Szymon Walków we wtorek po raz pierwszy w karierze zagra w turnieju wielkoszlemowym. Wystąpi w deblu z Hubertem Hurkaczem. – To kamień milowy, ale na razie nie ma co obwieszczać sukcesu. Jeszcze niczego tu nie zrobiłem – mówi w rozmowie z TVPSPORT.PL. Opowiada też o czasach, kiedy wyjazd na zawody wiązał się z pożyczaniem pieniędzy i biletach do Paryża. Na razie w jedną stronę.
Antoni Cichy, TVPSPORT.PL: – Czujesz się gotowy?
Szymon Walków: – Jak najbardziej!
– Jest stres?
– Nie, bardziej ekscytacja, pozytywne zniecierpliwienie.
– Od kogo wyszła propozycja wspólnego występu?
– Znamy się z Hubim bardzo dobrze. W tym roku graliśmy już razem w turnieju w Montpellier. Rozmawialiśmy o tym od pewnego czasu. Kiedy była możliwość, że się dostaniemy, napisałem do Huberta i się zgodził.
– Była niepewność, czy powie "tak"?
– Trochę tak, ale decyzja należała do Huberta i każdą bym uszanował. Jestem szczęśliwy, że się zgodził. To też pokazuje, jakim jest człowiekiem. Bardzo pomocnym. Na pewno warto to docenić.
– To próba dłuższej współpracy? Czy to też kwestia układania kalendarza?
– Ciężko powiedzieć. Nasze kalendarze są inne, a dla Huberta priorytet to singiel. Jeżeli się okaże, że w którymś turnieju, gdzie planuje start, możemy się dostać do debla, być może spróbujemy. Na razie nie mamy sztywnych planów.
– Nie ma ciśnienia?
– Nie, absolutnie nie. Wiem, że Hubert traktuje singla priorytetowo. Nie zamierzam mu wchodzić drogę, stawiać pod żadną presją. Jeśli będzie chciał grać debla, to świetnie.
– Traktujesz to trochę jako nagrodę za wszystkie lata pracy?
– Tak, na pewno. Każdego dnia starałem się dawać z siebie sto procent. Nie wybiegałem za daleko w przyszłość. Nawet miesiąc temu nie powiedziałbym, że mogę wystąpić w Roland Garros. Na pewno opłacało się pracować. Może to nie nagroda, bo jeszcze niczego nie osiągnąłem, ale na pewno czuję satysfakcję. Kiedy byłem mały, zaczynałem z tenisem, marzyłem o starcie w takim turnieju. Nawet jako junior marzyłem o występie w Wielkim Szlemie. To kamień milowy, ale na razie nie ma co obwieszczać sukcesu. Jeszcze niczego tu nie zrobiłem.
– Pewnie w głowie przed wyjazdem tworzą się wyobrażenia?
– Nigdy nie byłem na tak wielkim turnieju. Stąd wcześniejszy wyjazd, żeby też oswoić się ze wszystkim.
W 2018 roku otrzymaliśmy z Mateuszem Kowalczykiem dziką kartę do challengera w Poznaniu. A potem zdobyliśmy tytuł. (...) Tak naprawdę to nawet na kilka godzin przed turniejem nie mieliśmy pewności, czy ją dostaniemy. Czasami w życiu potrzeba trochę szczęścia, które potem należy wykorzystać. Gdybym nie poszedł w debla w challengerach, może utknąłbym we futuresach.
– Jak wyszło z deblem? Zaczynałeś od singla, ale poczułeś, że w deblu jest większa szansa coś osiągnąć?
– Dość naturalnie. Nawet w rozgrywkach juniorskich, młodzików czy kadetów wygrywałem bardzo dużo w debla. Zdobyłem tytuły w grze podwójnej, a w singlu chyba ani razu nie zwyciężyłem. Dopiero później, do 23 lat. W deblu zawsze szło mi chyba lepiej. A kiedy mowa o karierze seniorskiej, też wygrywałem częściej w deblu. Ranking był coraz wyższy i doszło do momentu, kiedy w 2018 roku otrzymaliśmy z Mateuszem Kowalczykiem dziką kartę do challengera w Poznaniu. A potem zdobyliśmy tytuł. Mój ranking oscylował wtedy na granicy challengerów, więc postanowiłem postawić na debla. Zrobiłem krok, mogłem wyjść z futuresów. Poczułem, że powinienem iść w tę stronę.
– Miałeś do wyboru albo debel na wyższym poziomie, albo dalej granie w futuresach?
– Możliwe, że tak by było. Tak naprawdę to nawet na kilka godzin przed turniejem w Poznaniu nie mieliśmy pewności, czy dostaniemy dziką kartę. Czasami w życiu potrzeba trochę szczęścia, które potem należy wykorzystać. Gdybym nie poszedł w debla w challengerach, może utknąłbym we futuresach. A może nie? To już wróżenie z fusów. Myślę, że podjąłem słuszną decyzję.
– Nie było ci trochę żal stawiać na debla i porzucać singla?
– Zawsze lubiłem debla, bawiło mnie to, cieszyło. Dużo widzę na korcie, zawsze był moją pasją. Wiadomo, każdy tenisista marzy o grze w singla, ale kochałem debla. To trochę taka gra drużynowa. Wywodzę się z rodziny, w której tata uprawiał w koszykówkę, więc sporo grało się u nas dyscyplin zespołowych jak koszykówka czy piłka nożna. Zawsze lubiłem mieć kogoś obok siebie, tworzyć drużynę.
– W Paryżu Hubert, ale pewnie ważny jest stały deblowy partner.
– Od początku roku występuję z Jankiem Zielińskim. Zresztą całkiem nieźle nam idzie. Tak widzę najbliższą przyszłość. Myślę, że z Jankiem będziemy kontynuować współpracę w kolejnych miesiącach. Ale system wymusza, żeby próbować startów w turniejach ATP czy wielkoszlemowych, jeśli chce się piąć w rankingu. Różnice punktowe i finansowe są spore w porównaniu z challengerami. Dlatego trzeba szukać takiej pomocy, jak ja u Huberta. Można wtedy poprawiać swój ranking.
– I wtedy możesz pociągnąć wasz zespół. Twój wyższy ranking to szansa, że razem z Jankiem dostaniecie się do mocniejszego turnieju.
– Oczywiście. Jeśli będę miał lepszy ranking, może razem zagramy w lepszych turniejach. Ale w challengerach on też buduje swój. Będziemy próbować iść coraz wyżej.
Pamiętam te czasy, kiedy jeździliśmy z Karolem Drzewieckim na futuresy i wspólnie zbieraliśmy środki, aby zjeść kolację. (...) Jechaliśmy i nawzajem sobie pożyczaliśmy pieniądze albo szukaliśmy innych dróg. Nie mówię, że nie mieliśmy w ogóle środków, ale komfortowo nie było.
– Kacper Żuk mówił, że po kilku dobrych występach odczuł spokój finansowy. Też tak miałeś? Mogłeś spokojnie pojechać na turniej i nie patrzeć, ile wynosi nagroda za drugą rundę?
– Na pewno pojawiła się satysfakcja i wewnętrzny spokój. Nie przejmujesz się już tak, czy trzeba będzie pożyczać pieniądze, żeby wybrać się na turniej. Pamiętam te czasy, kiedy jeździliśmy z Karolem Drzewieckim na futuresy i wspólnie zbieraliśmy środki, aby zjeść kolację. Jest spokój, ale to też nie taki moment kariery, w którym mógłbym mówić o całkowitym spokoju. Zamierzam jeszcze o to powalczyć.
– Bywało, że pożyczaliście pieniądze?
– I to bardzo często. Jechaliśmy i nawzajem sobie pożyczaliśmy pieniądze albo szukaliśmy innych dróg. Nie mówię, że nie mieliśmy w ogóle środków, ale komfortowo nie było.
– Kłóci się z przekonaniem niektórych osób, że tenis to luksusowe hotele, plaże.
– Na pewno nie. Myślę, że to błędne postrzeganie zawodowego tenisa. Teraz może zrobiło się o tym trochę głośniej, bo wypowiada się na ten temat Novak Djoković. Na całym świecie mamy 200-300 zawodników, którzy zarabiają niezłe pieniądze. A dobre to już tylko stu. Ale jest wielu, którzy grają na dobrym poziomie, a nie zarabiają, nie wychodzą na plus na koniec roku. W porównaniu z innymi sportami takimi jak piłka nożna, koszykówka czy golf, tenis nie jest w dobrym miejscu.
– I nie macie też aż tylu szans, żeby dostać dziką kartę.
– Tak, nie mamy aż tylu turniejów, co we Włoszech czy Francji. Tam zawodnicy ogrywają się w większych imprezach. Ale jest jak jest, mogło być gorzej.
– Był czas, w którym miałeś już dość?
– Aż tak to nie. Oczywiście, nie zawsze było łatwo, zastanawiałem się, ale nigdy nie rzucałem rakiety w kąt. Zawsze starałem się walczyć, dawać z siebie maksa.
– Stawiasz sobie teraz jakieś konkretne cele?
– Nie, nigdy nie stawiałem sobie długofalowych celów. Starałem się koncentrować na tym, żeby każdego dnia rzetelnie wykonywać pracę. Jeśli to zrobię, mogę myśleć o dobrych wynikach w dłuższej perspektywie.
– I w Paryżu tak samo?
– Zawsze patrzę na pierwszy mecz, na nim się skupiam. Damy w nim sto procent. Jeśli wygramy, fajnie, przybijemy sobie piątkę i zaczniemy przygotowania do kolejnego meczu. Mam nadzieję, że będzie ich jak najwięcej.
– Bilety powrotne już są?
– Kupiłem w jedną stronę!
Jannik Sinner
3 - 0
Alexander Zverev
Katerina Siniakova, Taylor Townsend
2 - 1
Su-Wei Hsieh, Jelena Ostapenko
Simone Bolelli, Andrea Vavassori
1 - 2
Harri Helioevaara, Henry Patten
Aryna Sabalenka
1 - 2
Madison Keys
Wakana Sonobe
2 - 0
Kristina Penickova
Henry Bernet
2 - 0
Benjamin Willwerth
Jannik Sinner
3 - 0
Ben Shelton
Annika Penickova, Kristina Penickova
2 - 0
Emerson Jones, Hannah Klugman
Ognjen Milic, Egor Pleshivtsev
0 - 2
Maks Exsted, Jan Kumstat
Benjamin Willwerth
2 - 1
Jagger Leach