{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Liga Unaia Emery'ego. Pracoholik nadzieją Villarreal
Paweł Smoliński /
Manchester United jest murowanym faworytem środowego finału Ligi Europy. Za klubem z Old Trafford przemawiają potęga finansowa, bogata historia i potencjał piłkarski. Ole Gunnar Solskjaer ma – po prostu – znacznie silniejszy zespół od tego, jakim dysponuje Unai Emery. Wyśmiewany na Wyspach Brytyjskich szkoleniowiec może być jednak nadzieją Villarreal. Nie bez powodu nazywany jest przecież "Mister Europa League".
OGLĄDAJ: FINAŁ LIGI EUROPY W TELEWIZJI POLSKIEJ!
Emery na to miano zapracował sam. Bo choć nie był wybitnym piłkarzem, to stał się takim trenerem. Po szkoleniowej drabinie wspinał się szczebel po szczeblu, nie mogąc liczyć na to, że ktoś da mu coś za darmo.
Nazwisko zaczął wyrabiać więc w trzeciej lidze. Poważna kontuzja kolana skłoniła go do tego, by zakończyć karierę piłkarską i przejąć swój ówczesny klub – Lorca Deportivo CF. Dwa dobre sezony za sterami drużyny z Murcji pozwoliły mu postawić kolejny krok.
Emery przejął Almerię, z którą awansował do Primera Division. Rewelacyjne wyniki w hiszpańskiej elicie sprawiły, że zainteresowały się nim mocniejsze drużyny. Mając 37 lat opuścił więc Estadio Mediterraneo, rozpoczynając wędrówkę po czołowych klubach Europy.
PRACOHOLIK
Na angaż w Sewilli, Paryżu, Londynie czy Moskwie Emery zasłużył ciężką harówką. Pracował tak intensywnie, że gdyby w ostatniej z tych lokalizacji zatrudniony był jeszcze w czasach Związku Radzieckiego, z pewnością zostałby trenerem-stachanowcem.
Emery ma w sobie coś z przodownika pracy. Jak sowieccy poprzednicy wyrabia normy nieosiągalne dla innych ludzi. W klubie spędza dziesiątki godzin, każde ze spotkań oglądając po cztery razy. Najpierw na żywo, później z odtworzenia, następnie we fragmentach, a na końcu podczas spotkania z piłkarzami.
Upór i pracowitość, tak jak w przypadku innych stachanowców, nie zawsze są jednak rozumiane przez współpracowników. Wielu piłkarzy Emery'ego nazywa więc – dosadnie – wrzodem na wiadomej części ciała.
– Przed meczami puszczał nam tyle filmów, że zawsze kończył mi się popcorn – żartował Joaquin, który z Emerym pracował jeszcze w Valencii. – Ma obsesję na punkcie futbolu. To praktycznie choroba. Pracowałem z nim trzy lata... czwartego roku bym nie wytrzymał – dodawał w 2015 roku tuż przed półfinałem Ligi Europy pomiędzy Fiorentiną a Sevillą.
Wypowiadając te słowa nie sądził, że tak szybko ich pożałuje. Emery pokazał mu bowiem, że ten się śmieje, kto się śmieje ostatni. Hiszpanie, w dwumeczu, ograli Włochów 5:0, a tuż po gwizdku kończącym rywalizację, trener podszedł do swojego byłego podopiecznego.
– Spędziliśmy trzy dni by sprawić, żebyś na boisku nie miał miejsca. Najpierw analizowaliśmy twoje zagrania na wideo, a później egzekwowaliśmy to na treningu – powiedział Emery. – Wiem, wiem... – odpowiedział tylko Joaquin.
DOMINATOR
Dla Emery'ego informacja to klucz. Mecze ogląda więc niemal równie często, co Marcelo Bielsa. Z jego fanatyzmu sprawę zdaje sobie gwiazdor Manchesteru United, Edinson Cavani. – W środę będziemy musieli zagrać perfekcyjne spotkanie. Doskonale znam Unaia i wiem, że będzie na wszystko przygotowany. Trofea po które sięgnął, są efektem tytanicznej pracy – chwalił go Urugwajczyk, który występował pod jego wodzą w Paris Saint-Germain.
To właśnie kult pracy doprowadził Emery'ego do miejsca, w którym jest dziś – trenerskiego panteonu. Bo choć jego przygody w Londynie czy Paryżu nie były do końca udane, to miana jednego z najlepszych szkoleniowców na Starym Kontynencie nie można mu odmówić. Tym bardziej, że jego ulubionymi rozgrywkami są akurat te z "Europą" w nazwie.
Emery zdominował je w ostatnich latach. Wraz z Sevillą wygrywał Ligę Europy trzy razy z rzędu. Został pierwszym trenerem w historii, któremu udało się tego dokonać. Trzy lata po triumfach z drużyną z Andaluzji do finału dotarł także z Arsenalem.
Z londyńczykami nie udało mu się sięgnąć po trofeum, a klęska z Chelsea wpisała się w narrację kibiców The Gunners o szkoleniowcu-nieudaczniku. Emery, będący następcą Arsene'a Wengera, na The Emirates nie mógł liczyć na dobrą prasę. Wypominano mu nie tylko nie najlepsze wyniki, ale i słabą angielszczyznę.
Gdy więc w półfinale tegorocznej Ligi Europy los skojarzył jego Villarreal z Arsenalem, wyśmiewany na Wyspach Brytyjskich szkoleniowiec wiedział, co musi zrobić. By przestać być panem "good ebening", musiał pokonać swoją byłą drużynę.
Po emocjonującym dwumeczu dopiął swego. Zrewanżował się nieprzychylnym mu kibicom, śrubując przy okazji niewiarygodną statystykę. Jego drużyna wygrała 22. dwumecz w Lidze Europy z rzędu. Od 2013 roku żaden z prowadzonych przez niego zespołów nie odpadł więc w fazie finałowej.
Emery, dzięki wygranej z Arsenalem, awansował też do piątego w karierze finału europejskich rozgrywek. Wyprzedził tym samym legendy światowego futbolu – Alexa Fergusona, Carlo Ancelottiego, Marcello Lippiego i Miguela Munoza – stając się pierwszym trenerem, który tego dokonał.
HISTORIA
W środowy wieczór Emery raz jeszcze spróbuje zapisać się w annałach. Ewentualna wygrana z Manchesterem United będzie jego czwartym zwycięstwem w Lidze Europy. Hiszpan wyprzedzi tym samym Giovanniego Trapattoniego, który w tych rozgrywkach – jeszcze pod nazwą Puchar UEFA – triumfował trzykrotnie.
Na gdańskim stadionie zdecydowanym faworytem będzie jednak United, który wystąpi w swoim czternastym finale europejskiego pucharu. Villarreal o międzynarodowe trofeum zagra dopiero po raz pierwszy w historii.
W teorii ekipa Emery'ego nie ma więc szans z drużyną Solskjaera. Na boisku może wyglądać to jednak inaczej. Villarreal w tej edycji Ligi Europy nie przegrał jeszcze ani razu, zachował najwięcej czystych kont i był trzecim najskuteczniejszym zespołem rozgrywek.
Za tak dobre rezultaty, obok zawodników, odpowiedzialny był właśnie Emery. – Unai scalił zespół. Wszyscy piłkarze, którzy dołączyli do drużyny, idealnie się do niej wpasowali – chwalił go Marcos Senna. – To świetny trener, który zawsze jest blisko graczy. Dzięki dobrym relacjom jest w stanie rotować składem i korzystać z różnych rozwiązań taktycznych – dodawał półfinalista Ligi Mistrzów z sezonu 2005/06.
Przed piętnastoma laty Villarreal mierzył się z Manchesterem United w fazie grupowej Champions League. Choć tuż po losowaniu był skazywany na pożarcie, to do 1/8 finału awansował z pierwszego miejsca. Gracze Fergusona odpadli za to z rozgrywek.
Prowadzona przez Manuela Pellegriniego "Żółta Łódź Podwodna" dotarła do półfinału, w którym musiała uznać wyższość Arsenalu. Teraz, po zwycięstwie nad tą londyńską ekipą, o inne europejskie trofeum powalczy zespół Emery'ego.
Jego częścią jest Pau Torres, który przed piętnastoma laty przeżywał europejską przygodę wraz z ukochanym klubem. Podawał piłki na El Madrigal, doświadczając zarówno pięknych, jak i smutnych chwil. Po przestrzelonym rzucie karnym przez Juana Romana Riquelme stadion opuszczał ze łzami w oczach.
Teraz podobnych przeżyć chce pozbawić najmłodszych kibiców Villarreal. Swoją traumę z dzieciństwa już zwalczył, pokonując Arsenal w półfinale europejskich rozgrywek. W Gdańsku chce postawić kolejny krok, zdobywając pierwsze trofeum w historii klubu. Z panem "Liga Europy" na ławce wydaje się to możliwe.
Bo choć graczom "Żółtej Łodzi Podwodnej" w starciu z piłkarzami Manchesteru United może brakować umiejętności, to – dzięki trenerowi – z pewnością nie zabraknie im wiary. A ta, zdaniem samego szkoleniowca, jest nie tylko kluczem do sukcesu, ale i potrafi czynić cuda.
Emery pokazał to już trzykrotnie, wygrywając Ligę Europy z Sevillą. Teraz tego samego spróbuje dokonać z Villarreal. I ma na to szanse. Tym bardziej, że prowadząc hiszpańską drużynę finału jeszcze nie przegrał. Czy podtrzyma tę statystykę po środowym starciu w Gdańsku? Tego przekonamy się już wieczorem. Transmisja meczu Villarreal – Manchester United w Telewizji Polskiej!