec nie chciał dla nas grać. Zresztą Mateo dysponuje niemieckim paszportem od 2010 roku, a polskiego nawet chyba nie ma. Zapewne za parę lat znów wróci ta sama dyskusja, bo w juniorach argentyńskiego Instituto ładnie sobie radzi jego młodszy brat – Thiago.
Z taką, z przymrużeniem oka, kolonią mamy do czynienia w Estudiantes de la Plata. Piłkarzami tego klubu są wspomniany Kalinski, a do tego Bautista Kociubinski i Ignacio Poplawski, który swoją drogą wychował się w USA. Do tego trenerem jest tam ceniony w Argentynie fachowiec – Ricardo Zielinski. Wspomniany Thorell gra z kolei w Brommapojkarnie razem z Davidem Zlotnikiem i Jakubem Stadnickim. Ciekawie też było do pewnego czasu w Portland Timbers, gdzie Jarosław Niezgoda spotkał Kena Krolickiego, Ryana Sierakowskiego i Tomasa Conechny’ego. To w ogóle zabawne, bo ich korzenie sięgają Polski, a każdy urodził się w innym kraju, czyli kolejno w Japonii, USA i Argentynie. Z naszymi stuprocentowymi rodakami spotkało się też kilku innych "pół-Polaków". W Royal Charleroi, gdzie mamy Łukasza Teodorczyka, trenują też wspomniany Wasinski i Maciej Niewiadomski, w Brescii Calcio obok Jakuba Łabojki i Filipa Jagiełły jest Kevin Parzajuk, w Chicago Fire Przemysław Frankowski spotkał braci Gabriel i Nicholas Slonina, a z Adamem Dźwigałą w portugalskim CD Aves grali Fabio Szymonek i Bruno Jesus. Ewenementem w przyszłości może być reprezentacja Stanów Zjednoczonych, bo w Fulham grali razem bramkarze Damian Las i Alex Borto, w Chicago Fire gra Gabriel Slonina, a numerem jeden w kadrze U23 jest JT Marcinkowski.
Ciekawostka: kilka dni temu trenerem Estudiantes został Ricardo Zielinski, którego ojciec pochodzi z Krakowa. Kiedyś nosił pseudonim "Pola".
— Arek Stelmach (@arek_stelmach) January 15, 2021
Swoją drogą gra tam Enzo Kalinski, do I drużyny awansował Bautista Kociubinski, a z wypożyczenia do Orlando City wrócił Ignacio Poplawski. pic.twitter.com/jGzJ9wVCwv
– Czy ktoś na Twoje zapytanie w sprawie polskiego pochodzenia zareagował w sposób, jakiego się nie spodziewałeś?
– Miałem taką dziwną historię. Salvatore Giglio to piłkarz z Serie D, który na początku pisał mi, że ma mamę z Polski. Z reguły w takich przypadkach dopytywałem, prosiłem o kilka słów na temat kariery, bo jednak mowa o niszowych zawodnikach, o których ciężko cokolwiek dowiedzieć się z sieci. Wówczas dostałem wiadomość głosową na Instagramie. Obca kobieta łamanym polskim zaczęła się dopytywać kim jestem, dlaczego jej syna wypytuję o takie rzeczy i tak dalej. Zdziwiłem się, bo przecież nie miałem złych zamiarów, więc wytłumaczyłem jej to. I... nagle zmienił się front. Stwierdziła, że gdybym znalazł synowi klub w kraju, to byłaby bardzo wdzięczna! Bardzo miło odpisał Ricardo Dabrowski. To wielka legenda chilijskiej piłki, były trener Colo-Colo i reprezentant Chile. Wprowadził do wielkiej piłki kilku świetnych zawodników jak Jorge Valdivia i Matias Fernandez. Pisałem z nim po angielsku, opowiadał mi o rodzicach, o dziadkach, o ich związkach z Polską. W końcu zaczął mi nawet cytować polski hymn, więc najwidoczniej jest mentalnie związany z biało-czerwonymi barwami. Tu wspomnę ogólnie o tym, że parę razy skontaktowałem się nie tylko z piłkarzami. Mowa na przykład o Cesarze Grabinskim, który jest dyrektorem sportowym w FC Messina, Darku Jakubowiczu, czyli dyrektorze Bohemians Praga, a do tego dochodzi na przykład Richard Boryszczuk – skaut Boston United, czy Mario Szlafmyc – młody urugwajski szkoleniowiec.
– Masz w ogóle wiedzę na temat tego, czy PZPN prowadzi podobną do ciebie działalność? Biorąc pod uwagę, że kilku niezłych piłkarzy przeszło nam koło nosa, wydawałoby się to logiczne.
– Nie nazwałbym tego "działalnością", tym bardziej że poza wpisami na Twitterze i facebookowej grupie nie prowadzę nawet żadnego bloga. To czysta zajawka, rzecz robiona jako hobby, przez internet, a nie jakoś osobiście i tak dalej. Jedni kolekcjonują znaczki, kalendarze, a akurat ja się uśmiecham, jak mogę dopisać w swojej bazie nowe polskie nazwisko. Należy więc oddzielić jedynie pasję od czyjejś pracy czy obowiązków zawodowych i w żadnym wypadku tego ze sobą nie zestawiać. Co do pytania, no to mamy projekt Gramy Dla Polski, któremu zdaje się, że przewodzi Maciej Chorążyk, Tomasz Rybicki, jest też Przemysław Soczyński ze swoją stroną SkauciUK. Na pewno zawsze można coś poprawić i nigdy nie będzie tak, że każdego piłkarza ma się już w notesie, ale skoro do młodzieżowych reprezentacji Polski w każdym roczniku mamy powoływanych chłopców z zagranicy, to jak widać odpowiednie osoby starają się by nikogo nie przeoczyć – ewentualnie zminimalizować na to szansę.
– Ta twoja zajawka trwa do dziś?
– Z edycji na edycję pojawia się w Football Managerze coraz więcej takich piłkarzy i na bieżąco to dla siebie monitoruję, sam również szperam po internecie, dzięki czemu udaje się znaleźć takie rodzynki jak Nikos Clarke-Tosczak z Vancouver. Mimo wszystko trzeba sobie powiedzieć szczerze, że mało który gracz zasługuje na większą uwagę, jeśli chodzi o poziom sportowy. Głośno robi się o pojedynczych talentach, a potem powstaje narracja o masie zdolnych piłkarzy z polskimi korzeniami na całym świecie. Jeśli w Polsce widzimy kogoś w juniorach czy rezerwach znanego europejskiego klubu, to oczekiwania automatycznie rosną i niestety często nie są spełniane. Tak jest z praktycznie każdym przypadkiem z Niemiec, zaczynając od Alana Stulina prawie dekadę temu. Z tego co widzę, to tak jak powinni nie rozwijają się teraz Dennis Jastrzembski, Louis Poznanski, Marco Drawz. Może ich również kiedyś zobaczymy w Polsce?
Po długim czasie odpisał mi na IG Serkan Yildirimer z Holstein Kiel.
— Arek Stelmach (@arek_stelmach) October 30, 2020
Urodził się w Niemczech, ale w opisie profilu mamy "��������".
Za każdym razem robi się miło, gdy widzę jak ktoś tak sympatycznie posługuje się naszym językiem.
I wiedział o Dominiku Reimannie i Danielu Hansliku! pic.twitter.com/wJldaGE6qK
Podobną presję nakłada się piłkarzom przyjeżdżającym do Polski z Hiszpanii czy Anglii. Nawet w takim Atletico Madryt byli Pablo Kawecki i Javier Hyjek. Pierwszy latem 2019 roku wyleciał na studia do USA, a drugi rok później podpisał kontrakt z Piastem Gliwice. Historia pokazuje, że na niepowodzenie może się złożyć kilka czynników, choćby problem z przejściem z juniora na seniora. Jestem jednak oczywiście za tym, by takim piłkarzom dawać szansę, ale może też więcej spokoju. Ciekawe, jak będzie z Marcelem Ruszelem, który był lansowany na spory talent i teraz trafił po cichu z USA do Akademii Legii Warszawa. Rozmawiałem z jednym trenerem szkolnej drużyny ze stanu Nowy Jork i według niego problem w USA polega na tym, że większość chłopców najpierw kończy naukę na uniwersytetach i dopiero potem "przechodzą" na bycie piłkarzem. Mają wówczas po 20-21 lat i to trochę za późno, by nadrobić pewne zaległości. Choć zdarzają się rzecz jasna wyjątkowe jednostki, dla których to nie problem.
– A jest jednak ktoś, o kim mogliśmy nie słyszeć, a którzy są gdzieś na świecie uważani za duże talenty?
– Pierwszy na myśl przychodzi mi chyba wspomniany Thorell. Obejrzałem sobie kilka wycinków z nim i chłopak na środku pomocy robi znakomite wrażenie. Parę meczów w belgijskich młodzieżówkach ma już grający na stoperze Wasinski, który w lutym podpisał pierwszy profesjonalny kontrakt z Royalem Charleroi. Ciekawy wydawał się defensywny pomocnik Taras Gomulka, choć dla jasności: nie wróżę mu nie wiadomo jakiej kariery. Niemniej był rewelacją A-League po pauzie spowodowanej pandemią i szybko na jego wykupienie z Adelaide United zdecydowało się Melbourne City. Poza tym do rozgrywek Scottish Premier League w Dundee United zgłoszony był jakiś czas temu Dominik Naglik, a interesujący jest też wspomniany Parzajuk. On pochodzi ze stolicy Paragwaju Asuncion, tak samo jak Elias Ovelar Semeniuk, który jest jego kuzynem. On zdecydował się odejść z Cerro Porteno i miał trafić do Vasco da Gama. Świetna rzecz, bo opowiadał mi, że w domu starają się kultywować wszelkie nasze tradycje. Poza tym są jeszcze pojedyncze nazwiska w fajnych klubach jak Yves Jankowski z FC Basel, Michal Szewieczek ze Sparty Praga, Leroy Abanda z AC Milan, Ellis Simms z Evertonu, Harrison Dudziak z Arsenalu, Valdemar Jensen z Kopenhagi, Matteo Wojtak z Stade Reims, czy Sam Krawczyk z Sampdorii. Jest też co najmniej dwóch młodziutkich ciekawych piłkarzy w Hiszpanii. Do tego cała plejada polskich lub prawie-polskich bramkarzy w Anglii. Ale tak jak wspominałem, trzeba brać na to wszystko poprawkę. Niedawno SS Lazio kupiło z Olimpique Marsylia za spore pieniądze Cesara Kaziewicza. Miał być obiecujący, a teraz występuje w Serie D. Swoją drogą niedawno najmłodszym debiutantem w historii Fluminense został Arthur Wenderroscky, gdzie też od razu nasuwa się skojarzenie z Polską.