{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Mike James: statystycznie Iga Świątek radzi sobie lepiej niż w Paryżu

Z mojego punktu widzenia drugi serwis Igi Świątek to najwyższa klasa. W trakcie turnieju w Rzymie często się tym uderzeniem ratowała – mówi Mike James, analityk tenisowy, który od pół roku współpracuje ze sztabem Igi Świątek.
Maciej Łuczak, Hubert Błaszczyk, tvpsport.pl: – Jak doszło do tego, że zostałeś analitykiem? Wiemy, że pracowałeś jako trener, ale później poszedłeś nieco inną drogą.
Mike James, analityk tenisowy: – Nigdy nie grałem w tenisa jako profesjonalny zawodnik, ale często bywałem na dużych turniejach. W 2015 roku zastanawiałem się, jak sprawić, żebym został zauważony. Bardzo pomocna była dla mnie technologia. Zawsze się tym interesowałem, zawsze byłem na bieżąco ze wszystkimi nowinkami. Podczas turniejów zawodnicy mają sporo wolnego. Powiedzmy, że w dniu meczowym grasz o 10:00, później masz odnowę biologiczną i mnóstwo czasu, żeby przeanalizować to, jak zagrałeś. Zacząłem to robić z zawodnikami, z którymi pracowałem na poziomie futuresów, challengerów. Moja kariera zmieniła się, gdy podczas US Open 2015 spotkałem Magnusa Normana. Wypiliśmy razem kawę, złapaliśmy dobry kontakt i miesiąc później wysłał mi maila zatytułowanego: Stan Wawrinka.
Chciał, żebym przeanalizował jego grę przed i po kontuzji kolana. Zrobiłem to oczywiście z wielkim entuzjazmem i tak doszedłem do momentu, w którym teraz współpracuje z różnymi zawodnikami, federacjami, akademiami. Sprawia mi to ogromną przyjemność. To nowa rola w tenisie. To sport, który jest bardzo daleko za innymi dyscyplinami, które korzystają z wielu danych.
– Z czego to twoim zdaniem wynika? Tenis jest bardzo popularny np. w Stanach Zjednoczonych. W NFL są trenerzy od defensywy, ofensywy, wszystko opiera się na statystykach, wyliczeniach. Tenis wypada przy tym bardzo skromnie.
– Statystyki pojawiły się w tenisie w 1991 roku. W futbolu amerykańskim, koszykówce, dane zbierane są znacznie dłużej, pewnie mniej więcej od lat 60. To już na starcie pokazuje, jak wiele jest do nadrobienia. Sporo jest też trenerów, którzy jako zawodnicy ukształtowali się w latach 80. i 90. Wielu z nich opiera się głównie na swoich doświadczeniach z kortu, mniej skupia się na analizie rywala. To jest coś, co staram się uświadamiać. Analiz można dokonać na każdym poziomie. Ludzie mówią mi: nie da się przewidzieć, co zrobi Nick Kyrgios. Moim zdaniem można to zrobić, zobaczyć, w których momentach sięga po ulubione zagrania.
– Jak wiele meczów musisz obejrzeć, żeby zauważyć pewne zależności?
– Jeśli mówisz o niższym poziomie, rekreacyjnym albo juniorskim, to sześć jest takim minimum. W przypadku zawodowców, takich jak Iga albo Stan, masz do dyspozycji znacznie większą pulę meczów. To na pewno pomaga.
– Kibice, najczęściej po secie, dostają garść statystyk. To są jednak dość podstawowe rzeczy. Zakładamy, że ty potrzebujesz znacznie więcej danych. Co jest dla ciebie najważniejsze?
– W tenisie dane są bardzo zróżnicowane. Inne prezentuje WTA, inne ATP, a jeszcze inaczej wygląda to w Wielkich Szlemach. Oglądając męskie rozgrywki dostajesz dużo informacji. W WTA to kilka podstawowych rzeczy, które były dostępne już wiele lat temu. Dla mnie jedną z najważniejszych statystyk jest to, że większość punktów rozstrzyga się w maksymalnie czterech uderzeniach. Jeśli będę z tobą grał i w zakresie 0-4 uderzeń wygram 54 proc. punktów, to zwyciężę w dziewięciu na dziesięć przypadków. Jeśli masz tego świadomość, to wiesz, jak ważny jest serwis, return, że to mogą być rozstrzygające uderzenia. Są też inne rzeczy. Tenis to z jednej strony sport siłowy, ale z drugiej też techniczny. Jeśli jesteś Diego Schwartzmanem, to siła nie będzie twoim atutem. Może być nim dokładność. Odwrotnie jest natomiast u Johna Isnera.
– A jak rozpoczęła się twoja współpraca z Igą Świątek? Widzieliśmy cię z całym teamem kilka tygodni temu w Hiszpanii, ale z tego co wiemy, to nie spotkaliście się po raz pierwszy.Proud to be a part of Team Swiatek! Thanks @SotoTennis for hosting us!
— Mike James (@mikejamestennis) April 23, 2021
��������✌�� Jazda!! pic.twitter.com/Bub0jOsSYN
– Skontaktowali się ze mną po Roland Garros, czyli za tamten sukces nie mogę sobie przypisać żadnej zasługi. Na początku grudnia skontaktował się ze mną Piotr Sierzputowski. Chciał, żebym przeanalizował grę Igi i dzięki temu dostarczył informacji, nad czym powinni popracować w okresie przygotowawczym. To jeden z najmłodszych, ale przede wszystkim myślących przyszłościowo trenerów. Jest otwarty na nowe pomysły, inteligentny, chce się uczyć – taki powinien być nowoczesny trener. Spodobało mu się to, co przygotowałem i postanowiliśmy nawiązać współpracę na ten sezon.
Czytaj też:
Tenis. Iga Świątek marzy o meczu z Sereną Williams. "Jest legendą, nie trzeba tego argumentować"
– Iga często powtarza, że taktycznie do meczów przygotowuje ją trener. Czy on wcześniej z tobą rozmawia? Rozpracowujecie wspólne rywalki?
– Nie, nie robię dla nich analiz przeciwniczek. Piotr wychodzi z założenia, że przede wszystkim ważne jest to, jak zagra Iga. Jeśli zagra na swoim najwyższym poziomie, to w zdecydowanej większości przypadków zejdzie z kortu jako zwyciężczyni. To jest pewien trend, sposób myślenia coraz bardziej popularny w tenisie. Iga niedługo skończy dopiero 20 lat, jeszcze ma mnóstwo czasu, żeby się rozwijać. Jej styl gry będzie pewnie ewoluował, dopiero za parę lat osiągnie swoje maksimum. Dlatego obecnie sztab przede wszystkim skupia się na rozwijaniu jej gry. Natomiast rozmawialiśmy też, że być może w przyszłości będziemy współpracowali przy analizie rywalek. Dlaczego? Spójrzcie na to, co przez wiele ostatnich lat dzieje się w męskim tenisie. Novak Djoković, Rafael Nadal, Roger Federer, Andy Murray – oni wszyscy mieli ogromny wpływ na wzajemny rozwój. Rafa i Novak grali ze sobą ponad 50 razy, najczęściej w w końcowych fazach turniejów. To, kto wygra, często decydowało o tytułach. W kobiecym tenisie było inaczej. Oprócz Sereny Williams pojawiło się mnóstwo zawodniczek, które potrafiły zaskoczyć w jednym turnieju, a potem znikały. Myślę, że teraz zmierzamy do złotej ery kobiecego tenisa. Widzę co najmniej piętnaście kandydatek do bycia w TOP 5, więc ktokolwiek tam będzie, to wzrośnie nie tylko poziom, ale też liczba wzajemnych pojedynków.
– A czym różni się twoja praca na miejscu, np. w akademii, w której spotkałeś się z Igą, od analizy zdalnej, którą również wykonujesz?
– Nawet teraz, kiedy jestem na wakacjach, to też pracuję. Jeśli chodzi o samą pracę, to nie ma większej różnicy. Natomiast będąc na miejscu budujesz relacje, masz okazję porozmawiać, poruszyć znacznie więcej tematów. Oczywiście mamy pandemię, rozmawianie przez różne komunikatory stało się oczywiste, ale zawsze lepiej robić to osobiście.
– Wspomniałeś o budowaniu relacji. Miałeś okazję z bliska poznać team Igi. Jakie masz wrażenia?
– Wspaniali ludzie, mają ze sobą znakomite relacje. Co też warto zauważyć, wszyscy są z Polski. Często zawodniczki im wyżej są, tym coraz bardziej oddalają się od swojego kraju, tracą z nim kontakt. Natomiast u Igi jest inaczej. Oni całą drogę do światowej czołówki przeszli razem.
– Iga od dość dawna ma rozbudowany sztab. W jednym z wywiadów wspomniałeś, iż spodziewasz się, że w tenisie takie otaczanie się różnymi ludźmi będzie postępować.
– Zdecydowanie tak. Dwadzieścia lat temu, gdy ktoś wygrał turniej, to po prostu dziękował swojemu trenerowi. Teraz tych nazwisk, gdy stoisz z pucharem, jest do wymienienia znacznie więcej. I to się będzie cały czas rozwijać. Technologia się rozwija, wiedzy jest coraz więcej. Iga stała się pewnym wzorem, zatrudniając psychologa. Elina Switolina też się na to zdecydowała. Inne zawodniczki na pewno będą to obserwować. Moja rola nie miałaby racji bytu z dziesięć lat temu.
– Ze sztabem Igi współpracujesz od pół roku. Zauważyłeś w tym czasie zmiany w jej grze? Coś według ciebie wyraźnie poprawiła?
– Tak naprawdę z Piotrem cały czas się kontaktujemy, rozmawiamy. Oczywiście nie mogę wchodzić w detale, bo to sprawa między mną a Igą i sztabem, ale jej liczby w porównaniu do ubiegłego roku się poprawiły. Niedawno analizowałem jej mecze i wiele statystyk jest lepszych niż w podczas Roland Garros. Oczywiście są też pewne rzeczy do poprawy, w tenisie w zasadzie nigdy nie jest idealnie, czasem pojawiają się sinusoidy, nigdy nie osiągniesz stanu idealnego. Moją rolą jest pomoc we wskazaniu rzeczy, nad którymi warto pracować i które mogą pomóc w odnoszeniu zwycięstw.
– Co sądzisz o procencie pierwszego podania? Nie mamy dokładnych danych, ale zakładamy, że wynosił on około 55 procent. To lepiej niż w zeszłym roku?
– W ostatnich tygodniach procent pierwszego podania nieco spadł, ale procent wygranych punktów w tym roku, właśnie po pierwszym podaniu, wzrósł. Natomiast warto zwrócić uwagę, jak świetnie Iga serwowała drugim podaniem. To często było uderzenie, które ją ratowało. Z mojego punktu widzenia była to najwyższa klasa. Potrafiła topspinem ustawić rywalkę w defensywie. Większość zawodniczek drugim serwisem po prostu wprowadza piłkę do gry, a Iga potrafi tym zrobić przewagę. To ekscytujące, przypomina mi w tym Samanthę Stosur z najlepszych czasów.
– Wiemy, że jesteś też wielkim fanem piłki nożnej. Tam jest coś takiego jak gole oczekiwane (xG), na ich podstawie można wnioskować, czy drużyna radzi sobie lepiej niż powinna, a może jest nieskuteczna, może ma trochę pecha. Czy są w tenisie statystyki, po których jesteś w stanie stwierdzić, że ktoś osiąga np. za dobre wyniki i ta dobra passa może się niebawem skończyć?
– Podam prosty przykład: zdarza mi się pracować z zawodnikami, którzy np. są sklasyfikowani na 30. miejscu, ale ich statystyki są bardziej na poziomie 70. To oznacza, że jeśli się nie poprawią, to niebawem zaliczą spadek w rankingu. Dane zdecydowanie pomagają w przewidywaniu przyszłości. Oczywiście, to nie jest idealne, nie zawsze się sprawdzi, ale pokazuje kierunek, w którym ktoś zmierza. To nie jest nic tajnego, każdy może to sobie sprawdzić, Iga jest dziewiąta w statystykach serwisu i returnu w tym roku. Jeszcze niedawno rankingowo była poza pierwszą dziesiątką, co pokazywało, że awans jest bardzo prawdopodobny.
– Ze statystycznego punktu widzenia, jaka różnica jest między zawodnikami z TOP 20 a resztą?
– Trudną do uwierzenia rzeczą jest to, że numer jeden na świecie wygrywa w roku 56 proc. punktów, czyli nieco ponad połowę. Większość zawodników w TOP 50 więcej piłek przegrywa niż wygrywa. Jesteś 50. tenisistą świata, a częściej przegrywasz, to ciężko to wyobrazić. Te różnice pomiędzy 30. a 20. miejscem są minimalne.
– A jak jest główna różnica przy analizowaniu meczów WTA i ATP?
– Pracuje się bardzo podobnie. Główna różnica to gemy serwisowe. Mężczyźni znacznie rzadziej dają się przełamać. Często jedno przełamanie wystarcza do zwycięstwa w secie. U kobiet w trakcie seta jest więcej wahań, sytuacja potrafi się zmieniać, częściej zdarzają się powroty. Serwis nie odgrywa aż takiej roli.
– W trakcie jednego z meczów w Rzymie, Iga spytała trenera, która sytuacja jest korzystniejsza: 5:1 w secie i serwis czy 5:1 w tie breaku. Co ty o tym sądzisz?
– Nie ma wystarczająco dużo danych, żeby to jednoznacznie ocenić. Piotr wysłał mi wiadomość po rozmowie z Igą, czy mógłbyś mi pomóc? Przy 5:1 w tie breaku jesteś dwa punkty od zwycięstwa, przy 5:1 w gemach musisz wygrać więcej piłek. Teraz wam nie odpowiem, musicie mnie zapytać za dwanaście miesięcy. Przy okazji muszę powiedzieć, że bardzo lubię mentalność Igi. Jest ciekawa, lubi stawiać ciekawe pytania.
– Czy zdarzyło ci się, pracując, obserwując zawodowy tour, zauważyć kogoś wcześniej? Właśnie na podstawie danych.
– Pracuję w tourze ATP z kilkoma zawodnikami urodzonymi w 1999 roku. Dwóch z nich jest w czołowej setce, a dwóch gra na poziomie challengerów. Kiedy ich porównuje, to różnice są dość spore. Jeśli ktoś ma bardzo dobre statystyki, wyraźnie się wyróżnia, to szybko przechodzi przez niższe poziomy. Wystarczy spojrzeć na Jannika Sinnera, Felixa Augera-Aliassime'a, Lorenzo Musettiego – oni błyskawicznie przebrnęli przez challengery. Jeśli większość statystyk mają dobrych, to szybko idą w górę.
– A jak widzisz przyszłość pracy na danych w tenisie?
– Myślę, że technologia będzie coraz częściej obecna. W Next Gen Finals tenisiści mieli do dyspozycji monitorki przy swojej ławce, mogli analizować na nich z trenerem różne wydarzenia. Nie tylko kibice będą mieli dostęp do coraz większej liczby statystyk, ale też format może się zmieniać. Formuła do czterech wygranych gemów bardzo mi się podoba. Bądźmy szczerzy, to dla młodego pokolenia będzie dużo bardziej atrakcyjne.
– A co sądzisz o możliwości rozmowy z trenerem w trakcie przerw?
– Jestem zdecydowanie za jak najszerszym zezwoleniem na to. Są puryści, którym się to nie podoba, ale trenerzy tenisa to jedyni ludzie, którzy w zawodowym sporcie nie mogą reagować podczas meczu. Jeśli pracujesz w piłce nożnej, to płacą ci za to, żebyś podczas 90 minut podejmował jak najlepsze decyzje i wpływał na spotkanie. W tenisie tego nie ma. Uważam, że nadchodzi czas, żeby wyposażyć trenerów, zawodnik w tablety. To byłoby fascynujące dla kibiców, którzy mogliby to oglądać na żywo.
– W innych dyscyplinach są specjalni ludzie na trybunach, którzy zbierają dane i błyskawicznie przekazują je do trenera. Przewidujesz coś podobnego w tenisie?
– Pracowałem z Miomirem Kecmanoviciem w 2019 i 2020 roku i bardzo żałuję, że rok temu Next Gen Finals zostały odwołane, bo byłbym tam właśnie w takiej roli. Miałbym tablet i byłbym w kontakcie z trenerem. W 2019 Casper Ruud miał analityka, który właśnie coś takiego robił. To się na pewno będzie bardzo rozwijało i stawało coraz bardziej powszechne. Za 10 lat nawet jak pojedziesz na mały turniej ITF, to trener będzie miał tablet, będzie na nim analizował mecz. Tenis stanie się bardziej nowoczesny.
Mike James – analityk tenisowy, wcześniej trener, który współpracował między innymi ze Stanem Wawrinką i Miomirem Kecmanoviciem. W sezonie 2021 pomaga Piotrowi Sierzputowskiemu i Idze Świątek. Prywatnie wielki sympatyk Leicester City.