Gdybym miał coś powiedzieć sobie z 1992 roku? Żeby się nie poddawał. Ale przede wszystkim, żeby ogolił wąsy! – mówi w ekskluzywnej rozmowie z TVP Sport czterokrotny mistrz olimpijski w chodzie Robert Korzeniowski.
To było wyjątkowe spotkanie. Na stadionie – miejscu, które zawsze podczas dużych imprez było metą i celem rozmówcy. Robert Korzeniowski, legenda polskiego olimpizmu, a po latach kariery także m.in. dyrektor TVP Sport, spotkał się z jego następcą Markiem Szkolnikowskim.
W godzinnej rozmowie o chodzie sportowym, sukcesach i łzach szczęścia, ale też grymasach bólu, porażkach i zawodzie czterokrotny mistrz olimpijski (1996-2004) odkrywa się w całości. Przyzwyczajony do blasku świateł został posadzony na środku Stadionu Śląskiego. Wspólnie z prowadzącym razem oglądali na telebimie wszystkie najważniejsze wydarzenia z jego dotychczasowego życia.
Korzeniowski opowiada m.in...
...o dzieciństwie
"Byłem chłopakiem, który wychował się na zwykłym podwórku. Miałem symptomy choroby reumatycznej. I byłem z pokolenia zmęczonego beznadzieją. No bo tak: podstawówka kończona w stanie wojennym, w liceum czuliśmy, że nie mieliśmy zagwarantowanej żadnej przyszłości. Będąc młodym, chciałem się buntować przeciwko dorosłym, przeciwko światu... zrobić coś specjalnego, znaleźć własną drogę. Nie ulec, wyrąbać sobie chodnik w dżungli, jak metaforycznie mówił Przemysław Babiarz. Ja mówię trochę inaczej: że sportem udało mi się wydrążyć tunel z obozu jenieckiego."
...o dyskwalifikacji, która zabrała medal w Barcelonie
"Moja kariera była naznaczona bólem. Nie tylko fizycznym. Na początku byłem pariasem, tym, którego świat chodu nie szanuje, bo jest z zewnątrz. Barcelona 1992, pamiętam jak dziś. Przytrafiła mi się dyskwalifikacja, właściwie tuż przed stadionem, a szedłem po medal. Ale po latach myślę, że chociaż był to straszny zawód, potrzebowałem tego, tego zdjęcia z trasy, żeby się utrwalić. Jako 24-latek wtedy nawet nie do końca byłem przygotowany na sukces. Zmierzyłem się z porażką. Może gdybym wtedy stał się popularny, odpłynąłbym? A tak moje pragnienie, dążenie do perfekcji trwało dłużej. Chciałem być na olimpie. Los oddał mi to na dystansie 20 km w Sydney. Tam nie doszedłem pierwszy do mety, a zostałem mistrzem."
...o tym, co powiedziałby tamtemu Korzeniowskiemu z 1992 roku
"Uwierz, że to jest dopiero początek. Że skoro wykonało się już tyle kroków, warto iść dalej. Ja się dopiero tam przekonałem, że igrzyska to wydarzenie życiowe, że tam nie jedzie się tylko na start, ale na poukładanie sobie świata na nowo. Ach, i powiedziałbym mu jeszcze: zgól te wąsy"
...o piątym medalu
"Piątym medalem olimpijskim jest dla mnie m.in. to, że staram się żyć nadal jako olimpijczyk: citius, altius, fortius. Chcę mieć poczucie, że robię coś pożytecznego, że mam jakiś wpływ. Mam dziś sportowy klub lekkoatletyczny. Fakt, że mogę pokazywać dzieciom przykład, jest najpiękniejszą sprawą, jaka mogła mnie spotkać. Mam świadomość, skąd wyszedłem i dokąd zaszedłem. Marzę, żeby któryś z moich zawodników któregoś dnia przebył podobną drogę."