Szwajcaria jest jedną z rewelacji Euro 2020. W ćwierćfinale podejmie Hiszpanię. Transmisja meczu w Telewizji Polskiej, TVPSPORT.PL i aplikacji mobilnej. Zanim jednak na boisku pojawią się obie drużyny, rozmawiamy z Kamilem Tyborem, ekspertem od szwajcarskiego futbolu, który pomoże nakreślić szczegółowy obraz piłkarzy Vladimira Petkovicia. – Realizują wcześniej założony cel. Ich wyniki, koniec końców, nie mogą dziwić – ocenia Helwetów, którzy na trzeciej z rzędu wielkiej imprezie zameldowali się w fazie pucharowej.
Rafał Majchrzak, TVPSPORT.PL: – Vladimir Petković i Szwajcarzy awansowali już do 1/8 finału na Euro 2016 i mistrzostwach świata w 2018 roku. Zagrali w Final Four Ligi Narodów. Teraz są w ćwierćfinale Euro 2020. Ta lista powala. Umiesz dziś wskazać rzecz, w której Szwajcaria jest najlepsza? Te cztery mecze są wymierne? Mają na koncie przecież blamaż z Włochami i kapitalny rollercoaster z Francją.
Kamil Tybor: – Reprezentacja Szwajcarii i jej ostatnia gra to dość spory paradoks. Helweci zdążyli już do tego przyzwyczaić. To kadra z dość sporym potencjałem, budowana według pewnego schematu już od dawna. Są drużyną stabilną, jak na europejskie warunki. Ale kompletnie nie radzą sobie z teoretycznie słabszymi od siebie przeciwnikami. Pokazał to choćby ten pierwszy mecz z Walią (1:1). Szwajcarzy narzucają swój styl, lecz gdy wkrada się chwila rozluźnienia, kompletnie przestaje działać to wszystko, co wychodziło perfekcyjnie. Stąd biorą się te gorsze spotkania. Kiedy jednak muszą mierzyć się z wyżej notowanymi rywalami, wychodzi ich siła: bardzo ambitny kolektyw pozbawiony strachu. To jest właśnie największym atutem "Nati" i może zaprowadzić ich naprawdę wysoko. Nie ma znaczenia, czy grają akurat z Francją, Niemcami czy Hiszpanią, bo nawet wtedy potrafią narzucać swój styl i przeć do przodu.
Druga sprawa: drużynę prowadzoną przez Petkovicia cechuje spora elastyczność taktyczna. Szwajcarzy potrafią grać płynnie w tym względzie, zmieniać formacje w zależności od faz gry czy dostosowywać je pod konkretnego przeciwnika. Z Włochami się nie udało, ale na tym wyniku mogło zaważyć podłamanie po niewykorzystaniu premierowej szansy na zwycięstwo z Garethem Bale'em i spółką. Później jednak Szwajcarzy ocknęli się z letargu i wyglądało to o niebo lepiej. Po tym zadziwiającym zwycięstwie z Francuzami, choć całkowicie zasłużonym, może być tylko lepiej. Jeszcze bardziej "nakręceni" Helweci mogą wykorzystać te wspomniane atuty i przełożyć to na kolejne dobre wyniki.
– Zazdrościsz Szwajcarom spokoju? Pracowało z nimi dotąd w XXI wieku tylko czterech selekcjonerów. Enzo Trossero, Kobi Kuhn, Ottmar Hitzfeld, a teraz Vladimir Petković – w porównaniu z Polakami i Holendrami nie lubią zmieniać często trenerów.
– Czy zazdroszczę? Może trochę, ale przecież nie mam na to wpływu. Szwajcaria to zupełnie inne podejście, inny tok myślenia niż to dobrze znane nad Wisłą, dlatego nie ma nawet co tego porównywać. Nie zazdroszczę, bo polskiego podejścia, impulsywności czy nonszalancji nie da się porównać z tym szwajcarskim: pragmatycznym, drobiazgowym czy skupianiu się na celu.
Mentalność kraju i jego mieszkańców przekłada się na różne dziedziny życia, w tym oczywiście na futbol. Tam już dawno zdano sobie sprawę z jednego. Aby podnieść jakość piłkarstwa, należy podjąć zdecydowane działania i po prostu czekać na efekty, a nie zmieniać wszystko co pół roku, bo cud sam się nie wydarzy. Wprowadzono schematy szkolenia, postawiono na edukację trenerów i mamy pierwsze efekty. Naturalnie odbyło się to też z dużą dozą cierpliwości. Tak samo było z reprezentacją narodową. Petkoviciovi zaufano, pozwolono pracować i przede wszystkim dano narzędzia do tej pracy. To on przeprowadził też zmianę pokoleniową w kadrze. Wyszło to bardzo dobrze, dlatego można spijać śmietankę. Wszystko jednak zaczęło się już dawno temu, a za praojca sukcesów też można uznawać Hitzfelda.
– Przywiązywanie uwagi do tego, że zmiany w meczu z Francją dały swoje jest krótkowzroczne? Czy raczej Mario Gavranović i Kevin Mbabu byli istotnie kluczowymi zawodnikami, choćby przy serii Harisa Seferovicia bez strzelonego gola, która trwała 223 minuty aż do trzeciego meczu grupowego?
– Te zmiany w meczu z Francją były bardzo dobre. W początkowej fazie turnieju Seferović zawodził dość mocno, wielu oczekiwało od niego, że weźmie na swoje barki ciężar zdobywania bramek. Ale o tych dwóch meczach grupowych z Walią i Włochami w jego wykonaniu trzeba jak najszybciej zapomnieć – były słabe. Gavranovic dał impuls w meczu z Francuzami, nie bał się i rozegrał dobre zawody, podobnie jak Mbabu, który wcześniej nie imponował.
Jak to właściwie jest z tą rotacją u Szwajcarów? Trener Petković dysponuje bardzo solidnym składem, zawodnicy w kadrze prezentują bardzo podobne umiejętności, mają też niekiedy podobny profil piłkarski. Dochodzi do tego uniwersalność, bo kilku z reprezentantów z powodzeniem może występować na różnych pozycjach. Dlatego selekcjoner ma większe pole manewru, w zależności od tego, jakie starcie czeka zespół bądź jak układa się mecz. Zmiany mogą być atutem Helwetów, tak jak właśnie 1/8 finału.
– Lewy obrońca Ricardo Rodriguez, kolega klubowy Karola Linettego z Torino... spudłował karnego w meczu z Francją, to prawda. Czy widzisz jednak w nim tę złość? Pamiętam przecież, że został wypchnięty z Milanu przez Theo Hernandeza, ale teraz wydaje się on być jednym z liderów kadry. Rzutu karnego nie oddajesz byle komu, a zresztą na tym turnieju częściej zawodnicy pudłują niż trafiają...
– Rodriguez nie grał zbyt wiele we Włoszech, to nie był jego sezon i wielu powoli zaczęło go skreślać. W kadrze Szwajcarii jest jednak jednym z kluczowych zawodników, stawia na niego selekcjoner. W newralgicznych momentach liczą również koledzy. Obok Shaqiriego i Xhaki jest jednym z bardziej doświadczonych, ogranych i utytułowanych piłkarzy. Dlatego po części i na nim spoczywa odpowiedzialność za zespół. Sam przed rozpoczęciem turnieju twierdził, że czuje się dobrze. Jego forma też jest dobra, trenuje po to, żeby tej drużynie coś dać i tak właśnie jest – ten spudłowany karny tutaj niczego nie zmienia.
– Steven Zuber z Eintrachtu zaliczył na jednym Euro więcej asyst niż w dwóch ostatnich sezonach Bundesligi, z czego aż trzy ostatnie podania miały miejsce w meczu o awans z grupy z Turcją (3:1). To jest najbardziej niedoceniany piłkarz Helwetów?
– Myślę, że w takim stwierdzeniu może coś być. Ci, którzy śledzą poczynania reprezentantów Szwajcarii w klubach i przyglądają się ich karierom wiedzą jednak od dawna, że Zuber jest po prostu bardzo dobrym piłkarzem. To solidny zawodnik, taki, który poniżej pewnego poziomu nie schodzi. Dodatkowo, w kadrze Petkovicia jest jednym z tych uniwersalnych, o których wspominałem wcześniej. Może zagrać na kilku pozycjach: boki pomocy, środek pola, poradzi sobie nawet w obronie. Jeżeli gra, to wzbogaca drużynę. Podobać się w nim może też pewność siebie, o której sam często wspomina. Nie jest jednak przesadzona ani też wybujała.
– Yann Sommer albo Jordan Pickford – te dwa nazwiska wskazać można, myśląc o najlepszym bramkarzu na Euro. Umiałbyś dziś powiedzieć, że Sommer jest lepszy nawet od Anglika? Gole puszczone w fazie grupowej pewnie nieco obniżą notę.
– Pytałeś o niedocenianych zawodników. Tutaj odpowiem właśnie tak: według mnie, Sommer to jeden z najbardziej niedocenianych zawodników/bramkarzy w Europie. Reprezentacja Szwajcarii często porównywana jest do polskiej kadry, mówi się też, że Polacy słyną ze świetnej szkoły bramkarzy. Dokładnie tak samo jest w Szwajcarii. Zauważ, że Sommer to nie jest jedyny zawodnik na tej pozycji, który potrafi bardzo dużo dać drużynie i być jej jasnym punktem. Wcześniej był to Pascal Zuberbuehler, którego pamiętamy choćby z mundialu w 2006 roku. Teraz jest jeszcze choćby Gregor Kobel z VfB Stuttgart. Sommer tylko wpisuje się w ten trend. Szczerze powiem, że gdybym był defensorem, to za plecami wolałbym mieć właśnie Sommera, a nie Szczęsnego.
Co więcej? Ze śmiałością można nazwać Sommera bramkarzem turniejowym. Ma niesamowity zmysł do bronienia "jedenastek".
– Pokazał to choćby, broniąc kluczowy strzał Mbappe.
– Tak. Z ostatnich 10 rzutów karnych obronił trzy, a w całej swojej karierze na 82 próby udało mu się zatrzymać aż 19. Świetnie to wygląda procentowo: ponad 23 proc. obron. Przypomnieć można listopadowy mecz z Hiszpanią w Lidze Narodów, gdzie obronił dwa rzuty karne. To klasa sama w sobie. Nie chciałbym porównywać go z Pickfordem, ale powiem, że Sommer potrafi więcej dać drużynie i odcisnąć trwalsze piętno na jej wynikach niż Anglik.
– Granit Xhaka ma już lżejsze dni po ostatnie lepszych meczach? Ta "afera" ze sprowadzeniem fryzjerki przed meczem z Włochami odbiła się echem choćby za sprawą Reutersa, Xhaka był za to krytykowany po nieudanym meczu w Rzymie. Wystarczyły tlenione włosy, by się do gracza Arsenalu doczepić...
– Warto wyjaśnić sprawę szerzej. Zacząłbym od tego, że te tlenione włosy to nie problem sam w sobie, a tylko część szerszego kontekstu. Nie była to w Szwajcarii "sprawa życia i śmierci". Temat został poruszony na konferencji prasowej, przewinął się przez media, ale czy w kraju odbiło się to jakimś ogromnym echem w kraju? Nie aż tak.
–O co chodzi z tym szerszym kontekstem?
– Przed turniejem największą obawą Szwajcarów było to, by jak najlepiej wykorzystać potencjał piłkarski. Żeby nie pojawiły się zbędne i poboczne. Żeby choć raz nie mieć do czynienia z "wyskokami" związanymi z pochodzeniem narodowościowym czy innymi kaprysami. Wiadomo, że kadra budowana jest na potomkach imigrantów z różnych państw. To ludzie mający w żyłach gorącą krew, którzy okazują swój temperament i gorące głowy. Masz przykład z mundialu w Rosji. Xhaka oraz Shaqiri manifestowali tam symbol dwóch orłów widoczny na fladze Albanii. Zrobili to w meczu z Serbią, z którą Albańczycy pozostają w konflikcie politycznym. Przecież to mogło zakończyć się osłabieniem drużyny.
Wizyta fryzjera nie wywołała pozytywnych emocji. Znowu zaczęto zastanawiać się, czy inne sprawy stają się ważniejsze niż piłka. Przecież kadra miała cały czas skupiać się wyłącznie na celu sportowym. Wydaje się, że Xhace zostało to już wybaczone. Po dobrych występach teraz raczej wszyscy zamartwiają się jego zawieszeniem za żółte kartki i absencją w spotkaniu z Hiszpanią.
– Panuje zdziwienie, że z "bundesligowych drużyn" to Szwajcarzy zaszli najdalej? Austria nie sprostała Włochom, Niemcy odpadli z Anglią – jedyne nielogiczne rozwiązanie padła w starciu z Francją. Przy tym, jak niemieccy trenerzy i generalnie szeroko pojęta "niemieckość" wyznaczają standardy w piłce, czy jest to dziwne, że akurat Helwetów widzimy w 1/4 finału? Czy to raczej normalność, do której trzeba przywyknąć?
– Szwajcaria jest jak Niemcy, a Niemcy są jak Szwajcaria. Ja powiedziałbym, że ta "szwajcarskość" manifestuje się jeszcze mocniej i intensywniej. To bardzo specyficzny naród. W niektórych kwestiach jest jeszcze lepszy niż Niemcy. To dlatego w dużej mierze życie w Szwajcarii wygląda tak, jak wygląda. Czyli... jest świetne.
Z wiadomych względów (bliskość gór, prymat innych sportów narodowych) piłka nie była nigdy największym priorytetem. Gdy zaczęło się to zmieniać i stosować jasne schematy, to i ona zaczęła się zmieniać na lepsze. Przyjęto dużo niemieckich wzorców, ale zaczęto je także modyfikować i tworzyć własne. Efekty – jak wspominałem wcześniej – możemy podziwiać i są to wyniki helweckich klubów w europejskich pucharach, gdzie FC Basel grało w XXI wieku w półfinale Ligi Europy. O rezultatach kadry już mówiłeś.
"Nati" wspinają się w futbolowej hierarchii, robią to spokojnie, stawiają małe kroki. Nie cofają się tak, jak Polacy. Ten mecz z Francją można traktować w formie niespodzianki, ale trzeba pamiętać, że podobne rezultaty Szwajcarzy osiągali już wcześniej. To nie jest wielki przypadek, a raczej stopniowe wykonywanie wcześniej ustalonego celu.
– I wreszcie – na jakie atuty Szwajcarów może "naciąć się" Hiszpania? Wydaje ci się, że scenariusz z 1/8 finału z Chorwacją może się powtórzyć? W poniedziałek to były wręcz bliźniaczo toczące się mecze, przynajmniej do 90. minuty, gdy Chorwaci i Szwajcarzy doprowadzali do dogrywki oraz wyniku 3:3.
– Myślę, że może to być podobny mecz do tego wspomnianego z listopada. Szwajcarzy nie będą stać w nim na straconej pozycji. Cel osiągnęli, mieli zagrać w 1/8 finału i zagrali. Wszystko, co dzieje się dalej, to pisząca się piękna historia. Zagrają dodatkowo podbudowani po wiktorii z Francją, bez presj. Jak wiadomo, Hiszpania ostatnio nie jest już tą najlepszą wersją siebie, może być dużo łatwiej.
"Nati" rozpoczną pewnie w swoim podstawowym ustawieniu 1-3-4-1-2. Niedogodnością może być odpowiednie zastąpienie Xhaki. Gracz Arsenalu jest płucami, mózgiem i sercem tej kadry. Ma na koncie 98 występów w kadrze. Wyłączając mecz Ligi Narodów z Ukrainą, gdzie nie było go w kadrze meczowej, ostatni raz w meczu reprezentacji o punkty nie zagrał 5 lat temu. Ale Petković też pokazał już, że z problemami potrafi sobie radzić. Kto zastąpi Xhakę? Prawdopodobnie albo Denis Zakaria z Borussii Moenchengladbach albo Djibril Sow, inny piłkarz Eintrachtu. Są to zawodnicy o nieco innej charakterystyce.
Możliwe, że selekcjoner przygotuje jakąś taktyczną mieszankę wybuchową. Wszystko po to, by Hiszpanię zaskoczyć. Przecież te dwie drużyny znają się doskonale. Atut? Szwajcarzy nie mają już niczego do stracenia, mogą tylko wzlatywać. Co więcej, mają w kadrze choćby Shaqiriego, a on może rozstrzygać o losach pojedynku indywidualnie. To Hiszpanie są pod presją i to im może zapalić się grunt pod nogami.