Trzy turnieje. Jedenaście meczów. 1050 minut na boisku. Dwa gole. A łącznie siedem klarownych sytuacji do zdobycia bramki. Wielkie turnieje to dla Roberta Lewandowskiego wielkie cierpienie. To nie drużyna pracuje na niego – to on zasuwa dla zespołu.
TVP Sport w Smart TV! Teraz również w telewizorach z Tizen
Dobry początek gorzkiej historii
Od lat Robert Lewandowski do korony króla strzelców może przymierzać się już przed startem sezonu. Ale nie wtedy, gdy z reprezentacją Polski rusza na dużą imprezę. Od sierpnia do maja nie musi się martwić o okazje do strzelania goli, ale czerwce i lipce są dla niego trudne. Bukmacherzy nie mają wątpliwości – podczas Euro 2020kapitan polskiej kadry nie powalczy o koronę. Wśród faworytów wyżej stoją szanse Harry’ego Kane’a, Romelu Lukaku, Kyliana Mbappe, Cristiano Roaldo, Memphisa Deapa, Karia Benzemy, Alvaro Moraty, Ciro Immobile, Antoine Griezzmanna czy Thomasa Muellera.
Gdyby "Lewy" jechał na turniej z Bayernem – klasyfikacja wyglądałaby zupełnie inaczej. Ale jedzie z reprezentacją Polski, a to nie zapowiada dużej liczby sytuacji. Dla Roberta Lewandowskiego będzie to czwarty duży turniej – po mistrzostwach Europy 2012, Euro 2016 i mistrzostwach świata w 2018 roku. Dotychczasowy bilans jest słabiutki. W jedenastu spotkaniach kapitan biało-czerwonych zdobył raptem dwie bramki. Częściej niż w polu karnym widzieliśmy go bliżej środka boiska. Zniechęcony brakiem okazji brał się za rozgrywanie.
Ta gorzka historia rozpoczęła się fantastycznie. Dziś nasz występ na Euro 2012 oceniany jest jednoznacznie negatywnie, ale pierwsze minuty były bardzo dobre. Drużyna Franciszka Smudy niesiona niesłychaną wrzawą na Stadionie Narodowym z marszu rzuciła się na Greków. Raczej na wariata, niż ze ścisłym planem taktycznym. Początkowo wystarczyło. W 14. minucie "Lewy" miał pierwszą okazję, ale nie sięgnął piłki głową. Chwilę później zagrało już wszystko. Dośrodkowanie Jakuba Błaszczykowskiego, strzał Lewandowskiego i mamy 1:0. Napastnik Borussii Dortmund pewnie nie przypuszczał wtedy, że już do końca turnieju będzie miał jedną klarowną okazję do zdobycia gola (na początku meczu z Czechami, znów po podaniu Błaszczykowskiego), a do siatki nie trafi już ani raz.
Koronawirus w kolejnej ekipie! Kłopoty przed rozpoczęciem Euro
Blokada z Senegalem
Podczas Euro 2012 z trybun płynęła wielka energia, która momentami dodawała Polakom skrzydeł, ale ataki były chaotyczne. Po turnieju Lewandowski rozsmarował Smudę w rozmowie z portalem Sport.pl. Mówił choćby o tym, że brakowało mu wsparcia. – Nie była wina Ludo (Obraniaka - red.), że biegał daleko za mną, bo nikt mu nie wytłumaczył, jak ma grać i jak się ustawić. Nie ćwiczyliśmy tego. Piłka na skrzydło i zobaczymy, co wyjdzie. To był nasz pomysł na Euro – mówił w listopadzie 2012 roku.
Znacznie lepiej wyglądała organizacja naszej gry podczas Euro 2016, ale wtedy Lewandowski czekał na gola o wiele dłużej. By zobaczyć, jak piłka trzepocze w siatce po jego strzale, musiał doczekać do konkursu rzutów karnych w 1/8 finału ze Szwajcarią. Kapitan podszedł do piłki jako pierwszy i fantastycznym, pewnym strzałem w okienko postawił pierwszy krok w kierunku awansu do ćwierćfinału. Tam, w starciu z Portugalią, zdobył pierwszą bramkę z akcji – błąd popełnił Cedric Soares, przepuścił piłkę, Kamil Grosicki dośrodkował, a "Lewy" na jeden kontakt posłał ją do siatki. Takie sytuacje tworzą napastnika.
Ile takich sytuacji miał podczas mistrzostw świata w 2018 roku? Aż tak klarownej? Żadnej. W meczu z Senegalem ustawienie było ofensywne, ale tylko na papierze. Na boisku zostaliśmy brutalnie sprowadzeni na ziemię. Lewandowski w tym meczu ani raz nie znalazł się w dogodnej okazji – był totalnie zblokowany. W dwóch kolejnych meczach miał po jednej szansie. W starciu z Kolumbią opanował piłkę w pełnym biegu, by potem przegrać pojedynek z Davidem Ospiną. W spotkaniu z Japonia się nie popisał, bo po zagraniu Grosickiego powinien trafić do siatki. Bywa i tak. Gdy sytuacje przychodzą średnio co 150 minut – czasem zabraknie tej "kropki nad i". Najbardziej spektakularne pudło na wielkim turnieju przytrafiło się Lewandowskiego podczas meczu z Ukrainą na Euro 2016. Zaczęliśmy świetnie, ale zmarnowaliśmy dwie okazje – najpierw przestrzelił Arkadiusz Milik, potem po jego zagraniu – Lewandowski źle dostawił nogę i posłał piłkę zbyt wysoko.
Błagał trenera, by wykreślił go ze składu. Dziś znów jest liderem
Bukmacherzy mają rację?
A więc mamy dwa pudła, które niespodziewanie zakwitły na tej strzeleckiej pustyni. Siedem dobrych okazji w trzech turniejach i nie liczymy tu "pół-sytuacji", strzałów z dystansu, z tłoku czy z rzutów wolnych. W efekcie na trzech turniejach Lewandowski uzbierał dwa gole. To statystyka, która musi go uwierać. Ludzie z jego półki mają znacznie więcej goli na tym poziomie. O Cristiano Ronaldo nie ma co wspominać (38 meczów, 16 goli). Romelu Lukaku na mistrzostwach Europy i świata zdobywał bramki siedem razy. Harry Kane – sześć. Nawet Kylian Mbappe, który przecież dopiero zaczyna ma na koncie cztery mundialowe trafienia. Te statystyki tylko potwierdzają to, o czym mówią bukmacherzy. W drużynie pokroju Polski "Lewy" nie ma szans na koronę króla strzelców.
Aby nasza drużyna funkcjonowała, trzeba wykorzystać Lewego do czegoś więcej niż "tylko" zdobywanie bramek. Nogę musi dostawiać kto inny (o ile będzie do czego). Lewandowski – ze swoimi umiejętnościami, swoją renomą, wizją gry – on jest potrzebny nam na wcześniejszym etapie akcji. Bez jego wsparcia piłka nie dotrze tam, gdzie będzie można akcję zamknąć strzałem na bramkę. Inna sprawa, że do tej pory Robert w wielkich turniejach nie strzelił tzw. gola "z niczego". Dawał z siebie wiele, ale ani raz nie doszło do takiej sytuacji, w której rywale nie wiedzieliby, jak to się stało, że piłka jest w ich siatce. A wiemy, że stać go na to. A na razie wygląda to tak, że drużyna jest uzależniona od niego. Ale i on – siłą rzeczy – jest uzależniony od niej.
Paulo Sousa chce grać dwoma napastnikami, a to siłą rzeczy oznacza, że Lewandowski czasem będzie szukał miejsca poza polem karnym. Portugalski trener bywa krytykowany za to rozwiązanie, ale przecież Lewandowski tak grał już podczas Euro 2016. To Arkadiusz Milik był tym, który najczęściej znajdował się z piłką tuż przed bramką rywala. "Lewy" wracał, schodził do boku, rozgrywał, kleił akcje, a przy okazji – zawsze zabierał za sobą przynajmniej jednego obrońcę. Siłą rzeczy w polu karnym było więcej miejsca dla Milika. I on potrafił je odnaleźć, ale piłka – po jego strzałach – nie znajdywała drogi do siatki. W meczu z Niemcami napastnik Ajaxu Amsterdam zmarnował dwie fantastyczne okazje. Na rosyjskim mundialu też nie powalała skutecznością.
Ogromne zainteresowanie meczem Polaków. Kibice rywali czekają na ten mecz
Kto karmi "Lewego"?
Napastnik Bayernu świetnie rozumie te mechanizmy i zdążył się z nimi pogodzić. – Strzelanie goli na dużych turniejach jest czymś fajnym, ale jednak najważniejsza jest drużyna. Tak było choćby we Francji. Wiedziałem, że przeciwnicy będą mnie kryć bardziej i możliwe, że tym razem będzie tak samo. Jeśli jeden czy dwóch obrońców będzie pilnowało mnie, pojawia się szansa dla drugiego zawodnika. W trakcie meczu często można to zauważyć, ale potem trzeba to umieć wykorzystać – mówi przed Euro 2020. We Francji się udało. W Rosji już nie, ale tam w naszej drużynie funkcjonowało znacznie więcej niż rozegranie w ataku.
Warto też prześledzić, kto karmi Roberta. Jeśli pozostaniemy przy tych naprawdę klarownych sytuacjach – dwie z nich były po podaniach Błaszczykowskiego, dwie kolejne – Grosickiego. Gdyby "Lewy" błyszczał skutecznością asysty zaliczyliby Łukasz Piszczek (2012), Milik (2016) i Grzegorz Krychowiak (2018). Z grona tych piłkarzy na Euro 2020 pojawi się tylko Krychowiak. To kolejny dowód na to, jak wiele trzeba w tej drużynie przebudować. A co równie ciekawe – niemal wszystkie okazje były po podaniach z bocznych sektorów. Tylko jedna z nich to był prostopadłe zagranie – długa piłka od Krychowiaka w spotkaniu z Kolumbią.