Troje polskich lekkoatletów będzie funkcjonowało na igrzyskach olimpijskich w Tokio na innych prawach niż reszta kadry. – Akredytacja "sportowca alternatywnego" to formalność, bez wpływu na jakość pracy – uspokajają w PZLA. Jedno oznaczenie na plakietce oznacza jednak m.in., że organizator nie zapewni im wyżywienia. Ani chociażby wejścia na trybunę stadionu podczas zawodów.
Dyskusje w kuluarach na ten temat trwały długo, podobnie jak niepewność trenerów. Ale udało się: trenerzy odpowiadający za polskie lekkoatletyczne sztafety 4x400 metrów będą mogli zabrać na igrzyska do Tokio aż po osiem biegaczek i biegaczy. W gronie 67 osób 400-metrowcy stanowią zatem aż 25 procent składu. Aleksander Matusiński postulował o takie rozwiązanie od tygodni, szczególnie biorąc pod uwagę konieczność "obstawienia" zawodniczkami nie tylko sztafety żeńskiej, ale również mieszanej. W podobnej sytuacji znaleźli się panowie, którzy bilet na igrzyska zapewnili sobie w ostatniej chwili dzięki dobremu miejscu w rankingu.
Tylko że gdy tylko sprawy zaczęły się układać po myśli Polaków, na horyzoncie pojawiła się kolejna komplikacja.