Polski Związek Narciarski ogłosił kadry narodowe na olimpijski sezon 2021/22. Zmiany nastały również i wśród narciarzy alpejskich. Ponownie męska kadra seniorska musi finansować przygotowania z własnej kieszeni. Fundusze przekazano natomiast na stworzenie centralnej grupy juniorów. Ustalono także zasady kwalifikacji na igrzyska. – Jeśli Maryna Gąsienica-Daniel będzie punktować jak w zeszłym sezonie, mamy szanse, by wystawić aż pięciu alpejczyków na igrzyskach. To nasz cel-marzenie – przekonuje wiceprezes PZN ds. narciarstwa alpejskiego i snowboardu, Marcin Blauth. Drugim jest organizacja Pucharu Europy w Szczawnicy.
Miniony sezon w polskim narciarstwie alpejskim należał do najbardziej udanych od lat. Wszystko za sprawą Maryny Gąsienicy-Daniel, która osiągała historyczne rezultaty. Polka była szósta w slalomie gigancie na mistrzostwach świata, zaś w klasyfikacji generalnej tej konkurencji zajęła 14. lokatę. Raz nawet otarła się o podium, będąc trzecią po pierwszym przejeździe zawodów w słowackiej Jasnej. Niestety, w drugim zahaczyła o tyczkę i upadła. Jak sama przekonuje, co się odwlecze, to nie uciecze. Dużym zaskoczeniem była także Magdalena Łuczak, która seryjnie punktowała w Pucharze Europy i zajęła 19. miejsce w slalomie gigancie na mistrzostwach świata w Cortina d’Ampezzo.
Nieco inaczej było w przypadku mężczyzn. Po raz pierwszy od lat w ubiegłym roku powstała męska kadra seniorska. Pod warunkiem, że zawodnicy sami będą opłacali sobie przygotowania. Gotowi na to byli Michał Jasiczek, Jędrzej Jasiczek oraz Piotr Habdas, pech chciał, że wszyscy trzej ulegli kontuzjom, które wykluczyły ich ze startów przez niemal cały sezon. Cała trójka nie miała jak przekonać Polskiego Związku Narciarskiego, by bardziej na nich postawić. Dalej więc nie będzie finansowana. –Kolano jest już sprawne. Za dwa tygodnie ruszam na śnieg. Jak zrobię taki wynik tej zimy, że PZN uzna, że warto mnie wspierać, to będę się cieszył i tyle – przyznaje Habdas, który planuje trenować z reprezentacją Słowenii. Do czasu kontuzji na treningach radził sobie na równi ze startującymi w Pucharze Świata zawodnikami.
Sukcesy polskie narciarstwo alpejskie miało za to w wydaniu juniorskim. W Trofeo Topolino, nieoficjalnych mistrzostwach świata nastolatków, zwyciężył Jan Łodziński, zaś Magdalena Bańdo była trzecia. Polski Związek Narciarski postanowił więc utworzyć centralną kadrę juniorów. Szkolenie zaczyna być coraz bardziej "systemowe". – Dzięki kadrom juniorskim będziemy mieli pomost: teraz od dziecka do seniora mamy drogę, którą jako związek, zaczynamy kontrolować. Dziura była na poziomie juniora. Nie mieliśmy dla niego zajęcia, nie dawaliśmy mu szans na rozwój i na współzawodnictwo sportowe. Przez to wcześniej zostawali nieliczni i tym ograniczaliśmy sobie szanse na przyszłe sukcesy – przyznaje wiceprezes PZN ds. narciarstwa alpejskiego i snowboardu, Marcin Blauth. – Powołanie kadr juniorskich to olbrzymia, rewolucyjna zmiana. Nie tylko pokazujemy młodzieży szansę, ale włączamy też trenerów z młodymi zawodnikami we wspólne przedsięwzięcie. Powołani zostali trenerzy-koordynatorzy, którzy będą zarządzać współpracą z trenerami prowadzącymi najzdolniejszą młodzież. To ma także podnieść poziom szkoleniowców – dodaje.
Na kadry juniorskie PZN przeznaczy po 300 tysięcy złotych na sezon. Juniorzy będą mieli wspólne zgrupowania, testy i treningi. Nadal będą zrzeszeni w swych klubach, gdzie również będą trenować. Dzięki pobytowi w kadrze mają mieć także zapewniony reprezentacyjny sprzęt i karnety. Krok po kroku zaczyna to wyglądać. Przynajmniej od dolnej części piramidy.
Więcej, bo sporo ponad 2 miliony złotych, przeznaczone będzie na kadry młodzieżowe pań i panów oraz jednoosobową kadrę seniorską pań. – U kobiet mamy Marynę Gąsienicy-Daniel i kadrę młodzieżową z Magdaleną Łuczak i Zuzanną Czapską. Brzmi to tak, jakby te kadry były bardzo rozrzucone i poziomami, i pracą. Prawda jest taka, że chcemy zachować ten dobrze działający system wsparcia Maryny i Magdy, z których jedna pracuje z grupą pod kierunkiem Marcina Orłowskiego, a druga pod czujnym okiem Ivana Ilanovskiego. Te kadry będą mocno ze sobą współpracować, bo poziom tych dziewczyn jest coraz bardziej zbliżony. Wierzymy, że potwierdzeniem tego, że ta współpraca układa się dobrze, będzie wspólny wyjazd na igrzyska olimpijskie – twierdzi Blauth. Igrzyska to oczywiście najważniejsza impreza sezonu. Impreza, na której, w dość optymistycznej wersji może pojawić się aż pięcioro alpejczyków.
– Liczymy, że i trzecia zawodniczka pojedzie na igrzyska. System kwalifikacji olimpijskich kończy się 17 stycznia, a na razie Maryna wywalczyła nam punktami Pucharu Świata i na listach rankingowych dodatkowo dwa miejsca na igrzyska dla pań. Naszym celem będzie wysłanie maksymalnej liczby zakwalifikowanych zawodników. Jednogłośnie to stwierdziliśmy. U mężczyzn z przydziału mamy tylko jedno miejsce – z przydziału, jako że jesteśmy raczkującą potęgą – uśmiecha się wiceprezes. Walka o miejsce na igrzyskach może być zażarta. Poza trójką seniorów największe szanse ma któryś z reprezentantów kadry młodzieżowej panów. Znajduje się w niej sześciu alpejczyków: Paweł Pyjas, Michał Michalik, Jan Grodecki, Bartłomiej Sanetra, Bartosz Szkoła i Przemysław Białobrzycki. Istnieje szansa, że na igrzyska pojedzie dwóch zawodników. Zależy to jednak od... Maryny Gąsienicy-Daniel.
–Jeżeli Maryna, i być może Magda Łuczak będą dobrze punktować w tegorocznym Pucharze Świata to jako kraj w rankingu państw przeskoczymy z 17. miejsca do czołowej piętnastki. Wtedy będziemy mieć możliwość wystawienia drużyny do zawodów mikstowych. Oznaczałoby to, że będziemy mogli wysłać wtedy dodatkowego alpejczyka na potrzeby tych zawodów. To jest naszym celem i marzeniem – przekonuje działacz. – To przesunięcie w górę jest możliwe. Jeśli Maryna będzie punktować jak w ostatnim roku, na bank się przesuniemy. Przed nami są kraje nie będące potęgami, też mające jednego punktującego zawodnika. Jest to możliwe. A mikst jest niedostrzegany i lekceważony, ale jest szansą na świetne, historyczne wyniki. Wystarczy awansować jedną rundę i już się jest w ósemce – marzy wiceprezes PZN.
Sprawa nie musi być jednak taka prosta. Bezpośrednio przed Polską w obecnym sezonie znalazły się reprezentacja Rosji, której punkty nabija przede wszystkim slalomista Aleksander Choroszyłow oraz Nowa Zelandia z niesamowitą Alice Robinson na czele. Z tyłu zaatakować mogą zaś Bułgarzy i Albert Popow czy Finowie. Do miksta kwalifikuje się 15 najlepszych drużyn, ponieważ miejsce z urzędu mają reprezentanci Chin.
Na razie więc polscy alpejczycy walczyć będą o jedno miejsce na najważniejszej imprezie czterolecia. Zasady kwalifikacji mają być jasne, równe i proste. Ma to pozwolić na uniknięcie sytuacji sprzed Pjongczangu, roszczenia o jedyne wolne miejsce złożyli Michał Jasiczek i Michał Kłusak. Więcej mówiło się wówczas o ich sporze, niż o wynikach polskich alpejczyków. Teraz ma być inaczej. – Zarówno bracia Jasiczkowie, jak i Piotr Habdas zostali wyeliminowani w poprzednim sezonie przez kontuzje. Teraz wracają i mają podobne jak inni kadrowicze szanse aby pojechać na igrzyska olimpijskie. Zasady będą jasne, będą niebawem "wywieszone" na naszej internetowej stronie, każdy będzie miał do nich wgląd, każdy będzie mógł się o nie ubiegać na sportowych zasadach. Będą się liczyły wyniki w zawodach, punkty w rankingu FIS z zawodów rozgrywanych w Europie. Nie będzie możliwości nabijania łatwych punktów na zawodach w Azji – przyznaje Blauth.
W Azji na Far East Cup najwięcej punktów nabijali bracia Jasiczek, ponieważ dysponują największym budżetem. To tam zyskiwali przewagę nad resztą stawki. Teraz walka będzie bardziej wyrównana. – Jeżeli ktoś nagle nie zapunktuje w Pucharze Europy czy Pucharze Świata, decydować będzie średnia punktów FIS tylko z tego sezonu. Każdy ma taką samą sytuację, zaczynamy praktycznie od zera i zobaczymy, kto będzie najlepszy. Na teraz nie byłbym w stanie wskazać faworytów. Czuję w powietrzu niespodzianki – uważa wiceprezes PZN.
Drugie miejsce dla panów zależy od Maryny Gąsienicy-Daniel. Gdyby nie jeden talent-perełka, polskie narty nadal mogłyby stać w tym samym miejscu. Koło zamachowe nieco się ruszyło. Wzrost zainteresowania to także gratka dla sponsorów. Do finansowania włączył się między innymi Lotos. – Maryna swoimi wynikami zrobiła poruszenie. Ktoś taki był nam bardzo potrzebny. Przez lata mieliśmy szereg dobrych zawodników, których nie umieliśmy zagospodarować, pozostawić przy tym drogim sporcie. Oni odchodzili, byli zawiedzeni, a niektórzy naprawdę mieli talent. Tak jest w większości dyscyplin. Nie ma sportu zawodowego, to są zawodnicy, którzy muszą się z czegoś utrzymywać. My na razie jesteśmy w stanie zapewnić im szkolenie, czasami w stu procentach, czasami w połowie. Dużo jeszcze przed nami, ale zaczynamy obierać pewną drogę – szczerze uważa Blauth. – Przed laty, gdy przychodzili trenerzy z zagranicy, mówili, że z naszymi zawodnikami trzeba pracować od początku, bo tyle błędów było popełnionych w szkoleniu w klubach. Teraz ta sytuacja się zmienia. Są nowi, młodzi, ambitni trenerzy i wierzę, że ich praca też przyniesie skutek .
Wyskok formy Gąsienicy-Daniel może także przynieść skutek w kwestii... zorganizowania zawodów Pucharu Europy w Polsce. Zmagań nawet tej rangi nie było w naszym kraju od kilku lat. W tym roku ma zostać zorganizowany slalom w Szczawnicy. – Cieszymy się, że zaczynamy być dostrzegani. Chcemy też zrobić krok organizacyjny, by zaistnieć w świadomości alpejskiej na dobre. Przez to, że jako PZN przeszliśmy drogę od małego do wielkich sukcesów w skokach narciarskich, też jest nam nieco łatwiej w innych dyscyplinach. I w kontaktach międzynarodowych, i w doświadczeniu organizacyjnym. Jesteśmy coraz bliżej zorganizowania zawodów alpejskiego Pucharu Europy. Cel jest prosty: organizacja zawodów i wystawienie tam dziewczyn, których nie będziemy się wstydzić. – zapowiadają w Polskim Związku Narciarskim. Plan imprezy jest prosty.
– Chcemy połączyć weekend ze słowacką Jasną. Tam miałby rozegrany zostać gigant, a u nas slalom. Mamy porozumienie z naszymi sponsorami, wierzę, że przekonamy FIS i zaczniemy nową drogę w narciarstwie alpejskim w Polsce. To zawsze krok do tego, by móc w ogóle starać się o organizację zawodów Pucharu Świata – zauważa Blauth. Takie zmagania Polska organizowała tylko raz: w 1974 roku na nieczynnym od lat Nosalu.