| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Legia Warszawa świętuje kolejne mistrzostwo Polski. Dziś jest pięknie. Piłkarze Wisły Kraków formują szpaler, a na skrzynce mailowej co rusz pojawiają się kolejne listy z gratulacjami. Ale w tym całym zamieszaniu pojawiła się wypowiedź prezesa Dariusza Mioduskiego, która powinna wzbudzić pewną refleksję.
Przed meczem Legii z Wisłą Dariusz Mioduski pojawił się przed kamerami Canal+. Nie jestem w stanie dosłownie zacytować jego wypowiedzi, ale sens był taki:
"Zatrudnienie trenera Czesława Michniewicza nie było poprzedzone długą analizą. Nie zastanawialiśmy się nad tym dwa miesiące. Miałem jednak przeczucie, że to będzie dobry ruch".
Największa firma na rynku. Dominator. Zatrudnia osobę na kluczowe stanowisko. I zdaje się na przeczucie. Serio? No to jak to wyglądało?
– Dobra, zwalniamy Vuko, a kto za niego?
– Ty, a może Czesiu?
– W sumie, czemu nie?
I zadzwonili do niego. A może po prostu przechodził? Z tragarzami.
Bez względu na to, jak to poszło – udało się. Nie było trenera – jest trener. Analizy? Czy będzie pasował do naszej filozofii? E tam. Najważniejsze jest przeczucie.
(Czy my w ogóle mamy jakąś filozofię?)
Oczywiście, Michniewicz to trener świetnie znany na polskim rynku. Uważni obserwatorzy sceny piłkarskiej są w stanie nakreślić jego portret, jako trenera. Byłbym jednak nieco spokojniejszy, gdybym wiedział, że Legia uważniej dobiera ludzi na kluczowe stanowiska. To co się stało w ostatnich tygodniach, zdobyty tytuł mistrzowski to dopiero wstępna ocena. Główny egzamin trzeba będzie zdać pod koniec lata i będzie składał się z kilku części. Na dzień dobry trzeba będzie uporać się z mistrzem Białorusi lub Gibraltaru i fajnie byłoby, gdyby dla Legii faktycznie była to tylko rozgrzewka.
Ale mam poważne obawy. Zimowe okienko transferowe nie było dla Legii udane. Mityczne wzmocnienia na Ligę Mistrzów pojawią się w Warszawie dopiero teraz, gdy czasu na zgranie nie będzie już zbyt wiele. No i do tego trener – jak się okazuje – z łapanki. Czasem w szaleństwie jest metoda. Ale fajnie byłoby, gdyby improwizacja obejmowała jednak inne przestrzenie niż zatrudnianie szkoleniowca.