Radość po punkcie wyrwanym w meczu z Hiszpanami jest uzasadniona. Ale już optymizm przed spotkaniem ze Szwecją – niekoniecznie. Dlaczego?
POWEEKENDOWA EUFORIA
Atmosfera wokół polskiej reprezentacji po porażce ze Słowacją była beznadziejna, co miało swoje logiczne podstawy. Nie chodzi już nawet o sam fakt, że przegraliśmy ze znacznie niżej notowanym zespołem, choć to oczywiście też bolesne. Przede wszystkim jednak – przegraliśmy w stylu, który nie przystoi drużynie, mającej w składzie najlepszego napastnika świata, gwiazdy Serie A, ligi rosyjskiej, utalentowanych piłkarzy z Premier League i Bundesligi. Nic więc dziwnego, że piłkarze stali się chwilowo "niekochani", a wielu kibiców straciło wiarę w Paulo Sousę. Portugalczyk prowadził w końcu zespół w kilku meczach, w każdym wystawiał inny skład, kombinował, eksperymentował, co nie przynosiło żadnego efektu. A nawet nie tyle żadnego, co negatywny, bo najważniejszy i pozornie najłatwiejszy mecz na Euro 2020 biało-czerwoni skończyli choćby bez punktu.
Trudno było się więc dziwić temu, że fani wpadali przed konfrontacją z Hiszpanami w defetystyczne tony i wielu z nich nie zastanawiało się, czy Polska ten mecz przegra, tylko: jak wysoko? Strzelą nam dwie, trzy czy cztery bramki? A może w ogóle powtórzy się scenariusz sprzed kilku lat, gdy La Roja przejechała się walcem, wrzucając drużynie Franciszka Smudy sześć goli i tym samym zakończy nasz udział w turnieju? Tak się jednak nie stało, bo zespół portugalskiego selekcjonera sensacyjnie zremisował 1:1, co wywołało euforię w narodzie. Czy uzasadnioną? Z perspektywy "suchego" wyniku tak, bo w końcu z jedną ze światowych potęg udało się nie przegrać i zachować szansę na awans do fazy pucharowej (inna sprawa, że ta potęga jest w beznadziejnej formie, w marcu zremisowała z Grecją i wygrała z Gruzją po golu w doliczonym czasie). Z perspektywy samej gry – niezbyt. Gdyby obiektywnie spojrzeć na to spotkanie, można by uznać, że piłkarze w białych koszulkach szczęśliwie zremisowali po meczu, w którym odstawali piłkarsko, ale mieli trochę szczęścia i wyszarpali punkt.
KAMIEŃ WĘGIELNY
Sousa dużo mówi przed kamerami o tym, że chce odmienić oblicze reprezentacji Polski. Zdaje sobie sprawę, że przez lata mieliśmy łatkę drużyny, która dobrze czuje się w grze z kontry, korzysta z niezbyt wyszukanych instrumentów w drodze po kolejne zwycięstwa i częściej stara się rywalowi przeszkadzać niż go dominować. Jako człowiek z Półwyspu Iberyjskiego, gdzie świętością jest posiadanie piłki i futbol techniczny, który jednak lwią część życia spędził na Półwyspie Apenińskim (tam z kolei biblią młodych trenerów są encyklopedie i poradniki taktyczne), postanowił nauczyć Polaków robić użytek z piłki przy nodze. Cel to szczytny, idea wspaniała i godna pochwały, ale między teorią a praktyką jest jeszcze spora przestrzeń do zagospodarowania. Chcieć a móc to dwie różne rzeczy. Jak dotychczas niewiele widzieliśmy spotkań, w których elokwentne wypowiedzi i kreatywne koncepcje trenera, przekładałby się na boisko. Rzeczywiście doszło do zmiany ustawienia, rzeczywiście jesteśmy drużyną elastyczną taktycznie, która zmienia systemy w trakcie spotkań, ale niekoniecznie przy tym przyjemność sprawia oglądanie Polaków w akcji i – co najważniejsze – nie daje to zwycięstw.
Po meczu z Hiszpanią nietrudno było się jednak spotkać z opiniami o micie założycielskim, jakim miałoby być to spotkanie w historii pracy Sousy z kadrą. O kamieniu węgielnym, na którym zostanie zbudowany zespół. Zespół grający widowiskowo, ofensywnie, wychodzący na boisko pewny swojej wartości i chcący górować nad przeciwnikiem. Spychać go do narożnika, konsekwentnie obijać z każdej strony, aż w końcu brutalnie nokautować.
Oglądając ten mecz na chłodno, po raz drugi i trzeci, trudno jednak uciec odczuciu, że gdzieś już taki scenariusz widzieliśmy. Heroiczna walka w defensywie, dużo zadziorności, fauli, fizycznych starć, kilka kontrataków i w nieco szczęśliwych okolicznościach zdobyty punkt. Być może było w tym spotkaniu kilka przebłysków, które świadczą o wpływie Sousy na zespół. Portugalczyk w trudnym momencie nie bał się dać szansy debiutu na wielkim turnieju 17-latkowi, bramkowa akcja biało-czerwonych była czymś, co chcielibyśmy oglądać częściej, mogliśmy Hiszpanom wsadzić drugą a nawet trzecią bramkę. Ale to wszystko za mało, by twierdzić, że teraz będzie już z górki, reprezentacja się rozkręca, a Sousa odcisnął na drużynie piętno.
WYGODNA NARRACJA
Sobotni mecz nie był w wykonaniu biało-czerwonych niczym specjalnym. Bo nie był i takie spotkania rozgrywaliśmy też za kadencji Jerzego Brzęczka. Momentami dramatycznie broniliśmy się we własnym polu karnym, oddech łapaliśmy, gdy akurat któryś z obrońców (zazwyczaj Kamil Glik) wykopywał piłkę na połowę przeciwnika lub w trybuny, a w ofensywie polegaliśmy na indywidualnych zrywach. Bo narracja wielbicieli Sousy zmienia się w błyskawicznym tempie. To trochę jak z tym powiedzeniem "jak chcesz uderzyć psa, to kij się znajdzie". I analogicznie: jeśli chce się obronić Sousę, argument się znajdzie. Można powiedzieć, że w zespole Brzęczka Moder nie zdecydowałby się na efektowne kółeczko i napędzenie akcji, po której padł gol. Można powiedzieć, że Brzęczek z Hiszpanami zamurowałby się jeszcze rozpaczliwiej i meczu nie wygrał. Można powiedzieć, że za kadencji poprzedniego selekcjonera Polacy nie pressowali tak ochoczo rywala i bali się wychodzić z własnego pola karnego, gdy przeciwnik górował nad nimi technicznie. Oczywiście, że można, lecz to wszystko naciąganie argumentów pod tezę.
Gdy biało-czerwoni tracili seryjnie gole po stałych fragmentach gry, rozczarowywali co mecz i przegrywali na inaugurację, w przekazie publicznym winą obarczani byli zawodnicy. Jeden zaspał po dośrodkowaniu, drugiemu uciekł przeciwnik, trzeci niewystarczająco agresywnie doskoczył do napastnika, a czwarty odwrócił się akurat przy strzale. Gdy jednak biało-czerwonym udało się kilka składnych akcji, okazuje się, że na drużynie widać rękę Sousy, który wyprowadza Polaków z drewnianych chatek i uczy futbolu.
Nie jest w stu procentach prawdą ani jedno, ani drugie. Sousa ani nie jest tak dobry, jak mówią, ani nie jest tak słaby, jak mówią. Szuka, eksperymentuje, nie wygrywa meczów (poza eliminacyjnym z Andorą, jednym z siedmiu dotychczasowych) i stara się nas przekonać, że z nim u sterów rozwijamy się jako naród, lepiej zaczynamy rozumieć piłkę, więcej na boisku dostrzegamy, chłoniemy wiedzę taktyczną i powinniśmy cierpliwie czekać, bo wkrótce przełoży się to na boisko i obejrzymy reprezentację nie taką, która muruje dostępu do własnej bramki, tylko taką, przed którą murują dostęp do bramki. Cóż, może tak będzie, tego trzeba trenerowi życzyć. Jak na razie więcej jest jednak wątpliwości i argumentów za tym, by do jego entuzjazmu podchodzić ostrożnie. Prawdopodobnie w Queens Park Rangers, Swansea, Leicesterze City, TJ Quanjian czy Girondins Bordeaux też wierzyli, że nauczą się w futbolu na nowo, ale albo brakło im cierpliwości, albo okazało się, że nawet najśliczniejsze teorie wciąż są tylko teoriami.
CO DRUGIE PODANIE NIECELNE
Garść statystyk, by nie być gołosłownym. W meczu z Hiszpanią biało-czerwoni wykonali 128 celnych podań, co stanowi 59 procent zagrań, mających docelowo dotrzeć do kolegi z boiska. Mniej więcej co drugie takie zagranie było zatem niecelne. Oddać udało się 2 strzały, tylko przez 24 procent czasu gry posiadać piłkę. Choć mecz skończył się bramkowym remisem, wskaźnik xG (tzw. oczekiwane gole) był znacznie na korzyść Hiszpanów (2,95 do 1,32), którzy w drugiej połowie zmarnowali rzut karny i dobitkę po tym, jak piłka trafiła w słupek, a Alvaro Morata miał przed sobą pustą bramkę. La Roja miała 5 okazji bramkowych, Polacy 2. Warto jednak docenić, że znacznie skuteczniej walczyliśmy, szybko doskakiwaliśmy do przeciwnika i potrafiliśmy wyłuskiwać piłkę. Mieliśmy aż 22 odbiory (przy 8 Hiszpanów), 15 przejęć piłki (7 Hiszpanów), 31 wyjaśnionych sytuacji (10 Hiszpanów).
Bez piłki przy nodze radziliśmy sobie rzeczywiście znakomicie. Umiejętnie przeszkadzaliśmy rywalowi, wybijaliśmy go z rytmu, staraliśmy się minimalizować ryzyko, choć i tak nie ustrzegliśmy się błędów, bo dorobek bramkowy gospodarzy powinien być znacznie okazalszy. Problem pojawiał się jednak, gdy byliśmy już w posiadaniu, co jest przecież zaprzeczeniem teorii trenera Sousy. On chce w końcu, byśmy z futbolówki potrafili robić użytek, byśmy cierpliwie i konsekwentnie budowali akcje, wychodzili spod pressingu, przenosili ciężar gry spod własnej bramki pod cudzą. Statystyki są jednak zaprzeczeniem tych teorii.
Niechlujność to coś, co rzuca się w oczy przede wszystkim, gdy analizuje się wyniki poszczególnych piłkarzy w tamtym spotkaniu. Nie można jednak zwalać wszystkiego na brak precyzji. Jeśli zawodnicy jednego zespołu tak często podają pod nogi przeciwnika, to nie dlatego, że są słabymi piłkarzami, którzy mają problem z tym, by kopnąć prosto piłkę. Dzieje się tak, bo odpowiednia liczba kolegów nie pojawiła się na pozycji, bo nie było komu podać, bo rywale zdążyli obsiąść gracza pressingiem, bo drużyna nie funkcjonowała w sposób, który pozwoliłby uniknąć notorycznych strat. Bartosz Bereszyński miał tylko 14 celnych prób na 27 wykonanych, Kamil Glik 10 na 14, Mateusz Klich 15 na 21, Piotr Zieliński 21 na 27, Jakub Moder 9 na 19, Tymoteusz Puchacz 8 na 13, a Robert Lewandowski 9 na 18. Karol Świderski też zresztą wykonał 4 celne podania z 7, Wojciech Szczęsny 14 z 32.
MECZ PRAWDY
Sousę chwali się również za odwagę w stawianiu na młodzież, choć razi hurraoptymizm, który panuje wokół wejścia na plac Kacpra Kozłowskiego. Postawienie na 17-latka i uczynienie go najmłodszym piłkarzem w historii Euro jest z pewnością czymś niecodziennym i godnym pochwały. Chcemy oglądać zawodników dopiero wkraczających do poważnego futbolu, utalentowanych, odważnych. Ale to nie jest tak, że Portugalczyk pokazuje nam coś, czego świat futbolu jeszcze nie widział. Adam Nawałka miał swojego Bartosza Kapustkę, Sousa ma swojego Kozłowskiego. Generalnie jak Europa długa i szeroka, jeśli jakiś piłkarz zdecydowanie przerasta rówieśników i widać w nim potencjał na gwiazdę, dostaje szansę. Po meczu z Hiszpanami trzeba być jednak dalekim od zachwytów jego grą, bo przez 35 minut wykonał jedno celne podanie, zmarnował jedną świetnie zapowiadającą się kontrę i cztery razy stracił piłkę. Świetnie, że nie boi się dryblować i nie ma kompleksów, ale jego wejście na boisko wcale tak wiele nie dało.
Mecz ze Szwecją będzie specyficzny, bo biało-czerwoni muszą go w końcu wygrać, by awansować do fazy pucharowej. Prawdopodobnie nie będą mogli ograniczyć się do wykopywania piłki z własnego pola karnego i kontrowania. Rywal zmusi ich, choćby na jakiś czas, do prowadzenia gry, do konstruowania ataków pozycyjnych, do wykazywania inicjatywy. Ale jest przy tym zespołem bardzo zgranym, zorganizowanym i poukładanym. W dwóch dotychczasowych meczach na Euro 2020 nie stracił nawet gola, ma już w dorobku cztery punkty i zapewniony awans do fazy pucharowej. Wśród polskich kibiców panuje spory optymizm, co jest poniekąd uzasadnione. Ale jeszcze większy mógłby panować, gdybyśmy przekonujący i w przyjemnym stylu ograli Słowaków. Wtedy byłyby podstawy, by uwierzyć, że biało-czerwoni potrafią grać w piłkę i zaczynają realizować wizję Sousy. Na razie są jednak domysły i nadzieje, które oparto o mecz, będący zaprzeczeniem koncepcji Portugalczyka.
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (960 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.