Polscy miotacze, podobnie jak cała reszta, otrzymali zakaz uczestnictwa w tradycyjnym mityngu w Halle. Zawody, które zawsze były dla Europy ważnym testem formy, zamknęły się wyłącznie dla Niemców. Biało-czerwoni muszą awaryjnie szukać startów zastępczych. – Rzygamy już tą pandemią – wprost mówi Michał Haratyk. Kulomiot, podobnie jak wielu, rozważa start w sobotę w Warszawie. A menedżer Czesław Zapała przyznaje: – chyba nigdy nie miałem tyle roboty, co teraz.
Niewielkie Halle koło Lipska to od lat stały punkt programu dla czołowych miotaczy w Europie. Impreza "Halplus Throwing Days" (zaplanowana w tym roku na 15 maja) to nieoficjalny szczyt dla młociarzy, dyskoboli, kulomiotów i oszczepników. Świetne wyniki w przeszłości uzyskiwali tam m.in. Anita Włodarczyk i Joanna Fiodorow, Paweł Fajdek, Wojciech Nowicki, Piotr Małachowski, Michał Haratyk i Konrad Bukowiecki i inni. Ale tej wiosny dowiedzieli się, że Niemcy w ogóle nie zamierzają wpuścić ich na stadion.
Nowa norma: logistyczny koszmar z układaniem kalendarza, obcięte zarobki
Powód? Pandemia. Menedżerowie gwiazd, którzy uwzględniali ten przystanek na drodze do Tokio, tym razem odbili się od ściany. Niemieccy organizatorzy zamknęli imprezę wyłącznie dla swoich zawodników. Zresztą nawet ci wystąpią pod rygorem. Na stadion nie wejdzie np. nikt poza jednym trenerem na jedno nazwisko.
"Wszyscy wierzymy, że za rok Halle wróci w formie, jaką znamy. Ale teraz priorytetem jest bezpieczeństwo" – napisano w komunikacie i to samo wcześniej usłyszeli menedżerowie.
– Nigdy nie miałem tyle roboty, co teraz – rozkłada ręce Czesław Zapała, który od lat reprezentuje interesy czołowych Polaków. – Układanie logistyki dla nich to jakiś koszmar. Brakuje startów, brakuje lotów, nie wiadomo, jak to wszystko pospinać, żeby każdy zdążył dojechać, zrobić test na miejscu, odczekać swoje na wynik. Nie dziwię się, że zawodnicy sami czasem rezygnują z wyjazdów, planują tego mniej. Bo to mniej nerwów. Przykładowo, na Diamentowej Lidze w Gateshead (23 maja) Brytyjczycy wprowadzili kategoryczny zakaz opuszczania hotelu. A żeby w ogóle tam pojechać, potrzebne było załatwienie oficjalnego zaproszenia. I to wszystko w czasach, gdy drastycznie zaczęły kurczyć się budżety na startowe. Gwiazdy, OK, nadal zarabiają, ale większość musi się w ogóle cieszyć, że im pozwalają przyjechać. To nie są najłatwiejsze czasy – przyznaje menedżer.
– Rzygam już tą pandemią – wprost mówi TVPSPORT.PL Haratyk. – Ciągle testy, papiery, komplikacje – komentuje pół żartem, pół serio kulomiot, który z tego powodu niemal na pewno zrezygnuje z wylotu na dobrze obsadzony konkurs w Rehlingen (23 maja), a później z mityngu DL w Katarze. Żeby 19 maja wystąpić w Ostrawie, dokąd z domu miałby pół godziny jazdy samochodem, musi przyjechać dzień wcześniej lub o świcie. Żeby zdążyć otrzymać wynik testu.
Po odwołaniu Halle gwiazdy wybrały Warszawę. "I trudno się temu dziwić"
Polacy, którzy 29-30 maja będą bronili na Stadionie Śląskim złota Drużynowych Mistrzostw Europy, walczą o nominację do reprezentacji na tę imprezę. Dlatego tym mocniej szukają startów, aby zweryfikować formę i wygrać wewnętrzną rywalizację o skład. Tymczasem kalendarz na maj jest dosyć ubogi. W Polsce przed wyborem kadry na DME (deadline mija 20.5) odbędzie się raptem jeden mityng klasy MM, czyli najwyższej mistrzowskiej międzynarodowej – Memoriał Szelesta w Warszawie. Co ciekawe, zaplanowany na najbliższa sobotę, czyli ten sam dzień, co zamknięte dla Polaków Halle.
– Dlatego nie dziwię się, że w ostatnich dniach otrzymaliśmy tak dużo zapytań o możliwość startu od czołowych zawodników. Dysku i kuli pierwotnie w ogóle nie miało być w programie wydarzenia, ale o taką możliwość poprosili m.in. Urbanek i Jakub Szyszkowski. Nad przyjazdem zastanawia się też Haratyk – mówi Maciej Jałoszyński, organizator zawodów na stołecznej AWF. Poza wymienionymi, "na Szelesta" przyjadą też m.in. Kamila Lićwinko, Paweł Fajdek, Pia Skrzyszowska, Emilia Ankiewicz, Marcin Krukowski, Magdalena Żebrowska (w środę skoczyła w dal 6,71 metra!) czy wenezuelska medalistka MŚ 2017, tyczkarka Robeilys Peinado. – Tak mocnych zawodów w stolicy nie było od paru lat. Co więcej, odbędą się akurat w pierwszy dzień, gdy na trybunach będą mogli usiąść kibice – zaznacza Jałoszyński.
– I ja się naprawdę nikomu nie dziwię, że chętnie wybierają Polskę. Łatwiej, szybciej, bliżej, bez nerwów – kończy Zapała.