| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Od wszystkich słyszałem, że muszę kupić szatnię Legii. Uważam, że działanie według planu przekonuje zawodników. Nie jestem fanem, by wszyscy w szatni klaskali, kiedy pani, jak w szkole, powie, że tak ma być – uważa Czesław Michniewicz w długim wywiadzie po zdobyciu mistrzostwa Polski.
Czesław Michniewicz czekał czternaście lat na zdobycie mistrzostwa Polski. W przeszłości szkoleniowiec świętował tytuł z Zagłębiem Lubin. Teraz poprowadził do sukcesu Legię Warszawa. Wojskowi przeszli długą drogę do tytułu: od zmian ustawienia po rozstanie z grupą piłkarzy po zakończeniu tytułu. Radość Michniewicza była na tyle duża, że postanowił kupić każdemu pracownikowi stołecznego klubu słodki prezent. Jednocześnie szkoleniowiec był zaskoczony liczbą osób pracujących przy Łazienkowskiej. Michniewicz w rozmowie po sezonie opowiada o przebiegu rozgrywek, swoich decyzjach, wyborach i kluczowych momentach.
Piotr Kamieniecki, TVPSPORT.PL: – Jak smakuje drugie mistrzostwo Polski w karierze?
Czesław Michniewicz: – Tym razem zobaczyłem, czym jest zapewnienie sobie tytułu w trakcie oglądania innego meczu w telewizji. Na pewno chcieliśmy zostać mistrzami jak najszybciej i w pewnym stopniu tak się stało. Zrobiło się spokojniej, choć brakowało kluczowego momentu. Zwycięstwo w rozgrywkach po własnym spotkaniu generuje wielką radość. Po szampanie i ostatnim meczu łatwiej było się cieszyć, ale nieco brakowało tych boiskowych emocji.
– Było trudniej, niż mogło się wydawać?
– Początki były trudne. Wiosną w Gliwicach był z kolei kulminacyjny moment. Nie było mnie na ławce, bo do ostatniej chwili czekałem na decyzję Komisji Ligi w kwestii zawieszenia. Dyskutowałem z Bartoszem Kapustką, który od razu zapewnił mnie, że drużyna "pociśnie". Od początku Przemysław Małecki miał moje zaufanie. Nawet odprawa była inna. Boruc czy Jędrzejczyk musieli też wziąć na siebie część odpowiedzialności, takiej wręcz trenerskiej. Było inaczej, ale… wiedziałem, że będzie dobrze, bo czułem moc i pasję od zespołu. Może to było nawet najważniejszym momentem sezonu? Wyszło super.
Bolała za to porażka ze Stalą Mielec przed świętami. Za szybko chcieliśmy się odegrać. Nie mieliśmy takiej możliwości i całą zimę musieliśmy w sobie nosić irytację na tamten wynik. Wreszcie nadeszła okazja w styczniowej rywalizacji z Podbeskidziem i… jeszcze nam poprawili. Tak czasami jest.
– Legia poczuła ciśnienie w Gliwicach i wyszło dobrze, ale jak to zrobić, by gra była dobra także wtedy, kiedy tej największej presji nie ma? Możemy przytoczyć tutaj kwestię końca sezonu.
– Cel był już osiągnięty, ale byliśmy zdecydowanym faworytem ze Stalą. Coś w tym wszystkim jest, że jak nie ma psa, który nas goni i depcze po piętach, to czegoś zaczyna brakować. Do tego dochodzi kwestia końca roku. Wszyscy mi o tym mówili, a ja nawet nie chciałem słuchać takich zdań. Nie chcieliśmy zrobić tak, by po spotkaniu z Wisłą Kraków stawiać na głębokie rezerwy. Nie zamierzaliśmy nikomu ułatwiać zadania, a przy tym zależało mi na satysfakcji dla tych, którzy zdobyli mistrzostwo. Dodatkowo rezerwowi mieli pokazać się w dobrym otoczeniu. Liczyliśmy na to, że przy okazji będziemy wygrywać. Próbowaliśmy dotrzeć do zdobycia 68 punktów, ale noga spadła nam z gazu. Nie chcieliśmy, by tak się stało.
– Zastanawiam się jeszcze nad innym aspektem. Czy pewne rozczarowanie rozmowami kontraktowymi, brakiem ofert, nie wpływało na kwestie atmosfery w szatni? Czy panowanie nad psychiką graczy nie było kluczowe wiosną?
– Dla jasności: wszyscy się cieszyli z mistrzostwa. Ale u niektórych widoczny był smutek w oczach. Kilku graczy zostawało częścią historii, ale wiedzieli, że przygoda z Legią dobiega końca. Ja to czułem, oni czuli słodko–gorzki smak tych wydarzeń. To trudne, bo ja odpowiadam za projekt sportowy, a jednocześnie rozumiem, że każdy ma rodzinę i swoją historię. Niektórzy musieli godzić się z myślą, że nadchodzi czas przeprowadzki. To było trudne, a byłoby jeszcze gorzej, gdyby nasza koronacja się przedłużała. Już jesienią poznaliśmy pierwsze barwy takiego smutku w przypadku Domagoja Antolicia. Teraz było to znacznie mocniej odczuwalne.
– Zapytam wprost: atmosfera w szatni Legii była wiosną dobra?
– Szczerze mówiąc, nigdy nie przywiązywałem wielkiej wagi do takich ogólnych stwierdzeń. Po związaniu się z Legią słyszałem od wszystkich, że muszę kupić szatnię, a piłkarze muszą być za mną. Niczego nie robię na siłę. Po prostu chciałem pracować według planu. Takie działania same przekonują zawodników. Jeden z nich powiedział swego czasu, że nie są to atrakcyjne zajęcia dla bramkarzy, ale skoro to się sprawdza, to znaczy, że to dobra droga. Musieliśmy pracować nad taktyką, motoryką, bo to kluczowe aspekty.
A ta atmosfera? Wystarczą Jędrzejczyk, Mladenović, Lopes czy Boruc, którzy w kluczowych sprawiają, że wiele rzeczy tworzy się samoistnie. Nie jestem fanem, by wszyscy klaskali, kiedy pani w szkole powie, że tak ma być. Wcześniej były grupowe śpiewy w szatni? Ja tego intonował nie będę. Swoje już wyśpiewałem. Jeśli ktoś ma ochotę pokrzyczeć po wygranej, zrobić coś innego, to nie ma problemu i niech działa spontanicznie. Zawodnicy muszą czuć się dobrze między sobą.
Fajna była sytuacja po zdobyciu mistrzostwa. Północ już dochodziła, ktoś zadzwonił poprzez wideorozmowę, a za plecami była praktycznie cała drużyna. Podziękowali, wspólnie gratulowali i razem radowali się z sukcesu.
– Sporo się latem zmieni, zwłaszcza skład szatni.
– Jeśli chcemy się rozwijać, to zmiany są konieczne. Potrzebna jest świeża krew, by była konkurencja i była wyższa jakość gry. Mówimy o zawodnikach, którzy sprawdzili się w Legii, bo zdobywali mistrzostwo Polski. Zabrakło tylko pieczątki w postaci występów w fazie grupowej europejskich pucharów. Żegna się z nami grupa zawodników, która zrobiła coś dla klubu i przeżyła przy Łazienkowskiej fajną przygodę. Musimy szukać innych rozwiązań, bo oczekiwania w lipcu będą bardzo duże. Gdybyśmy chcieli grać tylko w lidze, to wielu by zostało, choć obecna sytuacja nie jest miła ani dla mnie, ani dla nich. Mamy dobre relacje, ale na końcu zawsze jest żal, że trzeba rozstać się z takim klubem.
Pożegnaliśmy Cierzniaka, Lewczuka, Cholewiaka, Gwilię, Vesovicia oraz Astiza. Wielu z nich będzie pamiętało Legię do końca życia, ale… czas na nowe rozdanie. Nie mogłem sprowadzić sobie zawodników, których bym chciał, kiedy zaczynałem pracę. Teraz zwalnia się miejsce, myślimy o świeżej krwi i patrzymy w przyszłość.
– O co chodzi z Pawłem Wszołkiem? Ciągłe odraczanie decyzji wygląda… specyficznie.
– Cały czas widzimy czarny dym. W ostatnich dniach sezonu pytałem go kilka razy, kiedy skończy się to konklawe. Podobnie jest z Arielem Mosórem. Nie wiemy, jaka będzie decyzja. Wciąż słyszę, że decyzji nie ma, a kiedy zapadnie? Chciałbym, by stało się to jak najszybciej. Dodatkowo liczę, że będzie to wybór korzystny dla nas. Klub zaproponował Wszołkowi dobre warunki, co sam Paweł zdołał już potwierdzić. Jeśli będzie chciał zostać, to sprawa jest łatwa: będzie on, a także Josip Juranović. O ile odejdzie, to pojawi się wyzwanie ze znalezieniem jego następcy.
– Jak sam Wszołek argumentuje to zwlekanie?
– Patrzę na to z innej perspektywy. W wielu klubach sezon się skończy i władze dopiero usiądą do rozmów w kwestii transferów. Wtedy zaczną się ruchy transferowe. Może ma też inną propozycję? Pojawiają się doniesienia o Unionie Berlin czy lidze włoskiej, a ile w tym prawdy? Chciałbym, by ten temat jak najszybciej się zakończył.
– Widzieliście opcję współpracy z Marko Vesoviciem? Nie jest tajemnicą, że internetowe zachowanie żony miało wpływ na decyzję zarządu…
– Jest trener, ale nad nim zawsze są osoby, które kierują klubem. Po gruntownej analizie podjęto decyzję, że Vesović nie zostanie z nami. Było wiele dyskusji, ale stało się tak, jak się stało. Jego żona powiedziała to, co powiedziała i zaszło to za daleko. Decyzja klubu była taka, że kontrakt nie będzie przedłużony.
– Można stwierdzić, że sam wyjaśnił się za to Nazarij Rusyn.
– To piłkarz, który jednocześnie sam oddał się z powrotem do Dynama, a przy tym skreślił w kontekście Legii. Jego rodzina wypowiadała się o słabej lidze w Polsce… Nie ma tu może kijowskiej drużyny czy Szachtara Donieck, ale to wymagające rozgrywki. Sam Rusyn w ogóle nie zapracował na swoją pozycję. Czuł się mocny, chciał minąć wszystkich w kolejce do gry, a Ukrainiec pokazał, że nie jest lepszy od wszystkich. To wypożyczenie, które mogło wypalić, ale stało się inaczej.
– Jak oceniać Artema Szabanowa? Przyszedł na pół roku, ale szybko stało się jasne, że Ukrainiec nie zostanie na dłużej w Warszawie?
– Poznaliśmy go i pomógł nam w kluczowym momencie. Zrobił swoje, choć każdy będzie wypominał mu błędy ze spotkania z Piastem. Jestem zadowolony, że był z nami i potrafił pomóc. Dzięki jego lewej nodze, Legia była w stanie zafunkcjonować w nowym ustawieniu. Hołownia wracał po urazie i mogło to nie wypalić. Ukrainiec był gotowy do gry i zrobił swoje. Serdeczny, oddany uśmiechnięty chłopak – taki był i został dobrze przyjęty przez drużynę.
– Pierwszy raz poważną szansę sprawdzenia się w boju dostał Mateusz Hołownia, który skorzystał na urazie Szabanowa.
– Przeglądałem ostatnio programy i akurat trafiłem na program, gdzie kamery zaglądały za kulisy Śląska Wrocław. Dostrzegłem Hołownię i powiedziałem mu o tym kolejnego dnia. Trener Lavicka był sympatyczny, ale sam Mateusz był już w wielu miejscach, a nigdzie nie mógł zaistnieć. Najwięcej występował na wypożyczeniu w Ruchu Chorzów, kiedy oglądaliśmy go w kontekście reprezentacji młodzieżowej. Jesienią w Legii miał problemy z kością łonową, nie mógł mocno trenować. Zimą sprawdziliśmy go na środku obrony, a przeciwko Podbeskidziu zagrał wobec kłopotów kadrowych.
Potem Hołownia znowu doznał urazu, wypadł i musiał dopiero czekać na pech Szabanowa, by znów dostać szansę. Spisywał się solidnie, choć miał też nieco szczęścia. Popełnił błędy z Piastem, Lechią czy Stalą Mielec, ale za każdym razem udawało się uniknąć straty bramki. W Europie może być pod tym względem gorzej, bo takie sytuacje zakończą się zapewne koniecznością wyjmowania piłki z siatki. Potrzebujemy obrońcy, a nawet dwóch, którzy będą rywalizowali, zwiększali głębie składy.
– Zmiana systemu gry była kluczowa w perspektywie całej rundy wiosennej?
– Na pewno wpłynęła na poszczególnych piłkarzy. Wszołek czy Skibicki stracili szanse na więcej minut na boisku. Przykładowy Hołownia zyskał, bo postawiliśmy na ustawienie z trzema stoperami. Korzyść widzą także gracze środka pola, bo wystawiamy dwóch defensywnych pomocników oraz dwie "dziesiątki". Przy 3–5–2 zyskuje także kolejny napastnik. Najmniej czasu na placu gry dostawali z kolei skrzydłowi.
– Legia nie jest obecnie miejscem dla skrzydłowych.
– Jednocześnie musimy mieć zawodników, którzy dobrze czują się na flankach. To kwestia tego, że naszym założeniem jest brak przywiązania się do konkretnych pozycji. Czasami system trzeba będzie zmienić. Wiosną nie kusiło nas to zbyt często, choć w ostatnim meczu z Podbeskidziem był plan, by na skrzydłach pojawili się Yaxshiboyev oraz Skibicki. Chcieliśmy wtedy zrezygnować z dwóch "dziesiątek", ale plan nie wypalił, bo Uzbek doznał kontuzji i będzie leczył się przez około trzy tygodnie. Żałowałem, bo ten pierwszy bardzo dobrze prezentował się na ostatnich treningach sezonu. Można było mieć wrażenie, że został zatankowany paliwem lotniczym, które okazało się za mocne.
– Taktyka pomogła uwidocznić atuty Mladenovicia i Juranovicia.
– Faktycznie, system gry podpasował niektórym zawodnikom. Mieliśmy mocne zabezpieczenie w postaci trzech środkowych obrońców, a do tego dochodzili gracze z drugiej linii. Mało kto chce w tej chwili dostrzec rolę defensorów. Artur Jędrzejczyk grał fantastycznie, był w reprezentacyjnej formie. Zawsze szukało się Mateusza Wieteski w kontekście popełniania błędów, a w ostatnich miesiącach taka łatka zdecydowanie się od niego odkleiła. Zrobił wielki postęp. Do tego dochodziło dobre podejście naszych bramkarzy.
������������ pic.twitter.com/l9tzF8aVoL
— Legia Warszawa �� (@LegiaWarszawa) May 18, 2021
Trzeba też zwrócić uwagę na to, że jest piłkarzem, który w polu karnym jest bardzo regularny. Niektórzy strzelą gola na treningu, a w kolejnej sytuacji wykopią piłkę w kierunku swojego samochodu na parkingu. Portugalczyk ma powtarzalność w wykończeniu akcji. To kwestia wysokich umiejętności.
– Mahir Emreli może się okazać wymarzonym napastnikiem?
– Zobaczymy. Wiele osób chciało w Legii Jakuba Świerczoka: znamy jego plusy i minusy. Był w Łudogorcu, gdzie miał lepsze i gorsze momenty. A Emreli? Niech najpierw podpisze kontrakt. Różne sytuacje już w futbolu widziałem i teraz wolę wypowiadać się ostrożnie. Kiedyś do Lecha miał trafić Emanuel Ekwueme. Miał przejść badania w Spale. Rano dzwonił, że rusza, że za chwile będzie, a potem przestał odbierać telefony. Okazało się, że nagle wylądował w Grecji i podpisał dwa kontrakty jednocześnie. Z każdym zawodnikiem może być tak, że na ostatniej prostej pojawi się inny gracz.
– Skoro wspominamy o Portugalczykach, to nie sposób nie zauważyć, że nowy rozdział w Legii zaczął pisać Andre Martins.
– To Napoleon Legii. Jest niczym pamięć operacyjna naszej drużyny, regularnie potrafi wyprzedzać niektóre zagrania rywali. Był moment, w którym przyznawał się, że nieco zwątpił w szansę gry. To było przy okazji jesiennego spotkania z Wartą Poznań, które zostało w pierwotnym terminie odwołane. Powiedziałem mu by trenował, wierzył i jeśli będzie dobrze, to poszukamy dla niego miejsce. Teraz? To był jeden z najważniejszych piłkarzy Legii w całym sezonie.
– Nie obawia się pan tych porównań? Muci był już utożsamiany z Messim, Nikodem Niski z Łukaszem Piszczkiem, a teraz Martins i Napoleon… Nie zemści się to?
– Nie. Chcę oddać tym chłopakom to, co mimo wszystko jest im należne. Nasi piłkarze regularnie słyszą, że muszą zdobyć mistrzostwo, że to obowiązek, że niezbędność… Ostatnio rozmawiałem z Mariuszem Piekarskim, który opowiadał o swoich doświadczeniach z Legii. Zawsze było tak, że rywale wychodzą na boisko na mecze z Wojskowymi mając wręcz pianę na ustach. Naszej drużynie należy się szacunek, że zdobyła tytuł w takim stylu. Końcówka trochę zamazywała obraz. Oceny były już wystawione, a pozostawał czas na odebranie świadectwa. Wiem, że styl w ostatnich meczach nie był idealny. Nie powinno tak być, wiem to, ale stało się. W wielu innych ligach też tak się zdarza. Takie rozprężenie po prostu się pojawia. Na pewno nie miałem pretensji o spotkanie z Wisłą Kraków. Drużyna miała prawo do pewnego świętowania. Nieco zmieniliśmy plany treningowe, ale to była chwila, w której można było usprawiedliwić nawet spawanie bez maski.
– Jaki jest plan na bramkarzy? Można mieć przeczucie, że Cezary Miszta dostanie w nowym sezonie jeszcze więcej szans.
– Na pewno nie zadeklaruję, że Artur Boruc będzie grał w Europie, a Cezary Miszta od razu będzie występował we wszystkich ligowych meczach. Fakt, chcielibyśmy skorzystać z doświadczenia tego pierwszego na arenie międzynarodowej. Może być jednak tak, że Boruc będzie występował w eliminacjach, a Czarek, młodzieżowiec skorzysta z rotacji w trakcie rywalizacji w Ekstraklasie.
– Jak postrzega pan kwestię rotacji? Bliżej panu do roszad w stylu Henninga Berga czy jednak unikania nadmiernej liczby zmian?
– Obserwowałem tę sytuację w poprzednich latach. Śledziłem tę kwestię w wykonaniu ostatnich trenerów Legii. Rozmawiałem też z Maciejem Skorżą, który przyznał się, że po mistrzostwie Lecha Poznań, przegrał przez zbyt rzadką rotację wynikającą z wąskiej kadry. Chcielibyśmy uniknąć tego problemu, pewnie będziemy chcieli dać szansę kilku zawodnikom. Do tego dojdzie aspekt młodzieżowca w spotkaniach Ekstraklasy. Nie mamy takich juniorów, którzy od razu będą mogli być uznani za pewniaków.
– Legia ma bardzo wąskie pole manewru w kwestii młodzieżowców.
– Na pewno nie ma kogoś takiego, kim w zakończonych rozgrywkach był Bartosz Slisz. Nie mamy piłkarza, który od razu może wnieść taką jakość. Pomocnik grałby nawet, jeśli nie byłby młodzieżowcem. To wynikało z faktu, że trafił na Łazienkowską jako podstawowy piłkarz Zagłębia Lubin. Miał już doświadczenie, a nam pozostaje tworzenie takich postaci.
– Macie cały czas kontakt z Boguszem?
– Tak. Jesteśmy w kontakcie, ale to skomplikowany temat. Anglikom się nie spieszy, nawet nie wiadomo czy Bielsa w kolejnym sezonie poprowadzi Leeds. To odległy temat, bo klub ma czas na wybór ścieżki dla swojego pomocnika. Będzie co będzie, ale w ogóle nie liczę na to, że Bogusz może stać się poważnym tematem dla Legii od początku okna transferowego i rozgrywek. Teoretycznie innym rozwiązaniem w kontekście juniora w składzie może być Maciej Rosołek. Jednak napastnik po sezonie uda się na trzy tygodnie urlopu. Może być też opcja kolejnego wypożyczenia do Arki, bo klub – jeśli zdoła awansować do Ekstraklasy – chciałby go mieć nadal w składzie. Kluczowe jest to, że strzela gole, gra regularnie, a przy tym zamierza walczyć o miejsce w składzie Legii.
– Bierzecie pod uwagę, że na zgrupowanie z Legią pojedzie ktoś wypożyczony w tym sezonie? Może młodzieżowcy z rezerw?
– Zaczniemy przygotowania, a niższe ligi będą dopiero kończyły sezon. Wszystko się na siebie nakłada. Muci będzie miał zgrupowanie kadry, które rozpocznie się 30 maja. Może nie będzie musiał grać 8 lipca, by nie jechać wprost z reprezentacji na spotkanie kadry. Jeśli się nie uda, to dołączy do nas dopiero 14 lipca. Nie może być tak, że gracz w ogóle nie będzie miał odpoczynku. Nasza druga drużyna też będzie kończyła sezon, a jeśli wzięlibyśmy kogoś z rezerw, to też musi odpuścić koniec rozgrywek. Do tego dochodzą choćby krótkie obozy juniorskich kadr.
Wszystko jest płynne. Niektórzy młodzieżowcy zostaną nieco dłużej z rezerwami, bo i tak muszą być w ośrodku treningowym przez wzgląd na trwającą szkołę. Skoro i tak będą na miejscu, niech potrenują i pograją. Patrzymy na wiele aspektów. Rozważamy sytuacje wielu zawodników i rozmawiamy na ten temat z Jackiem Zielińskim (z byłym dyrektorem akademii Legii – red.). Myśleliśmy o wzięciu młodych na obóz do Leogang, ale… nie będą mieli kiedy się zaprezentować. To będzie czas na zgrywanie zespołu przed europejskimi pucharami. Jeśli ktoś z nami poleci, to głównie po to, by poznać bliżej środowisko pierwszej drużyny. Dla wielu graczy to przeskok, nie da się w rok skończyć trzech klas. To widać choćby po Jakubie Kisielu. Kluczowe, byśmy stworzyli lotne zmiany. Jeśli ktoś nie zostanie na stałe włączony do pierwszego zespołu, to musi wrócić na jakiś czas do rezerw. To inne mikrocykle, inne obciążenia, które trzeba pogodzić. Nie zmienia to faktu, że cały czas jednak występy naszych juniorów oraz ich rozwój.
– Jaka jest idealna liczebność kadry Legii na rundę jesienną?
– Zobaczymy. Wszystko będzie kosztowało. Musimy jeszcze przemyśleć kilka kwestii. Potrzebujemy uzupełnienia kadry pod względem liczebności, ale też jakości. Możemy mieć dwudziestu bardzo dobrych zawodników. Resztę możemy próbować łapać graczami, którzy mają mniej doświadczenia. Trzon musi być szeroki i prezentować wysokie umiejętności.
– Ilu nowych piłkarzy spodziewać się na pierwszym treningu przed startem nowego sezonu?
– Gdybyśmy rozpisali sobie i spojrzeli na głębię składu, to mamy trzech środkowych obrońców. Pod nimi nie było nikogo, choć teraz dochodzi do tego Joel Abu Hanna. Musieliśmy szukać defensorów. Najlepiej, jeśli na trzech stoperów w pierwszym składzie, będziemy mieli trzech kolejnych, którzy wzmocnią rywalizację.
Mladenović? Nie możemy oprzeć gry na wszystkich frontach na jednym wahadłowym. W zależności od kwestii Wszołka, możliwe jest rozważenie kwestii rywalizacji dla Juranovicia. Dwóch defensywnych pomocników? Jest w porządku, poradzimy sobie. Mamy też opcje wśród ofensywnych pomocników. Brakuje nam za to zawodnika, który dobrze wykonuje rzuty wolne. Brakuje nam gracza o predyspozycjach do uderzania z rzutów wolnych. Czasem taki jeden strzał może być tym na wagę wygranej. Kilka razy w sezonie ta sztuka udała się ekipie Rakowa. Nasi pomocnicy są stworzeni do gry kombinacyjnej, ale czasami brakuje liczb. Marzy mi się ktoś o predyspozycjach Franka Lamparda. Patrząc na polskie podwórko, myślę o takich piłkarzu, którego archetypem mogą być Radosław Michalski czy Dariusz Gęsior. Fajnie byłoby wygrywać nie tylko po dośrodkowaniach wahadłowych i strzałach Pekharta. Potrzeba do tego środka pola: piłkarza, który ma "gola w nogach". To da więcej opcji, ale na pewno będziemy zmuszać naszych pomocników do uderzenia z dystansu. Brakuje nam tutaj nieco możliwości.
– Strzały z dystansu i uderzenia z rzutów wolnych? To kłopot Legii od lat.
– Tak. W przeszłości Maciej Iwański potrafił zdobywać bramki z rzutów wolnych. Tak było choćby w Zagłębiu Lubin, a w Legii szło mu z tym gorzej. Łukasz Surma? Było podobnie. Filip Mladenović? Nie szły mu uderzenia z rzutów wolnych. Powinniśmy strzelać więcej goli po uderzeniach ze stałych fragmentów gry. Były mikrocykle, w których Serb miał po każdym treningu oddać na przykład po dwadzieścia strzałów, aż śmiał się, że boli go noga. Potrzebne są predyspozycje, choć wiadomo, że dodatkowe ćwiczenia nie zaszkodzą. Nie zapomnę, jak Andrea Pirlo w polskiej śnieżycy szlifował ten element po zajęciach. Sądzę, że podobnie wygląda to w przypadku Ivy Lopeza z Rakowa. Inna sprawa, że umiejętność już ma i właśnie kogoś z tak wytrenowanym aspektem potrzebujemy.
Próbowaliśmy Mladenovicia, Juranovicia czy Kapustki, ale wybitnego specjalisty od uderzenia z rzutów wolnych cały czas nie mamy. Nasi piłkarze chcą, ale czasami to po prostu nie wychodzi. Ostatnio bardzo dobrze wychodziło to… Arturowi Jędrzejczykowi. Może kiedyś to przetestujemy? Będę go jeszcze namawiał, bo ma bardzo fajny pomysł na te strzały.
– Rozważamy różne aspekty, stan kadrowy i zastanawiam się… jak realnie walczyć o fazę grupową europejskich pucharów?
– Chcemy awansować do fazy grupowej Ligi… No właśnie, jakiejś ligi. Nie zamierzamy liczyć na łatwe losowanie, bo to nie ma sensu. Wszystko będzie zależało od nas i własnego przygotowania. Potem jest kwestia liczebności kadry. Nie powinniśmy uzależniać sytuacji od jednego gracza. Znów spójrzmy na wahadło. Mamy Mladenovicia, ale co się stanie, kiedy będzie miał kontuzję lub będzie w słabszej formie? Przecież taka sytuacja może się zdarzyć. W czerwcu leci na zgrupowanie kadry do Japonii. Rozegra trzy mecze i to kolejny tydzień, o który skróci mu się urlop. Do tego dochodzi kłopot z Juranoviciem i Pekhartem, którzy zapewne polecą na Euro. Jeśli ich kadry będą sobie nieźle radziły, to może ich zabraknąć na pierwszym meczu Legii w nowym sezonie. Chorwacja może wciąż brać udział w turnieju i… co zrobić z naszym graczem?
Kiedy Juranović miałby dostać urlop? Bez niego i Pekharta będziemy słabszym zespołem. Wrzesień odpada, bo też będą mecze reprezentacji. Kluczowa może okazać się druga runda eliminacji europejskich pucharów. Proponowałem wcześniejsze wolne Chorwatowi, ale chciał grać do końca i uczestniczyć w fecie. Jest bardzo ambitnym piłkarzem, ale jego organizm będzie musiał wreszcie odpocząć.
– Jakie planujecie zmiany w sztabie?
– W najlepszej sytuacji jest Przemysław Małecki, który został wykupiony z Lecha i ma najdłuższy kontrakt z nas wszystkich. Alessio di Petrillo wygasa kontrakt, ale bardzo chcemy, by z nami został. Świetnie się odnalazł: jest doświadczony, otwiera oczy i jest dla nas wartościową postacią. Trener bramkarzy? Klub szuka kogoś, kto będzie rządził systemem szkolenia golkiperów. Pojawiają się różne kandydatury. Na razie Krzysztofowi Dowhaniowi pomagał Arkadiusz Białostocki, który doskonale się odnajduje w tej roli. Jestem bardzo zadowolony z jego pracy i cieszyłem się, że w ostatnich meczach zasiadał także na ławce rezerwowych.
Na pewno ktoś będzie pomagał Dowhaniowi. Kwestia motoryki? Jesteśmy w trakcie rozmów z konkretnymi kandydatami, którymi będzie pracował także Radosław Gwiazda, a być może dołączy ktoś jeszcze (Legia negocjuje ze Zbigniewem Jastrzębskim – red.). Na pewno zależy nam na adaptowaniu trenerów z akademii, by częściej uczestniczyli w naszych zajęciach i przyglądali się naszej pracy. Cieszę się, bo pomysł jest taki, by rezerwy i ekipa z CLJ także postawiły na system z trójką obrońców. Mamy ludzi z potencjałem i z tego trzeba korzystać. Kiedyś pierwszy zespół oddzielać się od juniorów, a moim zdaniem to niepotrzebne. Warto, by juniorzy mogli nas podglądać.
– To jeszcze jedna kwestia: ostatnio podpisał pan umowę z agencją Mariusza Piekarskiego. Jakie ma to przynieść efekty w przyszłości?
– Znam się z Mario od trzydziestu lat. To wręcz prekursor wielu rzeczy w naszym futbolu. Pamiętam go z czasów gry w piłkę, znamy się z wielu sytuacji. Chce być tym, który pomoże polskiemu trenerowi w podjęciu pracy w fajnej lidze. Ma dobre rozeznanie w lidze rosyjskiej, nie inaczej jest z Turcją czy Grecją. Przekonywał mnie, że jeśli będzie miał kwit, to będzie się na to inaczej patrzyło. Obiecałem, że wrócimy do tematu po mistrzostwie i teraz się to stało. Na pewno nie zrobimy sobie wzajemnie krzywdy. Tak czy inaczej, teraz to dywagacje, bo chciałbym w Legii pracować jak najdłużej.
– No dobrze, a temat Dinama Moskwa, który pojawił się w przeszłości? To była realna opcja zatrudnienia?
– Prowadziłem jeszcze kadrę młodzieżową. Graliśmy w Jekaterynburgu z Rosją, dobrze graliśmy i… coś zaczęło się dziać w temacie Dinama. Pojawiło się zapytanie, ale od początku powiedziałem, że nie jestem zainteresowany. Wtedy wydawało się, że nie sposób zrezygnować w trakcie eliminacji dla pracy w klubie… Potem pojawiła się Legia i wiadomo, jak potoczyły się sprawy.
– Rosja to rynek, który kusi? Myślę też o tym przez fakt znajomości miejscowego języka.
– Czuję Rosję i mentalność tych ludzi… Swoboda językowa na pewno pomaga. Po pracy w Zagłębiu Lubin miałem ofertę z Tereka Grozny. Na razie jestem w Polsce, na szczycie. Bubka nie może tutaj podnieść poprzeczki. Mam poczucie, że trener z naszego kraju nie jest synonimem nieudolności. Stać nas na pracę w innych krajach i wierzę, że przyjdzie na to czas.
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1004 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.