W pierwszym secie drużyna prowadzona przez Vitala Heynena była pełna energii, wygrała pewnie. W drugiej partii było już nieco gorzej. Zespół się jednak otrząsnął, dogonił rywali i niestety zabrakło szczęścia, by przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę – mówi o finale Ligi Narodów Marcin Możdżonek.
Sara Kalisz, TVPSPORT.PL: – 22 procent w ataku i 14 w przyjęciu. Wie pan czyje to statystyki? Wilfredo Leona. Chyba nie grał tak słabego spotkania w kadrze, prawda? Trafiło akurat na finał.
Marcin Możdżonek: – Szczerze? Nie interesują mnie statystyki i liczby. Na tym etapie zwracałem uwagę na to, jak nasi zawodnicy zachowywali się na boisku i jak reagowali na to, że są bardzo zmęczeni miesiącem spędzonym w bańce w Rimini. Jeśli chodzi o grę Brazylii i Polski, widać było, że zespoły są na dwóch różnych etapach przygotowań. Było dużo pozytywnych aspektów w finale i przez ten pryzmat spojrzałbym na rywalizację.
W pierwszym secie drużyna prowadzona przez Vitala Heynena była pełna energii, wygrała pewnie. W drugiej partii było już nieco gorzej. Zespół się jednak otrząsnął, dogonił rywali i niestety zabrakło szczęścia, by przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Trzecia, czwarta odsłona to sety prób. Rywale odskakiwali, łapali wiatr w żagle i na tym poziomie przy przewadze czteropunktowej pokazali, że zapasu nie wypuszczają.
W okolicach 19:19 wydawało się, że przewagę zaczną budować Brazylijczycy. Mocny atak pana Kubiaka bardzo mocno nam pomógł. W takich momentach kapitan nie zawodzi, w takich jest potrzebny #VNL2021 pic.twitter.com/Hd79AwH9iw
— Sara Kalisz (@SaraKalisz) June 27, 2021