{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Lekkoatletyka. Krzysztof Kaliszewski: Anita Włodarczyk mogła rzucać 85-86 metrów
Filip Kołodziejski /
Anita Włodarczyk nadal szuka mistrzowskiej formy, ale nie zmienia to faktu, że w gronie biało-czerwonych walka będzie trwała do ostatnich chwil przed wyjazdem do Tokio. Krzysztof Kaliszewski, były trener mistrzyni olimpijskie, przekazał co nieco w rozmowie z TVPSPORT.PL na temat dyspozycji Polek.
Paweł Fajdek publikuje zdjęcia ze Spały. Obostrzenia wirusowe to fikcja
Czytaj też:

Lekkoatletyka. Kamil Lićwinko: igrzyska olimpijskie w Tokio będą moją ostatnią wielką imprezą
Filip Kołodziejski, TVPSPORT.PL: – Jakie odczucia po ostatnich startach Polaków w rzucie młotem?
Krzysztof Kaliszewski: – Pozytywne. Forma u niektórych rośnie, inni jeszcze czekają na ten moment. Generalny sprawdzian będzie podczas igrzysk. Trzeba jasno powiedzieć, że forma musi być przygotowana na Tokio. Zostało niewiele czasu.
– Zerka pan na listy światowe kobiet w rzucie młotem?
– Warto wejść w profile poszczególnych zawodniczek i zobaczyć, kiedy oddawały rzuty zapisane na listach. Teraz jest istotne czy ktoś jest na fali zwyżkowej czy opadającej. Amerykanki miały dobry moment dosyć wcześniej. W czerwcu nie każda z nich jeszcze startowała, dlatego trzeba mieć wiedzę, jak wyglądają ich przygotowania do igrzysk. Może w jakiś inny sposób kumulują energię. Natomiast widać, że Malwina Kopron jest na dobrej fali. Podczas ostatniego startu w Poznaniu co prawda uzyskała średni rezultat ale wszyscy narzekali na wolne koło. Wyniki będą do poprawki na Memoriale Janusza Kusocińskiego, bo tam akurat na Lekkoatletycznym Stadionie Narodowym koło jest dobre. Kibice i trenerzy będą dużo mądrzejsi po tym starcie. Występ w Chorzowie będzie odpowiedzią na wiele pytań a przede wszystkim jak zaplanować BPS (bezpośrednie przygotowanie startowe). Jeśli po "Kusym" i Mistrzostwach Polski Seniorów w Poznaniu, okaże się, że forma "jest" u naszych zawodników, to możemy być optymistycznie nastawieni przed igrzyskami. Wśród mężczyzn Amerykanie też wyhamowali. Rudy Winkler rzucił 81,98 metra, ale teraz jest u niego zniżka formy. Trudno cokolwiek więcej powiedzieć, gdy nie zna się taktyki zawodników. Odnośnie osądu aktualnej formy zawodników z USA, musimy poczekać do ich "najważniejszego" startu w sezonie, czyli Mistrzostw USA, gdzie kwalifikacje olimpijskie zapewnia sobie pierwsza trójka.
– Wracając jeszcze do kobiet, to przywyczailiśmy się do innego nazwiska na czele tabel...
– Haha, tutaj pan pije.
– Dokładnie!
– Uważam, że jeśli Anita Włodarczyk pojedzie na igrzyska, to będzie walczyła o medal. To doświadczona zawodniczka. To, że rzuca w tym momencie, jak rzuca, może u niektórych wzbudzać przerażenie i obawę, ale tyle lat z nią współpracowałem, że wiem, iż z każdej takiej sytuacji potrafi się podnieść. W 2011 roku, gdy miała permanentne kłopoty z kręgosłupem, zaczęliśmy na sto procent trenować dopiero od 1 czerwca. Wtedy mistrzostwa świata w Daegu były rozgrywane później, pod koniec sierpnia, dlatego mieliśmy trochę więcej czasu, żeby próbować skutecznie przygotować formę. Na klimatycznym zgrupowaniu przed MŚ rzuciła 76-77 metrów, co w późniejszym rozrachunku przekładało się na medal. Niestety, miała pecha. Na dwa dni przed eliminacjami, podczas treningu, przy rzutach 5-kilogramowym młotem kontuzja się odnowiła. Skończyło się to piątym miejscem w Korei Południowej. Oczywiście, dziesięć lat temu była zdecydowanie młodsza, co trzeba brać pod uwagę.
– Pojawiła się nowa sytuacja, której kibice jeszcze nie pojęli.
– Pojawiła się nowa krew. To bardzo dobrze. Super sprawa dla konkurencji. Nie będzie tak, że Włodarczyk skończy trenować i będzie klapa. Miejmy nadzieję, że kolejne dziewczyny przekroczą 80 metrów i podtrzymają dobrą tendencję, występującą przez parę lat. Nadal trzeba pamiętać, że asem w rękawie Anity będzie... doświadczenie. Nie wiemy jeszcze, na jakim poziomie sportowym odbędą się igrzyska. Z faworytami bywa różnie. Wystarczy, że koło jest złej powierzchni i dziwne sytuacje mogą się dziać. W Poznaniu narzekano na ten element. Najbardziej z twarzą z tej rywalizacji wyszedł Wojciech Nowicki. Rzucił nie dużo bliżej niż na ostatnich zawodach, chociaż Zmęczenie i podróże dały się we znaki. Utrzymał dyspozycję. Trzeba się jednak martwić o Joannę Fiodorow. Ten sezon jest dla niej dziwny. Nie wiadomo, czy jest w stu procentach zdrowa. Wszystko w rękach trenerów. Wiedzą, co jej dolega .
– Czyli mamy się martwić o postawę Włodarczyk czy nie?
– Nie skreślałbym jej. Przy ustabilizowaniu średniej rzutów w okolicach 72-73 metrów może nastąpić odbicie na rzuty ponad 75-76 metrów, a przytrafić mogą się też dalsze próby. Trzeba podkreślić słowo "może". Włodarczyk będzie robiła wszystko, żeby udowodnić swoją przewagę. Będzie chciała pokazać, że ci, którzy "postawili na niej krzyżyk" mylili się.
– Psychika odegra największą rolę?
– Psychika i doświadczenie. To idzie w parze. Jeśli zawodniczka tej klasy się przełamie, na przykład na mistrzostwach Polski, to wszystko jest możliwe. W damskim młocie jest jeszcze taki "kłopot", że cztery dziewczyny rzucają bardzo daleko. Włodarczyk, Fiodorow, Kopron i Katarzyna Furmanek mają w tym roku część wspólną – wszystkie rzuciły powyżej 72 metrów. Jeśli któraś będzie miała słabszy dzień podczas MP, to ciekawe będzie, jak do takiej sytuacji podejdą osoby z Polskiego Związku Lekkiej Atletyki. Wszystkie zawodniczki mają minima na igrzyska i teraz pytanie, które z nich polecą do Tokio. Może pojechać tylko trójka...
– Poruszmy jeszcze temat mężczyzn. Paweł Fajdek lideruje na listach z wynikiem 82,98 metra. Dokładnie tyle samo rzucała Anita Włodarczyk, bijąc rekord świata (u kobiet młot waży 4 kg, u mężczyzn 7,26 kg – przyp. red.).
– Jeśli chodzi o Fajdka i jego sztab, to mam tylko informacje docierające z mediów, zresztą tak jak w przypadku innych zawodniczek i zawodników. Wiem, że zrezygnował z czwartego rzutu w DME w Chorzowie ze względu na ból pośladka. Być może chwilowa słabsza dyspozycja związana jest z kontuzją. Jeśli nie jest to prawda i był w pełni sprawny, to trochę szkoda, że nie wykorzystał szansy, by rzucić jeszcze dalej. Pamiętam, gdy w 2016 roku Anita biła rekord świata na Stadionie Narodowym i to były jej ostatnie zawody w sezonie. Schodziła z jet-lag po powrocie z Brazylii. Wniosła się na wyżyny, osiągając taki wynik. Błędem był jednak fakt, że nie zdecydowała się na kolejne starty. Być może rekord wyśrubowałaby do okolic 85-86 metrów. Było ją na to stać. Fajdek chyba też nie powinien marnować takich szans, jeśli czuł się dobrze. Taka dyspozycja może się już nigdy nie powtórzyć. Nie chcę się jednak wtrącać w pracę sztabu szkoleniowego Fajdka. Trzymajmy kciuki za wszystkich polskich sportowców.
– Jest jeszcze trochę czasu na poprawienie ostatnich niuansów.
– Niby tak, ale warto pamiętać, że jeśli uczciwie nie przepracowało się okresu przygotowawczego, to ciężko liczyć na wiele, zmieniając tylko niuansy, Włodarczyk rzuciła 81,08 m w 2015 roku na Memoriale Kamili Skolimowskiej w Cetniewie, a później nie mogła poprawić tego rezultatu podczas MŚ w Pekinie (80,85 m – przyp. red.) będąc tam w życiowej formie. Z jednej strony fajnie jest wypaść dobrze w mityngach tuż przed najważniejszą imprezą, ale z drugiej strony, może być później ciężko z progresem na imprezie głównej sezonu. Cel jednak został osiągnięty, jako pierwsza kobieta przekroczyła 80 metrów, na szczęście wynik z Cetniewa "poszedł w Świat". W 2015 niuansy zaważały na tym, że nie udało się poprawić na Mistrzostwach Świata rekordu życiowego, ale zawsze mogło być odwrotnie, najważniejsze, żeby wyciągać poprawne wnioski.
– Należy pompować balonik oczekiwań czy wręcz przeciwnie?
– Dziennikarze muszą o czymś pisać. Zawodnicy już sami w sobie mają presję. Fajdek ma w tym momencie największą. Być może uratuje go fakt, że pracuje z psychologiem i z „doświadczonym” starszym kolegą. Igrzyska w tym roku będą dziwną imprezą. Zakładam, że się odbędą, jeśli mieszkańcy Japonii nie wyjdą na ulicę i nie będą protestować, blokując w ten sposób rozpoczęcie Igrzysk Olimpijskich. Nie przyjmujmy jednak takiego przebiegu zdarzeń. Nadal nie wiadomo, czy jacykolwiek kibice będą mogli zasiadać na trybunach co jest pierwszym i największym minusem. Drugim minusem jest też fakt, że sportowcy bardzo często będą mieli przeprowadzane testy na wirusa. Pojawi się dyskomfort. Trzeci minus dotyczy zakazu opuszczania miejsca skoszarowania w celach innych niż rywalizacja sportowa. Nie będzie można wysunąć nosa poza wioskę olimpijską. Nie każdemu takie obostrzenia będą dobrze służy. Sportowcy będą się także bali, żeby się nie zarazić od innych przebywających w wiosce olimpijskiej, co może generować nie zdrowe sytuacje, wyobraźmy sobie, że ktoś na stołówce zacznie kichać i kaszleć. Zachorowanie na covid-19 , równa się z wykluczeniem z rywalizacji sportowej na IO. Nie należy pompować balonika. Mogą być różne przyczyny słabszych wyników albo w ogóle braku występu. Trzeba życzyć zdrowia i wytrwania w tak ciężkich warunkach każdemu z osobna. Pocieszające jest to, że wszyscy będą mieli takie same warunki, nie będzie to korespondencyjny start. Pierwszy raz czeka nas tego typu impreza. Powinien być dodany przydomek do igrzysk – "pandemiczne”, dla tego mogą być niespodzianki.
– Nadal na bieżąco żyje pan sportem?
– Cały czas jestem myślami w sporcie. Czytam, przeglądam wyniki. To, że jestem na tę chwilę bezrobotny, nie zwalnia mnie z tego, żeby nie śledzić, co się dzieje. Czerpię z tego przyjemność. Pojawiają się przemyślenia, typy. Myślę, że Marcin Krukowski może być "czarnym koniem" reprezentacji w Tokio. Zobaczymy, jeszcze jak Maria Andrejczyk. Dużo się dzieje. W pewnych konkurencjach świat bardzo nam uciekł – przede wszystkim biegowych. Igrzyska to jednak turniej. Trzeba się dobrze przygotować pod wieloma względami.