| Piłka ręczna / Europejskie puchary
Znakomity weekend ma za sobą bramkarka reprezentacji Polski Adrianna Płaczek. W niedzielę klub 27-latki, Nantes Atlantique HB, wygrał historyczną pierwszą edycję rozgrywek Ligi Europejskiej. – To niesamowite uczucie, nie jestem w stanie tego opisać. Naszym celem był ćwierćfinał, a my wygrałyśmy całe rozgrywki! – mówi uradowana Polka w rozmowie z TVPSPORT.PL.
Nantes w finale pokonało 36:31 węgierski Siofok KC, czyli triumfatora rozgrywek sprzed roku, choć wtedy te odbywały się jeszcze pod nazwą Pucharu EHF i w nieco innej formule. Dzień wcześniej w półfinale drużyna Płaczek rozprawiła się z gospodarzem turnieju finałowego CS Minaur Baia Mare 36:34. Polka zanotowała w tym meczu siedem interwencji.
Championnes d'Europe !!! 🤩😍#mondaymotivation pic.twitter.com/lauFkGMhRb
— Nantes Atlantique Handball (@NAHB_officiel) May 10, 2021
Triumf w Lidze Europejskiej to największy sukces w karierze reprezentantki Polski. – To niesamowite uczucie, nie jestem w stanie tego opisać. Jesteśmy przeszczęśliwe. Nie jechałyśmy do Rumunii w roli faworyta. Przecież my pierwszy raz w ogóle grałyśmy na takim etapie! Zrobiłyśmy jednak wszystko, by wygrać. I udało się! – mówi.
Jej zdaniem faworytem turnieju finałowego były rywalki z Siofok. – W zeszłym sezonie wygrały te rozgrywki, miały zdecydowanie większe doświadczenie od nas. Dla nas wielką historią był już sam awans do turnieju finałowego. Ale jak wiadomo apetyt rośnie w miarę jedzenia. Przyjeżdżając do Baia Mare powiedziałyśmy sobie, że zrobimy wszystko, by wrócić do domu z trofeum – dodaje.
Płaczek wystąpiła we wszystkich 11 meczach Nantes w rozgrywkach. W niektórych z nich – jak choćby w grupowych spotkaniach z Perłą Lublin i ćwierćfinale ze Zwiezdą Zwenigorod – była liderką drużyny. Przed startem zmagań celem klubu był ćwierćfinał, a do końcowego sukcesu poprowadziła go – jak uważa reprezentanta Polski – atmosfera panująca w zespole.
– Mamy super atmosferę w zespole. To ona poniosła nas do tego, że dziś możemy świętować. Zostawiłyśmy na boisku serce, bo to były dwa bardzo trudne mecze, ale przede wszystkim byłyśmy zespołem. Każda z nas dołożyła swoją cegiełkę. Pracowałyśmy na to przez cały sezon, choć nasz cel był inny – ćwierćfinał. W turnieju finałowym nie miałyśmy nic do stracenia. To rywalki musiały, a my jedynie mogłyśmy i chciałyśmy odnieść sukces. Napisałyśmy piękną historię – stwierdza.
27-latka od 2017 roku występuje we Francji. Przez pierwsze dwa sezony broniła bramki Fluery Loiret, a od 2019 roku gra dla Nantes. Niedawno klub przedłużył z nią umowę do 2023 roku. – Wyjazd za granicę ukształtował mnie nie tylko jako zawodniczkę, ale przede wszystkim jako człowieka. Język francuski był dla mnie na początku trudny, ale udało mi się go w miarę komunikatywnie nauczyć i teraz jest już dużo łatwiej. Sama liga to top, jedna z najlepszych na świecie. Gra tutaj pomaga mi podnosić swój poziom sportowy. Czuję się tu bardzo dobrze – mówi.
Trwający sezon już jest dla Płaczek i jej koleżanek znakomity, a może być jeszcze lepszy – w nadchodzący weekend Nantes zagra w finale Pucharu Francji z Brest Bretagne HB, czyli drużyną innej reprezentantki Polski, Moniki Kobylińskiej. – W niedzielę pokazałyśmy, że w Nantes tworzy się fajny projekt i razem możemy odnieść niejeden sukces. Już w sobotę zagramy w finale Pucharu Francji, w lidze wciąż możemy wywalczyć medal. Kilka sukcesów jest jeszcze do osiągnięcia – kończy Płaczek.