Życie płynie jak sen. Jacek Krzynówek obchodzi w sobotę 45 urodziny. Kiedy to minęło? Nie wiadomo! Ważne, że znów kręci go piłka. – Po zakończeniu kariery miałem przesyt. Przez 1,5 roku nie obejrzałem żadnego meczu – mówi w rozmowie z TVPSPORT.PL. A teraz szykuje się do mistrzostw Europy.
Mateusz Miga, TVPSPORT.PL: – Kończy pan 45 lat. Jakie myśli pana dopadają?
Jacek Krzynówek: – Przerażenie. Że to tak szybko leci. Tak szybko ten czas "zakitala". Ucieka strasznie. Jeszcze niedawno się grało w piłkę, a tu już 11 lat nie kopie człowiek zawodowo.
– Jak to 11 lat?! Czuję, jakby jeszcze przed chwilą grał pan w reprezentacji.
– Ostatni mecz rozegrałem w grudniu 2009 roku. Szmat czasu. Dekada minęła. Na szczęście zdrowie dopisuje – to jest najważniejsze w życiu.
– Któreś wcześniejsze urodziny wywoływały u pana podobne przerażenie?
– Nie no, to było trochę z przymrużeniem oka.
– Domyślam się, ale jednak są takie granice, których przekroczenie boli nieco bardziej.
– Z czego tu się cieszyć? Że człowiek rok starszy jest? Niestety, trzeba się do tego przyzwyczaić, a nie było takich urodzin, które by mnie faktycznie wprawiły w przerażenie.
– A jak "pękła" czterdziestka?
– Też nic. To były zwykłe urodziny, jak każde inne. Nic szczególnego. Nie było świętowania. Może przy pięćdziesiątce trzeba będzie coś wymyślić.
– Pamięta pan jakiś prezent urodzinowy?
– Nie. Nie przywiązuje uwagi do prezentów. Wolę dawać niż dostawać.
(W tle: – Nie? Hahaha!)
– Ktoś tam się z pana naśmiewa?
– Żona. Śmieje się ze starego dziadka.
– A jak kolano? Nadal puchnie?
– Jest OK. Jak nie jest obciążane, to nic się nie dzieje. Problemy zaczynają się wtedy, gdy dam mu trochę w kość. Gdy np. trochę pobiegam. Dlatego staram się unikać tego typu sytuacji.
– A jak piłkę ta noga kopnie, to co się stanie?
– Nic się nie stanie. Wytrzyma.
– A piłka w oknie.
– Ha. Najważniejsze, że piłka też wytrzyma.
– Real, Roma czy Portugalia? Który z tych goli jest dla pana najcenniejszy?
– Każda ma swoją historię i została a w pamięci. Najbardziej spektakularne były te z Realem i Portugalią. Notabene moi przyjaciele nie chcą mi ich zaliczyć. Jurek Dudek i Tomek Rząsa ciągle powtarzają, że to samobóje.
– Złośliwcy.
– Nie chcą mi jej zapisać. Ale prasa mówi co innego. Więc chyba moje te gole.
– Teraz chyba byłyby zapisane jako gole samobójcze i to byłoby bardzo smutne.
– Nie ma co się tym przejmować. Smutne jest to, że człowiek się za wcześnie urodził i nie mógł grać na tych pięknych stadionach w Polsce. Tego mi żal dziś najbardziej. Stadion Narodowy. Piękne obiekty w Gdańsku czy Poznaniu. Tylko na Legii udało mi się zagrać, przy okazji turnieju domów dziecka. Szkoda, że na poważnie nie udało się tam kopnąć piłki.
– No tak. Wiele się zmieniło od tego czasu. Nie tylko u nas. Na pewno pan to pamięta. W reprezentacji debiutował pan w Bratysławie, na błotnistym boisku, w meczu ze Słowacją.
– Takie mecze się pamięta. Pięć minut ale zaliczone.
– Tym bardziej, że już powołanie od Janusza Wójcika było zaskoczeniem.
– Na pewno tak, ale było to też duże wyróżnienie i mobilizacja do jeszcze cięższej pracy. Zagrałem tylko pięć minut, ale 1A pojawiło się przy moim nazwisku. Dla mnie takim prawdziwym debiutem był mecz z Hiszpanią za Jerzego Engela. Przegraliśmy 0:3, a ja zaliczyłem fajną asystę przy golu Raula. Większość spisała mnie na straty i to mnie mobilizowało do jeszcze większych wysiłków. Chciałem udowodnić tym ludziom, że się mylą. Fajnie było, gdy po pewnym czasie ci sami ludzie przychodzili i przepraszali.
– Lubił być pan spisywany na straty?
– Tak bym tego nie ujął, ale za każdym razem działało to na mnie mobilizująco. Pamiętam, że po porażkach nigdy nie mogłem się doczekać kolejnego meczu. By pokazać, że to był wypadek przy pracy. Wiadomo, że piszą o tobie tak, jaki był twój ostatni mecz. Dla mnie to były takie kolejne kopniaki w tyłek, by dawać z siebie jeszcze więcej.
– Piłka siada idealnie na podbicie, a potem leci ze świstem w okienko. Co może być lepsze w życiu piłkarza?
– No, na pewno tak. Nie oszukujmy się – człowiek nie mierzył, nie liczył, że wpadnie w samo okienko. Najważniejsze, żeby w ogóle znalazła drogę do bramki. To się liczyło. A czy to będzie "okno" czy ledwie przetoczy się za linię bramkową – to już nie miało większego znaczenia.
– Urodziny są dla pana okazją do wspominania?
– Niespecjalnie. Do urodzin w ogóle nie przywiązuję uwagi. Podobnie jest w Sylwestra. Wszyscy się bawią, a u mnie jest to na dalszym planie. Najważniejsze jest zdrowie. Jeśli dopisuje – możesz góry przenosić. A jak zdrowia zabraknie – tobie lub u kogoś z najbliższych – wtedy robi się duży problem. U mnie data 15 maja nie wywołuje żadnych emocji. Przechodzę obojętnie. 16 maja będzie takim samym dniem. Szczególnie teraz, w dobie pandemii, gdy już w ogóle nie ma się co wygłupiać. Do moich urodzin większą wagę przywiązuje rodzina – mama, żona, córka. One to bardziej przeżywają.
– Podejrzewa pan, że będzie jakaś niespodzianka?
– Nie wiem. Nie liczę na to. Dla mnie urodziny to jedynie przypomnienie jak szybko ten czas leci. 45 lat. To niemożliwe. Pamiętam, jak zaczynałem grać w piłkę. Ten czas minął jak sen...
– Pańskie życie było jak sen. Z małej wioski na mistrzostwa świata i do najlepszych niemieckich klubów.
– Można powiedzieć, że piłka uratowała mi życie. Dzięki niej mogłem zwiedzić cały świat, poznać wspaniałych ludzi. Robiłem to, co kocham, a do tego dobrze mi za to płacili. Czy może być lepiej? Trzeba być szczęściarzem, by coś takiego przeżyć. Szkoda tylko, że życie piłkarza zawodowego jest tak krótkie. Organizmu nie da się oszukać. Każdy ma swoje pięć minut, pytanie, jak je wykorzysta. Wydaje mi się, że ja swój czas wykorzystałem dobrze. Będąc brzdącem nie myślałem, że zagram dwa razy na mistrzostwach świata i raz na mistrzostwach Europy. I wszystkie te awanse wywalczyliśmy na boisku – nie byliśmy gospodarzami turnieju. Było i będzie wielu znacznie lepszych piłkarzy, którzy tego nie osiągną. I tego nikt mi nie zabierze.
– Koniec kariery wisi nad każdym. Chyba, że jesteś cyborgiem jak Robert Lewandowski, który chyba nigdy nie skończy.
– Jeszcze ma długie lata przed sobą. Świetnie zna swój organizm i nie miał żadnych poważnych urazów. Obecna generacja jest jakby na innym mleku wychowywana. Są bardziej świadomi. Wiedzą co potrafią, gdzie są i jak podchodzić do poszczególnych sytuacji. Nie da się tej generacji porównać do naszej. Chociaż ja się cieszę, bo my swoje podwaliny pod tę reprezentację żeśmy zrobili.
– Robert, Haaland, Messi czy Ronaldo to roboty, nie ludzie.
– No tak, ale rzucił pan czterema nazwiskami, a piłkarzy zawodowych jest znacznie więcej. Jedni sobie z tym radzą, inni nie. Wejść na szczyt to nie jest problem. Trudniej się tam utrzymać. Trzech piłkarzy z tej czwórki jest na szczycie już od dawna i chwała im za to, że tak długo potrafią się tam utrzymać.
– Wspomniał pan o pandemii. Dotknął pana koronawirus?
– W tamtym roku, gdy dzieciaki poszły do szkoły, mieliśmy w domu kwarantannę. Po pewnym czasie u córki zrobiliśmy test i okazało się, że ma przeciwciała, więc pewnie przeszła chorobę bezobjawowo. Żonę dopadło nieco mocniej. Przez siedem, osiem dni była bez sił. Miała typowe objawy – bóle pleców, stawów itd. A ja? Nie wiem. Był taki okres, że przy rozmowie miałem krótki, płytki oddech. Być może to było to. Jestem po pierwszej dawce szczepionki. Szczepimy się, bo wydaje mi się, że bez tego nie jesteśmy w stanie opanować tej sytuacji.
– Kwarantanna była dla pana uciążliwa?
– Nie, bo my tu mamy bardzo dobre warunki. Byłby problem, gdybym mieszkał w bloku na 50 metrach kwadratowych i nagle zostalibyśmy zamknięci we troje. Bez balkonu. Wtedy się robi problem. Oczywiście, nasze życie się zmieniło. Ograniczamy kontakty, unikamy wyjazdów wakacyjnych. No i cóż, czekamy aż się zaszczepimy w stu procentach i wtedy będziemy mogli nieco poluzować. Na dziś mamy w rodzinie kilka schorowanych osób i nie chcemy ich narażać na pewne rzeczy. Część z nas już się zaszczepiła. Ja nie narzekam, że musiałem spędzić dziesięć czy dwanaście dni w domu.
– Macie duży ogród?
– Mamy podwórko. Gdy przyszła pierwsza fala i przy trzystu przypadkach koronawirusa zostały zamknięte lasy – też dawaliśmy sobie radę. A teraz mieliśmy kilkadziesiąt tysięcy przypadków i lasy pozostawały otwarte. Jesteśmy teraz mądrzejsi, wiemy na czym ten wirus polega. Każdy powinien zacząć od siebie, tymczasem "koronasceptyków" jest multum. Dopóki nie trafi kogoś bliskiego z rodziny, to nie zrozumieją pewnych rzeczy. Żyjemy w kraju demokratycznym, każdy ma prawo do swojego zdania. Nic się na to nie poradzi. Jest odłamek ludzi, którzy nie chcą się szczepić. Mówią, że koronawirusa nie ma w ogóle. Nie wiadomo, czy się śmiać, czy płakać. Przecież bez przyczyny siedemdziesiąt parę tysięcy ludzi w ciągu roku dodatkowo na koronawirusa nie umarło. Coś musi w tym być. Boli, że są ludzie, którzy mają posłuch, a mówią głupoty. Czasem trzeba się ugryźć w język. A z drugiej strony – może właśnie chcą zaistnieć poprzez kontrowersję? Bo to najłatwiejsze.
– Koronawirus ma bezpośredni wpływ na futbol. Ciągle gramy bez kibiców. A pan w trakcie kariery kilkakrotnie podkreślał, jak ważni są dla pana fani na trybunach.
– W Lidze Mistrzów graliśmy z AS Romą na wielkim Stadionie Olimpijskim przy pustych trybunach. Porażka. Wtedy na własnej skórze odczułem, że nie da się grać bez kibiców. Dla mnie to był szok. Faza grupowa Ligi Mistrzów, a wyglądało to jak gra kontrolna.
– Teraz tak jest co tydzień.
– Teraz już wszyscy się przyzwyczaili, ale początek też na pewno był trudny. Na szczęście człowiek potrafi się przystosować do wszystkiego – także do braku kibiców. Z pewnością jednak widok pustych trybun boli wszystkich – przede wszystkim kluby, które przecież żyją z kibiców. Daj Boże, by to minęło jak najszybciej.
– Pracował pan jako dyrektor sportowy w GKS Bełchatów. Jak się panu ta rola podobała?
– Uczyłem się. Poznawałem piłkę z drugiej strony. I przeraziło mnie to, co zobaczyłem.
– Co takiego pan zobaczył?
– Jak człowiek zostanie dyrektorem w klubie, to od razu odzywają się osoby, z którymi od wielu lat nie było kontaktu i nagle są wielkimi przyjaciółmi. A po roku – jak już człowiek nie ma tego stanowiska, to nagle znów cisza. Gdy byłem dyrektorem, zobaczyłem, że każdy ciągnie w swoją stronę. Każdy próbuje coś uszczknąć dla siebie. I to przeraża. Piłkarz żyje jak pączek w maśle. Trening – dwie godziny rano, dwie godziny po południu. Między treningami wolne, wieczorem wolne, co kilka dni mecze i to wszystko. A jako dyrektor musisz być osiągalny 24 godziny na dobę. Małe problemy robią się duże. To nie jest ławy kawałek chleba. Słyszymy, że rodziny piłkarza cierpią, bo często nie ma go w domu. Ale tak naprawdę cierpią rodziny osób zarządzających klubami. Tacy ludzie są wyłączeni z życia rodzinnego w o wiele większym stopniu. Nie jest to łatwy kawałek chleba.
– Nie ciągnie więc już pana do pracy na podobnym stanowisku?
– Nie. Jakby tamta propozycja przyszła z innego klubu, to bym odmówił. Nie widzę się siedzącego za biurkiem w roli dyrektora. GKS to dla mnie wyjątkowe miejsce – jako piłkarz tego klubu debiutowałem w reprezentacji. Spędziłem tam dwa lata, zrobiliśmy awans. OK, był też spadek, ale GKS jest w moim sercu i dlatego przyjąłem wówczas tę propozycję.
– Z biegiem lat pojawiło się u pana jakieś hobby?
– Nie. Nie mam nic takiego jak choćby golf u Jurka Dudka. Albo zwiedzanie. Dzięki piłce zobaczyłem bardzo wiele. Po zakończeniu kariery człowiek uczy się życia na nowo. Nagle trzeba samemu stanąć w kolejce lub osobiście załatwić coś w urzędzie. Wcześniej był sztab ludzi, którzy wokół ciebie chodzili i załatwiali pewne rzeczy. Po zakończeniu kariery trzeba się przyzwyczaić do nowych standardów.
– Co najbardziej pana zdziwiło, zaskoczyło?
– Zająłem się budową domu i to pochłonęło mnie niemal całkowicie. Miałem wtedy przesyt piłki. Przez 1,5 roku nie obejrzałem w telewizji żadnego meczu! Piłka zeszła na dalszy plan. Musiałem odpocząć fizycznie i psychicznie. Potem głód piłki wracał. Dopiero po 1,5 roku przerwy pojechałem na mecz reprezentacji.
– Co pan dziś robi zawodowo?
– Mam swoje biznesy i tego pilnuję. Nie lubię się chwalić, czym się zajmuję. Z piłką nie jestem związany.
– Branża legalna czy czarny rynek?
– Legalna. Przy moim nazwisku muszę wszystko robić legalnie (śmiech). Kij zawsze ma dwa końce. Gdy jest jakaś kontrola w gminie, to od razu sprawdzają Krzynówka. Czy gmina nie daje mu upustów itd. Były już takie sytuacje.
– Kariera polityczna nie kusiła? Nie chciałby pan zostać np. sołtysem Chrzanowic?
– Nie nie. Ja już miałem propozycje z wszystkich stron politycznych i dziękuję bardzo. Tu trzeba mieć jeszcze grubszą skórę. To, co wyprawiają politycy, to się w głowie nie mieści. Wolę trzymać się jak najdalej od polityki.
– A ta mała, lokalna? W Chrzanowicach pewnie wygrałby pan wybory lekką ręką.
– Podejrzewam, ale jakoś się nie widzę w takiej roli. Mamy dobrych wójtów, burmistrzów, nasze wioski współpracują bardzo fajnie, gminy się rozwijają i oby tak dalej.
– W jakiej najbardziej nietypowej sytuacji został pan rozpoznany?
– Kiedyś podeszła do mnie pewna pani. I mówi: "Ja pana znam, pan jest moim idolem, ale nie wiem, jak się pan nazywa". Od kibiców często słyszę, że przez całą karierę w ogóle się nie zmieniłem. Bardzo mnie to cieszy. Rodzice mnie wychowali w określony sposób. Woda sodowa nie odbiła mi w ogóle. Przez całe życie jestem taki sam.
– Może to domena ludzi z małych miejscowości? Łukasz Piszczek zaszokował teraz cały świat. Wygrał Puchar Niemiec i od razu wraca o siebie na wieś, by teraz tam grać w piłkę.
– Swoje w Niemczech wybiegał. Czternaście lat to szmat czasu. Podejrzewam, że mógłby jeszcze tam zostać rok, dwa, ale podjął taką decyzję. Zrobił to już wcześniej, tego się trzyma i chwała mu za to. Jego kariera przebiegła bardzo fajnie. Dwa razy mistrz Niemiec, trzykrotnie Puchar Niemiec, finał Ligi Mistrzów. Fajnie ta kariera się potoczyła. Kubie też. A Robert to już w ogóle odjechał wszystkim. Fajnie się dzieje, że ci chłopcy ciągle pozostają sobą.
– Mistrzostwa Europy za pasem.
– Te mistrzostwa będą zupełnie inne. Jedziemy na Euro, a już jesteśmy w trakcie kwalifikacji do mistrzostw świata. Tak się to wszystko, ze względu na pandemię, poprzewracało. I także z tego powodu nie będą to łatwe mistrzostwa. Chłopcy są już przyzwyczajeni do rygoru, który mają w klubach. Będą odcięci od kibiców, całej otoczki...
– A jakie ma pan oczekiwania?
– Na pewno będziemy chcieli wyjść z grupy. To już będzie bardzo dużo. A później apetyt rośnie w miarę jedzenia. Fajnie byłoby powtórzyć sukces z Francji, ale nie będzie to łatwe. Chuchajmy, dmuchajmy, by nie było kontuzji. Przed mistrzostwami w 2016 nie było żadnej poważnej kontuzji, wszyscy byli w gazie i mieli mocną pozycję w klubach. Za tym poszedł sukces. Na mistrzostwach świata w Rosji mieliśmy problemy z Kamilem Glikiem. Wszyscy się zastanawiali, kto ma za niego jechać. Pojawiły się malutkie zawirowania. A ja jestem zdania, że jeśli wokół drużyny pojawiają się takie zawirowania, to prędzej czy później ją to trafi. I tak było w Rosji. Wszyscy twierdzili, że jest to najlepsza kadra w historii, a trzy mecze w fazie grupowej pokazały co innego. Piłka jest brutalna. Można bardzo szybko wejść na górę, ale też równie szybko stamtąd spaść. Na Euro najważniejszy będzie pierwszy mecz. Nie przegrać. Tak było we Francji. Później samo już poszło i mam nadzieję, że teraz będzie tak samo. Trzymam za nich kciuki.
2 - 1
Polska
1 - 1
Albania
2 - 0
Cypr
0 - 4
Austria
3 - 0
Andora
8 - 0
Malta
4 - 3
Walia
0 - 1
Norwegia
2 - 1
Gibraltar
5 - 1
Czechy
14:00
Walia
16:00
Turcja
16:00
Malta
18:45
Belgia
18:45
Irlandia Północna
18:45
Hiszpania
18:45
Polska
18:45
Niemcy
18:45
Białoruś
18:45
Azerbejdżan
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1009 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.